Rozdział 24
Chwilę rozważał od czego ma zacząć, nie wiedział jak ma ubrać myśli w słowa, dlatego by dać sobie jeszcze moment na ogarnięcie tego chaosu panującego w jego głowie niepewnym ruchem wziął szklankę do rąk, przysunął ją sobie do nosa i zaciągnął się zapachem czekolady i aż przymknął z rozkoszy oczy. Skoro pachniało tak pięknie to jak musiało wspaniale smakować. Chwilę trwał w zawieszeniu, a potem gdy już chciał się przełamać ktoś zapukał do drzwi. Tak nagle i nie spodziewanie, że aż skoczył wystraszony jakby ktoś przyłapał go na czymś niedozwolonym. W sumie trochę tak było, ale nikt nie widział zza drzwi co on robi. No i tylko rodzice mogli go skarcić za to co zamierza wypić. Dla całej reszty nie miało to znaczenia, dla całej reszty było to normalne, ale w tej chwili zorientował się, że kto by nie stał za drzwiami to on i tak nie wypije już tego napoju, bo w chwili gdy skoczył wystraszony na kanapie wylał zawartość naczynia na podłogę, stolik i jeszcze nieco na kanapę. Przeklął pod nosem, bo miał serdecznie dosyć tego dnia, a przed nim czekały kolejne zapewne jeszcze trudniejsze i bardziej bolesne. Miał nadzieję, że mama jednak jest zdrowa, a te wyniki to tylko jakiś błąd. Nie chciał nawet myśleć, że jest inaczej. Te wszystkie nagromadzone emocje z dzisiaj i z ostatniego czasu, gdy praktycznie każdego dnia kłócił się ze swoją byłą wreszcie dały o sobie znać. Tego wszystkiego było za wiele, a wiedział, że najtrudniejsze dopiero przed nim. Nie bał się jazdy na motocyklu, na mokrej jezdni, gdy wskazówka licznika niebezpiecznie zbliżała się na skraj, nie bał się ścigać na torze na jednym kole, wtedy jedynie co czuł to ekscytacje i adrenalinę, no i szczęście, bo to sprawiało mu frajdę, ale bał się opieki nad tym dzieckiem, przerażało go to. Jego zamiarem miała być chwilowa przeprowadzka na wieś w celu odnalezienia osoby winnej za śmierć jego babci, a teraz wiedział, że utknie tam na lata. Chyba, że zabierze dzieciaka do miasta, przecież w testamencie nie było nic o docelowym miejscu zamieszkania tego chłopca, może mieszkać gdziekolwiek byle z nim, a on właśnie tego obawiał się najbardziej. Nie wytrzymał i rozpłakał się jak dziecko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro