Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Lena

Przyłożyłam otwartą dłoń do czoła i wzięłam głęboki wdech. Nie czułam się najlepiej, ostatnie dwie noce prawie nie spałam i czułam tego skutki. Musiałam to odespać i odliczałam do piątku, aż będę mogła spokojnie zasnąć. Ostatnio za dużo rzeczy nakładało mi się na siebie, a najgorsze było to, że kompletnie nie wiedziałam, jak je wszystkie zorganizować. Dobra powinna trwać czterdzieści osiem godzin i może wtedy zaczęłabym się ze wszystkim wyrabiać. Nigdy nie miałam problemów z organizacją, ale przez ostatnie dwa dni pojawiło się zbyt dużo rzeczy niespodziewanie. To zmiana planu na uczelni, to Beniamin planował nowe rzeczy na stażu. Wprowadzał mnie w nowe sprawy, zasypywał dokumentacją, wczoraj o dwudziestej trzeciej napisał do mnie, że mamy wyjątkowo zobaczyć się przed prokuraturą, a ja padałam.

Liv spojrzała na mnie zmartwiona i wcisnęła mi do ręki kubek z kawą. Podziękowałam jej ciepłym uśmiechem. Odgarnęła mi jeszcze włosy z twarzy i przyglądała mi się wnikliwie. Wiedziałam, że to nie moja najlepsze kondycja. Najgorsze było to, że nie miałam jak przez te dwa dni zadzwonić czy napisać do Masona. Odczytywałam jego wiadomości, kiedy leżałam już w łóżku i kiedy próbowałam mu odpisać, obraz mi się zamazywał, a ja zasypiałam.

— Wiem, to nie moja szczytowa kondycja — powiedziałam.

— Właśnie zauważyłam. Spałaś dziś? — Zapytała zmartwiona. Nie miałam jej serca powiedzieć, że przespałam może z dwie godziny. Wysiliłam się tylko na kiwnięcie głową. Wzięłam kilka łyków czarnej kawy, jakby Liv doskonale wiedziała, że takiej potrzebowałam. Ciepło napoju rozgrzało mnie od środka, a ja wyciągnęłam notatki do dzisiejszej prezentacji. Próbowałam skupić się na tym co namazałam przedwczoraj w nocy, ale oczy same mi się zamykały.

— Może zadzwoń do kancelarii, że cię dziś nie będzie i idź do lekarza po zwolnienie — blondynka pochyliła się nade mną. Wiedziałam, że się martwiła, ale nie byłam chora, tylko zmęczona.

— Mamy dziś wizytę w prokuraturze, nie mogę — odpowiedziałam, cały czas patrząc się w notatki. Liv tylko cicho westchnęła i nie próbowała mnie więcej przekonywać. Jeżeli chodziło o wywiązywanie się ze swoich obowiązków, to byłam uparta.

— To odpuść, chociaż tę dzisiejszą prezentację — spojrzała na mnie błagalnie.

— Chcę mieć to z głowy — wstałam. — Chodź, bo spóźnimy się na zajęcia — ponagliłam ją.

Liv przewróciła oczami i tylko słyszałam, jak wymamrotała pod nosem, że jak będę tak robić, to osobiście naskarży Masonowi. Tylko, akurat w tych kwestiach byliśmy tacy sami. Weszłyśmy do sali, w której brakowało tylko nas i prowadzącego. Byłam ostatnia na liście do prezentacji, więc miałam jeszcze czas, żeby w trakcie innych wystąpień. Chociaż skupienie się na tekście było trudne, dodatkowo musiałam walczyć ze snem i bólem głowy. Liv patrzyła na mnie ze współczuciem, ale się nie odzywała.

Prowadząca Calavera weszła do sali i zamknęła za sobą drzwi. Pierwsze prezentacje szły dość sprawnie, ale przez cały czas czułam na sobie jej spojrzenie. Kompletnie nie wiedziałam, o co jej chodzi. Przewróciłam kartkę w moim notatniku, a spojrzenie prowadzącej kolejny raz wylądowało na mnie. Odruchowo podniosłam głowę i spojrzałam na nią.

— Pani Gomez. Tak? — Odezwała się. Jej ton głosu zdecydowanie nie wskazywał, na to, że była zadowolona, a ja nie wiedziałam dlaczego. I co ja miałam z tym wspólnego. Wszyscy w sali spojrzeli na mnie. Poczułam się skrępowana, bo zazwyczaj siedziałam gdzieś na uboczu i raczej nie przykuwałam uwagi innych.

— Tak — powiedziałam niepewnie. Czułam gulę w gardle.

— Czy etycznym jest zajmowanie się swoją prezentacją w trakcie wystąpienia kolegi z grupy? — Wbiła we mnie złowrogie spojrzenie. Skuliłam się na krześle, bo pierwszy raz przez wszystkie lata studiów spotkałam się z tym, żeby prowadzący zwracał uwagę o taką głupotę. Słyszałam te wszystkie historie o doktorantach, którzy próbowali w ten sposób zyskać autorytet, ale nie sądziłam, że Calavera będzie jedną z nich.

— Ja... — urwałam. — Przepraszam — westchnęłam.

— Proszę wyjść z sali — powiedziała poważnie. Liv siedząca obok niemalże nie powstrzymywała się od śmiechu. Ta sytuacja była kompletnie irracjonalna. Siedziałam na swoim miejscu jak sparaliżowana, bo nie wiedziałam, czy ta kobieta sobie ze mnie żartowała, czy nie. — Słyszała Pani? — Spojrzała na mnie ponownie. Niepewnie zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

— Nie może jej Pani tak wyrzucić z sali — Liv odezwała się w mojej obronie. Posłałam jej spokojne spojrzenie, żeby się tym nie martwiła, bo mogła sobie przysporzyć tym kłopotów.

— Pani prezentacja nie będzie dziś zaliczona. Może pani to nadrobić na dyżurze — Calavera patrzyła na mnie poważnie i jednocześnie dumnie z tego co się stało. Zacisnęłam dłoń mocniej na zeszycie i widziałam, że Liv chciała jej coś odpowiedzieć, ale dałam jej wzrokiem sygnał, żeby tego nie robiła.

Wyszłam z sali zdruzgotana całą tą sytuacją. I dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi, dotarło do mnie, co tam się wydarzyło. Zostałam wyrzucona z sali, bo przeglądałam notatki przed prezentacją, a ta młoda doktorantka wytknęła mi, jakby to zachowanie nie było etyczne. Usiadłam na ławce, stojącej na korytarzu, bo musiałam ochłonąć. Schowałam twarz w dłoniach i próbowałam to odreagować. Zarwałam noc nad projektem, którego nie zaliczyłam przez kaprys asystentki naszego profesora.

Byłam zmęczona, a teraz dodatkowo miałam wszystkiego dość. Poczułam się potraktowana niesprawiedliwie, a dodatkowo upokorzona przed całą grupą. Nigdy nie przydarzyło mi się nic takiego. Harowałam całe życie na swoje osiągnięcia, przepłacałam czasami zdrowiem, a teraz zostałam potraktowana jak osoba pozbawiona moralności. Próbowałam się uspokoić, biorąc kilka głębokich wdechów. Musiałam zaraz jechać na spotkanie w prokuraturze, a nie chciałam w takim stanie wsiadać za kierownice.

Podniosłam w końcu głowę i wstałam z ławki. Emocje jeszcze nie do końca mi puściły, ale jednocześnie musiałam wziąć się w garść. Nie mogłam pozwolić sobie na to, by ktokolwiek wyprowadził mnie z równowagi. Przewiesiłam torebkę przez ramię i poszłam w stronę wyjścia z budynku. Odszukałam swój samochód na parkingu i wsiadłam do niego. Wzięłam butelkę wody, która leżała na siedzeniu obok i napiłam się trochę. Posiedziałam jeszcze chwilę, żeby się uspokoić i dopiero po tym wszystkim wyjechałam z parkingu.

Jechałam ostrożnie, zresztą jak zawsze, ale dziś byłam nie dość, że zmęczona to jeszcze roztrzęsiona i bałam się, że mogłoby się coś. Droga do prokuratury zajęła mi jakieś czterdzieści minut i pewnie trwałoby to krócej, gdyby nie korki i to, że jechałam naprawdę powoli. Zaparkowałam niedaleko wejścia do budynku i wyłapałam wzrokiem Beniamina, który siedział na ławce przed wejściem.

Wzięłam z tylnego siedzenia teczkę z dokumentami, o które mnie prosił i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam pojazd i poszłam w stronę blondyna. Siedział pochylony nad swoim telefonem i nie zauważył kiedy usiadłam obok niego.

— Hej — starałam się ukryć mój nastrój. Jego spojrzenie skierowało się od razu na mnie. I widziałam, że wyczuł, że coś było nie tak. — Gorszy dzień — wyprzedziłam wszystkie pytania. Beniamin patrzył na mnie wnikliwie ze swoim naturalnym spokojem.

— A mogę, chociaż zapytać co takiego sprawiło, że jest gorszy? — Spojrzał ukradkiem na zegarek. — Jesteś wcześniej, mamy jeszcze czas.

Westchnęłam ciężko i układałam sobie w głowie jak opowiedzieć mu całą tę pokręconą historyjkę, która wydarzyła się na zajęciach. Czułam, jak emocje jeszcze siedziały, gdzieś wewnątrz mnie i chyba musiałam z siebie to wszystko wyrzucić.

— Zostałam wyrzucona z zajęć, bo przeglądałam notatki przed moją prezentacją i doktorantka naszego profesora uznała, że to nie jest etyczne — wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu. Beniamin próbował ukryć swoje rozbawienie, ale widziałam, że miał ochotę roześmiać się głośno. Jednocześnie oboje wiedzieliśmy, że nie wypadało. — A i finalnie nie zaliczyła mi tej prezentacji, bo wyrzuciła mnie przecież z zajęć i mam przyjść na dyżur — dodałam.

— To chore — spojrzał na mnie zdziwiony.

— Wiem — odchyliłam głowę do tyłu. Czułam, jak ciężar dzisiejszego dnia mnie przytłaczał i najchętniej znalazłabym się w swoim łóżku. — Mam dokumenty, o które prosiłeś — podałam mu teczkę. Beniamin wziął ją ode mnie i zaczął na spokojnie przeglądać każdą z kartek. Zatrzymał się na jednej z nich i uważnie analizował.

— Zrobiłaś kawał dobrej roboty, ale tutaj pomyliłaś paragrafy — wskazał na miejsce, w którym zrobiłam błąd. — Poprawię to.

— Nie — zaprotestowałam. — To ja się pomyliłam i ja to poprawię — zabrałam od niego teczkę z dokumentami. Beniamin najwidoczniej nie chciał się ze mną o to sprzeczać, ale nie darował sobie westchnięcia pełnego irytacji.

— Nie możesz być taka krytyczna dla siebie. Mówiłem ci, że naprawdę jesteś dobra i nie musisz się o nic martwić...

— Tylko ciężka praca zaprowadzi mnie do celu — odpowiedziałam twardo. — Całe życie staram się robić wszystko najlepiej, bo wyznaczyłam sobie wysoką poprzeczkę. Beniamin zrozum, że ja nie mam już odwrotu.

— Leno, naprawdę doceniam twoje zaangażowanie, ale nie wymagaj od siebie niemożliwego.

— To tylko jeden durny błąd, poprawię go — powiedziałam pewna siebie. — Idziemy? — Wstałam z ławki, a Beniamin zrobił to samo.

Weszliśmy razem do monumentalnego budynku prokuratury. Od samego wejścia poczułam poważną atmosferę tego miejsca. Blondyn najpierw mnie oprowadził i wydawał się znać każdy zakątek tego miejsca. Ostatnim punktem naszej wycieczki była sala, w której mieliśmy zaplanowane spotkanie.

W niewielkiej sali konferencyjnej siedziało kilku mężczyzn, a ja poczułam się lekko skrępowana, będąc jedyną kobietą w tym pomieszczeniu. Beniamin przedstawił mnie każdemu i powiedział kilka miłych rzeczy, przez co sama nie wiedziałam, jak zareagować. Budowałam powoli nić kontaktów, ale nie przywykłam do chwalenia mnie w towarzystwie tak ważnych osób. Próbowałam zachowywać profesjonalizm, jednak moje myśli były gdzieś indziej. Nadal w głowie miałam dzisiejszą sytuację na zajęciach, ale próbowałam włączać się do rozmowy. Czułam obok wsparcie Beniamina, który uśmiechał się za każdym razem kiedy zabierałam głos.

Na zakończenie podaliśmy sobie wszyscy ręce. A ja poczułam się nieco pewniej. Kiedy przewieszałam przez ramię torebkę i chciałam udać się już w stronę wyjścia, jeden z mężczyzn mnie zaczepił.

— Czy mógłbym prosić o jakiś kontakt do pani? — Zapytał uprzejmie, a ja stanęłam jak sparaliżowana. Beniamin uśmiechał się dumny. Położył mi dłoń na ramieniu, dodając mi tym samym pewności.

— Ja... — zawiesiłam się. — Jestem stażystką...

— Ależ to nic — uśmiechnął się przyjaźnie. — Mam znajomego, który rozbudowuje sieć swoich biur wsparcia prawniczego dla osób w kryzysie i poszukuje głównie młodych tuż po studiach. — Otworzył swój notatnik na stronie z kontaktami i podał mi długopis. Niepewnie wpisałam tam swoje imię i nazwisko, oraz numer telefonu i e-mail.

Mężczyzna pożegnał się z nami uśmiechem i powiedział mi jeszcze, żebym była bardziej pewna siebie. Beniamin nie spuszczał ze mnie spojrzenia. A ja nadal czułam się sparaliżowana.

— Wiesz, co to był za facet? — Zapytał mnie. Pokręciłam przecząco głowom. — Francisco Parez, a facet, o którym ci mówił to Casares. Ten, który zajmował się sprawami związanymi z handlem ludźmi. — Moja szczęka gdyby mogła, dotknęłaby ziemi. Kilka lat temu głośne były sprawy handlu ludźmi z Wietnamu czy Indii, którzy byli transportowani do Europy przez pośredników w nielegalny sposób. Casares jako jeden z pierwszych zajmował się tymi sprawami, a jego przemówienia oglądaliśmy na żywo na zajęciach.

— I to on otwiera sieć biur? — Stałam zdziwiona.

— Po tych wszystkich procesach zaczął udzielać się społecznie i pomagał tym, którzy zostali niesprawiedliwie osądzeni bądź potrzebowali pomocy prawnej, a nie mieli funduszy. Wiesz, to byłoby świetne miejsce, żeby rozpocząć karierę po studiach — dodał z przekonaniem.

Nie mogłam wyjść z podziwu, że stałam o krok do współpracy z tak wielkim autorytetem. Ścieżki, które się przede mną otwierały, były spełnieniem moich marzeń. Jednocześnie nie chciałam sobie robić nadziei na to, że odezwą się do mnie kiedy skończę studia.

— Ja w to nie wierzę — odezwałam się w końcu zachwycona.

— To chyba dobry finał tego niezbyt pozytywnego dnia? — Beniamin spojrzał na mnie z uśmiechem.

— Nawet nie wiesz jak bardzo. Muszę zadzwonić do Masona i mu o tym powiedzieć — powiedziałam z ekscytacją. — Poczekasz na mnie? — Spojrzałam na niego błagalnie, wyjmując telefon z kieszeni. Beniamin przytaknął, a ja oddaliłam się kawałek.

Serce biło mi jak szalone, a jeszcze bardziej nie mogłam doczekać się reakcji Masona. Czekałam chwilę, aż odbierze, jednak nie usłyszałem jego głosu, tylko automatyczną sekretarkę. Westchnęłam cicho. Przeliczyłam w głowie różnicę czasu i Mason zazwyczaj już wstawał o tej porze. Zmartwiło mnie to trochę, chociaż może po prostu brał prysznic, albo był zajęty. Wróciłam do Beniamina, który czekał na mnie przy sali konferencyjnej.

— Mason niestety nie odbiera — westchnęłam przygaszona.

— Nie pozwól, żeby coś teraz zepsuło ci humor — Beniamin spojrzał na mnie troskliwie. Miał rację, ale jednocześnie znowu martwiłam się, że coś mogło być nie tak.

— Po prostu zawsze jak nie odbiera, to zaczynam się martwić — odpowiedziałam.

— Może po prostu jest zajęty — Beniamin próbował wyjaśnić mi racjonalnie powód, dla którego mój chłopak mógł nie odbierać.

— Wiem, ale jakoś tak mam — wzruszyłam ramionami. — Idziemy?

Beniamin przytaknął mi skinieniem głowy. Wyszliśmy z budynku i pożegnaliśmy się. Wsiadłam znowu do swojego samochodu i jeszcze raz próbowałam zadzwonić do Masona. Znowu to samo. Napisałam do Caleba, czy może coś wiedział, ale ten też mi nie odpisywał. Wzięłam głęboki wdech i odjechałam w stronę mieszkania. Potrzebowałam odpocząć.

Moja totalna farsa trwała kolejny dzień. Po wczorajszym nic mnie nie mogło zdziwić, ale kiedy rano mój samochód nie chciał odpalić i po telefonie do Caleba okazało się, że jakimś cudem zalałam sobie świecę, nic mnie już nie dziwiło. Nie miałam w budżecie na ten miesiąc mechanika i odholowania mojego samochodu. Przytłoczyło mnie to trochę, bo oznaczało to jedno, suma na moim koncie znacznie zmalała, a ja musiałam polować na tanie loty. Z ryzykiem, że nie kupię biletu do Bostonu, albo będzie overbooking. Było mi żal, bo nastawiłam się na spotkanie z Masonem, a wszystkie formalności były już za mną.

Dodatkowo miałam kolejną prawie bezsenną noc, tym razem przez Oreo, który był jakiś markotny, ale całe szczęście udało mi się wysłać rano Leti z nim do weterynarza, nie była tym zachwycona, ale Carla obiecała odebrać kota i zająć się nim do czasu mojego powrotu do domu. I aż bałam się rachunku od weterynarza, ale z wiadomości od mojej kuzynki dowiedziałam się, że futrzak złapał anginę. Nawet nie wiedziałam, że koty mogły chorować, na anginę.

Siedziałam sama w biurze i odliczałam do wyjścia. Beniamin po południu zwinął się na jakąś rozprawę, która była tajna, więc nie mogłam mu towarzyszyć, ale trochę się cieszyłam, bo mimo wszystko nawet nad dokumentacją miałam dużo czasu dla siebie. Myślałam o wczorajszej rozmowie z tym mężczyzną i możliwości, że Casares mógłby do mnie zadzwonić zainteresowany współpracą ze mną. Jednocześnie myślałam też, że musiałam iść w tym tygodniu na ten cholerny dyżur i zaliczyć prezentację z etyki prawniczej. A dodatkowo martwiło mnie, to, że nie miałam od wczoraj kontaktu z Masonem, tak samo jak Caleb.

Słysząc, subtelne zamykanie drzwi biura, odwróciłam się. Beniamin wszedł do środka i zatrzymał się w pół kroku kiedy mnie zobaczył. Przeskanował dokładnie moją twarz i tak ponownie nie byłam w swojej najlepszej formie. Widziałam w nim cień troski o mnie. Widzieliśmy się wcześniej tylko przez chwilę kiedy blondyn wpadł po dokumenty na rozprawę. Położył czarną aktówkę na biurku i zanim usiadł, przesunął swój fotel w moją stronę. Usiadł niecały metr obok mnie. Nadal wyglądał na zatroskanego.

— Chodźmy coś zjeść — powiedział zachęcająco.

— Beniamin — westchnęłam. — Nie skończyłam jeszcze roboty — zaparłam się. Nie chciałam wyjść przed czasem z pracy, nie skończywszy wszystkich zadań.

— W takim stanie nie powinnaś pracować — spojrzał na mnie z troską. Doceniałam to, że martwił się o mnie, ale jednocześnie nie mogłam tak po prostu sobie odpuszczać.

— Nic mi nie jest — odpowiedziałam, siląc się na sztuczny uśmiech.

— Właśnie widzę — zironizował. Wiedziałam, że go nie przekonałam.

Beniamin miał trochę racji, że powinnam odpuścić dziś pracę, ale z drugiej strony tylko pracując, nie myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się u mnie przez ostatnie dwa dni. Przemknęłam oczy, biorąc głęboki wdech i tak wiedziałam, że z nim nie wygram.

— Robię wyjątek — skapitulowałam. Wstałam ze swojego fotela, a Beniamin poszedł w moje ślady. Wiedziałam, że czuł się zwycięsko.

Przed wyjściem z biura sprawdziłam jeszcze swój telefon, upewniając się, czy Mason nie dawał znaku życia. Na moją twarz wkradł się grymas kiedy nie miałam od niego żadnej wiadomości. Poczułam ucisk w żołądku spowodowany tym, że martwiłam się o mojego chłopaka. Bałam się, że mogło znowu coś się stać. Czasami to było trudne kiedy utrzymywaliśmy naszą relację na odległość i nie mogłam się z nim skontaktować.

— Mason dalej ci nie odpisał? — Beniamin zapytał kiedy wysiadaliśmy do windy, a wyraz mojej twarzy nadal był markotny. Przytaknęłam niepewnie.

— Martwię się — westchnęłam. — Chyba nie będę dziś najlepszą kompanką do wspólnego posiłku.

— Lena — uśmiechnął się życzliwie. — Ty zawsze jesteś dobrą kompanką — dodał. Zobaczyłam w jego oczach iskierkę, której nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Beniamin uprzejmie przepuścił mnie w wyjściu z windy. Wyszliśmy z kancelarii.

— Myślałam, że zjemy na miejscu — wyznałam, myśląc o naszym bistro.

— Masz ochotę na owoce morza? — Zapytał, totalnie ignorując to, co powiedziałam. Mimo wszystko zgodziłam się na jego propozycję. Blondyn zaprowadził mnie do swojego samochodu, usiadłam na miejscu pasażera i odjechaliśmy spod kancelarii.

Nadal czułam na sobie cały ten ciężar i podczas drogi próbowałam, ułożyć sobie co zrobię z całym bałaganem, jaki wydarzył się w moim życiu przez ostatnie dwa dni. Wiedziałam, że to było tylko tymczasowe, ale i tak czułam się przytłoczona. Dodatkowo nie mogłam przestać myśleć o Masonie, który nadal milczał. Wysłałam mu dzisiaj już z dziesięć wiadomości i dzwoniłam z pięć razy. Tak samo Caleb.

— Nadal coś cię trapi — Beniamin spojrzał na mnie kątem oka.

— Wiesz — wypuściłam nadmiar powietrza. — Mam wrażenie, że od dwóch dni wszystko idzie nie tak — spojrzałam na niego. — Wczoraj ta akcja na zajęciach, dziś nie działał mi samochód, mój kot jest chory, musiałam wydać kasę, czego nie planowałam, Mason nie odbiera i martwię się, że nie będę mogła do niego polecieć — wyrzucałam z siebie każdą rzecz, która na mnie ciążyła i może wyrzucenie tego z siebie dało mi chwilową ulgę, ale zaraz znowu poczułam się przytłoczona.

Beniamin słuchał ze spokojem moich problemów, ale nic nie komentował. A ja chyba właśnie potrzebowałam tego, żeby ktoś tego wysłuchał. Cała droga do restauracji trwała krótko, a już na samym wejściu wiedziałam, że ten lokal kompletnie nie był na moją kieszeń. Beniamin, widząc moje zmieszanie, od razu powiedział, że mam się niczym nie martwić, bo on stawia. Jeszcze bardziej poczułam się skrępowana. Był kimś w rodzaju mojego przełożonego i stawiał mnie teraz w bardzo niekomfortowej sytuacji.

Udało nam się dostać wolny stolik. Kelner od razu podał nam kartę dań, a blondyn jeszcze kilka razy zapewnił mnie, że mam się niczym nie przejmować i wybrać sobie to na co mam tylko ochotę. Widząc ceny w menu, sparaliżowało mnie. Bo naprawdę to wszystko było cholernie drogie.

— Beniamin — spojrzałam na niego. — Naprawdę nie trzeba, możemy...

— Nie przyjmuję odmowy — powiedział stanowczo. — Miałaś gorszy dzień i chciałbym, żebyś miała z niego coś pozytywnego.

Nie miałam innego wyjścia. Wybrałam dla siebie tajską zupę krewetkową, a Beniamin coś z paluszkami krabowymi. Restauracja była naprawdę elegancka i jej atmosfera mnie trochę przytłaczała.

— Dziękuję — powiedziałam kiedy złożyliśmy już nasze zamówienia i czekaliśmy na nie. — Nie tylko za dzisiaj, ale w ogóle.

— Jedyną osobą, której musisz dziękować, jesteś ty sama — powiedział spokojnym tonem. — Jesteś naprawdę zdolna. I musisz w końcu w to uwierzyć. Zajdziesz naprawdę daleko. Tylko przy okazji musisz nauczyć się czasami odpuszczać — uśmiechnął się łobuzersko.

— Odpuszczam dopiero wtedy kiedy wiem, że dotarłam do celu.

— A czy ten staż i propozycje, które dostajesz, nie są tym celem? — Beniamin był zaintrygowany moją odpowiedzią.

— Usain Bolt bijąc swój rekord w dwa tysiące dziewiątym, zwolnił przed metą, jego rekord mógł być jeszcze większy — odpowiedziałam spokojnie. Nie chciałam spoczywać la laurach. Wiedziałam, że jeżeli daję z siebie sto procent, na spokojnie mogłam dać jeszcze sto dziesięć.

— Ciekawe porównanie — zaśmiał się nonszalancko.

Kelner przyniósł nasze zamówienia. Wszystko pachniało i wyglądało obłędnie, a ja liczyłam, że smakuje tak samo. I nie myliłam się. To były najlepsze krewetki, jakie jadłam w swoim życiu. Nie dziwiły mnie już ceny w tym miejscu, bo jakość posiłku biła na głowę wszystkie inne miejsca, w których bywałam.

Beniamin po skończonym posiłku uregulował rachunek i wyszliśmy z restauracji. Zdążyło się już ściemnić, a mój zegarek pokazywał, że było już po dwudziestej. Beniamin zaoferował, że odwiezie mnie do mieszkania, skoro mój samochód nie był chodliwy. Opierałam się, bo nie dość, że postawił mi i tak drogą kolację to jeszcze chciał odwieźć mnie do domu. On był uparty tak samo jak ja. Musiałam zgodzić się na tę podwózkę. Podałam mu mój adres, a on wbił go sobie w nawigację. Po drodze pytał mnie o jeszcze kilka rzeczy związanych z uczelnią, a ja chętnie mu odpowiadałam. Zahaczyłam też o temat mojej poprzedniej pracy w kawiarence, co spotkało się z jego zdziwieniem, ale też podziwem.

Zatrzymał się pod budynkiem, w którym mieszkałam. A zarówno mnie jak i jego zadziwił widok radiowozów i sporej grupy ludzi, która wychodziła z budynku. Przestraszona wysiadłam z samochodu i słyszałam, że Beniamin robił to samo. Bałam się, że stało się coś złego. W tłumie dostrzegłam moją kuzynkę, która szła w towarzystwie dwóch policjantów. Zacisnęłam pięści i poszłam w ich stronę. Słyszałam, jak Beniamin szedł za mną.

— Leticia! — powiedziałam wściekła. Policjant zatrzymał się obok mnie i dokładnie mi się przyjrzał.

— Pani jest właścicielką mieszkania? — Zapytał.

— Tak — powiedziałam bezmyślnie. — Znaczy nie, wynajmuję je tylko. A to moja kuzynka, mieszka ze mną. — Poprawiłam się. Policjant patrzył na mnie i wyciągnął z kieszeni notes.

— Proszę zapisać dane do kontaktu, a pani kuzynkę musimy wziąć na przesłuchanie.

— Co tu się stało? — Byłam zszokowana. Czułam napływające łzy do oczu, Beniamin położył dłonie na moich ramionach. Kompletnie nie rozumiałam, co się działo. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro