Oblężenie willi dziennikarską armią
Tony chciał wiedzieć czym kierował się jego chłopak, gdy wkładał kartkę z kilkoma prostymi słowami do ściągawki naszykowanej przez agentów TARCZY. Dziennikarze chyba z całego kraju oblegali wille Starka, chcąc zdobyć odpowiedzi na mnóstwa pytań, zrobić zdjęcia i zdobyć wywiad na wyłączność. Iron Man stał się tematem numer jeden wszelkich brukowców i tabloidów. Wywiad z nim oznaczał dziennikarski awans, więc warowali pod willą dzień i noc od prawie trzech dni. Oczywiście Steve też nie był w stanie obronić się przed blaskiem fleszy, w końcu chłopak Iron Mana też pewnie zna jego sekrety. Oj, znał, i to więcej niż chciał.
-Czy Majorka?- spytał Tony, zerkając na Rogersa znad ekranu tabletu, na którym przeglądał wykazy pogody na najbliższe dni. Stark leżał na sofie, a jego nogi znajdowały się na udach Steve'a, siedzącego po drugiej stronie mebla.
-Słucham?- spytał ze zdziwieniem Rogers, wyrwany z letargu.
-Na wakacje. Gdzie chcesz lecieć? Malediwy, Bali, Palawan czy Majorka?
-Wątpię czy obecna sytuacja to odpowiedni czas na wakacje. Po za tym to są zbyt drogie miejsca.
-Skarbie, rozmawiasz z drugim najbogatszym człowiekiem na świecie.- Tony podniósł się z sofy i odłożył na nią tablet. Przysunął się do Steve'a i chwycił jego dłonie w swoje.- Jeśli chcesz to na wakacje możemy wylecieć nawet na Marsa. Wystarczy jedno twoje słowo- mówiąc to, złożył szybki pocałunek na dłoni Rogersa.
-Nie bądź już takim romantykiem- powiedział, ściągając Tony'emu za długie włosy z oczu.
-Niszczysz atmosferę...- powiedział Tony i spojrzał na Steve'a spod byka.
-A może...- zamyślił się lecz Tony uznał to za swojego rodzaju zgodę.
-Czyli jednak Malediwy?- spytał, gotów już zadzwonić do pilota.
-Wróćmy do Nowego Yorku. W wieży, na sześćdziesiątym piętrze, nikt nie będzie próbował... nas podglądać przez okna.
-Nie jesteś wcale oryginalny. Ja nam chce zaserwować wakacje marzeń, a ty chcesz wracać na nudny Manhattan.
Tony czuł jak jego ciało obejmuje coś na wzór paniki. Jeżeli nie wyciągnie Steve'a w jakieś warte zapamiętania miejsce nie będzie mógł zrobić tego co planował. Steve był zbyt wartym zachodu mężczyzną, a Stark Tower, po za tym, że należy do niego i jest największym budynkiem w Nowym Yorku, nie odznaczała się niczym wyjątkowym. Przynajmniej jeśli chodzi o aktualny tok myślenia Tony'ego.
-Ostatnie cztery miesiące były dla nas trudne. Zwłaszcza dla ciebie. Musisz odpocząć w spokoju, a nie palić się na słońcu.
-Kotku...- zaczął Tony, kładąc rękę na udzie mężczyzny.
-Eh, zróbmy tak, wrócimy do Nowego Yorku, odpoczniemy miesiąc albo dwa, poczekamy aż podniecenie Iron Manem opadnie i wtedy zaplanujemy wakacje.
Tony wydał z siebie jęk rozpaczy. Nie wiedział czy wytrzyma dwa miesiące. Za bardzo mu zależało ale oczywiście Steve musiał być uparty jak osioł. Z jednej strony właśnie to w nim kochał, ten upór, ale bywał on też niekorzystny, zwłaszcza dla niego.
-Ale...
-Tony.- Steve znowu użył tego swojego tonu. Tonu, któremu Stark nie mógł się sprzeciwić.
-Gdybyś był zwierzęciem, byłbyś osłem.
-Jak miło...- mruknął pod nosem, przeczesując palcami włosy Tony'ego. Od dawna nie były takie miękkie i świetliste. Widać, że w końcu raczył o nie zadbać.
Tony podniósł się z kanapy i przeciągnął się, aż usłyszał jak strzelają mu kości, spowodowało to mały ból w barkach i środkowej części kręgosłupa. Wyminął swojego chłopaka i ruszył do pracowni, by naprawić zbroję Iron Mana, która poważnie ucierpiała przy walce z Obadiah'em.
Steve nie próbował go zatrzymywać. Wiedział, że Tony musi odreagować każdy przegrany spór, nawet o tak błache tematy jak wakacje. Podniósł się i ruszył do kuchni by naszykować sobie kolację. Dwie kanapki z szynką i serem, i herbata, a i tak nie był w stanie niczego przełknąć, nadal ciężko przeżywał ostatnie wydarzenia. Naszykował jedną porcję. Tony i tak by niczego nie zjadł, zapchał się wcześniej chipsami. A ze względu na dziennikarzy, którzy warowali pod ich domem mimo późnej pory, Steve zgodził się na to. Nie był przecież jakimś tyranem.
Kiedy w końcy Steve uznał, że czas przemyśleń i wewnętrznych krzyków Tony'ego ustał, ruszył wolnym krokiem po schodach do warsztatu, uważając by nie potknąć się o nadal nie posprzątane kawałki gruzu. Tony nadal nie raczył naprawić tej dziury w suficie i aż dziw, że żaden reporter nie wpadł na pomysł żeby za jej pomocą wejść do nich na herbatkę. Steve otworzył szklane drzwi i wzrokiem odnalazł wynalazcę, klęczącego przy udzie Iron Mana.
-Idziesz? Zrobiło się późno- zaczął, jednak nie otrzymał od Starka żadnej odpowiedzi. Ten podniósł się tylko i zaczął szukać na stole jakiegoś narzędzia.- Tony? Obraziłeś się na mnie?- spytał Steve, przekładając ręce przez ramiona Tony'ego i przytulił mężczyznę od tyłu.
-Nie, może troszkę, tak, bardzo.- powiedział, dając za wygraną pod czujnym okiem Steve'a. Stark odwrócił się i posłał Rogersowi smutne spojrzenie.
-Skarbie, przecież to tylko wakacje.
No właśnie chciałem by to nie były tylko wakacje, przemknęło mu przez myśl, przez co jego rumiana skóra przybrała trochę bledszego odcienia.
-Wiem, ale przez to wszystko chciałem byśmy spędzili trochę czasu razem. W jakimś wyjątkowym miejscu.- no, możliwe, że to tylko półprawdy.
-Jesteś uroczy...
-I nadal zły- dodał, zakładając ręce na piersi.
-Co mam zrobić być przestał być zły? Nie lubię gdy jesteś na mnie zły- powiedział Steve, naśladując dziecko, nieznające jeszcze śwoata, mówiące do smutnego dorosłego.
-Pocałować mnie w dupe- powiedział Tony, a potem razem wybuchli śmiechem.
-Hmm... Kusząca propozycja- mruknął zadziornie, gryząc Starka w ucho.
Tony poczuł jak dreszcz przechodzi mu po plecach, a z ust wydobywa się głośny krzyk, będący komentarzem na zachowanie Rogersa, które zawsze charakteryzowało drugą osobę w ich związku. Jednak Tony nie protestował. Bardzo podobał mu się niewypowiedziany pomysł jego chłopaka. Cały czas się całując, wyszli z warsztatu, po drodze na górę gubiąc swoje koszulki.
Tony jęknął z bólu, gdy pasek od spodni Steve'a upadł metalową klamrą na jego stłuczoną nogę. Steve wiedział, że Tony by go zamordował gdyby przestał go całować i zajął się jego stopą, by sprawdzić czy nic Tony'emu się nie stało, więc nie przestawał go całować. Z resztą Steve wiedział wiele rzeczy, które wykorzystywał w najróżniejszych sytuacjach, na przykład, gdzie jest sypialnia. To w tej chwili była dla nich wiedza podstawowa.
-Tony...- Steve jęknął, gdy ręka Starka minęła o milimetr jego krocze.
Mężczyzna zaśmiał się i pociągnął drugiego w kierunku drzwi do sypialni. Dzieliły ich jedynie dwa metry. Ręka Tony'ego z trudem złapała za klamkę, popychając drewnianą przeszkodę. Steve jęknął przeciągle, zamykając za sobą drzwi.
(ni chuja, nie będzie erotyki)
Następnego dnia oboje wstali zaskakująco późno. Słońce było już wysoko na niebie, a zegarek na ścianie zainspirowany sztuką nowoczesną wskazywał godzinę grubo po południu, piętnastą ściślej mówiąc.
Tony odwrócił się na drugi bok, by spojrzeć na nadal zamglone oczy swojego chłopaka. Przejechał po swoim policzku i zmarszczył brwi, dopiero teraz czując na nim, po za swoją charakterystyczną brudką, jednodniowy zarost. Dlaczego Steve nie raczył go o tym powiadomić? Przecież z podkrążonymi oczami musiał wyglądać jak bezdomny. Steve otworzył jedno oko i uśmiechnął się.
-Do twarzy ci...- mruknął, biorąc głęboki wdech. Poczuł w nosie zapach skóry Tony'ego oraz swojej wody kolońskiej. Zdecydowanie wolał ten pierwszy.
-Chciałbym ciebie zobaczyć w brodzie...
-Może w przyszłości- powiedział, a potem zaśmiał się z miny, jaką zrobił nagle Tony.
-Jaką przyszłość masz na myśli?
-Naszą wspólną? Chyba, że już znalazłeś sobie kogoś innego. Wtedy będę mógł pochwalić się, że wytrzymałem z tobą najdłużej jako kochane...
-Zamknij się! I nigdy tak nie mów!- krzyknął wściekle.
Steve poprawił się na łóżku i przysunął się do swojego chłopaka. Poczuł ukłucie serca.
-Tony...
-Nie jesteś dla mnie tylko kochankiem, Steve. Kocham cię i nigdy bym cię nie zostawił. Chce żebyś był przy mnie i...- głos ugrzązł mu w gardle.
-Wiesz co, Tony?- zaczął Steve, by zmiebić temat. Uczucia były słabą stroną ich obu, można się tego domyślić po sposobie w jaki je sobie wyznali.
-Tak?
-Zdałem sobie sprawę, że zapomnieliśmy jednej bardzo ważnej daty.
-Jakiej?- spytał ciutkę przestraszony, że zapomniał o jego urodzinach. Nie, one były w lipcu. Ich rocznica? W czerwcu. Co się wydarzyło w kwietniu? Rok temu nawet nie byli razem.
-Miesiąc temu minęły twoje urodziny- powiedział.- Wszystkiego najlepszego.
-Pierwsze urodziny, podczas których byłem w związku i nie było imprezy. Boże, mam dwadzieścia dwa lata. Czyli co? Jednak Palawan?
~$$$~
Tak długo piszę tą książkę, że aż zapomniałam jak bardzo odmłodziłam naszych mężczyzn. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro