Jico i Yamiro
Jim
- Hej - powiedziała nieśmiało
- Hej Jim spójrz na mnie
Ja jak zahipnotyzowana spojrzałam w jego niebiesko-zielone oczy. Zapomniałam o całym istniejącym świecie. Byłam tylko ja i on i ...I JEGO PIKNE PACZADEŁKA
- Jim rozmarzyłaś - szepnął, a po moim ciele przeszła fala ciepłego prądu.
- M-może - zająkałam się. Co mi jest ?!
- Jim nie martw się ze mną jest dobrze ja zostaję tylko na obserwacji i wypuszczą mnie za dwa dni.
- To dobrze, ale i tak będę bardzo tęsknić - przutuliłam go
- Będę umierać z tęsknoty do ciebie
- Ejej tylko nie umieram kto ki wtedy będzie pomagał z chemią i stawiał soki jabłkowe i jeździł ze mną w konkursach. Kto będzie się mną opiekował - zadawałam pytania dla zabawy, a on zachichotał.
- Masz rację mnie nie da się zastąpić
- Tak jesteś niezastąpiony
Yam
- Ramiro co ci się stało - spytałam przerażona widząc jego stan
- Mam złamany noc i kilka zdrapań. Nic wielkiego - słabo się uśmiechnął
- Nie strasz nie tak nigdy więcej. Martwiłam się - łzy spływały mi powoli po policzkach.
On ścierał każdą z nich kciukiem
- No a teraz się uśmiechnij, bo nie lubię gdy jesteś smutna. Czuję się wtedy jakbym stracił część siebie. Nie wiem co wtedy zrobić, bo boję się, że jeszcze bardziej będziesz smutny, a ja będę czuł te ukucie w sercu. Czuję się wtedy jakby coś mi w życiu nie wyszło
- WoW... To było głębokie. Nie wiedziałam, że jesteś takim poetą - uśmiechnęłam się
- Masz piękny uśmiech - powiedział lekko muskając moje usta - cała jesteś piękna, ale najbardziej uwiewlbiam twoje oczy. Mógłbym patrzeć w nie godzinami, a nawet dniami
Przerwała nam pielęgniarka
- Proszę już pacjenci muszą odpocząć tak jak wy dziewczęta. Odwiedziny zaczynają się jutro o 10.00
Wszystkie się pożegnałyśmy, a Tino, szofer Ambar i Luny, poodwoził nas do domów.
To była ostatnia część maratonu na dzisiaj
Miłych snów zajączki 🐰🐰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro