ROZDZIAŁ 12, Zakon Ostrza Mroku
Dniknam wygląda ekscytująco o wschodzie słońca. Budynki mienią się w jego promieniach, dając niesamowicie piękny pokaz tańca kolorów. Niżej położone warstwy miasta, zamieszkałe przez najuboższych, wciąż czekają, aż zostaną oblane światłem. Skrywające się w mroku budynki są oświetlone tylko lampami wewnątrz, co sprawia, że ich delikatny blask ledwie wydostaje się na zewnątrz. Zamek Daeda zawsze pierwszy korzysta z promieni słońca. W korytarzu już z samego rana panuje zamieszanie. Wszyscy biegają, aby wyrobić się ze swoimi obowiązkami na czas, ponieważ gdyby im się to nie udało, może ich spotkać niesprawiedliwie dobrana kara. Jakaś służka właśnie czyściła ramy obrazu, kiedy drzwi od komnaty Daeda otworzyły się z hukiem. Drabina, z której młoda służka czyściła obrazy, przewróciła się, robiąc spory ambaras. Zdenerwowany poranną wiadomością król spojrzał wyniośle na młodą dziewczynę.
- Jesteś aż tak niezdarna?! - zawołał. Dziewczyna pochyliła głowę i z pozycji leżącej przeniosła się na kolana.
- Panie, błagam o wybaczenie. - powiedziała z przerażoną miną. Brak odpowiedzi króla sprawiał, że powoli opuszczała ją cała nadzieja, kiedy ktoś podbiegł do króla.
- Panie, Doolb Redav już przybył. Czeka w sali audiencyjnej. - ukłonił się i czekał. Po chwili namysłu Daed ruszył w stronę wspomnianej sali, rzucając za siebie komentarz.
- Ukarz ją. - Kiedy władca zniknął w korytarzu, nawiązała się rozmowa.
- Co tu zaszło? - zapytał łagodnym i zrezygnowanym głosem.
- Wycierałam ramy, kiedy król otworzył drzwi i trącił moją drabinę. - wyjaśniła.
- Wiesz, że muszę cię ukarać prawda? - zapytał. Było mu szkoda młodej dziewczyny, ale gdyby król dowiedział się, że pozostała bezkarna, zabiłby go.
- Wiem. Proszę o łagodną karę. - dziewczyna ponownie schyliła głowę.
- Dostaniesz przeniesienie. Będziesz pracować, jako moja nałożnica.- odparł po długim namyśle. Król uważa, że takie kary są wystarczające, ponieważ zwykle nałożnice są gwałcone. W tej sytuacji jednak będzie inaczej. Mężczyzna, który wymyślił karę, jest łagodny i dobry.
Tymczasem król dotarł do sali audiencyjnej, gdzie w jednym z foteli doradców króla rozgościł się już Doolb.
- Widzę, że już się rozgościłeś. - rzekł wyniośle Daed.
- Myślałem o twoim tronie, ale wolę nie podpadać Wielkiemu Daedowi. - uśmiechnął się szyderczo. Był to mężczyzna o dość smukłej sylwetce. Cały czas chodził w wyblakłych, acz bogatych ubraniach. Wypłowiałe czarne spodnie idealnie komponowały się z wytartą tuniką w tym samym kolorze. Jedynie zdobienia na rękawach i nogawkach wydawały się, jakby naszyte były wczoraj. Złota i fioletowa nić wiła się po nich, tworząc losowe przecięcia i łączenia. Ten wzór był znany jako Zakon Ostrza Mroku.
- Cieszę się, że masz rozum. Mam dla ciebie zadanie ostrzu mroku. - zapowiedział.
- Wytężam słuch.- na jego pociągłej twarzy skrytej pod czarnymi jak noc falującymi włosami pojawił się uśmiech. Blizna przechodząca przez zielone oko delikatnie się zniekształciła pod wpływem unoszących się kącików ust.
- W mieście Akezr doszło do wyjątkowej zbrodni. Mężczyzna podający się za następcę Wielkiego Druida Magnusa zabił naszych magów. Mówi, że jest z innego świata. Powiadają, że nazywa się Resu Cigam. Zaprzyjaźnił się z synem bękarta Ecaepa II. Wykonaj na nich egzekucje. - zażądał Daed. Doolb skrzętnie sobie coś zanotował i podniósł się z fotela. Delikatnie ugiął się w pasie i odrzekł.
- Mój królu, W Akezr szykują się dwa pogrzeby. - skomentował z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy członek Zakonu Ostrzy Mroku. Nie czekając na dalszą część rozmowy, ruszył w kierunku drzwi. Za nimi stał tylko jeden ze straży. Ruszył więc w stronę komnat króla. Zobaczył, że jakaś służka zbiera sprzęt sprzątający.
- Chodź! Muszę się zabawić przed misją! - śmiał się Doolb. Służka nic nie odpowiedziała. W tym czasie pojawił się strażnik.
- To jest moja nałożnica. - rzekł.
- W takim razie mi ją udostępnij. - ironicznie odparł wojownik.
- Wybacz Ostrzu Mroku, ale nie tym razem. - odpowiedział strażnik. Redav udał obrażenie i powoli się oddalił. Wiedział, że król surowo karze osoby, które biorą czyjeś nałożnice bez zezwolenia.
- Panie. Przyszedł strażnik z raportem. - powiedział wartownik, cały czas będąc w ukłonie.
- Wpuść go. - rozkazał. Mężczyzna zniknął za drzwiami i zaraz pokazał się inny.
- Panie. Szpiedzy donoszą, że w ruinach Yniur zebrali się powstańcy. Teraz kiedy dotarła do nich informacja o przybyciu druida z innego świata, przygotowują się do ruszenia. - zaraportował.
- To wszystko? - dopytał Daed.
- Tak panie. - odrzekł.
- Masz dwa dni na przygotowanie wojska. - rzekł i odprawił go ręką.
Tymczasem Doolb Redav szykował się do wyjazdu. Zdążył osiodłać konia, kiedy podszedł do niego jakiś tajemniczy mężczyzna. Zatrzymał się po drugiej stronie płowego ogiera i przez chwilę przyglądał się Doolbowi, przeczesując swoimi palcami końską grzywę.
- Nie zgłosiłeś się ostatnio do mistrza. - odezwał się mężczyzna.
- Mam zbyt wiele na głowie. - odparł zwięźle Doolb.
- To jest ostatnia szansa. Jeśli dziś się nie zjawisz, będę zmuszony wykonać egzekucję. - w oczach mężczyzny widać było autentyczną troskę. Redav westchnął.
- W takim razie dziś się zjawię. - Słysząc te słowa, mężczyzna skinął głową i powoli się obrócił.
- Do później Redav. - powiedział, znikając w cieniu. Doolb nie myśląc nad całą tą sytuacją, wskoczył na osiodłanego już konia i popędził go co sił. Z Dniknam wyjechał jeszcze za dnia, jednak zaraz po opuszczeniu miasta zatrzymał się przy chacie pobliskiego drwala. Zsiadł z konia i wpatrując się w budynek, wziął głęboki oddech i złapał ręką za miecz przytwierdzony przy lewym boku bioder.
- Wiem, że tu jesteś. - powiedział w kierunku sporego krzaku przy budynku.
- Cieszę się, że tak szybko przybyłeś. -
- A mam inne wyjście? - nie czekając na odpowiedź, minął krzak, do którego mówił i wszedł do budynku. Wnętrze w rzeczywistości było schludnie posprzątanym pomieszczeniem, na którego środku ustawiony był kominek a na ścianach estetycznie ułożone drwa. Redav podszedł do ściany i ostrożnie wysunął z niej jedyną niepalącą się drewnianą pochodnię wraz z metalową obręczą trzymającą ją w ścianie. Po kilku zgrzytnięciach podłoga wokół kominka rozsunęła się, okazując spiralne schody. Na ich końcu znajdowały się solidne metalowe drzwi z okienkiem zamykanym od środka. Doolb wystukał palcami rytm i w okienku pokazała się zakryta materiałem twarz.
- Zakazana wiedza otwiera wrota do mistrza. -wyrecytowana regułka była jedynym kluczem, który mógł sprawić, aby zamaskowany człowiek otworzył drzwi, lecz on wciąż czekał.
- Jad bazyliszka to wywar z ropuchy. - dodał szeptem Redav. Okienko się zamknęło, a solidne drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka przybysza.
- Kto i do kogo? - gruby męski głos wypełnił pomieszczenie. W kierunku przybysza skierowane były dwa ostrza ociekające trucizną. Redav wiedział, że wystarczy je dotknąć, aby skóra zaczęła się pokrywać bąblami, które pękając, wyżerałyby w zabójczym tempie skórę i to, co się znajduje pod nią, powodując szybką śmierć.
- Członek Zakonu Ostrza Mroku Doolb Redav, uczeń mistrza do mistrza. - te słowa również zabrzmiały, jak pozbawiona emocji, wyrecytowana z pamięci regułka. Potężny strażnik gestem zaprosił Doolba dalej. Kilka kroków szedł w ciemności, aż ponownie stanął przed drzwiami. Te zrobiono z litego drzewa. Otworzył je gwałtownym ruchem ręki i silnym naporem własnego ciała. Ustąpiły i wszedł do środka. Zalało go ciepłe żółte światło bijące od kilku źródeł.
- Proszę, proszę! Kto to nas odwiedził? - rzekła jakaś kobieta.
- A jednak udało mu się ciebie tutaj ściągnąć. - dodał jakiś starszy mężczyzna.
- A ty wciąż czekasz na awans, czy tym razem w końcu przyszedłeś się pożegnać? - odparł z jadem w głosie Redav.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro