won
I'm just a poor boy
I need no sympaty
Because I'm easy come, easy go
Była już późna noc, kiedy mężczyzna siedział jeszcze na kanapie i lekko już wstawiony, opowiadał swojemu przyjacielowi ostatnie wydarzenia ze swojego życia. Nie rozmawiali o pierdołach ani głupotach. Yoongi nie potrafił rozmawiać o rzeczach błahych i nieważnych, a jego opstrzona delikatną nutą egoizmu osobowość sprawiała, że nie był idealną osobą, której można się zwierzać. Bo problemy innych ludzi zazwyczaj właśnie takie się wydawały: dziecinne, proste, czasami idiotyczne, niepotrzebnie zawracające mu głowę.
- Nie wiem, co ona sobie wyobraża. Ta kobieta ma już sześćdziesiątkę na karku, a bierze ślub z jakimś nic niewartym idiotą, który mógłby być moim młodszym bratem... Kurwa, tyle wstydu - westchnął, dopijając drinka z soku organicznego o smaku aloesu i mango oraz czystej, dobrej klasy wódki. Odkąd dostał te cholerne zaproszenie, minęło już dobrych pięć dni, a on nadal nie potrafił przestać myśleć. Przestać myśleć o tym, co tak wielkimi krokami zbliżało się do niego, aby znów usiłować doprowadzić go do upadku. Firma była jedną z dwóch pamiątek, które została ocalona po śmierci jego ojca, a za kadencji Min Yoongiego przechodziła swoje złote wieki. Teraz jego matka jakby na złość, znów chciała sprowadzić wstyd na niego i na jego nazwisko. Bo swoje zmieniła już dawno, jakby odgradzając się podwójną ciągłą od syna i zmarłego męża. Nie chciała nawet podtrzymać tego małego, wątłego wspomnienia po nim, jakby jego odejście nic dla niej nie znaczyło, a przecież cała rodzina wiedziała, że to ona jego śmierć zniosła najciężej, ciężej nawet niż najmłodszy z jej synów, który teraz starając się nie obgryzać z nerwów paznokci mieszał ponownie alkohol z napojem.
- I co w związku z tym zamierzasz? - zapytał Jimin, sięgając po szklankę, której drugi mężczyzna nie zdążył jeszcze złapać, zakręcając butelkę z przeźroczystym płynem. - Nie powinieneś tyle pić, Yoongi. Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale źle się to skończy. - Czarnowłosy tylko siknął głową w odpowiedzi, na znak, że się zgadza, po czym wypełnił pustą szklankę przyjaciela napojem i napił się z niej odrobinę, aby zwilżyć gardło, które uporczywie ciągle zasychało, każąc mu odkasływać co kilka zdań, swojego drinka zostawiając zaś Parkowi.
- Może kiedy przyprawię ją o lekki szok, zdoła się uspokoić - odparł, myśląc nad słowami, w które chciał ubrać swoje myśli. Nie chciał wyjść na rozgoryczone dziecko, a wiedział, że po części właśnie tak się zachowywał. Fakt, było to niedorzeczne, dlatego starał się tę niedorzeczność ukryć pod grubym woalem pięknych słów. Mimo to wiedział, że próby zamaskowania swojej aktualnej niekompetencji spełzną prędzej czy później na niczym. Miał w końcu przed sobą Park Jimina, który jeszcze nigdy w życiu nie zostawił na nim w podobnej sytuacji suchej nitki. - Chcę zrobić z jej ślubu większą sensację, niż ludzie mogą to sobie wyobrazić.
- I w tym celu chcesz zrobić z siebie zdesperowanego geja przed oczami całego świata biznesu?
- Moje nazwisko na tym nie ucierpi, w końcu ja tutaj dyktuję warunki - Min od razu odbił piłeczkę, nie chcąc zbyt szybko dać się zaciągnąć w kozi róg. Chwila ciszy, która zaraz po tym zapanowała, była nie do zniesienia. Czarnowłosy popijał powoli swój sok, jednak stwierdził, że jest on zbyt słodki, więc dopełnił szklankę wodą i pomieszał w niej delikatnie łyżeczką, ani jeden przypadkowy raz nie stukając nią o ściankę naczynia. To było zbyt irytujące i czuł, że gdyby usłyszał w tej chwili jakikolwiek denerwujący dźwięk czy zwykły hałas, wybuchłby złością jak tamtego poranka, kiedy dostał zaproszenie.
- Znajdę ci więc kogoś wyjątkowego. Jak już robić szum, to w wielkim stylu, nie? Jak na Min Yoongiego przystało.
Mężczyzna omal nie opluł się popijanym łykiem owocowego trunku, kiedy usłyszał wypowiedź przyjaciela. Nie mógł się opanować i spojrzał na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Już tak bardzo zapomniał, jak to jest być zszokowanym, że jego mina w tym momencie malowała się komizmem, który doprowadził Parka do niepohamowanego parsknięcia. Yoongi też się zaśmiał, choć do końca nie wiedział dlaczego- przecież żaden z nich nie powiedział nic, co mogłoby w oczach innych uchodzić za humorystyczne. Wręcz przeciwnie, jeszcze przed momentem sytuacja wydawała się być dramatycznie beznadziejna, co więc takiego się stało?
Szklanka z sokiem wylądowała z cichym stuknięciem na szklanym, niskim stoliku. Czarnowłosy znów nałożył na twarz maskę powagi i chwycił papierową ściereczkę, aby wytrzeć usta, na których czuł jeszcze słodki posmak. Odchrząknął cicho, jednak Jimin nadal wydawał się rozbawiony i nie poszedł w jego ślady, najwyraźniej dobrze się bawiąc, czego drugi mężczyzna nie miał zamiaru komentować. Przecież rozmawiali o poważnych... prawie poważnych sprawach. Kiedy jego przyjaciel się w końcu poruszył, skierował na niego swoje wyczekujące spojrzenie, analizując jego gesty, kiedy wyjmował coś ze swojej szmacianej torby, z którą przyszedł.
- Tak w sumie, to mam już kilka propozycji, jedną nawet całkiem interesującą, ale nadal szukam - powiedział w końcu, pokazując mu pogięty, stary skoroszyt i otwierając go. Wyjął z koszulki kilka zdjęć, które następnie podał Minowi, aby mógł je obejrzeć. Rzucenie okiem wystarczyło, aby mężczyzna pokręcił głową i oddał mu wszystkie, nie poświęcając im większej uwagi. Nie traktował ludzi jak przedmioty, jednak miał w głowie już idealny obraz całego przedstawienia i żaden z zaproponowanych mu chłopaków nie pasował do tego obrazka. Ostatecznym argumentem było jeszcze to, że on płaci i on wymaga, jednak odkąd skończył szkołę podstawową, znudziło mu się pokazywanie i udowadnianie wszystkim, jak bogaty i wpływowy jest. Teraz już nawet nie musiał tego robić, bo przecież każdy i tak o tym wiedział.
- Chciałem młodszego - powiedział, przymykając przy tym oczy, aby znów ujrzeć pod powiekami idealny obraz chłopaka, który powaliłby wszystkich na kolana. Nie był to facet jego marzeń, zresztą nikt jeszcze nie wkradł się do najskrytszych myśli Min Yoongiego, a on sam nie miał zamiaru zmieniać tej postaci rzeczy, bo samemu było mu po prostu najzwyczajniej w świecie dobrze. Nie spieszyło mu się umierać, a jeżeli chciałby mieć kogoś, komu mógłby przekazać interes- zawsze mógł przecież adoptować jakiegoś oczytanego chłopaka z domu dziecka. Nie byłby pierwszym, a już z pewnością nie ostatnim, który by tak zrobił. I przy okazji uratowałby komuś życie, prawda?
Jimin przygryzł wargę, jakby się nad czymś zastanawiając, jednak w końcu skinął głową i schował wszystko z powrotem do torby, wyjmując z niej przy okazji paczkę papierosów.
- Chcesz? - zapytał, bardziej z grzeczności, bo przecież doskonale wiedział, że nawet te najdroższe fajki kupione na pobliskiej stacji benzynowej niezbyt spełniają wymagania jego przyjaciela.
- Nie, dzięki. Mam swoje - odparł mężczyzna, łapiąc za leżącą na stole paczkę mentolowych slimów dobrej marki. Tuż po odpaleniu podniósł się z wygodnej kanapy, na której siedział i skinieniem ręki wskazał na drzwi tarasu. - Chodź, przejdziemy się - zaproponował, wydmuchując do salonu szary dym z płuc, który od razu uleciał w górę, przyćmiewając nieco światło z LED-owych żarówek na suficie. W sumie dawno się z nim nie widział, więc skoro Jimin bez słowa sprzeciwu i zawahania podjął się pomocy mu, chciał poświęcić przyjacielowi odrobinę uwagi. Tak dla zrównoważenia.
dopóki będę mieć rozdziały, apdejty będą co 1-2 dni, a potem
to nawet i ja nie wiem
może zabiorę się niedługo za inne ff
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro