Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 Przekraczanie granic

Iris trzymała w dłoniach swój palizman i zwróciła swoje spojrzenie w miejsce, gdzie miał odbyć się Dzień Jedności, wiedziała, że Dzień Jedności to kłamstwo i że będzie potrzebowała całej swej mocy, aby stawić czoła Belosowi i tym, którzy staną po jego stronie, a będzie ich zapewne nie mało.

Iris nie mogła pozbyć się wrażenia, że Dzień Jedności, to nie jest wszystko, co ją dzisiaj czeka, wiele oddałby za zdolności widzenia przyszłości jak Kirke, ale chyba czasem lepiej było nie wiedzieć, co nas jeszcze czeka. Dlatego jej priorytetem obecnie było dostanie się na miejsce rytuału i powstrzymanie go, a jeśli nadarzy się okazja, to pokonanie Belosa.

 Teleportacja tam odpadała, ponieważ Belos zapewne zabezpieczył miejsce przed czymś takim, ale to nie był problem, Iris nauczyła się nowych sztuczek i pędem ruszyła w kierunku urwiska i wykonała skok, po czym zaczęła szybować w dół, ale wtedy właśnie skorzystała ze swojej nowej umiejętności i zamieniła się w białego kruka, który co sił w skrzydłach pognał do miejsca rytuału nie wiedząc jak wiele ma czasu, ale coś jej mówiło, że ma go niewiele.

Jakiś czas później

Miejsce rytuału było już w zasięgu wzroku, ale czasu było coraz mniej. Iris nie miała pojęcia czy KOT lub Luz i jej przyjaciele cokolwiek zdziałają, dlatego postanowiła, że nie będzie się bawić w żadne subtelności, tylko brutalna siła. Iris dostrzegła odpowiednie miejsce i będąc na wysokości ok. 20 metrów nad ziemią, ponownie przybrała swoją postać, złapała za swój palizman obiema rękami i wychyliła go za siebie, rzucając jednocześnie na siebie zaklęcie, które miało ochronić ją przed obrażeniami, jakie mogła odnieść, spadając z takiej wysokości. Dosłownie sekundę przed uderzeniem w ziemię Iris zamachnęła się swoim palizmanem, którego koniec dotknął ziemi jako pierwszy, a tuż po nim zrobiła to Iris. Fala magicznej energii, która ją chroniła, powaliła okoliczne abominacje oraz skautów.

Narzuciła na głowę kaptur i ruszyła w kierunku głównego punktu, gdzie znajdowali się przywódcy sabatów oraz Belos. Pozostali obrońcy szybko zareagowali i rzucili się na Iris. Pierwszego, który był najbliżej, powaliła, robiąc zamach swoim palizmanem, który uderzył skauta w głowę i odrzucił go na bok do drugiego podbiegła, unikając wystrzelonych przez niego magicznych pocisków, po czym złapała go za gardło i cisnęła w grupkę pozostałych skautów. Wtedy na jej drodze stanęła jedna za abominacji, ale nawet ona była niczym wobec jej mocy, którą napędzał gniew i jednym sprawnym ruchem przebiła pancerz abominacji w miejscu gdzie znajdował się rdzeń, po czym uniosła ją do góry by ta w jednej chwili zamarzła i rozsypała się na kawałki. Wtedy Iris zasypał grad magicznych pocisków, które zmusiły ją do zatrzymania, ale od celu dzieliło raptem kilka kroków i wtedy mogła się już bezpiecznie teleportować na szczyt, a co gorsza z tyłu maszerowało przynajmniej 8 abominatronów, przez co Iris znalazła się w kleszczach, nie pomagał też fakt, że ściany po obu stronach ograniczały jej pole manewru, ale plusem był to, że nie ucierpią osoby postronne.

Iris widziała, że Belos ją dostrzegł, ale nie wyglądał jakby go, to obchodziło, bo gdy tylko aktywował zaklęcie, zniknął i wtedy Iris zobaczyła słupy złotego światła, które wystrzeliły w górę i wtedy abominatrony znalazły się tuż za jej plecami, ale zamiast ją zaatakować, po prostu ją zignorowały i ruszyły na atakujących ją skautów.
— Chyba przyda ci się mała pomoc.

Głos ten należał do Ignaza, który przeskoczył przez jeden z murów i dołączył do Iris.
— Udało mi się, przejąc kontrolę nad tą grupą. Nie wiem jak długo mi się uda utrzymać nad nimi kontrolę, ale myślę, że będzie to dość czasu, abyś mogła dotrzeć na górę.

— I co wtedy? Rytuał już się zaczął, a ja nie wiem jak go zatrzymać!

— Księżyc! Spróbuj go zatrzymać, a resztą zajmę się ja.

— Księżyc?! Niby jak?! On jest ogromny!

— Jesteś najpotężniejszą wiedźmą, jaką znam! Rozmiary nic dla ciebie nie znaczą! Sięgnij go swoją magią albo wszyscy tutaj zgromadzeni zginą!

Iris rozumiała, co Ignaz chce jej powiedzieć, ale nie mieściło się jej w głowie, jak można zatrzymać obiekt wielkości księżyca, a co dopiero go poruszyć. Jednak życie nauczyło ją, że magia nie przejmowała się tym, czy coś jest małe, czy duże, lekkie czy ciężkie, trudne czy łatwe. Dzięki magi nie było rzeczy niemożliwych, ale wymagało to odwagi i determinacji, aby przekroczyć kolejne granice z niemożliwego na możliwe, lecz najpierw musiała dostać się na górę.

Przejęte przez Ignaza abominatrony, wykonały swoje zadanie i spacyfikowały skautów, którzy stali na jej drodze, znalazła się na tyle blisko, aby wykonać mignięcie, które przeniesie ją na szczyt, dokładnie w sam środek rytuału i tak też zrobiła.

Kiedy znalazła się w miejscu gdzie jeszcze kilka chwil wcześniej stał Belos, wzrok wszystkich skupił się na niej, a Iris dostrzegła, że członkowie KOTa, o których mówił jej ignaz, zostali złapani, a ich plan upadł, a kiedy Iris zobaczyła Ede, szybko zrozumiała, na czym polegał. Klątwa Edy miała zdestabilizować zaklęcie, co na chwilę się im udało, ale zostali odkryci. Dlatego Iris nie przepadała za planami, których sukces zależał tylko od jednej osoby lub czynnika. Niestety jej plan nie był w niczym lepszy od planu KOTa, co więcej była to raczej improwizacja niż plan.

— Dzisiejszy dzień niczym mnie już nie zaskoczy.— Powiedziała Terra.— Wiedziałam, że prędzej czy później zdradzisz i jak widać, nie myliłam się.

— Nie ja jestem tutaj zdrajczynią — warknęła gniewnie Iris.— Belos zdradził nas wszystkich. Cały ten rytuał, to wyrok śmierci dla każdego z przypisaniem.

— Myślisz, że ktokolwiek z nas ci w to uwierzy? Pogódź się z tym, że za chwilę czeka nas nowy wspaniały świat.
Iris spojrzała na pozostałych przywódców sabatów i dostrzegła w ich oczach zwątpienie, małe, ale jeśli odpowiednio dobierze słowa może uda się jej ich przekonać do swoich racji.

— Wszyscy mnie znacie, wiecie jak wiele poświęciłam i zrobiłam dla Wrzących Wysp, uratuje was czy wam się to podoba, czy nie!— Wtedy Iris szybkim magicznym pchnięciem, zrzuciła abominatrony, które pilnowały więźniów.— Macie dwa wyjście. Pozwólcie mi sobie pomóc, a ja spróbuje was ocalić lub walczcie ze mną, a wtedy zginiecie na pewno. Jeśli nie z mojej ręki to zabije was zaklęcie.— Słowa może i brzmiały jak groźba, ale w obecnych czasach groźby sprawdzały się najlepiej. Zwłaszcza jeśli osoby, którym się groziło, znały twoją potęgę.

— Na co czekacie?! Na nią!— Krzyczała Terra, lecz żaden z pozostałych przywódców sabatów nie ośmielił się tego zrobić.

Każdy z nich przynajmniej raz w życiu widział do czego jest zdolna i nie miał ochoty stawać przeciwko niej, a na dodatek w miejscu takim jak to, gdzie jednym ruchem ręki mogła zrzucić ich na ziemię.

Niestety opór ze strony Terry i pozostałych wiernych Belosowi przywódców sabatów, sprawił, że Iris nie zauważyła, że księżyc już niemal całkowicie zasłonił słońce. Wtedy z symboli przypisania wydobyło się złote światło, które wiło się w kierunku nieba.

— Co się dzieje?!— krzyknęła zdezorientowana Terra, trzymając się za dłoń, na której znajdował się przypisany symbol jej sabatu.— Belos daje nam wieczny raj prawda?

— Nie. Daje wam śmierć i zapomnienie.— Odparła Iris, patrząc jak każdy z symbolem przypisania, opada z sił.— Na wasz plan jest już za późno...spróbuje coś zrobić, ale nie wiem, czy mi się uda dlatego, co by się nie działo, nie przeszkadzajcie mi!
Eda i pozostali, którzy byli jeszcze przytomni lub nie mieli symbolu, pokiwali twierdząco głową.

Iris stanęła w miejscu, gdzie wcześniej stał Belos, wyciągnęła prawą rękę w stronę księżyca i rozsunęła palce, a lewą dłoń położyła na sercu. Rozstawiła nogi, wyprostowała się i sięgnęła tak głęboko do swoich zasobów magi, jak jeszcze nigdy dotąd. Po chwili dotarła jeszcze głębiej i odniosła wrażenie, że pod jej stopami otworzyła się bezdenna otchłań. Bez wahania posłała tam swoje myśli i poczuła, że otchłań się wypełnia. Jej umysł się otworzył, a fizyczne istnienie księżyca usunęło się bezboleśnie na bok.
Księżyć znajdował się tak wysoko, że ciężko było powiedzieć jaka odległość dzieliła go od miejsca, gdzie stała Iris.

— Nie może zostać w tym miejscu — powiedziała do siebie Iris.— Zrobi to, co mu każę. Skup się.— Nakazała sobie.
Umieściła w wyobraźni księżyc na czubku wskazującego palca. Cały jego ogrom został ograniczony do tej niewielkiej przestrzeni. Iris wiedziała, że nie trudno poruszyć ręką czy palcem. Mogła skierować je wszędzie, dlaczego więc nie mogłaby zrobić tego samego z księżycem? Pod tym względem jej instynkt był bardziej przydatny niż umysł. Ignorując realia, Iris uznała, że w polu jej widzenia palec stał się księżycem.

Z dołu wieży dobywały się krzyki przerażonych osób, które nie miały pojęcia, co się dzieje, próbowali oni uciekać, ale abominatrony zablokowały im drogę.
Iris postanowiła nie zwracać na to uwagi. Kontynuując pracę wyobraźni, przemieściła prawą rękę odrobinę w lewo. Wrażenie, że kieruje ruchami obiektu tak ogromnego, jak księżyc czubkiem palca, oszołomiło ją i trochę zdekoncentrowało. Miała wrażenie, że każde włókno mięśni, każdy nerw i każda kość jęknęły razem z księżycem. W normalnych warunkach to mogłoby wystarczyć, aby go poruszyć, ale zaklęcie, jakie rzucił Belos, jeszcze bardziej utrudniały zadanie Iris, która ponownie przesunęła prawą dłoń w lewo, co sprawiło, że księżyc również zmienił swoje położenie, niewiele, ale na tyle dużo, aby efekt zaklęcia nieco zelżał, spowolniła je, ale go nie zatrzymała. Jeszcze nie.

Iris starała się przesunąć księżyc jeszcze dalej na tyle, aby przerwać rytuał, lecz z każdą minutą, którą poświęciła temu celowi, czuła się coraz słabsza. Zazgrzytała zębami i znów rzuciła niebiosom wyzwanie. Ciężar księżyca znów się przemieścił się lekko w lewo. Kolejny mały kroczek do sukcesu.

Iris straciła poczucie czasu oraz tego, gdzie jest, liczył się tylko cel, jaki sobie postawiła. Przywódcy sabatów, którzy nie czuli się zbyt dobrze oraz Lilith z członkami KOTa musieli przyznać, że Iris nie można odmówić determinacji, a fakt, że nawiązała walkę z zaklęciem zasilanym przez setki osób robił wrażenie.

Wtedy jednak poczuła, że w jednej chwili straciła połączenie z księżycem, który w okamgnieniu odbił w prawo, Iris wiedziała, że to nie jej dzieło, ale ktokolwiek to był musiał dysponować niewyobrażalną potęgą, skoro księżyc zmienił pozycję tak szybko i to mimo zaklęcia wysączenia, które go utrzymywał. Ona zaś czuła się niemal bezsilnie, zużyła prawie całą swoją magię, aby przesunąć odrobinę księżyc i pogodziła się już z porażką, ale taki obrót spraw był dla niej zaskoczeniem, zataczając się, złapała równowagę dzięki swojemu palizmanowi.

— Co na tytana się stało?— spytała bardziej samą siebie niż innych, ponieważ każdy z symbolem przypisania był mocno oszołomiony i z każdą chwilą wydawało się, że zaczynają oni gasnąć. Nie miała pojęcia, że odpowiedź na swoje pytanie pozna szybciej, niż się jej zdaje.

Wówczas z nieba zaczęły spadać kolorowe gwiazdy, co znów wywołało atak paniki wśród tych, którzy cudem ocaleli. Kątem oka dostrzegła, że Lilith ruszyła w kierunku tej anomalii, która była niepodobna do żadnej innej, jakie Iris miała okazję zobaczyć. Kiedy oszołomienie spowodowane nadmiernym wysiłkiem ustąpiło, zobaczyła, że anomalia to tylko fragment czegoś znacznie w większego bowiem dokładnie nad jej głową unosił się zamek, którego wygląd przypominał koronę, jednak spokój zakłócały ciągle spadające kolorowe gwiazdy, które Iris odbijała na bok, by po chwili spostrzec, że Eda przybrała formę bestii i ruszyła w stronę wirujących na niebie postaci.

Po bliższym przyjrzeniu się im okazało się, że jedną z nich był Król, który był częścią rodziny Edy tak samo, jak Luz. Drugą postacią był młody chłopiec, ale nie było czasu na zastanawianie się, kiedy gwiazdy spadające z nieba zmieniły się w stwory, których wiązka promieni zamieniała w kukiełki tych, których trafiła. Kiedy jedna z nich zaatakował Iris ta, mimo że wyczerpana zdołała odbić wiązkę w kierunku gwiazdy, która zamiast zamienić się w kukiełkę, rozpadła się w proch, co spowodowało, że zjawiło się kilka kolejnych, które otoczyły Iris, która teraz miała poważny problem z unikaniem promieni. Siłowanie się z księżycem nadwyrężyło jej moc oraz refleks, była obecnie cieniem dawnej potęgi, ale nie oznaczało to, że się poda. O nie walczyła i to z całych pozostałych jej sił, aż w końcu jeden z promieni ją dosięgnął, lecz... nic się nie stało, sprawiło to, że gwiazdy przestały atakować i odleciały.

Nie był to jednak koniec kłopotów Iris, ponieważ stanęła twarzą w twarz z chłopcem, który spowodował to zamieszanie

— Trochę ci się przyjrzałem i teraz już rozumiem, dlaczego moje gwiazdy miały z tobą tyle kłopotów. Cóż. Nie byli to łatwi przeciwnicy. Z pewnością nie przypominają niczego, z czym wy, śmiertelnicy, zwykle macie tu doczynienia. Zapewne musisz być kimś wyjątkowym.— Ton chłopca zdawał się być zwyczajny, zupełnie jak u dziecka, które chciałoby się pobawić

— Dziękuję, eee...

— Na moim placu zabaw wystarczy "Kolekcjonerze". Formalności są dla nudziarzy. Tak powiadają, prawda?

Iris pokiwała głową, po czym spytała.
— A więc to ty tu teraz rządzisz?

— Po tym szorstkim powitaniu, jakie ci zgotowałem, nie mogę mieć pretensji o twoją niewiedzę. Dlatego przyjmij moje przeprosiny. Kinguś mi światkiem, że nie chcę nikogo skrzywdzić tylko się pobawić.— Kolekcjoner spojrzał na Kinga, a później na Iris. — Z pewnością też chciałby, żebyś mi wybaczyła. Zdradź mi swoje imię. Zacznijmy od początku, tym razem jak należy.

— Nie chowam urazy. Nazywam się Iris.— Odparła krótko, wolała, aby jej rozmówca się nie zdenerwował, ponieważ mimo swojego dziecinnego wyglądu bez wątpienia dysponował mocą, z którą Iris nie mogła się równać, nawet będąc w pełni sił.

— A zatem pozwól, że oficjalnie cię powitam, Iris na moim nowym placu zabaw. Więc w co chcesz się bawić?

— Bawić? — Zdziwiła się Iris.— Nie jestem pewna czy jestem dobrą towarzyszką zabaw... ale potrafię opowiadać całkiem niezłe historie.— Dodała, wiedząc, że jeśli nie zaoferuje mu czegoś w zamian, może się to dla niej marnie skończyć.
Kolekcjoner przechylił lekko głowę, zamknął oczy jakby się zastanawiał, po czym powiedział.
— W sumie lubię ciekawe historie. Znasz ich dużo?

— Całkiem sporo — odparła Iris.

— W takim razie opowiedz nam jakąś!— Kolekcjoner unosił się powietrzu i szybko przybrał pozycję, jaką dzieci przyjmują do słuchania, podparł głowę dłońmi i zaczął machać nogami.
— Opowiem, ale może zmienilibyśmy nieco scenerię?— Iris skinęła na panujący dookoła chaos.

— Masz rację.— Kolekcjoner szybko się wyprostował, obrócił w powietrzu, zaklaskał i wraz z Kingiem i Iris znaleźli się w jego pałacu.— Zgodnie z życzeniem, a teraz opowiedz mi historię i niech będzie ekscytująca!— Zażądał Kolekcjoner, wyczarowując miękkie fotele dla siebie, Kinga i Iris.

— Skoro tak ładnie prosisz, to chętnie opowiem ci historię. Bohaterem tej opowieści będzie... i tutaj niespodzianka każdy może wybrać jego imię, ponieważ każdy z nas może zostać bohaterem.

— Uuuu zapowiada się ciekawie, więc niech bohater tej historii ma na imię King, tak jak mój pierwszy przyjaciel tutaj.— Kolekcjoner, spojrzał na Kinga, uśmiechając się życzliwie.

King sprawiał wrażenie zadowolonego, ale Iris widziała, że King jest tutaj z tego samego powodu co ona. Oboje nie mieli wyboru z tą różnicą, że King zrobił to, aby chronić przyjaciół, a Iris dlatego, że uznała, że jej historie przemówią do Kolekcjonera i dzięki niemu na Wrzące Wyspy powrócą lepsze czasy.

—Jak sobie życzysz.— Iris, skinęła głową i zabrała się za snucie opowieści.— Bohaterem tej historii będzie King. Postać, która z całkowicie nieznanej stała się największym herosem naszych czasów, chlubą Jadme! Opowiem też o tym, jak ocalono świat przed Niszczycielem...— Zaczęła snuć opowieść, licząc, że historia być może na niego wpłynie, a jeśli nie, to przynajmniej da jej czas na zebranie jej sił do konfrontacji lub znalezienia jego słabego punktu. Wiedziała, że to, co zrobiła, może zostać odebrane jako tchórzostwo, ale czasem trzeba się ugiąć i czekać. Nie ma bowiem nic gorszego niż bezmyślna odwaga, która zazwyczaj prowadzi do rychłego końca, który nikomu w niczym nie pomoże.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro