Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciężki jest los miliarderów

Taktyka Tony'ego była prosta, brzmiała sensownie i osiągalnie a co najważniejsze, nie cierpiał przy tym żaden cywil. Wbija do firmy, odnajduje Steve'a, zadaje dwa pytania i koniec. Jeżeli mężczyzna będzie się jąkał i ściskał nerwowo bandaż na dłoni, znaczy, że teoria Jarvisa się sprawdziła i bez przeszkód może go pocałować. Chyba, że Steve się po prostu speszy, wtedy dostanie w twarz i friendzone na zawsze bez możliwości wyjścia. I właśnie ta opcja zgasiła zapał Tony'ego do rozmowy. Ciężki jest los miliarderów. Zwłaszcza gdy się zakochują. 

W firmie pojawił się po niedługim czasie. Bez nazwiska Stark i świetnie opanowanych Nowojorskich ulic miałby kilka policyjnych radiowozów na karku, paręnaście zdjęć z fotoradarów i nowy temat w telewizji.

Po dostaniu kilku "dzień dobry, panie Stark" od swoich pracowników, których imion i tak nie znał, udał się na drugie piętro budynku w poszukiwaniu Steve'a. Wypowiedź miał naszykowaną, niezłomną postawę wyćwiczoną, tylko odwagi zabrakło, widząc znajomą blond czuprynę.

-Steve...- zaczął Tony, próbując zatrzymać mężczyznę. Odwrócił się a na jego twarz zauważył radość, strach i zakłopotanie.

-Oh, hej, Tony... panie Stark.- podrapał się po karku, upuszczając z rąk kilka dokumentów, przeznaczonych do wysłania dla jego szefa.- Wybacz.- z pomocą Tony'ego zebrał je wszystkie i znów przycisnął je zestresowany do piersi jak nastolatka przez pracą klasową podręcznik.

-W porządku. Możemy porozmawiać? W moim gabinecie? Teraz?

-Oczywiście.- Steve miał ochotę zaśmiać się gorzko i uciec przez najbliższe okno. Powstrzymywała go tylko świadomość znajdowania się na drugim piętrze i chęć utrzymania pracy i stanowiska.

W gabinecie Tony stracił lekko panowanie nad swoim językiem i zamiast dyskretnie podpytać o ostatni wieczór, wystrzelił prosto z mostu do bezradnego Rogersa, nie zważając jakie to może być dla niego trudne i niezręczne.

-Dlaczego wczoraj uciekłeś?- spytał, siadając na biurku i wgapiając się stojącego obok niego chłopaka. Steve oparł się o biurko i położył ręce na krawędzi jego blatu. Patrzył się przez chwilę w drzwi, jakby miał od nich otrzymać jakąś cenną wskazówkę. Bądź co bądź, nawet te drzwi znały Tony'ego dłużej niż on.

-B-było późno.- zająknął się. Punkt dla Tony'ego. Stanął na równe nogi i zrobił krok w jego stronę.

-Widzę, że kłamiesz.- przyszpilił go do biurka, zabierając mu jedyną drogę ucieczki. Był natarczywy, zdawał sobie z tego sprawę.

-Ja...- słowo wypłynęło z jego ust bez konkretnego celu. Nie miał co powiedzieć, jedyna wymówka nie wypaliła a stać bez słowa czasem jest ciężej niż gdy ciągle się gada.

-Steve, jakie słowa masz pod bandażem?- blondyn speszył się, jego oczy błyszczały, ciało zaczęło drżeć a skóra na rękach pocić.

-Tony...- miliarder chwycił jego lewą dłoń i zaczął ostrożnie rozwiązywać supeł. Nie odwracał spojrzenia od błękitnych oczu Steve'a. Oddech obu zwolnił a puls wrednie przyśpieszył, gdy Tony ściągnął ostatni fragment bandaża a ten opadł na podłogę.

"Czasami łatwiej otworzyć się przed nieznajomym" głosił napis znajdujący się na wewnętrznej części dłoni. Litery miały ostry, podłużny kształt, niektóre z nich miały wyraźne, przylegające do siebie cienie.

Steve od zawsze chciał znaleźć swoją bratnią duszę. Często myślał, że będzie to kobieta, którą spotka przez przypadek na ulicy albo koleżanka z klasy. Nigdy nie podejrzewał, że będzie to mężczyzna, a tym bardziej ktoś, kogo zna prawie cała Ameryka. Dlatego teraz nie potrafił wyrzucić z siebie ani słowa.

Tony nie potrafił się opanować. On wypowiedział te słowa ale Steve nie. I to najbardziej kuło go w serce. Świadomość, że on go nie pokochał tak szybko, nie można nikomu tego narzucić. Tony zjebał. Właśnie w chamski sposób oświadczył, że go kocha. 

Zacisnął zęby by nie powiedzieć jakiejś głupoty. Jedyne co zrobił to przycisnął jego dłoń do swojego serce i oparł swoje czoło o jego. Czuł jego spokojny oddech na swoich wargach.

-Nie chciałem cię okłamać. Jednak nie znam cię długo.- zachowywał się jak dziecko.- Przepraszam.

-Nic się nie stało.- powiedział szeptem Tony, kładąc prawą dłoń na policzku Steve'a i gładząc go kciukiem.- Co powiesz na dzień wolny?

-Wątpię by to był dobry pomysł. Mam swoje obowiązki.

-Zgódź się. Jeden dzień. I ani sekundy dłużej.

-Niech ci będzie.- powiedział, przechylając głowę w prawo. Tony odsunął się od niego w pełni triumfu i chwycił jego dłoń powtórnie.

-W takim razie...- Steve spodziewał się po Tony'm wszystkiego. Od wjazdu do firmy na koniu, przez zatańczenie kankana, po całkowite olanie firmy.

Ale nie spodziewał się, że Tony tak zwyczajnie pociągnie go za rękę i przebiegną całą firmę aż do wyjścia. Zamiast windy, skorzystali ze schodów, tego staroświeckiego wynalazku, o którym już myślenie przyprawiało Tony'ego o ból nóg. Steve śmiał się z min pracowników, którzy patrzyli na nich jak na idiotów. Nikt od dawna nie widział Tony'ego Starka tak zadowolonego. Nawet  Rhodley.

Przez moment nie myśleli o przebraniu się w jakieś normalne ubrania. Garnitury nie specjalnie przeszkadzały im w luźnej rozmowie o niemal wszystkim co w ich życiu się wydarzyło. Tony opowiadał o swoim dzieciństwie, a Steve o swoich rodzicach. Wszystko toczyło się wspaniale, a w pewnym momencie zaczęło być jeszcze lepiej. A mówi się, że aż takie szczęście nie istnieje.

-Kiedy spotkasz swoją bratnią duszę, wiedz, że już nic nie będzie takie jak dawniej. Gdy byłem mały, mój ojciec pisał, albo raczej, próbował pisać, książkę. Z całej tej jego paplaniny zapamiętałem tylko to zdanie.- zaśmiał się cicho.

Tony jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy.

-Cieszę się, że akurat to zdanie.- napotykając pytające spojrzenie Rogersa, podwinął rękaw i zdjął w pośpiechu bandaż. Oczy Steve'a błysły a policzki pod oczami pokryły się niewielkim  rumieńcem.- Czyli, że teraz mogę cię pocałować?

Tony przysunął się do niego i musnął jego usta swoimi. Ich tatuaże delikatnie zapiekły. Lewa dłoń i prawe przedramię. Dwie połówki tworzące całość.

~$$$~

Tak bardzo się starałam by ten rozdział wyszedł prawdziwie i naturalnie ale nie wyszło.

MAŁY SPOILER!!!
Jak idzie coś dobrze, to los mówi: "trzeba to spieprzyć".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro