Rozdział 1
Minęły cztery miesiące od początku naszej rozłąki. Bolało, zwłaszcza na początku. Pierwsze trzy noce nie spałam. Wylewałam łzy w poduszkę Masona, a rozmawiając z nim, udawałam, że wszystko było w jak najlepszym porządku. No bo co innego mogłam zrobić? Nie chciałam go martwić. Jednakże już po tych pierwszych ciężkich dniach już wiedziałam, że to była dobra decyzja. Za każdym razem kiedy Mason dzwonił do mnie szczęśliwy. Kiedy opowiadał mi o treningach, zajęciach i jego indywidualnym programie studiów. Był zachwycony tym wszystkim, a kiedy on był szczęśliwy, ja też byłam.
Śmieszyło mnie kiedy po dwóch miesiącach wtrącał wiele zapożyczeń z angielskiego, albo dzwoniąc do mnie, mówił w tym języku. Ja odliczałam do grudnia kiedy to mieliśmy się spotkać. I przy okazji szykowałam się do rozpoczęcia stażu moich marzeń. Został mi tydzień, a dziś miałam ostatni dzień pracy w kawiarni. Niestety przypadła mi samotna zmiana popołudniowa zmiana bez Diego. Nie było to więc idealne zakończenie tego rozdziału, ale brunet był dziś na szkoleniu kierowniczym.
Chyba każdemu z nas zaczynało się powoli wszystko układać. Caleb przez wakacje dostał pracę w salonie samochodowym jako młodszy konsultant do spraw sprzedaży, Liv na spokojnie odliczała do kolejnego semestru. Wszystko stawało się jakieś takie spokojne. Czasami bałam się, że może to być złudne uczucie spokoju, a jednak potem docierało do mnie, że naprawdę wszystko układało się, tak jak powinno.
Sprzątałam za barem, nie miałam dziś ogromnego ruchu. Nostalgicznie spoglądałam na to miejsce, bo naprawdę wiele się tutaj działo. Pamiętam swoją pierwszą zmianę kiedy to Diego musiał wszystkiego mnie uczyć, a jeśli o to chodziło, to byłam okropną uczennicą. Czułam się szczęśliwa, jednak wewnątrz mnie pozostawała wciąż nostalgia. Kończył się pewien etap w moim życiu. Chciałam zakończyć go jak najlepiej. Brakowało mi tylko Masona przy moim boku.
Nim się obejrzałam, moja zmiana dobiegła końca. Równo z tym kiedy wyszłam z zaplecza, dzwonek wiszący nad drzwiami poinformował mnie o tym, że ktoś wszedł do środka. Spojrzałam na białe drzwi wejściowe, które zamykała właśnie Carla. Brunetka posłała mi swój szeroki uśmiech i oparła się o ladę.
— Przyszłam po klucze. I zabrać cię w jedno miejsce — westchnęłam, podając jej pęk kluczy od kawiarni. Mówiłam im wszystkim, że nie chce pożegnania, bo nie rozstajemy się na zawsze. Zmieniałam tylko miejsce pracy.
— Mówiłam wam przecież.
— Nie marudź — pociągnęła mnie za rękę. Wyszłyśmy z lokalu, powoli robiło się ciemno. Dobrze, że przyjechałam dziś rano taksówką do pracy i nie musiałam się martwić, co zrobię z samochodem.
Siedziałam już na miejscu pasażera w samochodzie koleżanki, która nie przestawała się do mnie uśmiechać szeroko. Nie powiedziała mi nic na temat tego gdzie i po co jedziemy. Trzymałam telefon w dłoni i czekałam na jakąś wiadomość od Masona, zazwyczaj pisał do mnie o tej porze, więc niecierpliwie wpatrywałam się w ekran. Niestety żadne powiadomienie od szatyna nie pojawiało się. Carla zatrzymała samochód przed jej domem. Spojrzałam na nią zdziwiona.
— Wiemy, że nie chciałaś wielkich pożegnań, ale chcieliśmy, chociaż zrobić ci ognisko — uśmiechnęła się ciepło. Carla miała przy domu rodzinnym ogromny ogród z miejscem na ognisko, więc teraz nie zdziwiło mnie to, że przyjechaliśmy tutaj. Dopiero teraz na podjeździe zauważyłam samochód Caleba, co oznaczało, że wszyscy byli już na miejscu.
Przeszłyśmy z Carlą przez podwórko, a z ogrodu widziałam już łunę światła z ogniska. Caleb śmiał się z czegoś głośno, a Liv wybiegła w naszą stronę, od razu wieszając mi się na szyi. Oddałam emocjonalny uścisk przyjaciółki, która prawie udusiła mnie mimo jej drobnej postury.
— Liv, ja nie wyjeżdżam. Zmieniam tylko pracę — powiedziałam.
— Ja wiem, ale to niesamowite być z tobą od początku tej drogi.
— A ja dziękuję, że ze mną byłaś — powiedziałam. Liv przeżywała to chyba bardziej ode mnie. A to mnie powinno ściskać w żołądku na samą myśl o tym, że za tydzień mam odbywać staż dla jednej z najważniejszych kancelarii w Hiszpanii. Zanim jednak dopowiedziałam coś jeszcze, poczułam jak mój telefon, który przez ten cały czas trzymałam w ręce, zawibrował. Spojrzałam szybko na ekran i ku mojemu zdziwieniu pojawiło się na nim zdjęcie Masona. Wszyscy zrozumieli, o co chodzi, a ja odebrałam pośpiesznie.
— Hej kochanie — od razu otulił mnie jego ciepły głos. Uśmiechnęłam się do siebie, odchodząc w głąb ogrodu. Usiadłam na jednym ze stojących tam leżaków i oparłam się wygodnie.
— Dziś chyba nie jest dzień dzwonienia do siebie — odpowiedziałam zaskoczona.
— Nie cieszysz się? — udawał obrażonego. Każda chwila rozmowy z Masonem sprawiała, że byłam szczęśliwa.
— Zaskoczona — odpowiedziałam.
— Odwołali nam dziś trening, jakaś grypa rozkłada wszystkich dookoła i kazali nam zostać. Postanowiłem zadzwonić, chyba ci nie przeszkadzam? — usłyszałam, jak kręcił się po pokoju. Zmartwił mnie trochę tą grypą.
— Mason, oczywiście, że mi nie przeszkadzasz. Siedzę u Carli w ogródku, zrobili mi pożegnalne ognisko, chociaż zmieniam tylko pracę — wzruszyłam ramionami.
— Właśnie. Jak nastrój przed stażem marzeń?
— W tygodniu jeszcze muszę podejść do kancelarii. Nie wiem, co myśleć, jestem podekscytowana, bo to ogromna szansa, ale z drugiej strony nie wiem...
— Poradzisz sobie — przerwał mi. Mason wiedział doskonale, co chciałam dalej powiedzieć. Znał mnie już na tyle dobrze, że potrafił przewidywać, co zrobię i co powiem.
— Co nie zmienia faktu, że się stresuję.
— Wiem i masz do tego pełne prawo, ale nie wkręcaj sobie, że nie dasz rady — ciągnął.
— To nie tak, że myślę, że nie dam rady. Po prostu wiem, że tam jest ogrom osób z doświadczeniem, a ja jestem tylko studentką — westchnęłam ciężko.
— Powiedz mi, która „tylko studentka" dostaje staż w najlepszej kancelarii? Gdybyś nie była najlepsza, nie wybraliby cię. Poza tym idziesz się tam uczyć, więc nie wywieraj na sobie presji — odparł. Mason zawsze potrafił dobrać słowa, które dodawały mi otuchy. Tęskniłam za nim. Chciałam, żeby był teraz ze mną, odwiózł na staż, pocałował na pożegnanie i powiedział, że jest ze mnie dumny. Odliczałam zniecierpliwiona dni do grudnia kiedy mieliśmy się zobaczyć, ale potrzebowałam go tu i teraz.
— Kocham cię bardzo, wiesz. Chciałabym cię teraz przytulić — powiedziałam zgodnie z prawdą.
— Też cię kocham. Nie będę ci zabierać więcej czasu.
—Ty nigdy nie zabierasz mi czasu — odpowiedziałam.
— Dam ci znać jeżeli odwołają jutro trening. Baw się dobrze — dokończył. Usłyszałam po drugiej stronie dźwięk przerwanego połączenia. Mason nigdy nie przedłużał pożegnań. To ja je przedłużałam.
Wstałam z leżaka i przeszłam przez ogród do przyjaciół, którzy zgromadzili się wokół ogniska. Przywitałam się z każdym z nich i usiadałam na krzesełku ogrodowym obok Diego.
— Mason dzwonił — powiedziałam, nabijając jednocześnie piankę na kijek.
— Zauważyliśmy — Caleb roześmiał się.
Spojrzałam w ognisko, zastanawiając się, dlaczego nasza relacja z Masonem wciąż wzbudza takie zainteresowanie wśród naszych przyjaciół. Nasz związek zrodził się z przypadku i chyba był zaskoczeniem dla wszystkich. Nawet dla tych, którzy podejrzewali nas o to już od dawna. Bałam się, że ta rozłąka nas rozdzieli i staniemy się dla siebie zupełnie innymi osobami.
Spojrzałam na Diego, który uśmiechnął się w moją stronę. Moi przyjaciele byli teraz dla mnie największym wsparciem. Cokolwiek nie działoby się między mną a Masonem, miałam ich.
— Jak nastrój przed stażem — zagadnął mnie.
— Trochę się stresuję. Nie wiem kompletnie czego się spodziewać — wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na patyk, na którym przed chwilą była moja pianka. Stopiła się i wpadła do ogniska. Westchnęłam, byłam totalnie rozkojarzona. Liv wyciągnęła w moją stronę swoją upieczoną piankę, którą przyjęłam z uśmiechem.
— Akurat ty nie powinnaś martwić się o takie rzeczy — Liv uśmiechnęła się do mnie szeroko. — Nie możesz w siebie wątpić.
— Nie wątpię, tylko po prostu to normalne, że się stresuję. Nie wiem, może byłoby mi łatwiej gdyby Mason tutaj był — westchnęłam ciężko. W takich chwilach jak ta naprawdę czułam, że jego obecność mogłaby mi pomóc. Mason uspokajał mnie i sprawiał, że wszystkie moje wątpliwości znikały.
— Myślisz, że mógłbym zostawić cię w tak ważnym momencie? — Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, jakbym się przesłyszała. Spojrzenia moich przyjaciół skierowały się tuż za mnie. A ja poczułam znajome ciepło bijące od osoby stojącej za mną. Wstałam ostrożnie, jakby to wszystko mi się przyśniło. Mason stał tuż za mną. Zrobiłam krok w jego stronę, dym z ogniska przysłaniał jego twarz. Nie widziałam go dokładnie. Zrobiłam jeszcze kilka kroków, ale jakby z każdym z nich Mason oddalał się ode mnie. Szłam szybciej, żeby uchwycić go, chociaż na chwilę, ale jego postać rozmazywała się. Nie mogłam go dogonić. Poczułam, jak tracę równowagę.
Przebudziłam się gwałtownie. Wzięłam głęboki oddech, rozejrzałam się po pokoju i dopiero do mnie dotarło. Nie byłam na ognisku, Mason tu nie przyjechał, a ja przebudziłam się w mieszkaniu w jego sypialni. Na poduszce obok spał Oreo. Opadłam ciężko na poduszkę i sięgnęłam po telefon. Było kilka minut po dziewiątej. Odblokowałam urządzenie, widząc wiadomości od mojego chłopaka.
Mason: Miałem ciężki dzień. Videochat jutro?
Lena: Dla mnie dziś! Ale oczywiście, że tak. Daj znać kiedy wstaniesz. Kocham Cię <3
Odłożyłam telefon na półkę, a drugą dłoń zanurzyłam w miękkiej sierści mojego kota, który rozłożył się jeszcze wygodniej na poduszce obok. Tęskniłam za Masonem i ta tęsknota dawała o sobie znać każdego dnia. Wiedziałam, że on też tęsknił za mną. Jedyne co mogłam zrobić to odliczać dni do przerwy świątecznej. Miałam przed sobą ważny dzień rozpoczęcia stażu moich marzeń. Musiałam dać z siebie więcej niż wszystko, obecność Masona ułatwiłaby mi wszystko.
Wstałam leniwie z łóżka. Miałam około godziny, żeby przygotować się do wyjścia. Czułam ucisk w żołądku i wiedziałam, że jest on spowodowany stresem. Oreo zerwał się z poduszki, na której jeszcze przed chwilą leżał i szybko znalazł się przy drzwiach. Narzuciłam na siebie czarną bluzę Masona i wyszłam z pokoju, za mną pobiegł kot. Od razu znalazł się przy swojej misce. Pokręciłam głową roześmiana, ale zanim wyciągnęłam coś dla niego, wstawiłam wodę na kawę. Czułam, że nic nie zjem więc chociaż zapełnię żołądek kawą i kupię coś po drodze. W międzyczasie wyciągnęłam z szafki karmę dla Oreo i nałożyłam pół saszetki do jego miseczki. Resztę spięłam spinaczem i odstawiłam.
Usiadłam przy wyspie kuchennej i wyciągnęłam telefon. Odpisałam mamie, żeby nie martwiła się moim stażem. Już wystarczająco stresowałam się ja. Kiedy czajnik wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, wstałam i zalałam kawę. Dolałam do niej mleka i wzięłam łyk. Westchnęłam cicho. Tęskniłam za tym jak z Masonem piliśmy rano kawę. Mieszkanie było bez niego puste. Odstawiłam kubek na blat i poszłam do łazienki, gdzie miałam już przygotowane ubrania.
Szybko się ogarnęłam, zrobiłam stonowany makijaż. Spięłam elegancko włosy i uśmiechnęłam się do siebie. Założyłam jeszcze złote kolczyki, które dostałam kiedyś od taty na urodziny. Poprawiłam ciemnozielony żakiet i chyba nie było najgorzej. Wyszłam z łazienki, Oreo spał już w najlepsze na kanapie. Dopiłam szybko kawę, a następnie poszłam jeszcze do pokoju zabrać rzeczy. Sprawdziłam, czy mam wszystko w torebce i poprawiłam się jeszcze w lustrze. Wiedziałam, że i tak ubranie może wygnieść się w samochodzie, ale chciałam mieć, chociaż ten komfort, że wyszłam elegancko ubrana z domu.
Wzięłam klucze od mieszkania i samochodu i wyszłam, upewniwszy się, że wyłączyłam wszędzie światło. Oreo nawet nie zwrócił uwagi na to, że wyszłam. Windą zjechałam na parter, a po wyjściu z budynku od razu poszłam w stronę samochodu. Wrzuciłam torebkę na tylne siedzenie i wsiadłam do auta. Wzięłam głęboki oddech, dodając sobie tym otuchy. Póki jeszcze stałam na parkingu, postanowiłam nagrać Masonowi wiadomość głosową.
— Cześć kochanie. Pewnie jeszcze śpisz! Jadę właśnie na pierwszy dzień stażu. Stresuję się jak cholera. Napisz kiedy wstaniesz. Tęsknię bardzo — skończyłam. Nie odważyłam się jednak jej wysłać. Nie chciałam, żeby Mason czuł się winny temu, że tęsknię za nim. Odłożyłam telefon na fotel obok i odjechałam z parkingu.
Trzęsły mi się ręce na kierownicy, ale mimo wszystko starałam się jechać ostrożnie. Normalnie droga zajęłaby mi jakieś dwadzieścia minut, ale chyba przez ten stres jechałam pół godziny. Zaparkowałam na wielkim parkingu pod kancelarią. Zapomniałam kupić sobie po drodze coś do jedzenia, ale na pewno mieli w środku jakiś bufet czy coś. Zabrałam ze sobą torebkę i zamknęłam samochód. Teraz nie było już odwrotu.
Weszłam do środka, byłam tu już wcześniej podpisać umowę, ale chyba wtedy nie byłam świadoma tego co się wydarzyło. Podeszłam do recepcji, starałam się wyglądać na pewną siebie. Kobieta spojrzała na mnie chłodno, a ja przełknęłam gulę w gardle. Starałam się zebrać szybko myśl.
— Nazywam się Lena Gomez mam odbywać staż, powiedziano mi, żebym pierwszego dnia zgłosiła się na recepcję — powiedziałam jak najpewniejszym tonem głosu. Blondynka siedząca za biurkiem spojrzała na mnie oceniająco i poprawiła okulary.
— Proszę chwilę poczekać — sięgnęła po słuchawkę telefonu. Rozmawiała z kimś przez chwilę, a następnie spojrzała znowu na mnie. — Za chwilę ktoś po panią przyjdzie. Proszę usiąść. — Wskazała mi kanapę w holu. Przytaknęłam i podziękowałam jej.
Siedząc w holu, rozglądałam się po wnętrzu. Nie docierało do mnie, to gdzie się znalazłam. Odpisałam szybko Liv, że wszystko okej i zdam jej dokładną relację wieczorem. Ona chyba przeżywała to bardziej ode mnie.
— Pani Lena Gomez? — Odwróciłam się gwałtownie, słysząc swoje imię i nazwisko. Za mną stał mężczyzna trzymający teczkę w dłoni. Był wysoki, dobrze zbudowany o jasnych blond włosach, które były elegancko zaczesane do tyłu. Na nosie miał okulary w cienkich oprawkach. Ubrany był w ciemne eleganckie spodnie, białą koszulę i jasną marynarkę. Na oko było niewiele starszy ode mnie.
— Tak — wstałam pośpiesznie. Schowałam telefon do torebki i stanęłam naprzeciw mężczyzny.
— Beniamin Parez — wyciągnął dłoń w moją stronę. Niepewnie ją uścisnęłam. — Będę twoim opiekunem stażu. Nie będzie ci przeszkadzać, że będę mówić do ciebie po imieniu.
— Chyba, tak będzie lepiej. Będę się mniej stresować.
— Nie przejmuj się niczym. Jesteś tu, żeby się uczyć — przepuścił mnie grzecznie przodem. To było dziwne, bo przecież nie wiedziałam, gdzie mamy iść. Beniamin jednak pokierował nas do windy i wcisnął przycisk z numerem trzy. Bawiłam się nerwowo zawieszką od bransoletki i kiedy i winda zatrzymała się, poczułam ucisk w żołądku. Chyba dopiero docierało do mnie, co się działo. Wyszliśmy z windy. Beniamin od razu pokazał mi, że mam iść w lewo i zatrzymaliśmy się przed przeszklonymi drzewami.
— Tutaj jest nasz gabinet — otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Wnętrze pomieszczenia było jasne. Przy oknach stały dwa biurka, a obok każdego z nich szafka. Na środku podłużny stół i trzy krzesła. W kącie stała mała lodówka, ekspres do kawy i kilka butelek wody na blacie, oraz świeże owoce. Zaczynało mi się tu podobać. — Łazienka jest po drugiej stronie korytarza, pomieszczenie socjalne naprzeciwko. Twoje biurko się po lewej. Dzisiaj poznasz wewnętrzną organizację kancelarii i zrobisz kilka szkoleń w systemie i w sumie będziesz wolna. Na jutro coś dla ciebie przygotuję. Kawy? — Wyrzucił z siebie szybko, a ja starałam się to zarejestrować. Przytaknęłam i chociaż nie było widać mojego entuzjazmu, wewnętrznie krzyczałam z radości. Pierwszy stres ze mnie zszedł. Na pytanie odnośnie kawy nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Beniamin postawił kubek z kawą na moim biurku, zachęcając mnie tym samym, żebym podeszła i usiadła.
— Nie trzeba było — uśmiechnęłam się niepewnie, siadając.
— Komputer jest przez cały czas włączony. Hasło masz zapisane na karteczce przy ekranie, najlepiej będzie jeżeli je zapamiętasz. Musisz poruszać myszką — wykonywałam posłusznie instrukcje. Beniamin tłumaczył mi powoli, to jak działa system. I jak mam włączyć szkolenia, o których mówił. Najpierw jednak kazał mi włączyć plik z regulaminem i wszystkimi niezbędnymi rzeczami, z którymi miałam się zapoznać. Kiedy ja czytałam o wewnętrznej organizacji kancelarii, zasadach, rygorach i innych rzeczach Beniamin najprawdopodobniej wykonywał swoją pracę przy biurku obok.
Odwróciłam się w stronę blondyna kiedy skończyłam już czytać wszystko, co mi zalecił. Spojrzał na mnie z życzliwym uśmiechem, a ja poczułam ucisk w żołądku spowodowany tym, że przecież jeszcze nic nie jadłam.
— Coś nie tak?
— Wszystko okej. Tylko macie tutaj jakiś bufet czy coś? Nie zdążyłam rano zjeść — może było to nie na miejscu. Nie wiedziałam zresztą, ale Beniamin wzbudził moją sympatię i nie wydawał się jakoś specjalnie gruboskórny. Był miły więc liczyłam na dozę wyrozumiałości.
— Wiesz — spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku — w zasadzie możemy iść na drugie śniadanie. Piętro niżej jest bufet — wstał z miejsca. Ja też wstałam i poszłam posłusznie za nim. Przepuścił mnie w drzwiach i poszliśmy w stronę windy.
— Dawno skończyłeś studia? — chciałam nawiązać jakiś kontakt.
— Cztery lata temu — odpowiedział grzecznie kiedy weszliśmy do windy. — Też byłem na tym stażu, dlatego wyznaczyli mnie na twojego opiekuna. Chociaż wydaje mi się, że dałabyś sobie radę beze mnie — uśmiechnął się życzliwie.
Przeliczyłam na szybko w głowie, ile Beniamin mógł mieć lat i wyszło mi coś pomiędzy dwadzieścia osiem, a dwadzieścia dziewięć. Czyli w zasadzie nie był wiele starszy ode mnie. Fakt, że dostał tutaj pracę po stażu, podbudował mnie, że ta decyzja była bardzo dobra.
— Teraz ty mi powiedz. Dlaczego prawo? — zapytał kiedy wysiedliśmy z windy.
— Cóż zawsze byłam ambitna. W liceum nieustannie rywalizowałam z moim chłopakiem o tytuł najlepszego ucznia, poza tym strasznie lubiłam seriale o prawnikach, adwokatach i zagadkach kryminalnych. Więc pewnie gdyby nie to, to zostałabym policjantką.
— A twój chłopak? — dopytał.
— Mason wyjechał przed wakacjami do Bostonu. Gra w koszykówkę i ich drużyna przyjęła go w ramach programu wymiany studenckiej — odpowiedziałam. Byłam dumna z Masona i lubiłam opowiadać ludziom o tym jak niezwykłe rzeczy robił mój chłopak. Beniamin przytaknął mi tylko kulturalnie kiedy weszliśmy do bufetu.
Podeszłam do lady, przyglądając się wszystkim pysznościom, które znajdowały się za szybą. Mój wzrok skierował się na tortillę śniadaniową i kubeczek z musli. Wskazałam miłej kobiecie za ladą te produkty i przygotowałam kartę, żeby zapłacić. Odebrałam swoje zamówienie i odwróciłam się do Beniamina, który stał z rękoma włożonymi do tylnych kieszeni spodni. Podszedł do lady zaraz po mnie, a ja w tym samym czasie zajęłam jakieś wolne miejsce. Po chwili usiadł naprzeciw mnie z tostem i czarną kawą.
— Związek na odległość to chyba ciężka sprawa? — Zapytał, mieszając kawę.
— Nie jest łatwo, ale obojgu nam zależy na tym związku, więc nie chcemy się poddawać — odpowiedziałam. — A ty masz kogoś? Jeżeli oczywiście mogę pytać — dopytałam delikatnie. Skoro on już wiedział trochę o moim prywatnym życiu, to ja chyba też mogłam go o coś dopytać.
— Wiesz... — westchnął — to skomplikowane. Chyba bliżej nam do końca tego związku niż do jego utrzymania. Claudia jest po trudnym związku i chyba jeszcze nie do końca jej przeszło.
Próbowałam nie zareagować, słysząc imię dziewczyny Beniamina, ale jakoś tak samo wyszło, że cichy śmiech wydostał się z moich ust. Chyba po zeszłorocznej sytuacji z mieszkaniem niekoniecznie wierzyłam w zbiegi okoliczności.
— Coś nie tak?
— Była Masona miała tak samo na imię — odpowiedziałam. — Wiesz może to tylko zbieg okoliczności — wzruszyłam niepozornie ramionami.
— Może — Beniamin odpowiedział zamyślony.
Skończyliśmy nasz lunch i wróciliśmy do biura. Zrobiłam jeszcze kilka zadań, które wyznaczył mi mój opiekun stażu i byłam wolna przed piętnastą. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z budynku, kierując się prosto do swojego samochodu. Wsiadłam do środka, ale nie odjeżdżałam jeszcze z parkingu. Sprawdziłam najpierw telefon, bo nie miałam przez większość dnia sprawdzić wiadomości. Miałam jedno nieodebrane połączenie od mamy i wiadomość, żebym oddzwoniła, jak tylko będę mogła rozmawiać. Wybrałam jej numer i nie musiałam długo czekać, aż odbierze.
— Cześć mamo coś się stało?
— Nie. Znaczy tak, ale to nic poważnego — odpowiedziała zamotana. — W takim sensie, że nie powinnaś się martwić. Ciocia Luiza do mnie dzwoniła — wzięłam głęboki oddech. Telefony od niej nie zwiastowały nic dobrego. Ciotka Luiza miała córkę Leticię, moją młodszą kuzynkę. Która od trzech lat przeżywała nastoletni bunt. Leti w tym roku wybierała się na studia. Chociaż cała rodzina była w szoku. Nie miała opinii grzecznej dziewczynki, z drugiej strony wszyscy nieustannie porównywali ją do mnie.
— Coś z Leticią?
— Mamy do ciebie sprawę. Mason wyjechał, a ty masz wolny pokój w mieszkaniu. Ciocia byłaby spokojniejsza gdyby Leti mieszkała z tobą na studiach.
— Cóż — zastanowiłam się przez chwilę — będę musiała to przedyskutować z właścicielem mieszkania i Masonem. Dam wam znać do końca tygodnia.
— A jak twój staż? — zmieniła temat.
— Wiesz, wdrażam się. Z dnia na dzień powinno być lepiej. Chociaż sama atmosfera jest dość przyjemna — odpowiedziałam. — Ogólnie jestem pozytywnie nastawiona.
— Jesteśmy z tatą z ciebie dumni. — Usłyszałam jej szczerą radość w głosie. Wiedziałam, że oboje cieszyli się moimi nawet najmniejszymi sukcesami. Czasami sama siebie nie doceniałam, ale oni nadrabiali za mnie.
— Dziękuję — westchnęłam rozmarzona. — Jak będę wiedziała, co z tym mieszkaniem to dam wam znać. Do usłyszenia!
— Trzymaj się!
Mama rozłączyła się, a ja położyłam telefon na fotelu obok. Wyjechałam z parkingu i jechałam prosto do mieszkania. Myślałam tylko o tym, że porozmawiam niedługo z Masonem i zobaczę go. Nawet jeżeli tylko przez kamerkę to i tak było to znacznie więcej niż rozmowa przez telefon. Kiedy byłam już pod blokiem, wysiadłam z samochodu i poszłam pośpiesznie w stronę mieszkania. Oreo od progu powitał mnie, jakby opowiadał mi o tym co robił przez cały dzień. A następnie siedział już przy swojej misce. Przewróciłam oczami i dałam mu drugą połowę karmy, którą zostawiłam rano. Od razu zabrał się do jedzenia. Wstawiłam wodę na kawę, a w międzyczasie poszłam się przebrać. Wróciłam do kuchni i zalewając kawę, napisałam do Masona, czy jest wolny i może rozmawiać. U niego powinno być jakoś około dziesiątej rano.
Mason: Wróciłem właśnie z porannej siłowni. Wezmę prysznic i zadzwonię <3
Lena: Czekam 🥰
Odłożyłam telefon na blat i wzięłam łyk kawy. Zajrzałam w tym czasie do lodówki, zastanawiając się nad tym co zjadłabym na obiad. Wyciągnęłam słoik z sosem pesto i wstawiłam wodę na makaron. Nie miałam ochoty na nic wykwintnego, poza tym nie chciało mi się gotować dla jednej osoby.
Odwróciłam się gwałtownie kiedy mój telefon zawibrował. Odebrałam szybko połączenie od Masona i włączyłam kamerkę. Oparłam telefon o cukierniczkę i uśmiechnęłam się do niego. Miał nieco dłuższe włosy niż ostatnio kiedy rozmawialiśmy na kamerce. Teraz za uchem układały mu się w delikatne fale. Górę zaczesał do tyłu. Opierał się o stół i uśmiechał się do mnie.
— Cześć — powiedział cicho, niemalże szeptem.
— Nie myślałeś, żeby iść do fryzjera? — Zapytałam od razu. Mason zaśmiał się i oparł wygodnie na krześle.
— Nie miałem czasu. Zrobię to po pierwszym meczu. — Widziałam, po nim, że coś było nie tak. Nie lubiłam go dopytywać o szczegóły kiedy coś się działo, ale z drugiej strony teraz utrzymując związek na odległość, nie rozmawialiśmy ze sobą codziennie i niestety chyba musiałam zacząć to robić.
— Coś się dzieje?
— Tęsknię za tobą — westchnął — nie sądziłem, że to będzie tak trudne. Każdego wieczoru myślę o tym, że mogłabyś teraz zasypiać w moich objęciach. Rano wstaję na trening, chłopaki pytają się, o co mi chodzi, że powinienem się rozerwać. Tylko jak mam myśleć o imprezach i życiu towarzyskim kiedy mojej najważniejszej towarzyszki nie ma obok mnie.
Wiedziałam, że kryzys tęsknoty kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłam, że tak szybko. Tak samo nie sądziłam, że pierwszy złapie go Mason. Patrzył na mnie przez kamerę, jego zielone oczy przez nią były o wiele bledsze niż w rzeczywistości. Tęskniłam za ich rzeczywistym blaskiem.
— Ja też za tobą tęsknię Mason. I też o tobie myślę. Damy sobie radę naprawdę. Patrz, minęło już cztery miesiące. Zostało nam jeszcze osiem. To jedna trzecia — starałam się zachować jak najbardziej optymistyczny obraz sytuacji.
— Gramy pierwszy mecz pod koniec października. Chciałbym, żebyś na nim była.
— Wiem — westchnęłam. — Tylko obawiam się, że nie zdążę zdobyć wizy. Poza tym musiałabym wziąć wolne na stażu i opuścić zajęcia. To trochę komplikuje nam sprawę.
— A spróbowałabyś?
— Mason zawsze mogę spróbować. Tylko nie mogę ci obiecać, że to się uda. — Nie chciałam składać obietnic bez pokrycia. Widziałam, że zależało mu na mojej obecności. Sama chętnie wsiadłabym w pierwszy samolot do Bostonu, ale musiałam być realistką.
— Dobra, nie będę się rozczulać — westchnął. — Opowiedz mi jak twój staż.
— Jestem pozytywnie zaskoczona. Mój opiekun stażu jest w porządku. Jest niewiele starszy i sam zaczynał jako stażysta. Dzisiaj miałam dzień wprowadzający i pewnie jutro też. Nie wiem, czy będą angażować mnie w jakiejś większe projekty, ale sam fakt, że tam jestem, jest już motywujący.
— Na pewno cię zaangażują. Nie znam drugiej tak bardzo zorganizowanej osoby jak ty — powiedział z dumą.
— Mam jeszcze jedną sprawę. — Musiałam zacząć jakoś temat mojej kuzynki. Wolałam to najpierw przegadać z Masonem, a dopiero potem z właścicielem mieszkania.
— Słucham.
— Dzwoniła do mnie moja mama. Chodzi o moją kuzynkę. Zaczyna w tym roku studia i mojej cioci zależy na tym, żeby mieszkała ze mną. Leti jest, jakby to ująć. Jest moim totalnym przeciwieństwem i chyba wszyscy będą spokojniejsi jeżeli zamieszka ze mną. Co o tym sądzisz? — Mason spojrzał na mnie, zastanawiając się przez chwilę.
— Wiesz. To nie jest taki zły pomysł. Nie byłabyś sama. Twój pokój i tak stoi pusty plus rozłożenie kosztów. Musiałabyś tylko zadzwonić do właściciela.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakąś godzinę, dopóki ktoś nie zawołał Masona. Ten pożegnał się ze mną, ale widziałam, że było mu ciężko. Obiecał, że napisze do mnie, jak tylko wróci z treningu. Nie dowiedziałam się finalnie, dlaczego ostatni dzień był dla niego trudny, ale obstawiałam, że była to tylko wymówka do tego, żeby pogadać. Miałam w głowie jego pomysł z przyjazdem i od razu zaczęłam szukać informacji jak załatwić wizę i całą resztę dokumentów. I chyba zerwanie się na tydzień z zajęć i załatwienie wolnego było o wiele łatwiejsze niż cała papierologia.
Nim zauważyłam, że było już po północy. Musiałam położyć się spać jeżeli chciałam się wyspać. Zerknęłam jeszcze na Oreo, który rozłożył się na fotelu w salonie i sama zniknęłam za drzwiami sypialni, gdzie przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.
*
Witam was w drugiej części. Miałam kilkudniowe obsunięcie w publikacji, którego nie planowałam, jednakże w końcu jest! Bardzo się cieszę, że mogę to w końcu ogłosić. Mam nadzieję, że i wy jesteście tak samo pozytywnie nastawieni do kontynuacji tej historii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro