Zmienność
Ch- Widzisz te kwiaty, Dazai?
Przystawił mu bukiet pod nos, ignorując jęk bólu bruneta, gdy jednocześnie wbijał ostrze w jego nogę.
Ch- Pachną krwią...
Nakahara odrzucił czarną rękawiczkę na bok, a następnie wierzchem dłoni lekko starł pot z czoła partnera.
Ch- Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem.
Niewinnie bawił się ciemnymi włosami, by po chwili mocno je złapać i przyciągnąć twarz Osamu jeszce bliżej swojej, odkładając przy okazji kamelie.
Ch- Mogę się wreszcie zemścić...
W końcu puścił je, wyjmując knebel z ust bruneta.
Ch- Milczenie Ci nie pasuje.
D- Jak tobie ten kapelusz~
Mimo słabej sytuacji, Dazai wciąż żartował, doprowadzając tym mafiosę do furii.
Jednak wściekły kapelusznik nie spoliczkował go, tylko zimno się uśmiechnął, co zabolało ciemnookiego bardziej, niż jakikolwiek cios.
D- Ne, ślimol się uśmiecha?
Ch- Dobrze wiem, co planujesz.
Rudzielec klęknął przed nim, opierając łokieć na wykonanej przez niego ranie, na co Dazai syknął.
Ch- Jednak tym razem ja się zabawię~
Osamu postanowił zgodzić się na gierki niebieskookiego, wiedząc, że i tak da radę nad nim zapanować.
D- Chcesz się zemścić za pustkę w sercu... czy tę w łóżku~ ?
Po tych słowach rudzielec nie powstrzymał się od zadania ciosu.
Ch- Nie lekceważ mnie...
D- Przy twoim wzroście to trudne~
Zrezygnowany kapelusznik westchnął, gwałtownie rozcinając łańcuchy na nadgarstkach partnera.
Ch- Proszę, walcz ze mną... ten ostatni raz.
D- Co dostanę, jeśli wygram?
Ch- Odejdę z Twojego życia, już nigdy się nie spotkamy.
Brunet wstał, trzymając się za krwawiącą nogę z podłym uśmiechem.
D- W takim razie chcę przegrać~
Ch- Tsh...
Chłopak rzucił w niego nożem, który Osamu bez problemu złapał, odrzucając na ziemię z rozbawieniem.
D- Potrzeba więcej, niż jakiegoś nożyka, by mnie powstrzymać, Chu~
Ch- Moja pięść powinna wystarczyć!
Ignorując gniew mafiosy, powoli skierował się w stronę drzwi, nucąc wesoło mimo ran.
Nakahara wyciągnął rękę w jego stronę, lecz zamiast zatrzymać partnera, zacisnął pięść.
Ch- Tym razem nie wracaj!
D- Nigdy nie wróciłem.
Jednak Chuuya nie wytrzymał, obracając bruneta w swoją stronę i wtulając się mocno w jego koszulę.
Ch- Nie chce, byś odszedł!
Osamu patrzył tylko ze zdziwieniem, łapiąc kapelusznika za podbródek. W oczach miał lód, którego nie skruszyły nawet ciepłe łzy z czerwonych policzków.
D- Ile jesteś w stanie zrobić, bym został?
Ch- Co...
D- Nie ma nic za darmo, Chu~
Zacisnął zęby, przytulając go jeszcze mocniej, mimo gniewu sprzed kilku minut, ale ciemnooki pozostał niewzruszony.
D- Chcę kontrolować coś więcej, niż twoją moc~
Ch- Serce Ci nie wystarczy, gnido?
W końcu powoli puścił zaczerwieniony podbródek, bawiąc się delikatnie rudymi włosami wykończonego kapelusznika.
D- Tylko się droczę, ślimolu.
Ch- Jeśli komuś o tym powiesz...
D- Nie zamierzam, ale twoja reakcja była bezcenna~
Ostatni raz zakręcił pasmo na palcu, kończąc szybkim pocałunkiem w nos rudzielca.
Ch- Czemu taki jesteś?
D- Bo to uwielbiasz~
Mafioso odsunął się od niego, chcąc odejść, lecz silna ręka mu to uniemożliwiła.
D- Ktoś mi musi pomóc z opatrzeniem tej rany...
Ch- Niby czemu ja?
D- Twój partner, twoja troska~
Ch- Radź sobie sam!
D- Jak ty przez te cztery lata?
Ch- Teraz przegiąłeś!
Z oburzeniem poszedł w kierunku wyjścia, ignorując śmiech bruneta.
Ch- To już koniec, gnido!
D- Przed chwilą mówiłeś coś innego~
Ch- AHHH!
Wściekły rudzielec wyszedł, głośno tupiąc, czemu Dazai przyglądał się rozbawiony.
D- Oboje wiemy, że nie... prawda, Chuuya?
_happy end_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro