Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Projekt Mark II

Tony'ego od czasu ucieczki wciąż nękały obrazy z niewoli. Skrzynie pełne karabinów, pistoletów i granatów, walizy z rakietami i bombami pomiędzy górami na pustyni, o których nikt nie wie. A to wszystko doprawiane jego nazwiskiem i kontem bankowym. Pewnie gdyby nie Steve Tony nie umiałby zasnąć po nocach. A i tak nie umiał. Ale gdy zasypiał, przynajmniej się nie budził z krzykiem. Nieczęsty dyskomfort w klatce piersiowej nie pozwalał mu zapomnieć o tym gdzie był przez trzy miesiące i co działo się z jego bronią. Do czego ją wykorzystywali, ile ludzi zginęło z jego winy. I bardziej się zagłębiał we własne wyrzuty sumienia, tym bardziej był pewny, że podjął właściwą decyzję. I chociaż Obadiah i James starali się go od tego odwieść i nakazać mu naprawić swój "błąd", Tony mógł liczyć na Steve'a, który chociaż nie rozumiał spontanicznej decyzji ukochanego, wspierał go.

Tony był rodzajem człowieka, który potrafi wyjść z każdej sytuacji, po krótszym czy dłuższym czasie, oraz naprawić niemal każdy błąd. Dlatego nie marnując czasu, z samego rana, nie budząc nadal śpiącego Steve'a, wziął z garażu jeden z bardziej luksusowych samochodów i ruszył do bazy sił powietrznych, łamiąc przy okazji niemal każdy zakaz.

W hangarze spotkał Rhodey'a w towarzystwie kilku innych lotników. Szybkie "zmykajcie" i został z przyjacielem sam na sam. Tony nie zwrócił zbyt wielkiej uwagi na spojrzenie prowadzącego ich grupę.

-Zaskakujesz mnie. Szybko stanąłeś na nogi.- James podszedł do niego i uścisnął jego rękę. Cieszył się, widząc Tony'ego, który przerwał w wykładzie na temat pojazdów automatycznych. I to nie tak, że James'a nie interesował wykład pułkownika. Po prostu nie miał zbyt na to ochoty, bo ciągle z jakiegoś powodu czuł, że część żołnierzy obarcza go za decyzję Starka. Ale co on miał do powiedzenia?

-Nie tylko stanąłem- powiedział tajemniczo .

-Poważnie?- spytał z ciekawością Rhodey i założył ręce na piersi, przyglądając się mimice twarzy Tony'ego.

-Tak. Pracuję nad czymś ważnym. Chciałbym żebyś mi pomógł.- Tony nie często prosił o pomoc, dlatego teraz tych słów nie umiał powiedzieć James'owi prosto w oczy.

-Mnóstwo osób się ucieszy, bo to co odwaliłeś na konferencji... był śmieszny.- Rhodey pokręcił głową i zaśmiał się. Nadzieja na normalny stan rzeczy powróciła ale nie na długo.

Tony wziął głęboki wdech i spojrzał na jeden z samolotów, stojący za plecami Rhodey'a. Jego skrzydła nagle stały się zaskakująco interesujące. Ich długość, szerokość i kształt.

-Nie mówię o nowej broni. To coś innego.

-Zostałeś filantropem?- spytał z niedowierzaniem.

-Wysłuchaj mnie. Rhodey, mam do ciebie prośbę.

-Zanim dowiem się o co chodzi, sam wolę się o coś spytać. Steve wie?- Tony mógł się spodziewać, że prędzej czy później padnie to pytanie. Rhodey zadawał je prawie za każdym razem, gdy ten chciał coś zrobić i wtajemniczał w to lotnika.

Zaczęło się to w dniu gdy Tony chciał zorganizować ich miesięcznicę. Nigdy nie przejmował się takimi uroczystościami jak rocznica, a co dopiero miesięcznica ale wtedy czuł, że chciałby ten dzień uczcić. W końcu Steve wytrzymał z nim cały miesiąc. Tony chciał urządzić w mieszkaniu małą niespodziankę i oczywiście poprosił Rhodey'a do pomocy. Niestety narcystyczny geniusz, lotnik i niespodzianka bez nadzoru nie było dobrym połączeniem. I od czasu Wielkiej Reprymendy o Nieodpowiedzialności, którą wygłosił Steve, Rhodey dla własnego bezpieczeństwa wolał wiedzieć o czym Tony poinformował swojego chłopaka, a o czym nie.

-Nie. To tajne i chcę żeby to zostało między nami.- i tutaj szanse na zgodę spadły o ponad pięćdziesiąt procent.

-Stary, zdajesz sobie sprawę, że jeśli Steve się dowie, że robisz coś głupiego, a ja o tym wiedziałem i mu nie powiedziałem, to rozpęta trzecią wojnę światową? Czasami sam się go boję.

-Tu chodzi o bezpieczeństwo. Moje, jak i jego.

-Nie, Tony. Musisz na dobre dojść do siebie.- Tony wydobył z siebie wymuszony uśmiech.- Mówię poważnie. Kilka dni po trzymiesięcznej niewoli nie uzdrowi cię. Zrób sobie wakacje. Wyszalej się albo odpocznij. Zbierz myśli, zmajstruj coś. Było miło- powiedział i odszedł do reszty grupy.

-Dzięki- powiedział niesłyszalnie.

Jednak kim byłby Tony Stark, gdyby poddał się po zaledwie jednej porażce. Jego nazwisko zawsze było dla niego symbolem. Symbolem wytrwałości i pięcia się na szczyt. Możliwe, że to nazwisko straciło by swój sens, gdyby nie wrócił do domu równie szybko jak z niego wyszedł, i nie zamknął się w swojej pracowni, w której nadal panował bałagan z poprzedniego dnia.

-Ej, leniwcu. Mówiłem coś, posprzątaj to.- wskazał palcem najpierw na mechaniczne ramię, a potem na cały bałagan.

Dum-E najpierw zakręcił się wokół samego siebie, a potem ruszył przed siebie, zgarniając niepotrzebne części, papierki po cukierkach i kartony z logiem pizzy. Tony przez krótki czas patrzył jak jego robot krząta się po kątach ale potem usiadł na fotelu, który kazał mu przytaszczyć tam Steve, obawiając się o jego kręgosłup.

Tony westchnął i uśmiechnął się. Jego chłopak chyba by go zabił, gdyby dowiedział się co chciał zrobić. Nie był nadopiekuńczy ale to właśnie on był przysłowiową kobietą w ich domu.

Tony przejechał palcami po klawiaturze, przywołując na ekran komputera wirtualny szkic zbroi, którą zbudował z Yinsen'em w jaskini terrorystów.

-Jarvis, czuwasz?- zapytał sztuczną inteligencję.

-Dla pana zawsze- odpowiedział kulturalnie. Tony wstał z fotela i podszedł do blatu, na którym pojawiła się jego pierwsza zbroja w wersji trójwymiarowej.

-Wdrażam nowy projekt pod nazwą "Mark II".

~$$$~

Wiem, że rozdział miał być wczoraj ale nie wyrobiłam się z nim. Mam nadzieję, że wam się podoba. Zaczyna się akcja z Iron-manem w roli głównej :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro