Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


Mason

Padało. Przyzwyczajałem się powoli do tej pogody, oddawała chyba moje uczucia. Bez Leny obok czułem się pusty i naprawdę nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Te kilka miesięcy powinno mi wystarczyć na to, żebym się przyzwyczaił, wyrobił dzienną rutynę i przede wszystkim uświadomił sobie, że teraz to czas był moim najlepszym przyjacielem, a zwłaszcza kiedy biegł szybko. Z tym że mnie z każdym dniem jeszcze bardziej obejmował strach, bo co jeżeli to była zła decyzja. Co jeżeli powinienem był być razem z nią w Madrycie?

Spojrzałem na stojąco na biurku zdjęcie Leny, każdego dnia myślałem o niej i nie potrafiłem przestać nawet na chwilę. Pierwszy raz pokochałem kogoś tak bardzo, że nie potrafiłem wyrzucić jej ze swojego umysłu. Lena Gomez zawładnęła mną już na zawsze. Miałem po dwa treningi dziennie i nawet na boisku czy na siłowni myślałem o niej. Nawet na zajęciach moje myśli krążyły wokół niej. Wyczekiwałem rozmów z nią, uśmiechałem się do telefonu kiedy wysłała mi zdjęcia. Wsłuchiwałem się w jej głos kiedy nagrywała mi w biegu wiadomości głosowe. Bo Lena zawsze była w biegu, ale taką ją pokochałem.

Kiedy pierwszy raz na korytarzu mignęły mi jej brązowe włosy, kiedy nakrzyczała na mnie, bo zagrodziłem jej drogę do szafki, a ona się śpieszyła na lekcję, potem przy każdej naszej kłótni, czułem, jak moje serce wybijało rytm jej imienia.

Patrzyłem na ulicę, obserwując przechodniów z góry. Dostałem mieszkanie na szóstym piętrze, miałem jeszcze dwóch współlokatorów Louisa i Iana. Ten pierwszy mnie denerwował. Możliwe, że to przez to, że był moim całkowitym przeciwieństwem. Louis lubował się w głośnych imprezach, kilka razy mieliśmy sprzeczkę odnośnie tego, że nie będziemy ich organizować w mieszkaniu. Lubiłem mieć spokój. Natomiast z Ianem dogadywałem się dosyć dobrze. Był raczej spokojniejszy i popierał mnie w tym, że raczej nasze małe mieszkanie to nie miejsce na huczne imprezy.

Odwróciłem się od okna kiedy ktoś zapukał do drzwi.

— Proszę!

Ian wychylił głowę zza drzwi.

— Isabel przyszła — zakomunikował. Przytaknąłem skinieniem głowy i poszedłem za nim. Isabel Palmer pełniła staż w naszej drużynie jako dietetyczka. Zajmowała się naszym bilansem, posiłkami i przekazywała nam informacje od żywieniowca. Lubiłem ją.

Rudowłosa siedziała na kanapie w naszym pokoju wspólnym. Na fotelu rozsiadł się Louis. Usiadłem obok dziewczyny, a na pufie naprzeciw Ian. Spojrzałem kątem oka w jej kartki, ale nic z tego nie rozumiałem.

— Mam dla was kilka informacji. I jadłospis na kolejny tydzień — rozdała nam kartki. Rzuciłem okiem na jadłospis i odłożyłem go na stolik. Louis wczytywał się w niego nieco wnikliwiej.

— Gdzie cukier? — Spojrzał na dziewczynę. Co tydzień była ta sama gadka, Louis narzekał, że miał za mało cukrów prostych, w jego rozumieniu po prostu słodyczy, a Isa tłumaczyła mu cierpliwie, że przed zawodami musimy ich unikać, żeby trzymać formę. — I cholera jasna zabrali mi masło orzechowe do owsianki. Ostatnią radość z życia.

— Już? — Isa spojrzała na niego jak na obrażonego pięciolatka. — Wytrzymasz trzy tygodnie. Jedz owocki i nie narzekaj.

— Czy ja ci wyglądam na królika?

— Masz mięso, ale chyba czytanie cię przerasta — zripostowała. — Czy ktoś ma jeszcze jakieś roszczenia? Nie dziękuję. Mason, Ian — spojrzała na nas z uśmiechem. — Dziękuję, że jesteście bezproblemowi. A teraz z ważniejszych rzeczy. Zmienia się firma cateringowa, jakbyście mieli, zastrzeżenia to piszcie od razu. I na litość ograniczajcie imprezy do zawodów. Otwieracie rok akademicki i byłoby dobrze gdybyście byli w formie życia.

— Dlaczego mówisz to akurat nam? — Ian spojrzał na nią z ciekawością.

— Jesteście najmłodsi stażem i muszę mieć na was oko — uśmiechnęła się.

— Czy to już wszystko? — Louis zapytał znudzony. Isa mu tylko przytaknęła skinieniem głowy. Wstał z fotela i poszedł do siebie. Ian również zniknął w swoim pokoju. Zostałem sam z Isą. W sumie tak było każdego tygodnia. Chłopaki po usłyszeniu najważniejszych informacji znikali w swoich pokojach, a ja z Isą zostawaliśmy w salonie. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Ona opowiadała mi o Bostonie, ja jej o Madrycie. Wtedy czułem się, że ktoś naprawdę interesował się tym, co u mnie.

— Louis jest sympatyczny — zaśmiała się.

— Bardzo — przewróciłem oczami. — Zwłaszcza jak śpi.

— Jesteś wredny.

— Cóż — wzruszyłem ramionami rozbawiony.

— Robisz coś w weekend?

Zagryzłem policzek do wewnątrz. Średnio raz w tygodniu ktoś pytał o moje plany na weekend. Tak naprawdę jedyne wyjścia, na które chodziłem to kolacje integracyjne drużyny dwa razy w miesiącu, a to tylko dlatego, że obecność była obowiązkowa. Obiecałem ostatnio Lenie, że w końcu gdzieś wyjdę, ale naprawdę niezbyt miałem ochotę.

— W zasadzie to nic.

— Po co pytałam — pokręciła głową rozbawiona. — Byłeś gdzieś przez ostatnie kilka miesięcy?

— Nie czuję potrzeby serio. Jest mi dobrze w mieszkaniu.

— Mason to nie jest normalne, masz dwadzieścia trzy lata...

— Dwadzieścia cztery — poprawiłem ją.

— Miałeś urodziny? — Spojrzała na mnie zaskoczona. Zaśmiałem się cicho i przewróciłem oczami.

— Isa każdy je ma.

— Dobra, ale kiedy miałeś urodziny? — Wpatrywała się we mnie z lekkim zaskoczeniem. Przecież to normalna sprawa. Każdy się starzeje, więc nie rozumiałem, o co tyle zachodu. Przybyła mi jedna cyferka. Poza tym obchodziłem je bez Leny, chociaż rozmawialiśmy wtedy ze sobą bardzo długo, to byłoby inaczej gdyby była obok.

— W czerwcu, dwudziestego piątego. To nic takiego, dzień jak co dzień.

— Dobra Mason, ale to naprawdę nie jest normalne, że nawet pomijasz swoje własne urodziny. Jesteś dla mnie zagadką naprawdę, bo jesteś miły i naprawdę dobrze się z tobą rozmawia, a nie wychodzisz praktycznie z pokoju. Jesteś chory? — Poprawiła chaotycznie włosy. Isa była zakręcona, ale jednocześnie był w niej jakiś ład, który chyba panował nad tym całym wariactwem, które roznosiła dookoła. Spojrzałem na nią zaskoczony, skąd jej przyszedł do głowy taki pomysł, że mógłbym być na coś chory.

— Nie. Zwariowałaś?

— Po prostu pytam.

— Dasz mi spokój, jak pójdę do kina? — Westchnąłem ciężko. I tak obiecałem Lenie, że ruszę się z mieszkania i zrobię coś innego niż oglądanie seriali i czytanie książek. W sumie kino nie było głupie. Nie musiałem tam przebywać na tłocznej imprezie, mogłem iść posiedzieć dwie trzy godziny i mieć spokój.

— Możliwe, ale będziesz musiał mi to udokumentować.

— To możesz iść ze mną.

Lubiłem Isę, więc nie miałem problemu, żeby wyjść z nią gdzieś po koleżeńsku. Kino nie było niczym zobowiązującym, a poza tym ona też chyba była usatysfakcjonowana tym, że zobaczy mnie w końcu gdzieś poza mieszkaniem i treningami. Przytaknęła mi ochoczo, a ja wziąłem telefon do ręki, żeby zobaczyć program w najbliższym kinie.

— Chyba nic nie znalazłeś? — Spojrzała na mnie. Miała rację, nic nie mogłem znaleźć. Zasadniczo nawet się do tego nie przykładałem, ale jak już miałem gdzieś wyjść to chciałem, żeby minimalnie mnie to zainteresowało.

— W okolicy jest małe kino studyjne, grają jakieś klasyki...

— Tylko nie Titanic — westchnąłem. Nie chciałem nic, co mogłoby mi przypominać o Lenie, a dodatkowo ten film nie kończył się szczęśliwie.

— W życiu — zaśmiała się. — Indiana Jones?

— Już lepiej — uśmiechnąłem się blado. — Będziemy w kontakcie?

— Będziemy. Wstępnie sobota?

Przytaknąłem jej skinieniem głowy. Isa zbierała swoje rzeczy i pakowała dokumenty do teczki, zazwyczaj nas odwiedzała jako ostatnich, więc nie śpieszyła się nigdzie. Zabrała się i wyszła, żegnając mnie uśmiechem. Zostałem jeszcze chwilę sam, aż Ian nie wynurzył sie ze spokoju. Upewnił się, czy Isa na pewno już wyszła i skierował się do lodówki, z której wyciągnął puszkę piwa.

— Daję wam maksymalnie jeszcze miesiąc — spojrzał na mnie, opierając się o wyspę kuchenną. Spojrzałem na niego, unosząc zaskoczony brwi i podszedłem do wyspy kuchennej. Nalałem sobie wody do szklanki. Oparłem się o blat.

— Miesiąc do czego?

— Aż zaczniecie ze sobą sypiać. — Odstawił puszkę i zmierzył mnie wzrokiem. O mało nie zakrztusiłam się moją wodą. Jego odważne spostrzeżenie mnie zatkało.

— Ja? Z Isą? Jakoś średnio jestem nią zainteresowany, poza tym mam dziewczynę...

— W której istnienie wszyscy wątpią. — Nie wiedziałem skąd, nagle w kuchni pojawił się Louis. — Ta Lena przyjedzie na pierwsze rozgrywki?

— Nie wiem — odpowiedziałem niepewnie. — To jest skomplikowane, a załatwienie przyjazdu nie jest łatwe. Poza tym jest teraz na stażu, na który ciężko pracowała, więc nie może tak po prostu rzucać wszystkiego.

Nie była to pierwsza sytuacja kiedy ktoś pytał o Lenę. Chłopaki wątpili w to, że miałem kogoś w Madrycie, ale to ja zostawiłem za sobą całe swoje życie i spakowałem, żeby tu przyjechać.

— Poznała kogoś. — Louis powiedział dosadnie. Nie przebrzmiewały przez niego żadne emocje.

— A od kiedy ty jesteś ekspertem od związków? — Próbowałem się bronić. Louis szczycił się swoimi przelotnymi romansami, więc nie wiedział nic o relacji z drugą osobą.

— Ekspertem od kobiet. A twoja ewidentnie cię zlewa.

Wziąłem głęboki oddech. Lena mnie nie zlewała, ani ja jej. Oboje pilnowaliśmy rozmów, pisaliśmy do siebie, więc jego wnioski były kompletnie nietrafione. Louis nic nie wiedział o mnie i Lenie więc nie mógł wnioskować o naszej relacji.

— Nie chcę cię martwić Mason, ale on może mieć trochę racji. Ja wiem, że wyjazd załatwia się długo, ale zasłanianie się stażem... — Ian zaczął.

— I ty Brutusie? Lena nie zasłania się niczym i wiem, że gdyby mogła, zaraz by wsiadła w pierwszy samolot do Bostonu. Tylko to naprawdę nie jest tak proste jak się wszystkim dookoła wydaje. — Starałem się być opanowany, ale chyba z każdym słowem nerwy dawały o sobie coraz bardziej znać. Nie potrafiłem być spokojny jeżeli chodziło o Lenę, a oni nie musieli mi dokładać kiedy sam wystarczająco wariowałem. I pewnie ciągnąłbym to dalej gdyby mój telefon nie zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz. Caleb jak dobrze.

— Poczekaj chwilę — powiedziałem, idąc do pokoju. — Możesz mówić — zakomunikowałem, zamykając drzwi pokoju za sobą. Usiadłem na fotelu przy biurku i wziąłem długopis do ręki. Zacząłem obracać przedmiot w dłoni.

— Dzwonię, bo Liv wyszła do Leny, a dawno nie gadaliśmy — usłyszałem jego radosny głos. Tęskniłem nie tylko za moją dziewczyną, ale też za moimi przyjaciółmi. Nie miałem w zasadzie z kim pogadać tak na poważnie, zostawała mi tylko Isa, ale nie chciałem jej obarczać moimi problemami.

— Racja. Jak w pracy? — Caleb dostał pracę jego marzeń w salonie motoryzacyjnym, więc trąbił mi ostatnio tylko o tym. Bałem się trochę, że będzie chciał rzucić przez to studia, ale zastrzegał się, że tego nie zrobi, ale poszedłby potem na coś podyplomowo i przekwalifikował się na doradcę klienta. Znał się na samochodach jak mało kto i sam wiele razy grzebał w moim samochodzie kiedy coś w nim nie działało, więc jeżeli znalazł coś dla siebie to jak najlepiej dla niego.

— Mason, to najlepsze miejsce na świecie. Ostatnio miałem jazdę próbną z takim gościem, nie uwierzysz, facet jest prezesem w firmie, która organizuje koncerty, festiwale i mecze, cholera dał mi bilety na mecz Barcelony. — Gadał tak szybko, że nie mogłem za nim nadążyć. Zrozumiałem tylko jazda próbna i facet co dał mu bilety na mecz.

— I z kim idziesz? Bo chyba nie z Liv — zaśmiałem się.

— Chyba z Diego — odpowiedział smętnie. — Tylko że on nie nadaje się do oglądania sportu. Poza tym ostatnio siedzi, albo w pracy, albo na szkoleniach. Trudno go złapać. Jezu stary nawet nie wiesz, jak nudzę się bez ciebie — marudził. — Kocham Liv, ale wiesz, jak jest w związku, czasami macie siebie przesyt. Ona wychodzi do Leny, albo Lena przychodzi do nas, wtedy to już totalnie kaplica. Wiesz Lena, jest dla mnie jak siostra, ale cholera jej też mam już przesyt.

— Rozumiem — zaśmiałem się. Caleb i ja w zasadzie trzymaliśmy się razem. A nasza mała paczka była dość zamknięta, więc ciężko o inne znajomości.

— Ciebie nie otaczają baby. A wiesz, co jest najgorsze? Jak się we trzy zbiorą w mieszkaniu. Lena, Liv i Carla...

— Przecież lubisz plotki — przerwałem mu. Caleb był plotkarzem więc towarzystwo jego dziewczyny i jej koleżanek nie powinno mu przeszkadzać.

— Nie takie. Ostatnio temat numer jeden to opiekun stażu Leny. — Tu urwał. Jakby bał się, że powiedział o kilka słów za dużo. Mówiła mi o swoim opiekunie, nie byłem o niego zazdrosny, bo nie miałem o co. Ufałem Lenie.

— Wiem, o nim.

— Lena ostatnio mówiła, że polecił jej, żeby była bardziej spontaniczna. — Przełnąłem ślinę, łącząc fakty. To dlatego do mnie dzwoniła. Przygryzłem policzek od środka. To dlatego pytała się mnie czy nie jest za mało spontaniczna. Zacisnąłem dłoń na długopisie. Odbijały mi się jeszcze echem słowa Louisa, próbowałem przetłumaczyć sobie jakoś racjonalnie, że przecież nic się nie działo. I to normalne, że Lena jak i ja poznajemy teraz nowych ludzi, którzy będą dawać nam rady. Jednocześnie nie chciałem, żeby ten facet próbował ją w żaden sposób zmieniać. Kochałem Lenę taką, jaka była.

— A wiesz, jak idzie jej załatwianie wyjazdu?

— Biegała ostatnio z jakimiś dokumentami, ale przepadła w tej kancelarii. Wiesz zresztą, jaka jest kiedy się w coś angażuje. Wczoraj była zachwycona rozprawą, na której była, dzisiaj poszła oglądać przesłuchania. Poza tym jej kuzynka.

— Ale już coś załatwiała?

— Mason nie martw się o to, jeżeli ci obiecała, że postara się przyjechać, to przyjedzie. — Caleb próbował mnie uspokoić. Gubiłem się w tym wszystkim. Nie chciałem, żeby spełnił się jakikolwiek czarny scenariusz. Jedyne co mogłem robić do ufać Lenie i wierzyć w nasz związek. Nie mogłem nic więcej zrobić. Czułem się bezradny, siedząc tutaj na innym kontynencie.

— Wiem. Tylko ostatnio jest nam trudniej.

— Nam, rozumiesz przez to, że tobie jest trudniej. — Rozgryzł mnie. Nie chciałem być w tym wszystkim słabym ogniwem, ale tak to mi było ostatnio coraz trudniej. Kochałem Lenę, i bolało to, że nie mogłem tego okazywać, tak jak powinienem. Nie wystarczały mi codzienne wiadomości. Chciałem budzić się przy niej, robić jej kawę, leżeć z nią i Oreo na kanapie. Obierać ją z pracy, chodzić do kina z nią nie z Isa.

— Nie gadałem z nikim o tym, ale tak. Jest ostatnio gorzej. — Przyznałem się w końcu sam przed sobą. Powiedzenie tego na głos dało mi minimalną ulgę. — Nie mów jej tego, bo nie chcę jej zawracać głowy kiedy radzi sobie tak dobrze.

— Nie powiem jej, ale ty też nie możesz udawać, przed Leną, że nic się nie dzieje. — Caleb był stanowczy. I miał w tym wszystkim rację i to całkiem sporą. Nie mogłem grać, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku.

— Dlatego chciałbym, żeby tu przyjechała.

— Mason, zadam ci jedno cholernie ważne pytanie. — Zrobił długą pauzę. I nie wiedziałem, czy specjalnie, żeby zrobić mi na złość, wprowadzając napiętą atmosferę. — Czy ty tak właściwie chciałeś wyjechać?

Nabrałem powietrza i trzymałem je przez chwilę. Sam zadawałem sobie to pytanie, czy ten wyjazd to nie była pochopna decyzja. Czy robiłem to dla siebie, czy dla innych dookoła. Nawet nie wiedziałem, czy chciałem grać w koszykówkę. Rodziło się we mnie jeszcze więcej pytań, niżeli mogłem znaleźć na nie odpowiedzi.

— Chyba tak.

— Mason to nie jest odpowiedź i doskonale o tym wiesz.

— Wiesz, to nie jest tak, że jest mi tu źle. Bo wszystko dookoła jest super, ale nie potrafię się z tego cieszyć, nie mając obok Leny. To jest mój problem. Za cholernie za nią tęsknię. — Wyrzuciłem z siebie, to co zalegało gdzieś wewnątrz mnie i nie do końca potrafiłem temu sprostać. Liczyłem, na swego rodzaju ulgę, ale poczułem się jeszcze bardziej dociążony.

— Przepadłeś. Mason ty naprawdę się w niej zakochałeś.

— Powiedz mi coś, czego nie wiem. Lena jest wyjątkowa i naprawdę jest mi trudno daleko od niej.

— Mason tylko pamiętaj, ona też cię kocha i wspiera cię we wszystkim, co robisz. Jeżeli czujesz, że koszykówka to jest, to co chcesz robić, to wchodź w to. Lena nie będzie miała ci tego za złe. To ona popchnęła cię do tego wyjazdu. A kiedy ty będziesz szczęśliwy, to ona też będzie.

— A co jeżeli jestem szczęśliwy tylko z nią? — Nie potrafiłem zdefiniować tego jak się czułem. Lubiłem być na boisku, naprawdę mnie to ekscytowało. Podobały mi się treningi, spotkania i wszystko, co działo się dookoła. Nawet jeżeli nie dogadywałem się z każdym. Tylko że część mnie nadal była w Madrycie.

— Mam dla ciebie ostatnią radę. Nie myśl o tym w tej kategorii. Jeżeli wasza relacja wcześniej wyglądała tak, że chcieliście sobie poodgryzać głowy, a teraz się kochacie, to wszystko będzie dobrze. Weź się w garść!

Caleb miał rację, z tym że powinienem wziąć się w garść. Miałem nadzieję, że ostatnie tygodnie to był tylko etap przejściowy. Bo wcześniej tęskniłem za Leną, ale nie aż tak. Nie czułem się taki wypompowany. A ostatnio było coraz gorzej.

— Coś jeszcze tato? — Zaśmiałem się.

— Nie. Naprawdę trzymaj się tam i się nie łam. Idź do kina czy coś. — Co oni wszyscy mieli z tym kinem.

Pożegnaliśmy się z Calebem. Humor po rozmowie z nim mi się poprawił i miałem nagły przypływ energii. Odłożyłem na biurko długopis, którym bawiłem się przez ten cały czas. Conti miał dużo racji. Nie mogłem się łamać, Lena chciała, żebym był szczęśliwy, więc musiałem w końcu coś ze sobą zrobić. Ona korzystała z życia, a jednocześnie nadal byłem u niej na pierwszym miejscu. Jedno nie wykluczało drugiego. Wstałem z fotela i wyszedłem z pokoju. Ian siedział na kanapie w salonie, a na fotelu obok Louis, grali w jakąś grę na konsoli. Spojrzałem na nich, a oni zaraz odwrócili się w moją stronę kiedy tylko rozległ się dźwięk zamykanych drzwi od mojego pokoju.

— Idziemy na imprezę! — Zawołałem. Po chwili dotarło do mnie, co właśnie z siebie wyrzuciłem. Obaj spojrzeli na mnie.

— Zwariował. — Ian odparł zszokowany, a w jego głosie nie było ani grama ironii. On był tak samo zaskoczony jak ja. 


*

Bardzo chciałam żebyście poznali już ciąg dalszy od strony Masona, który jak widać niezbyt wie jak poukładać sobie wszystko w Bostonie. A to tylko początek i mogę was zapewnić, że nie będziecie się nudzić. 

Dodatkowo poznaliście, aż trzech nowych bohaterów! Cóż niektórzy z nich będą wzbudzać waszą sympatię, a niektórzy nie. 

Oczywiście jak zawsze czekam na wasze wrażenia i komentarze! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro