Bilbord jako jedyna przeszkoda ku spełnieniu marzeń
Tony nie podejrzewał, że istniało coś lepszego niż niebezpiecznie szybka jazda samochodem i rozwiewający włosy wiatr. Jednak latanie kilkanaście metrów nad powierzchnią ziemi bez konieczności stania w korkach było o wiele lepsze. Adrenalina płynęła w jego żyłach, a usta wykrzywiały się w szerokim uśmiechu, z którego wydobywał się głośny krzyk podniecenia. Zostawiał za sobą dwa białe ślady, które znikały równie szybko jak on, pozbawiając jakiegokolwiek dowodu jego obecności na nocnym niebie.
-Bosko się prowadzi.
Nikt kto nie patrzył tej nocy w niebo, nie zobaczył na nim nowej gwiazdy.
Lecąc nad wesołym miasteczkiem, podziwiał kolorowe światła z lotu ptaka. Wcześniej mógł to robić tylko z samolotu lub z telewizji. Ale to było według niego o wiele lepsze. Tony chciał lecieć coraz wyżej. Chciał zobaczyć Nowy York w całej okazałości. Zaśmiał się głośno, gdy przeleciał przez kilka chmurnych obłoków, a potem wystrzelił gwałtownie w górę.
-Zobaczmy co to cudo potrafi. Jaki mamy pułap?
-Rekord dla myśliwca to dwadzieścia pięć tysięcy metrów.
-Rekordy są do pobicia- powiedział, wzbijając się w powietrze jeszcze szybciej.
-Sir, nie radzę latać tak wysoko. Ostrzegam o możliwości oblodzenia.
Zbroję ozdobiły białe kwiaty szronu. Tony nie mógł ruszyć rękami ani nogami, a wszelkie dane, które wyświetlały mu się przed twarzą, zaczęły mrugać, by po chwili zgasnąć. Głos Jarvis'a przestał odbijać się od uszu Tony'ego.
Stark wstrzymał na chwilę oddech. Zbroja straciła moc, a jego ciało stało się niezwykle ciężkie.
-O żesz kur..!- krzyknął, gdy zaczął spadać.
Jego ciało zaczęło się szamotać. Przez otwory na oczy był w stanie widzieć tylko fragmenty nieba, po którym jeszcze minutę temu latał.
-Oblodzenie! Wysuń klapy!- krzyknął do Jarvis'a, który nie odpowiedział.
Lód odpadał od powierzchni jego zbroi, lecz żaden program nie uruchomił się na nowo. Musiał to zrobić ręcznie. Uderzył ręką w udo, a klapy wysunęły się, krusząc lód, który oderwał się od zbroi. Nie zostało wiele metrów do śmiertelnego zetknięcia się Tony'ego z asfaltem, po którym jeździło mnóstwo samochodów, co szczerze utrudniło by jego identyfikację, gdy błękitne światło minęło mu przed twarzą. Zbroja ponownie się uruchomiła.
Stark zacisnął zęby i całą siłą jaką posiadała zbroja uniósł się do góry. Odbił się dosłownie kilka chwil przed stu procentową śmiercią. Kilka aut zatrąbiło na niespotykane zjawisko, którym było coś co większość ludzi i tak nazwała by osobowym statkiem kosmicznym.
Przez pierwsze kilka chwil nie miał kontroli nad zbroją, która leciała w niewiadomym kierunku, byle tylko nie się rozbić na jeszcze nie ogarniętym gruncie. Krzyknął z ulgą i szczęściem, gdy auta rozstąpiły się przed nim, by tylko nie trafić na niego podczas jazdy. Tony wzbił się w powietrze.
Jednak duma Tony'ego uległa totalnemu zmiażdżeniu, gdy w chwili chwały uderzył w jeden z tysięcy miastowych bilbordów. Nie byłoby to aż tak upokarzające, gdyby nie fakt, że reklama przedstawiała jego własną osobę. Za namową Pepper zgodził się w tamtym okresie na niewielką sesję zdjęciową promującą najnowszą kolekcję garniturów.
-Z czego się śmiejesz?- spytał jakby uśmiech jego zdjęcia był skierowany dokładnie na niego. Czuł jakby on sam się z siebie wyśmiewał, za uderzenie plackiem w coś, co było widać z kilometra.
Odleciał na kilka metrów od reklamy i przekręcił głowę z jękiem egzystencjalnego bólu. Zdał sobie sprawę, że powinien przykładać się do czyszczenia zębów bo gdyby je stracił, miał już dowód w postaci bilbordu, nie wyglądał by już zbyt atrakcyjnie.
-Umów mnie do dentysty, czy coś- powiedział, przejeżdżając językiem po zębach i ruszył w kierunku domu.
-Oczywiście, sir- powiedziała sztuczna inteligencja, zapisując w pamięci jego słowa.
Z powrotem do willi leciał kilka metrów nad wodą. Światła miasta i księżyca odbijały się od tafli morza. Tony przymknął oczy i ze szczęśliwym uśmiechem spowodowanym udanym lotem, zwolnił tuż nad swoim domem.
-Spokojnie. Tylko spokojnie- powiedział sam do siebie i wyłączył silniki.
Jak widać przecenił umiejętności budownicze ekipy, która budowała jego cudowną willę, gdy dach zawalił się pod jego ciężarem. Spadł na fortepian w salonie, a potem zniszczył również i podłogę, wpadając do swojej pracowni na jeden z ulubionych samochodów. Reszta aut niczym wściekłe byki zaczęła wydobywać z siebie alarm, który zaczął drażnić słuch Tony'ego.
Oczywiście nie zabrakło Dum-E, który cały czas czekał w tym samym miejscu z gotową do aktywacji gaśnicą, której zawartość ponownie wylądowała na Tony'm.
-Za dużo atrakcji na dzisiaj.
~$$$~
Przepraszam za tak krótki rozdział ale nowy rok szkolny jest pełen stresu, a jeszcze nauczyciel katuje moją klasę książkami, które musimy dokupić. Tragedia.
W dodatku ze względu na szkołę przesuwam termin dodawania rozdziałów Soulmate ze środy na piątek. Także następny rozdział pojawi się w piątek za tydzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro