Rozdział 4 Wiatr w oczy
— "Nie żałujesz? zapytała." Nie żałujesz, że odciąłeś się od swojego dziedzictwa...kultury? Nie. Mędrzec napotkał kiedyś człowieka, którego rękę toczyła choroba. Dłoń gniła i ropiała, zakażenie mogło objąć cały organizm. Mędrzec, widząc, że medycyna nic tu nie wskóra, przywołał wojownika i nakazał odciąć człowiekowi dłoń. Ten początkowo protestował, ale poddał się zabiegowi. Kilka miesięcy potem spotkał Mędrca. Zdrowy, lecz bez ręki. "O Nieśmiertelny!", zawołał. "Żyję, ale nie mogę pracować! Nie mam bowiem dłoni!" Rzekł mu Mędrzec: "Możesz pracować, masz drugą rękę. Udaj się ze mną i spisuj dzieje mojego życia. Po to jesteś potrzebny, do tego stworzyli cię bogowie". "Jestem kaleką!", protestował dalej mężczyzna, a Mędrzec objął go z miłością i wskazał kikut: "Jesteś perfekcyjny, bo tutaj się kończysz", rzekł mu. Dążymy do perfekcji, ukochana żono, bo umiemy odciąć to, co kalekie, słabe, to, co nas ogranicza. I zachować to, co dobre, szlachetne...to,co nas uwzniośla. Uśmiechnął się, wskazał na kwitnące wiśnie "Tylko one" rzekł. "Tylko one już są perfekcyjne." Wyszli z ogrodu, objęci. Zawsze młodzi w swej miłości. Koniec — Te słowa Iris wypowiedziała z pewnego rodzaju ulgą. Nigdy wcześniej nie mówiła tak dużo i tak długo nie mówiąc o opowiadaniu historii
— To była świetna opowieść!— krzyknął Kolekcjoner, który żwawo poderwał się na równe nogi.— Nigdy wcześniej nie słyszałem takiej historii! Mam nadzieję, że pozostałe, jakie znasz, będą równie dobre. Sama zapamiętała z niej walkę, aż do chwalebnego końca, porażkę, która nią nie była. W duchu jednak miała nadzieję, że będzie miała więcej szczęścia niż bohater opowiedzianej przez nią historii.
—Będziesz to musiał ocenić sam Kolekcjonerze. Nie mniej na pewno będą równie pasjonujące.— Odparła, widziała jednak że Kolekcjoner nie wyłapał głębi tej historii jej przesłania, bo praktycznie każda jakieś miała.
— Żeby nie wyjść na niewdzięcznika, mam coś dla ciebie. — Kolekcjoner sięgnął do jednego z rękawów, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Iris.— Proszę. Zasłużyłaś sobie.
Iris wyciągnęła dłoń, a Kolekcjoner położył na niej cukierek.
— Ja i King pójdziemy się teraz pobawić, a ty możesz sobie pozwiedzać zamek. Oprowadziłbym cię, ale to nudne, a ty jesteś na tyle duża, że sobie poradzisz.— Kolekcjoner zaśmiał się głośno, rozbawiony swoim żartem słownym.
Iris odpowiedziała tylko skinięciem głowy i wtedy King i Kolekcjoner gdzieś zniknęli, zostawiając ją samą. Dlatego idąc za radą Kolekcjonera, postanowiła rozejrzeć się po zamku i liczyć, że znajdzie w nim coś, co pozwoli wyrównać szanse w walce lub przynajmniej coś, co przekona Kolekcjonera do opuszczenia Wrzących Wysp.
Sam zamek zdawał się większy z zewnątrz niż na zewnątrz, ale na szczęście nie było w nim podziemi. Na każdym korytarzu znajdowały się obrazy przedstawiające Kolekcjonera, Iris jednak nie wiedziała, czy przedstawiają one prawdę, czy powstały tylko po to, aby po prostu były, a sceny na nich przedstawione to jego wymysł. Po dłużej chwili przechadzania się po zamku Iris trafiła na osobliwą salę, na której końcu stali przywódcy wszystkich sabatów, ale niestety dla Iris wszyscy zostali zamienieni w kukiełki.
— Biedni głupcy.— Mruknęła Iris, podchodząc bliżej.— Ostrzegałam ich, że ślepa lojalność sprowadzi na nich kłopoty. Może gdyby wszyscy się zbuntowali, nie byłoby nas dzisiaj tutaj.— Widok kukiełek, był przykry dla jej oczów, ponieważ znała ich wszystkich, wiedziała, jak są potężni, ale koniec końców wszyscy skończyli jako kukiełki w rękach dziecka. Bardzo potężnego dziecka.
Po chwili przypatrywania się kukiełkom Iris dostrzegła na ziemi narysowaną czerwoną linię, a za plecami kukiełek kraty, w których znajdowała się wyrwa i wtedy przy wyrwie pojawiła się Eda, która była częściowo przemieniona.
— Co tu się stało?— spytała Iris.
— To ty?— Eda zdawała się zaskoczona widokiem Iris.— Prawdopodobnie wiesz więcej niż ja, obudziłam się w tym stanie i wiem tylko, że Lilith została zamieniona w kukiełkę tak jak ci tutaj.— Skinęła głową w kierunku przywódców sabatów.
— A na ciebie to zaklęcie nie zadziało?
— Nie. Nie wiem tylko, czy to wina klątwy, czy jednak miałam szczęście i King przekonał Kolekcjonera, żeby mnie oszczędził.— Eda przyjrzała się Iris nieco bardziej uważnie.— Tobie też nic się nie stało, jak widzę, w ogóle to, co tutaj robisz?
— Kolekcjoner mnie tutaj ściągnął. Zobaczył jak walczyłam i udało mi się go przekonać do oszczędzenia mnie w zamian za historie, jakie mogę mu opowiedzieć. — Odparła zmieszana Iris.
— Nie jestem z tego dumna, ale jak tylko go zobaczyłam, wiedziałam, że nie mam z nim szans, co prawda odzyskałam już prawie siły, ale i tak obawiam się, że to za mało. Dlatego postaram się przygotować na moment, w którym przestanę być wartościowa lub gdy znajdę sposób, aby go pokonać lub przynajmniej z nim nie przegrać.
— Każdy robi to, co musi, aby przetrwać.— Westchnęła Eda.— Z drugiej strony dobrze, że tutaj jesteś, Lilith opowiadała, że jesteś świetna w warzeniu mikstur to prawda?
— Coś tam potrafię. — Odparła Iris.— Zgaduje, że pytasz, bo potrzebujesz pomocy?
— Powiedzmy. Przydałaby mi się teraz mikstura, która pomogłaby mi na moją klątwę.
— Wiem o jakiej miksturze mowa. Jest dość prosta i z pewnością wiesz jak ją przyrządzić — Iris splotła dłonie na piersi.— Gdzie tu zadanie dla mnie?
— To prawda. Wiem jak ją przyrządzić, tylko mam problem ze składnikami. W pomieszczeniu za mną jest sporo różnych śmieci w tym składników alchemicznych i...
— Nic nie mów, rozumiem. Chcesz, żebym powiedziała ci, czy istnieją zamienniki?
— To też, chociaż bardziej liczyłam na pomoc w ucieczce.
— Ucieczka to nie problem — odparła Iris.— Jednak problemem jest dokąd, miałybyśmy uciec? Na Wrzących Wyspach nie ma się gdzie ukryć, a te latające gwiazdy, które Kolekcjoner wysłał do łapania mieszkańców, zdają się być wszędzie.
— Dlatego właśnie skupimy się na twojej pomocy z moją klątwą. Pomożesz?
— Z racji, że jedziemy na tym samym wózku no i fakt, że twoja pomoc może się przydać, to tak, pomogę ci.— Odparła Iris, ale bez większego entuzjazmu.— Na początek zapisz mi, czym dysponujesz, a ja zrobię resztę.
Eda odwróciła się na pięcie i zniknęła w pomieszczeniu, z którego wyszła.
Kilkadziesiąt minut później wróciła ze zwojem, na którym zapisana była lista zapasów.
Iris sięgnęła po listę i zaczęła czytać, drugą dłoń wyciągnęła do Edy, aby podała jej coś do pisania.
— Hmm... nie jest źle — powiedziała. — Masz 85% rzeczy, które są ci potrzebne, a pozostałe 15% łatwo zastąpić.— Iris zaczęła notować coś na zwoju, a były to wskazówki jak z tego, co jest stworzyć wartościowy zamiennik dla barujących składników.
Po krótkiej chwili oddała Edzie zwój.
— Gotowe. Zapisałam też swój pomysł jak trochę ulepszyć eliksir, którego potrzebujesz i jeśli mam rację, to dzięki temu twoja siostra znów będzie normalna, a mówiąc normalna, mam na myśli, że nie będzie kukiełką. Pierwotna klątwa zostaje.
Eda mruknęła obojętnie, przyglądając się zwojowi.
— Nie oczekiwałam, że rozwiążesz wszystkie moje problemy, ale i tak nieźle ci poszło.
— Skąd ta niechęć?
— Naprawdę musisz pytać? Lilith, a nawet moja matka wyrażały się z podziwem o twoich dokonaniach, wiele mówiły o twojej sile i determinacji o tym, że osoby takie jak ty czynią Wrzące Wyspy lepszymi, ale jak zrobiło się gorąco, po prostu uciekłaś.
—Zakładam, że Luz opowiedziała ci moją historię czy nie tak?
— Opowiedziała i tylko dlatego z tobą gadam sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy to też twoja wina.
— Moja wina?— spytała zdziwiona Iris.— Jedyne co było moją winą, był fakt, że bezgranicznie ufałam Belosowi, wierzyłam, że ma rację. Zresztą, w czym ty niby jesteś ode mnie lepsza? Sama również uciekłaś, liczyłaś, że poradzisz sobie z klątwą bez pomocy, a na dodatek uznałaś, że klątwa usprawiedliwi twoje zachowanie. Znam twoją historię i wiem, że z waszej dwójki to ty miałaś największy potencjał. I gdybyś nie uciekła tego dnia, być może wszystko wyglądałoby dziś inaczej. Nie wiem, czy lepiej, ale na pewno inaczej.— Zdawała sobie sprawę, że zawiodła, ale zrzucanie na nią całej winy za to, co zrobili inni, było zwyczajnie nie fair i nie usprawiedliwiał tego fakt, że Eda czuła żal i bezsilność i postanowiła wyładować je na niej.
— Czy ty insynuujesz, że jestem współwinna tego wszystkiego?!— Eda zacisnęła obie pięści. — Gdyby nie fakt, że moja magia nie działa, dałabym ci nauczkę! Bo nikt dawno mnie tak nie obraził!
— Palcem byś mnie nie dotknęła! Dzieli nas przepaść i dobrze o tym wiesz. Dlatego uciekliście tamtego dnia na rynku, kiedy walczyłam z Luz i Amity, wiedziałaś, że nie macie szans...— Słowa Iris może zdawały się aroganckie, ale prawdziwe. Droga do potęgi, jaką zdobyła, była okupiona ciężką pracą, która trwała latami. Samodoskonalenie i dyscyplina były jej fundamentami. W pewnej chwili jednak Iris przybrała nieco łagodniejsze oblicze.— Próbuje powiedzieć, że u każdego można by się doszukać winny za to, co się stało. Stało się, jest tutaj słowem klucz! Możesz chować urazę, ale osoba, którą winisz przestała istnieć jakiś czas temu. Wróciłam, żeby chronić to, co zostało z mojej rodziny oraz moich przyjaciół. Ty pewnie też. Dlatego dla dobra wszystkich zakopmy topór wojenny i skupmy się na tym, jak wyjść z tej sytuacji.
Eda miała zareagować rykiem już przy pierwszym zdaniu, ale uznała, że zrobi to, kiedy Iris skończy gadać, ale okazało się, że Lilith miała rację co do niej. Słowem posługiwała się równie dobrze co magią i wiedziała co powiedzieć, aby skłonić rozmówcę do zgodzenia się z jej słowami. Edzie wstyd było to przyznać, ale Iris miała sporo racji, a wrogość wobec niej niczego by nie naprawiły, po prostu Eda przekonała się osobiście, że plotki o tym, jaka jest Iris, nie były ani trochę przesadzone, poza Luz nie spotkała nikogo tak zdeterminowanego i wiernemu swoim przekonaniom, a przy okazji oddanemu innym.
— Cóż... może masz rację. Warto na jakiś czas odrzucić na bok wzajemną wrogość.
— To tylko ty musisz to zrobić.— Poprawiła ją Iris.— Ja nigdy jej wobec ciebie nie czułam ani wtedy, ani teraz.
— Dobrze wiedzieć. W takim razie ja biorę się za przyrządzanie mikstury, a jeśli będę mogła jakoś pomóc, daj znać.
Wtedy rozległ się odgłos kroków, które z każdą chwilą były coraz lepiej słyszalne i wtedy przed Iris i Edą stanęli Kolekcjoner i Król w towarzystwie Odali.
— Nie wierzę...— mruknęła zaskoczona Iris.
— A więc to tutaj się schowałaś — powiedział Kolekcjoner i spojrzał na Edą, która znajdowała się za plecami Iris.— Widzę, że już poznałaś sowią bestię, więc pora, abyś poznała naszego nowego gościa. Mamodalię.
— Mamodalię?— Iris starała się powstrzymać śmiech.— Nie ma potrzeby. Znam ją bardzo dobrze.
— Słyszałem. I co nieco mi o tobie opowiedziała, o tym, jak bawisz się innymi i siejesz chaos, wszędzie gdzie się zjawiasz.
— Kłamstwa, to Mamodali nie można ufać i...
— Normalnie bym nie ufał, ale dowiedziałem się czegoś o tobie i wychodzi na to, że ma rację co do ciebie. Nadal będziesz moim gościem, ale nie będziesz miała już takiej swobody jak teraz.
— Znowu mnie zdradziłaś Odalio.— Powiedziała Iris przez zaciśnięte zęby, wbijając swój wzrok w Odalię, która zdawała się kompletnie tym nie przejmować.
— Nie można zdradzić kogoś, komu nigdy nie było się wiernym.— Wzruszyła ramionami.
— Pożałujesz tego!— Iris wystrzeliła w jej stronę wiązkę energii, lecz Kolekcjoner stanął pomiędzy nimi i bez trudu ją odbił.
— Skoro lubisz chaos, może być zabawnie. Dalej marionetki zróbcie dobre przedstawienie!
Iris obróciła się i zobaczyła, że przed szereg wystąpiło 5 przywódców sabatów: Iluzji, abominacji, mikstur, bestii, oraz roślin, którzy szykowali się do walki.
*Tylko piątka? Nie doceniasz mnie Kolekcjonerze* Pomyślała Iris, wiedząc, że to nie będzie równa walka. Dla nich.
Walkę rozpoczął Adrian Grey Vernworth, który jako przywódca sabatu iluzji, użył swych umiejętności, aby stworzyć iluzję, która sprawiła, że każdy z przeciwników Iris miał teraz 5 dodatkowych sobowtórów.
— Najstarsza sztuczka na świecie. Liczyłam na większe wyzwanie.— Iris była pewna siebie nie bez powodu, ponieważ w swoim życiu poznała wielu mistrzów iluzji znacznie potężniejszych od Adriana Greya, dzięki czemu wiedziała jak przejrzeć iluzję i dzięki temu wystrzelona przez nią wiązka energii trafiła we właściwego Adriana, co sprawiło, że wypadł on z gry, a jego iluzja zniknęła.
— Zostało was czworo. Nie wiem, czy jesteście świadomi, ale doświadczycie na własnej skórze, że plotki na mój temat nie były przesadzone.
Po tych słowach Iris rzuciła się na Vitmira z sabatu mikstur, który już miał wypuścić z ust trującą chmurę, ale Iris wykonała obrót i znalazła się za jego plecami i szybko naciągnęła kapelusz na jego oczy, by w międzyczasie przetrząsnąć skrzynię z miksturami, którą nosił na plecach, i kiedy wydobyła z niej interesujące z niej rzeczy, podłożyła nogę Vitmirowi i pchnęła go lekko, a ten stracił równowagę i upadł na ziemię, a udało się jej to tylko dlatego, że Vitmir nie potrafił walczyć w zwarciu, inaczej taki atak z zaskoczenia nigdy by się nie udał. Wtedy Iris rzuciła fiolkę w kierunku szykującej się do ataku Terry, która widząc fiolkę zasłoniła się używając swoich pnączy, na to właśnie liczyła Iris i jednym magicznym strzałem trafiła we fiolkę, której zawartość rozlała się na Terrę i jej pnącza, które w jednej chwili opadły na ziemię.
— Teraz już nie będziesz nabijać się z mikstur — powiedziała triumfalnie i przy pomocy magicznego pchnięcia cisnęła Terrą o ścianę.
Właśnie wtedy z powietrza zaatakował Eberwolf, Iris w ostatniej chwili uniknęła jego szponów, ale wtedy do walki włączył się Darius, który skutecznie nie pozwalał Iris na rzucenie zaklęcia, i na zmianę z Eberwolfem nacierali na nią, zmuszając ją do cofnięcia i kiedy Iris znalazła się pod ścianą, Eberwolf rzucił się na nią z wysuniętymi szponami, wtedy właśnie Iris użyła drugiej rzeczy, którą "pożyczyła" od Vitmira, w lewej dłoni ukryła garść paraliżującego proszku, którym Eberwolf dostał prosto w twarz, przez co nie mógł się ruszyć i uderzyło ścianę. Sama Iris wykonała szybki unik i jak się okazało od początku planowała sprowokować Eberwolfa do takiego ataku, wiedziała, że Eberwolf kieruje się instynktem i zaatakuje ją sam, co wystawi go na atak z kontry. Gdyby zaatakowali razem, Darius mógł osłonić Eberwolfa i byłoby z nią krucho, ale cieszyło ją, że jej dawni towarzysze nie zmienili nawyków.
Z całej piątki został już tylko Darius, ale to już była tylko formalność. Iris doskonale wiedziała na, co wrażliwe są abominacje i szybko zamieniła Dariusa w bryłę lodu.
— No i to by było na tyle. Powinniście być wdzięczni, że obeszłam się z wami tak łagodnie.— To zwycięstwo wprawiło Iris w świetny nastrój. Nie codziennie w ciągu niecałej minuty pokonuje się 5 przywódców sabatu. I o dziwo nie wymagało to wielkiej siły, przypisanie do konkretnych sabatów oraz znajomość ich charakterów, nawyków oraz jej ogromne doświadczenie, sprawiało, że walka z nimi była wybitnie przewidywalna no i fakt, że Kolekcjoner wystawił do walki Vitmira, sporo ułatwił, inaczej naprawdę musiałby użyć znacznie więcej mocy, co mogłoby się marnie skończyć dla jej przeciwników. No i fakt, że byli pozbawieni wolnej woli również mógł mieć wpływ na przebieg walki, ale zwycięstwo to zwycięstwo.
— Powiedz mi Kingusiu czy przypadkiem nie twierdziłeś, że ta zgraja to najlepsi z najlepszych na Wrzących Wyspach?
— To nie ich wina — wtrąciła Odalia. — Ona po prostu włada dziką magią, co sprawia, że jest wyjątkowo niebezpieczna. Jeśli jej pozwolisz, w końcu stanie się potężniejsza od ciebie.
Ostatnie słowa zadziałały na Kolekcjonera jak płachta na byka. Wtedy właśnie za plecami Iris pojawiła się spora dziura.
— W moim świecie nie ma miejsca dla chaosu, chcę się bawić, i nie pozwolę by ktokolwiek zniszczył mój plac zabaw! Nie mogę zamienić cię w lalkę, ale mogę zrobić to.— Kolekcjoner pstryknął palcami i Iris otoczyła złota aura, która nie pozwalała się jej ruszyć, mimo że próbowała z całych sił się uwolnić.
Zaklęcie Kolekcjonera przypominało to, którego Iris użyła przeciwko Amity i Luz podczas ich pierwszego spotkania, ale było znacznie potężniejsze, i kiedy Kolekcjoner się do niej zbliżał, ona powoli padała na kolana. Nie wiedziała jak wiele mocy używa Kolekcjoner, ale tak jak ona była potężniejsza od wszystkich przywódców sabatów razem wziętych, tak on był znacznie potężniejszy od niej.
— Wrzące Wyspy należą teraz wyłącznie do mnie i uczynię z nich plac zabaw, o jakim zawsze marzyłem. — Po tych słowach Kolekcjoner podszedł do Iris i pstryknięciem w czoło posłał ją prosto do dziury.
Przez chwilę słychać było krzyk, który w jednej chwili się urwał.
— No dobra to w co się teraz bawimy?— spytał, patrząc na Kinga i Odalię, by przy okazji klaśnięciem sprawić, że dziura zniknęła.
Chwilę później gdzieś w zamku Kolekcjonera.
Iris była prowadzona przez kukiełki, które rozpoznała, bo znajdowali się w miejscu rytuału. W pewnej chwili wrzucili ją do pomieszczenia, które przypominało celę, lecz nie wyglądało tak obskurnie, jak te w zamku Belosa no i nie miała krat, tylko niewidzialną barierę, bardzo mocną. Niestety zabrali jej palizman, ale to nie miało znaczenia, bo magia, jaka otaczała jej celę była na tyle silna, że nie była w stanie się wydostać.
*Myśl. Myśl!* Myślenie nie raz ocaliło jej skórę. Logiczny, przenikliwy, analityczny umysł pozwalał jej wykaraskać się ze wszystkich opresji, jakie z sadystycznym upodobaniem zsyłało na nią życie. Ale tym razem czuła, że logiczne myślenie nie zdoła jej pomóc. Pierwszy raz od bardzo dawna była zdana na pomoc innych. Miała nadzieję, że Ignaz i Kirke przetrwali i ukryli się w bezpiecznym miejscu, a jeśli tak to musiała dać im jakoś znać, że jest cała, ale nie do końca wolna.
2 godziny później.
Iris leżała na łóżku i nie wiedziała co robić, ale jak się okazało, los nie był tak do końca przeciwko niej, ponieważ przed jej celą pojawił się King.
— Co tutaj robisz? — Spytała Iris, wstając i podchodząc do dzielących ich "drzwi".
— Powiedz... potrafiłabyś pokonać Kolekcjonera? — Zapytał, pocierając łapki i nerwowo rozglądając się na boki.
— Nie wiem, ale szczerze wątpię, bym dała mu radę. — Wzruszyła ramionami. — Niewiele o nim wiem poza tym, że jest niewiarygodnie potężny.
— W takim razie już po nas. — Odparł zrezygnowany.
— Niekoniecznie. Wiem, że obecnie niewiele jestem w stanie zrobić, ale mam przyjaciół, którzy jeśli mogą nam pomóc, jednak muszę się jakoś z nimi skontaktować.
— Kolekcjoner nie pozwoli mi na wyjście samemu z zamku.
— Nie będziesz musiał.— Iris zmierzyła go wzrokiem. — Masz może coś do pisania?King pokręcił przecząco głową, ale za nim Iris zdążyła coś odpowiedzieć, pobiegł gdzieś i po kilku minutach wrócił z kartką i piórem.
— Idealnie — powiedziała, ale niestety "drzwi" nie pozwalały jej na odebranie kartki. — Cóż w takim razie podyktuje ci, co masz zapisać.
Iris jak najbardziej skrótowo przedstawiła swoją sytuację, a King zapisywał każde jej słowo. Na szczęście nie było tego zbyt wiele.
— A teraz najtrudniejsze, ale wcześniej muszę zapytać: Potrafisz rysować glify?
— Tak. Nie raz widziałem jak Luz to robi. Sam też parę razy próbowałem i nawet mi wyszły.— Odparł dumny z siebie King.
Na te słowa Iris uśmiechnęła się podeszła do ściany i uderzyła w nią na tyle mocno, że odpadł od niej kawałek, który Iris podniosła i na ziemi starała się z jego pomoc narysować symbol glifu.
King nie zadając zbędnych pytań, rysował glif krok po kroku, zgodnie z wytycznymi Iris i szło mu to nawet nieźle.
— Teraz aktywuj glif.
King zrobił to i wtedy kawałek papieru, na którym narysował glif zawirował w powietrzu i zniknął.
— Jeśli szczęście dopisze, to wiadomość trafi do moich przyjaciół.
— Nie mogłaś zastosować tego glifu na sobie?— spytał całkiem zasadnie King.
— Nie próbowałam się jeszcze teleportować za pomocą glifu i nie wiem, co mogłoby się stać, a po drugie ten glif teleportuje w konkretne miejsce i nie wiem co by mnie tam czekało. No i nie ruszę się stąd bez mojego palizmanu, więc jakiś czas tutaj zostanę.
— Myślisz, że ktoś nam pomoże?
— Ktoś na pewno. Cierpliwości, a teraz uciekaj, bo słyszę kroki. — Powiedziała Iris i skinięciem głowy, wskazała kierunek, w którym powinien uciekać King, co też uczynił.
Odgłos kroków starał się coraz głośniejszy i okazało się, że należały one do Odali i dwóch marionetek, które jej towarzyszyły.
— Twój posiłek — powiedziała z pogardą w głosie Odalia, wsuwając miskę z jedzeniem do celi Iris.
— Myślisz, że to coś zmienia?
— Nie. Jednak zabawnie jest patrzeć na twoją bezsilność. Najpotężniejsza wiedźma na całych Wrzących Wyspach jest teraz taka bezsilna. — Zaśmiała się.
— Poczekaj, bo kiedyś sytuacja może się odwrócić. — Warknęła Iris.
— Wątpię. Kolekcjoner jest najpotężniejszą obecnie istotą na całych Wrzących Wyspach, a ja zamierzam to wykorzystać, aby poprawić swój byt.
— Od kiedy stałaś się taka wyrachowana?
— Od zawsze. — Wzruszyła ramionami. — Byłyśmy kochankami, ale wiedziałaś o mnie tylko tyle, ile chciałam. Liczyłam po cichu, że jednak ty będziesz dla mnie lepszym wybiciem, ale jak wspominałam, okazałaś się zbyt niezależna, a Alador okazał się poręcznym narzędziem i co najważniejsze posłusznym. Gdyby nie ten przeklęty człowiek dzisiaj wszystko byłoby inaczej.— Odalia aż wzdrygnęła się na wspomnienie tego, co zrobiła Luz z jej rodziną, a zwłaszcza z Amity.
— Tak cię słucham i dochodzę do wniosku, że to ty powinnaś być w tej celi nie ja. Może i jestem nieobliczalna, ale nigdy nikogo nie wykorzystałam dla swojej własnej korzyści.
— Twój sentymentalizm jest nawet uroczy, ale ci nie pomoże, a póki co smacznego i ciesz się swoim "pokojem", bo trochę czasu tutaj spędzisz. I jeszcze jedno, to co powiedziałam przy naszym ostatnim spotkaniu o tym, że to, co nas łączyło było prawdziwe. Kłamałam od samego początku. Było fajnie, ale się skończyło. Miłego pobytu.— Odalia obróciła się pięcie i śmiejąc się do siebie odeszła.
Słowa Odali bardzo zdenerwowały Iris, że miała wielką chęć zacisnąć dłonie na jej kłamliwej gardzieli, ale miała też rację, bo obecnie była bezsilna. Mimo to nie zamierzała marnować czasu i postanowiła go wykorzystać do medytacji, która miała jej pomóc w lepszym zapanowaniu nad magią, jaką włada. Jeśli okaże się to za mało na Kolekcjonera, to przynajmniej pozwoli jej zabić czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro