Armia reporterów, chomik i dyrektor TARCZY, czyli bycia Iron Manem dzień trzeci
Decyzję o powrocie do Nowego Yorku podjęli, gdy nie byli w stanie odsłonić zasłon w salonie bez co najmniej dwudziestu zdjęć. Czarę goryczy przelało dwóch reporterów, którzy rozbili sobie żółte namioty kilka metrów od ich domu. Oboje słyszeli o dziennikarskiej upierdliwości, Tony wielokrotnie jej zaznał w swoim dwudziestodwuletnim życiu, po raz pierwszy gdy był małym chłopcem, a jego matka zaszła w drugą ciążę, a dziennikarze oddali by życie by znać imię jego brata. Jednak mimo wszystko Tony nie potrafił się do niej przyzwyczaić, lubił ją, ale nie potrafił.
Ze względu na pewne problemy z dojazdem na lotnisko, zdecydowali się na bardziej nowatorskie rozwiązanie. Happy poleciał z ich rzeczami samolotem, zaś oni...
-Nienawidzę latać samolotami...- powiedział Steve.- Ale bardziej nie polubię tego- dodał, gdy z warsztatu wyszedł Tony ubrany w zbroję Iron Mana.
-Będzie fajnie. Nasze rzeczy są już dawno w Nowym Yorku, pora na nas.
-Jak ty mnie na to namówiłeś?- spytał Steve, podchodząc do Tony'ego. Z jego twarzy zeszła maska, ukazując ogoloną i zadbaną twarz mężczyzny.
-Wystarczyło kilka pocałunków- powiedział, złapał ukochanego za biodra i przysunął go do siebie, tak jakby chwile, które spędzili w nocy nadal trwały.
-Coś zbyt łatwo mnie przekupić- mruknął w jego usta, kładąc mu ręce na barkach.
Hełm w całości zsunął się z głowy Tony'ego, a palce Steve'a od razu odnalazły się w jego gęstych włosach.
-Wiesz, że jesteś słodki?- spytał Tony, odrywając się na chwilę od ukochanego, a potem przejechał językiem po jego dórnej wardze, wywołując u Steve'a cichy śmiech.
-Jadłem cukierki.- przechylił głowę, a jego głos był niemal dziecinny.
-I się nie podzieliłeś?!- krzyknął sfrustrowany Stark, odsuwając się gwałtownie od Rogersa, z wyrazistym szokiem na twarzy.- Ty... Toż to zdrada!- jego zdolności aktorskie przerastały nawet najlepszego aktora filmowego i teatralnego.
-Nie mówiłeś, że chcesz cukierka- usprawiedliwił się.
-Jako dobry chłopak, podkreślam, CHŁOPAK, największego geniusza współczesnych czasów, powinieneś się domyślić, że chcę cukierka.
-Oj, Tony, wygląda na to, że przeceniasz moją inteligencję.
-Uważaj co mówisz, Rogers. Mówisz o moim narze...- w ostatniej chwili odzyskał rozum. - ...na rzece tej stał chomik.
Brawo, Tony, mistrz z ciebie. Na pewno się nie domyśli, że chciałeś powiedzieć coś innego. A gdzie tam...- powiedział głos w jego głowie.
-Że co?- spytał Steve, z jednej strony mając ochotę się roześmiać, ale z drugiej nie rozumiejąc co Tony ma na myśli
JAKI, KURWA, CHOMIK?!- znów usłyszał głos w głowie. Albo to sumienie, albo wredny głos ojca, który przestał go nawiedzać dobry rok temu, albo oszalał. Szczerze z trojga złego wolał jednak to drugie.
-Chomik!- krzyknął, sztywniejąc.- Ten, którego chciałem ci dać na naszą rocznicę ale uciekł.
-Ale nasza rocznica jest za dwa miesiące.
-Wiem o tym- zaśmiał się nerwowo i podrapał po karku, co w metalowej rękawicy nie dało mu wiele ulgi.- Chciałem po prostu sprawić ci niespodziankę.
Jedziesz z tym, dobrze ci idzie. Widać, że wciskasz mu kit. Powiedz jeszcze, że wykupiłeś szesnaście pawianów i trzy małpiatki w komplecie na promocji i masz go w kieszeni.
-Tony? Wszystko dobrze? Zbladłeś- powiedział zaniepokojony, zbliżając się do mężczyzny. Zdawał się zapomnieć już o tym dziesięcio sekundowym incydencie.
Ale Tony nie zapomniał. I wątpił czy byłby w stanie. Właśnie skompromitował się przed jedyną osobą, na której zdaniu mu zależało.
-Może do Nowego Yorku polecimy później. Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Steve nie czekał na protest. Po prostu stanowczo poprosił by ten zdjął zbroję, w tym celu udali się do pracowni Tony'ego, z której potem Stark nie chciał wychodzić, a następnie poszli do sypialni. Tony ciągle był blady, jąkał się i zachowywał niecodziennie. Czy to było związane ze zrobieniem z siebie głupka, czy raczej z olbrzymią szansą nazwania go przypadkiem swoim narzeczonym. Tak czy siak Tony posłusznie wykonywał prośby, bądź rozkazy Steve'a. Kiedy Rogers wyszedł na chwilę z sypialni, Tony przykrył się kołdrą, lecz ciągle siedział na łóżku sztywny do bólu. Po pięciu minutach do pokoju wrócił Steve z kubkiem parującej kawy w dłoni.
Nie powiedzieli do siebie ani słowa. Po prostu siedzieli wtuleni w siebie, a gdy Tony wypił całą zawartość kubka, Steve popchnął go delikatnie, by ten ułożył się głową na poduszkach, a sam położył się na jego klatce piersiowej, wsłuchując w delikatne bicie jego serca, które w tej chwili przysłaniał reaktor łukowy.
Stark westchnął ciężko i wsunął palce w blond włosy swojego chłopaka, co natychmiast rozluźniło jego spięte mięśnie. Steve niewiele rozumiał z zachowania Tony'ego ale nie sądził by było to spowodowane jakąś chorobą. Raczej stresem albo niewyspaniem. Dlatego od razu po zaśnięciu Tony'ego chwycił telefon i zadzwonił do Happy'ego z informacją, że przylecą z lekkim opóźnieniem.
Głowa Steve'a leżała na klatce piersiowej Tony'ego, która poruszała się w góre i w dół w równym, spokojmym tempie. Jego umysł też bym na granicy rzeczywistości i snu, gdy nagle przez jego plecy przeszedł niemiły dreszcz. Odniósł się z łóżka i wyszedł z sypialni. W progu spojrzał jeszcze na śpiącego Starka i cicho zamknął drzwi.
Steve wszedł do salonu, w którym panowały egipskie ciemności. Światło wpadało tylko przez szczeliny między ramami okien, a roletami. Dziwne, jego przeczucie nigdy go nie myliło.
-Witam- usłyszał czyjś głos i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z obecności innego człowieka w willi, nie licząc reporterów na zewnątrz.
-Jarvis...- światła rozświetliły się w salonie, jakby sztuczna inteligencja czytała blondynowi w myślach.
Tuż przy zasłoniętym oknie stał jakiś obcy mężczyzna. Nie mógł zobaczyć zbyt wiele przez czarny płaszcz na jego ramionach, sięgający do kostek, zasłaniający sylwetkę. Steve nie widział czy miał broń albo jakieś inne narzędzie bo zdecydowanie nie wyglądał na dziennikarza.
-Kim pan jest?- spytał, tworząc w głowie szybką mapę do kuchni, skąd mógłby wziąść nóż, co jednak było by zbyt mało efektowne, gdyby nieznajomy miał pistolet. A prawdopodobnie miał.
-Nazywam Nick Fury i jestem dyrektorem TARCZY.
Steve nie spuszczał z niego oczu niepewnie, lecz strach minął. Słyszał to nazwisko od agenta Coulsona. Niestety nie był w stanie poznać mężczyzny osobiście, aż do teraz.
-Jak pan się tu dostał?
-Mam swoje sposoby.- odwrócił się, a Steve mógł dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Na jednym oku miał opaskę.- "I am Iron Man". Niezłe. Sam na to wpadłeś?
-Czego pan chce?- odpowiedział pytaniem na pytanie, w podobny sposób w jaki zrobił to Fury.
-Tworzę projekt. Tajny projekt o nazwie Avengers.
-I chce pan w to wciągnąć Tony'ego?
-Nie tylko jego.
~$$$~
Jeżeli znajdziecie jakieś literówki to przepraszam, pisałam to między lekcjami 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro