Rozdział 5 Podróż w głąb siebie
Wiele dni później.
Iris przyzwyczaiła się do nowego "życia", co nie znaczy, że się jej to podobało. Sporo czasu spędzała na rozmyślaniach oraz medytacji. Wspominała swój powrót na Wrzące Wyspy, to jak została napadnięta, a później aresztowana za użycie dzikiej magii.
*Belos tamtego dnia dał mi szansę na odkupienie... tak przynajmniej mi się wtedy zdawało. Prawda była tak, że wiedział od początku z kim ma do czynienia i chciał, abym dołączyła do niego z własnej woli, a ja głupia się zgodziłam. Pozwolił mi zachować mój palizman oraz korzystać z dzikiej magii, ale był pewien haczyk, ponieważ oddał mnie pod opiekę Złotego Strażnika. Kiedyś myślałam, że to ktoś z rodziny Huntera, a tak naprawdę był to jedna i ta sama osoba. Klon brata Belosa, ale wtedy nawet by mi to nie przeszło przez myśl...
Zamek Belosa. Prawie 41 lata wcześniej.
Iris wraz ze Złotym Strażnikiem weszła do pomieszczenia, gdzie wydawano ekwipunek nowym rekrutom, Iris dojrzała, że na środku pomieszczenia stoi nowiutki uniform Cesarskiego Sabatu tak ładnie wyeksponowany, że chciała go zaraz przymierzyć.
— Nie sądź, że możesz tu po prostu wejść, zarzucić to na siebie i nazywać się członkinią Cesarskiego Sabatu!— Warknął Złoty Strażnik.
Na te słowa Iris błyskawicznie się wyprostowała, ale rozumiała jego zachowanie. Była nowa i wiedziała, że musi się wykazać.
—To ja będę twoim opiekunem i z czasem dowiem się, czy masz prawo nosić te szaty...
*Złoty strażnik najczęściej uczył mnie o cesarskim sabacie oraz pozostałych sabatach ich strukturach, pochodzeniu i celach. Lata historii ściśnięte w kilka krótkich dni... Opowiedziałam mu o tym, co spotkało moją matkę. O przysiędze, którą złożyłam, że zemszczę się na tych, którzy za to odpowiadają. Złoty Strażnik wyjaśnił mi, że odpowiedzialni za to są renegaci, którzy sprzeciwiają się Belosowi i idei sabatów i kultywują starym tradycją. No i przewodzi im nikt inny jak mój własny ojciec. Strażnik powiedział, że jeśli mam służyć Belosowi, mój ojciec i wszyscy, którzy mu pomagają, są moimi celami. A więc pracowałam ciężej. Uczyłam się szybciej, ale mimo wszystkich moich postępów było jasne, że jeszcze wiele pracy przede mną. Trzy tygodnie później Złoty Strażnik zginął z ręki mojego przyrodniego brata, a ja dopadłam go kilka dni później. Chciałam go zabić, ale powstrzymałam się, wiedziałam, że on nie okazałby mi łaski, jednak uznałam, że powinien odpowiedzieć przed Belosem. Wyrok był jeden. Zamiana w kamień. Wtedy właśnie wręczono mi mój strój, byłam jedną z nich, pierwszym moim zadaniem było odnalezienie mojego ojca i pozbycie się go wszelkimi dostępnymi środkami. Wtedy właśnie poznałam Ignaza, najbardziej nieobliczalna i najbardziej lojalna osoba, jaką poznałam od mojego powrotu. Belos liczył, że mi się nie uda i zginę, że osłabi to mojego ojca. Pomylił się. Udało mi się. Pokonałam go, ale była to walka na śmierć i życie. Gdyby nie nauki mojego mistrza Kalida nie udałoby mi się, a tak nie dość, że dokonałam zemsty (tak mi się przynajmniej wtedy zdawało) to zniszczyłam potwora, jakiego chciał wypuścić na świat mój ojciec. Pożeracza Strachu, olbrzymiego robala, który im więcej strachu pochłonął, tym był potężniejszy, broń idealna. Ten sukces sprawił, że szybko awansowałam i w ciągu roku byłam już prawą ręką Beolsa. A dalej sprawy potoczyły się same.
25 lat wcześniej.
* Miałam już 33 lat i Wrzące Wyspy u stóp, buntownicy, albo uciekli, albo dosięgła ich sprawiedliwość, tak czy siak nie było już nikogo, kto mógłby stanąć mu na drodze, lecz jak się okazało nie wszystkich... moja przyrodnia siostra planowała zemstę i prawie się jej udało. Gdyby nie poświęcenie Złotego Strażnika Belos byłabym wtedy zimnym trupem, ale niestety kolejny Złoty Strażnik zginął na służbie. Mimo że nigdy nie widziałam go bez maski, był taki sam jak jego poprzednik, pełen poświęcenia dla wyższej sprawy i oddany idei sabatu do samego końca. Ścigałam swoją przyrodnią siostrę przez kilka dni, ale prawda okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Ona nie chroniła siebie, ale kogoś... swojego syna, za którego ona i jej mąż oddali życie, a przewrotny los sprawił, że ten dzieciak został kilkanaście lat później moim uczniem i moją rodziną.
8 lat wcześniej.
* Trenowałam mojego ucznia już 5 lat i, mimo że jest człowiekiem, ma w sobie tę samą krew i moc co ja. Kiedy tu trafił miał 13 lat, był słaby i przestraszony, ale teraz w jego oczach nie było już strachu, nauczyłam go wszystkiego, co sama umiałam, mając go po swojej stronie, nikt nigdy nie ośmielił się podnieść ręki na cesarza. Wtedy jednak nas zdradzono... Niestety mój sukces sprawił, że coraz więcej osób widziało we mnie zagrożenie, a zwłaszcza Belos. Ani się obejrzeliśmy, a staliśmy na środku sali tronowej przed obliczem cesarza Belosa, cesarza, którego wielokrotnie broniłam. Zostaliśmy oskarżeni o kolaborację ze spiskowcami, którzy chcieli go obalić... w końcu przywódcami spisku byli członkami naszej rodziny. Jakkolwiek bezpodstawne były te oskarżenia, przepisy wyraźnie mówiły, że każdy, kto współpracował z buntownikami i sam nie wydał się w ręce Belosa, ma zostać skazany na zamianę w kamień. Belos przy pomocy Kikimory i Terry zmanipulował pozostałych przywódców sabatów, którzy uznali nas za winnych. Pomimo tego, jak wiele zrobiłam dla mieszkańców Wrzących Wysp, nie miałam do kogo udać się po pomoc. Oczywiście Kirke i Ignaz poszliby za mną w ogień, ale nie chciałam ich narażać, zresztą ich zdanie nic nie znaczyłoby dla Belosa, bo wyrok był już wydany za nim stanęliśmy przed jego obliczem. Staliśmy naprzeciwko najważniejszych osób na Wrzących Wyspach, którzy zrobili z nas kozły ofiarne. Jako okoliczność łagodzącą uznano jedynie moje wcześniejsze zasługi dla Wrzących Wysp, co pozwoliło mi zamienić karę z zamiany w kamień na wygnanie. Mój uczeń jednak nie miał tyle szczęścia, lecz za nim mnie wyrzucono, rzuciłam na niego zaklęcie, które ochroni go przed negatywnymi skutkami zamiany w kamień, będzie posągiem, ale będzie żył... do czasu aż nie wrócę.
Czasy obecne
* Wielu uważa, że dopiero przed śmiercią nasze życie przelatuje nam przed oczami, ale to nie jest do końca prawda. Kiedy siedzi się w niemal całkowitym odosobnieniu zastanawiasz się nad swoim życiem, nad jakie błędami się popełniło, a ja popełniłam ich nie mało, ale staram się wyciągnąć z nich lekcję. Poza medytacjami i zatracaniem się we wspomnieniach odbywam od czasu do czasu pogawędki z Kingiem i muszę przyznać, że gdyby nie to byłoby naprawdę ciężko. Mój mistrz nauczył mnie wiele, ale nigdy nie nauczył co zrobić, kiedy znajdę się w izolacji, odcięta od świata, a sposoby, jakie poznałam, były tylko czasowe. Gdyby nie King mój umysł rozsypałby się w pył i popadłabym w szaleństwo, ale udaje mi się przetrwać. Silny i sprawny umysł, który jest w równowadze z ciałem to klucz do potęgi, potęgi, którą ciągle próbuje zdobyć, aby się wydostać, by któregoś dnia podjąć walkę i uwolnić Wrzące Wyspy lub zginąć próbując. King wspominał, że ktoś próbował się tutaj kilkukrotnie dostać, a jego opis pasował do Ignaza. Niestety ostatnia próba zakończyła się jego śmiercią, ale ja wiedziałam, że on nie może umrzeć i za jakiś czas się odrodzi i spróbuje ponownie. Liczę na niego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Dzień przed powrotem Luz na Wrzące Wyspy. Pałac Kolekcjonera.
Iris od dawna medytowała, ale od jakiegoś czasu nic to nie dawało zupełnie, jakby coś blokowało jej magię... jej rozwój. Chcąc odkryć, dlaczego się tak dzieje, pogrążyła się jeszcze mocniej w medytacyjnym transie. Licząc, że jej umysł podsunie jej odpowiedź.
Nagle znalazła się sali tronowej Belosa, a naprzeciw niej stał jej uczeń, Ian.
— Czas na nasze ostatnie spotkanie. — Powiedział, przyjmując pozycję do walki.
Iris była tym zaskoczona, ale nie zawahała się i zaatakowała go, lecz Ian bez trudu blokował jej ataki, nieważne jak silne były. Wtedy Iris zorientowała się, że stoi przed nią manifestacja jej ucznia, którą ma w pamięci.
— Masz słabą wolę. Brak ci dyscypliny. — Odezwał się Ian.— Pozwalasz, żeby strach i wątpliwości zakłócały twoją więź z magią. Belos nie zamieniłby mnie w kamień, gdybyś nie była tak słaba!
Ostatnie słowa jej ucznia bardzo ją zabolały i zdenerwowały jednocześnie, dlatego zaatakowała z całą mocą, ale tym razem jej uczeń nawet nie próbował się bronić i przyjął jej cios.
— Tak. Masz moje życie na sumieniu, mistrzyni. Jesteś porażką! Miernotą! Nie zasługujesz na ten strój!— Po ostatnich słowach jej uczeń zamienił się w kamień.
— NIE! — Krzyknęła Iris i nagle krajobraz się zmienił.
Kojarzyła miejsce, w którym się teraz znalazła i to bardzo dobrze. Był to Kościogród 50 lat temu...
Mijali ją przechodnie, którzy nie zwracali na nią uwagi i co dziwniejsze nie widziała ich twarzy, które zdawały się rozmyte, ale wtedy usłyszała głos.
— Mamo? Mamo, gdzie jesteś? — Pytała, ale żaden z przechodniów nawet się nie zatrzymał.
Głos ten należał do małej dziewczynki, dziewczynki, którą Iris poznała bez trudu. Ponieważ, to była ona. Wspomnienie pochodziło z chwili, kiedy magiczny wybuch zabił jej mamę i kilka innych osób, ale ona wtedy jeszcze tego nie wiedziała.
Teraźniejsza Iris powoli podeszła do swojej zdezorientowanej młodszej wersji, która ściskała w dłoniach laskę należącą do jej mamy i biegła przed siebie. Iris pamiętała tylko, że laska, którą miała jej mama, była rodzinną pamiątką, którą przekazywano z pokolenia na pokolenie. Mimo że bez wątpienia była magiczna, Iris nie potrafiła jej użyć i czuła się wtedy wyjątkowo bezradna. Później znalazł ją jej przyszły mistrz, a laskę oddała Kirkę, która pogrzebała ją razem z jej mamą.
— Nie chcę już tutaj być. Mamo? Chcę wrócić do domu — Mówiła jej przeszła wersja, która z bezradnością rozglądała się w koło. — Boję się...
Na widok teraźniejszej Iris jej młodsza wersja nieco się przestraszył i mocniej przycisnęła do piersi laskę, ale w końcu przełamała strach i podeszła do teraźniejszej Iris i spytała:
— Moja mama gdzieś zniknęła. Pomożesz mi jej poszukać?
— Nie martw się... — teraźniejsza Iris nie wiedziała co jej odpowiedzieć, wiedziała, że ich mamy już nie ma, ale nie chciała jej odbierać resztek nadziei. — Możemy poszukać jej razem. — Powiedziała i przyklęknęła przed swoją młodszą wersją, kładąc jej jednocześnie dłoń na ramieniu.
— To jej laska. Bez niej nie wróci do domu. Czy mogłabyś ją ponieść? — spytała.
Teraźniejsza Iris starała się powstrzymać łzy, lekko odwracając głowę od przeszłej siebie, aby ta tego nie zobaczyła i wyciągnęła dłoń po laskę, a kiedy ją złapała przeszła Iris, zniknęła, a krajobraz znów się zmienił, lecz wtedy Iris zaczęła spadać, by po chwili wylądować w czymś, co przypominało bagno.
— NIE! — Zawyła Iris, która starała się uwolnić, lecz zapadała się tylko głębiej.
Im bardziej Iris się zamartwiała, tym bardziej tonęła w bagnie. Jej zmartwienia zaczęły przybierać realną formę: była nią postać Pożeracza Strachu, który z każdą chwilą oplatał Iris i powoli wciągał ją w odmęty bagna.
— Pomocy! — krzyknęła. Nie liczyła na to, że ktoś jej pomoże. Bo kto mógłby żyć w miejscu takim jak to.
Wtedy Iris usłyszała pogwizdywanie, które co jakiś czas przerywał śmiech. Na pobliskim drzewie dostrzegła postać, która siedziała na gałęzi, wesoło machając nogami. Postacią tą okazała się ona sama, a dokładniej jej młodsza wersja z czasów, kiedy skończyła szkolenie.
— Czemu się tak miotasz? — spytała zaciekawiona.
— Tonę w bagnie jakbyś nie zauważyła, lecz prawda jest tak, że zawiodłam mamę, zawiodłam przyjaciół, zawiodłam Wrzące Wyspy. — Zapłakała teraźniejsza Iris, która nie przestawała się miotać, ale lepka maź, którą otaczał ją Pożeracz Strachu z każdą chwilą, ograniczała jej ruchy. — Nadzieja zgasła — dodała zrezygnowana i była gotowa się już poddać.
— Nieprawda. Nie zawiodłaś ich tylko siebie. — Odparła młodsza Iris. — A przynajmniej tak sobie wmawiasz. Jestem częścią ciebie i wiem, że robiłaś różne rzeczy dobre i złe, ale nie możesz się obwiniać za to, co się już stało. Nie daj się opanować własnemu strachowi i rozpaczy. To TY musisz być ich panią! Ciągle masz czas, aby to wszystko naprawić, wystarczy tylko, że pogodzisz się z tym, co się stało i złapiesz mnie za dłoń...
Po tych słowach młodsza Iris wyciągnęła dłoń w kierunku teraźniejszej, ale ta była za nisko, aby ją dosięgnąć. Wtedy właśnie Iris znów poczuła nadzieję i zaczęła szukać rozwiązania. Dostrzegła, że wielkie drzewo, na którym znajduje się jej młodsze ja jest wysokie, a jego korzenie wrastały głęboko w ziemię. Stopy Iris wyszukały podporę, którą był jeden z korzeni drzewa. Z nadzieją w sercu Iris sięgnęła nad siebie i złapała dłoń młodszej ja, a ścisk Pożeracza Strachu zelżał i w pewnej chwili po prostu zniknął.
Teraźniejsza Iris spojrzała na swoją młodszą wersję i powiedziała:
— Nie powinnam nigdy zapomnieć, kim jestem! Jestem Iris Fallmoon i ocalę tę krainę bez względu na wszystko!
— I nigdy o tym nie zapominaj. — Po tych słowach młodsza Iris uściskała mocno teraźniejsza.
Lecz kiedy teraźniejsza Iris chciała odwzajemnić uścisk jej, wtedy jej młodsza wersja rozpłynęła się w powietrzu, a krajobraz znów zaczął się zmieniać.
Tym razem Iris znalazła się wyjątkowo mrocznym miejscu, gdzie panowała niemal całkowita ciemność, a jedynymi odgłosami, jakie słyszała, był chlupot wody pod jej stopami.
— Dlaczego chcesz mnie porzucić? Dlaczego chcesz porzucić tę chwałę, o którą walczyłaś tak długo?
Teraźniejsza Iris dostrzegła, że słowa te również należą do niej, ale tym razem nie potrafiła określić, z jakiego jej życia jest jej odbicie.
— Przejdź się za mną. — Powiedziała.
Idąc za nią Iris, dostrzegła, że jej odbicie dzierży laskę Belosa, co wywołało u niej pewien niepokój.
— To dla mnie zaszczyt, że mogę w końcu z tobą porozmawiać twarzą w twarz, Iris. To, co razem osiągnęliśmy, na zawsze zapiszę się na kartach historii Wrzących Wysp. — Powiedziała i po chwili marszu zatrzymała się, a na tafli wody pojawiło się wspomnienie z czasów, kiedy jako dziecko musiała uciekać z Wrzących Wysp. — Stanęłaś w obliczu trudnego wyboru, ale zdecydowałaś i postąpiłaś słuszne...
Iris nic nie odpowiedział i szła dalej za swoim odbiciem, do chwili aż pojawił się kolejny obraz. Wszystkie walki, jakie stoczyła od chwili dołączenia do Cesarskiego Sabatu.
— Całe życie walczyłaś o to w co wierzysz, by uczynić świat lepszym... to godne pochwały. — Odbicie ruszyło dalej.
Kolejnym wspomnieniem były te, w którym Iris zastępowała Belosa, mianując nowych przywódców sabatów.
— Degradowałaś i wynosiłaś na piedestał wedle uznania i, mimo że służyłaś Belosowi, nigdy mu się nie kłaniałaś w pas... Pokonałaś tak wielu przeciwników i zwyciężałaś tam, gdzie inni zawiedli...
Wtedy z ziemi wyłoniła się kamienna brama.
— Zasługujesz na moją pomoc, Iris. Korzystaj z niej!
— Pozwól mi przejść! Moi przyjaciele mnie potrzebują!
— Dałam ci wszystko, czego chciałaś. Wszystko, co było ci potrzebne! — Odparło jej odbicie z pogardą w głosie.
— Niczego mi nie dałaś. Wszystko zdobyłam sama!
— Ale to ja usuwałam ci z drogi przeszkody. Ja prowadziłam cię podczas walki!
Wtedy teraźniejsza Iris zrozumiała, że jej odbicie jest manifestacją jej gniewu, który niestety był spory, a ostatnie wydarzenia tylko go wzmocniły.
— Nie pomogłaś mi! Uczyniłaś mnie słabszą!
— Jak śmiesz się mi sprzeciwiać! — odbicie uderzyło laską o ziemię, a podmuch, jaki wtedy się wytworzył, powalił Iris. —Wszystko, w co wierzyłaś masz na wyciągnięcie ręki! A ty to odrzucasz! Sprzeciwiasz się swojej prawdziwej naturze! Stań do walki i przekonajmy się kto tu jest słaby!
Iris podniosła się i wtedy jej odbicie zaatakowało. Iris jednak zdołała odeprzeć atak.
— Nie oferujesz niczego prócz złudnej potęgi! — Warknęła Iris, rzucając na swoje odbicie zaklęcie błyskawicy.
— Złudnej potęgi? — zdziwiło się odbicie, odpierając zaklęcie Iris.— W świecie, w którym żyjesz, ta złudna potęga jest równie prawdziwa, jak wszystko inne! Czy gniew nie sprawia, że twoje siły wracają? Czy gniew nie budzi w innych lęku? Czy nie jest on natchnieniem do działania i dokonywania najwspanialszych czynów?— Pytało odbicie, nie przestając nacierać.
— To ja jestem jego panią, a nie na odwrót!— Odparła stanowczo Iris, z trudem unikając kolejnych, coraz potężniejszych ataków.
Wtedy jedno z zaklęć dosięgło Iris i powaliło ją na ziemię. Nie miała sił wstać, a jej odbicie mimo tego, że też kilkakrotnie oberwało potężnymi zaklęciami, zdawało się niewzruszone.
* Wstań!* powiedział nieznany głos.
Wtedy Iris dostrzegła, że za plecami jej odbicia pojawiły się złote drzwi i coś jej mówiło, że to jedyna droga, aby się stąd wydostać.
Ruszyła biegiem w ich kierunku, mijając lekko zaskoczone odbicie, ale kiedy znalazła się tuż przed nimi, usłyszała głos odbicia:
— Wracaj!
Jakaś potężna siła przyciągnęła ją ponownie przed jej oblicze i nakazywała walczyć. Jednak efekt był dalej taki sam, bez względu na to, co robiła Iris, na jej odbiciu nie robiło to wrażenia, a ona sama słabła z każą sekundą.
Wtedy właśnie zrozumiała, że gniew można okiełznać tylko spokojem, dlatego Iris skupiła się i oczyściła umysł ze wszelkich złych emocji i ponownie ruszyła w kierunku drzwi, ignorując swoje odbicie.
— Dołącz do nas. Jesteśmy tu dla Ciebie! — Rozległ się inny głos, który dobiegał zza drzwi.
Ten głos Iris rozpoznała bez trudu. Należał on bowiem do jej mamy.
— Co ty wyprawiasz? Przyjmij pozycję! Stań do walki jak na prawdziwą wiedźmę przystało! Nie uciekaj przed tym kim jesteś!
Iris jednak zignorowała słowa odbicia i dobiegła do drzwi, które się otworzyły, jej mama wyciągnęła ku niej rękę, a Iris mocno ją złapała.
— Walcz powiedziałam! — krzyczało odbicie Iris i z furią rzuciło się w jej kierunku.
Tym razem zaklęcie Iris powaliło odbicie na ziemię, a to tylko krzyknęło przeraźliwie, podnosząc się z ziemi.
— Arcytchórzu! — Krzyknęło i rzuciło kilka błyskawic Iris.
Jednak na ich drodze stanęli Ignaz i Kirke, którzy przyjęli zaklęcia na siebie, padli na ziemię, ale zaraz się podnieśli.
Pomiędzy Iris a jej mamę uderzyła błyskawica, która odrzuciła ich do tyłu, ale wtedy Ignaz, Kirke i jej mistrz podbiegli do niej i pomogli się Iris podnieść.
— Stań ze mną do walki, ty bojaźliwy niewolniku!— grzmiało odbicie, ale było widać, że słabnie.
Iris stanęła już w progu drzwi, gdzie czekali na nią jej przyjaciele, ale wtedy odbicie złapało ją za rękę.
— Odejdź teraz, a będziesz nikim! Ja dałam ci wszystko! Chwałę! Władzę! Zemstę! Czego jeszcze chcesz!?
— Wszystkiego innego... — odpowiedziała ze spokojem Iris.
Wtedy jej odbicie symbolizujące jej gniew i nienawiść zniknęło, a ona zrozumiała, że nie walczy tylko dla siebie, ale dla domu i rodziny, dla osób, które chroni i dla nich byłaby gotowa poświęcić wszystko. I to oni czynią ją naprawdę silną.
Iris dokonała czegoś, czego nie udało się jej zrobić od lat, pogodziła się sama ze sobą, nauczyła się kontrolować swoje emocje, lecz nie był to jeszcze koniec.
Znów była w Kościogrodze, lecz tym razem ulice były puste, a kiedy się obróciła, zobaczyła wszystkie trzy swoje odbicia, jakie spotkała.
— Zdałaś ten test — powiedziała mała Iris.
— Test?
— Walczyłaś sama z sobą i zrozumiałaś, że tylko dzięki równowadze osiągniesz swój pełny potencjał i odblokujesz swoją prawdziwą moc. — Dodała średnia Iris.
— Co wcale nie znaczy, że jeszcze się nie spotkamy. Ja zawsze tu będę. — Odezwało się dorosłe odbicie Iris, złośliwie się uśmiechając. — Jednak tym razem ci się udało, a to twoja nagroda.
Wszystkie trzy wcielenia Iris wyciągnęły otwarte dłonie przed siebie i wtedy pojawił się na nich palizman Iris.
— Przyda ci się podczas ostatniego wyzwania.
Iris skinęła głową i wyciągnęła dłoń, po czym złapała w dłoń swój palizman, a wtedy odbicia zniknęły, a ona znów znalazła się w sali tronowej Belosa i stała naprzeciw swojego ucznia.
— Popełniłaś błąd wracając. — Powiedział Ian, szykując się do walki.
— Wspomnienia, jakie przez całe życie mnie dręczyły... nie będę od nich uciekać.
— Zobaczmy więc, jaki koniec przyniesie ci ta odwaga. — Odparł obojętnie i zaatakował.
Lecz tym razem Iris dzięki swojemu palizmanowi zablokowała atak.
— Imponujące...— Oznajmił Ian, a jego dłoń pokryła magiczna aura, lecz i ten atak Iris zablokowała.— ale czy siła to odpowiedź na wszystko?
Wtedy Iris wyprostowała się i schowała swój palizman, a wtedy Ian rzucił zaklęcie, które minęło jej głowę o centymetr, Iris wiedziała, że zrobił to celowo.
— Mój uczniu... te wszystkie wspomnienia przed którymi uciekałam są częścią mnie. Wyciągnę z nich wnioski i stanę się lepsza.
Ian zmierzył ją wzrokiem i odetchnął głęboko, po czym obrócił się na pięcie i odwrócił lekko głowę w jej stronę.
— Pamiętaj, to czego zawsze mnie uczyłaś. Wytrwałość i dyscyplina są kluczem. — Po tych słowach Ian zniknął.
Iris w końcu wróciła do rzeczywistego świata, oczyszczona ze wszystkich brzemion jaśniała i emanowała energią. W końcu po tak wielu latach odblokowała swój pełny potencjał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro