Propozycja projektu Avengers
-"Nie tylko jego"? Co to według pana znaczy?- spytał, podchodząc do stojącego obok stolika, na który Fury rzucił przed chwilą kilka rozmazanych zdjęć. Pomimo beznadziejnej jakości widać na nich było mężczyznę w niebieskim kombinezonie z błękitno-czerwono-białą tarczą w ręku.
-Białoruś. Coś to panu mówi?
Steve poczuł jak jego puls przekracza bezpieczny limit. Słyszał krew w uszach, a jego usta nagle stały się suche. Widok swojego zdjęcia zrobionego w jednym z europejskich państw było tym co nie powinno ujrzeć światła dziennego.
-Jak...- zaczął ale słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Tkwiły w krtani i tworzyły zaporę, której nie potrafił zniszczyć.
-Rząd dużo się napocił by ukryć pana tożsamość, Kapitanie.- Steve milczał.- Avengers to projekt, nad którym pracujemy już od roku. Przydałby nam się pan oraz Stark. Zwłaszcza, że ty chociaż zachowałeś anonimowość.
Fury przechodząc na "ty" dał Steve'owi odczuć, że czuł się pewnie. Znał swoją pozycję w tej rozmowie i wiedział jak ją prowadzić by zwyciężyć.
-Steve...- usłyszał dobrze znany głos. Tony stał kilka metrów od niego z rękawicą Iron Mana nałożoną na ręce. Tony po pobudce miał dziwne przeczucie, a widząc czarnoskórego mężczyznę bez jednego oka w płaszczu, który wcale nie dodałam mu uroku, wiedział, że się nie mylił.
-Proszę przemyśleć moją propozycję.
Fury wyminął Steve'a i przeszedł obok Starka nie zwracając na niego uwagi, po czym zniknął za drzwiami windy. Oboje stali w bezruchu, dopóki Jarvis nie oświadczył, że ich niechciany gość opuścił budynek.
-Kto to był?- to nie było właściwe pytanie. Odpowiednie brzmiało "Dlaczego to się dzieje tak szybko?". Nie zdążył nawet wymyślić wymówki, chociaż tak czy siak Tony rozpoznał by kłamstwo, Steve nie umiał kłamać. Mógł omijać prawdę ale to co innego.
Tony nie czekając na odpowiedź, podszedł do stolika, na którym zauważył coś czego prędzej tam nie było. Chwycił za plik kartek i przekartkował je.
-Tony...- zaczął, chcąc tłumaczyć ale jego chłopak był szybszy, przerywając my poraz kolejny wypowiedź.
-Kapitan Ameryka?
Rogers skrzywił się na nazwę, którą nadał mu rząd. Było w niej coś śmiesznego. Bohater działający góra dwa lata, by potem odejść na boheterską emeryturę z powodu kontuzji, zbyt poważnej, by skakać po budynkach, goniąc przestępców.
-Tony, posłuchaj, wiem, że możesz być na mnie wściekły...- zaczął, gdy Stark spojrzał na niego znad zdjęć.
-Steve...- powiedział, odkładając kartki na blat stołu.
-Nie powinienem tego ukrywać...
-Steven...- Tony podjął kolejną próbę.
-Jednak bałem się, że gdy się dowiesz...
-Steven!- krzyk Tony'ego zamknął usta Rogersa.- Wiedziałem o tym.
-C-co?
-Naprawdę myślisz, że można tak po prostu ukraść wojskowy śmigłowiec i nie zostać za to ukaranym? Po za tym jestem naprawdę dobrym stalkerem.
-I... nie jesteś zły, że ci nie powiedziałem?- spytał, otwierając szeroko oczy. Znał Tony'ego wystarczająco długo by próbować przewidzieć jego reakcję ale nie sądził, że ten wie o mim już wszystko.
-Cóż...- Tony podszedł do niego i chwycił jego dłonie w dwoje ręce.- Przecież znamy się niecały rok.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło- powiedział, wpatrując się w roześmianego Tony'ego, który kierował się do kuchni.
-Ale i tak śpisz na kanapie!- rzucił po zniknięciu za ścianą.
-Chwila, co? Ej! Wracaj tu!
Steve pobiegł za nim, zatrzymując go w progu do kuchni. Przybliżył swoją twarz do jego i pocałował go, odsuwając się dopiero gdy Tony wybuchł śmiechem, porównując go potem do dużego dziecka, który naraził się rodzicom i czuje się winny.
Takie dziecko potrafi zrobić wiele by rodzice zapomnieli o jego winie. Nawet być grzeczne przez tydzień, sprzątać zabawki i rozczulać swoimi dużymi oczami. Właśnie taki był w tek chwili Steve, omijający Tony'ego by zrobić mu jego ulubione naleśniki.
-Czego chciał ten pirat?- spytał w końcu Tony, zapełniając usta ciastem z dżemem truskawkowym.
-Mówił o jakimś projekcie Avengers. Chce byśmy do niego dołączyli.
-My? Ty i ja? Kłamca i egoista?- Steve wydał z siebie cichy jęk na określenie, którego użył Tony.- Żartuje, kotek. Chcesz dołączyć do tego projektu?
Głos Starka był lekko stłumiony i pełen czegoś, czego Steve nie potrafił rozszyfrować.
-Nie wiem. Takiej decyzji nie można podejmować zbyt pochopnie. Jednak nie zbyt mi się widzi wciskanie się z powrotem w ten niebieski kombinezon.
-Jestem ciekaw jak wyglądał w nim twój tyłek. Czemu nie zrobili ci żadnego zdjęcia z tyłu?
W odpowiedzi Steve posłał Tony'emu tylko zawstydzone spojrzenie, ukryte jednak pod nutką dezaprobaty. Tony przewrócił za to oczami i wrócił do konsumpcji naleśników.
-Iron Man jest zbyt nieprzewidywalny, a TARCZA nie lubi takich. Poza tym jestem samowystarczalny- odparł i wypiął pierś do przodu, jakby pierwsza część jego wypowiedzi była powodem do dumy.
-Jeden bohater to chyba wystarczająca ilość pod jednym dachem.
-Rezygnujesz?
Steve nie był typem człowieka poddającego się na starcie, tak przynajmniej sądził Tony po długiej znajomości z Rogersem oraz po poznaniu kilku ciekawostek z jego życia po rozmowie z Barnesem, który opowiadał wszystko zaciekle, a słowa wypadały mu z ust jak z karabinu. Poza drobną wadą na jego obliczu, w postaci braku umiejętności romowy z kobietami, czego Tony nie uważał jednak za wadę, łatwo można było go wziąść na bohatera. Nawet za Kapitana Amerykę. Dlatego zdziwił się, słysząc te słowa z jego ust.
-Tak. Mam spokojne życie i nie potrzeba mi więcej.
Steve chwycił w ręce dłoń Tony'ego i splótł ich palce, pochylając się nad stołem, co jeszcze bardziej upodobniło go do dziecka, które chwilę wcześniej nabroiło i stara się o wybaczenie matki.
-Jesteś uroczy- powiedział i podszedł do niego. Oparł się biodrem o stół i wyciągnął z kieszeni zdjęcie Kapitana Ameryki z misji na Białorusi, które zgarnął niezauważenie ze stołu, zanim poszedł do kuchni.- Ale i tak śpisz na kanapie.
~$$$~
Żeby nie było. Historia Steve'a jest tutaj bardziej powierdolona niż w kanonie. Tak więc Steve nie spędził 70 lat w lodzie.
Nie zrobię kolejnej dramy, gdzie Steve i Tony się kłócą o tajną tożsamość Steve'a. Nie jestem potworem. Zwłaszcza w piątek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro