Walc brudnych dusz
Zabłocona peleryna, pozbawiona dawnej bieli, niczym całun przykrywała wątłe ciało stękającego pod nią bruneta. Ze wszystkich niedoskonałości materiału najbardziej zwracała uwagę szkarłatna plama na plecach, która mogłaby zostać mylnie wzięta za swego rodzaju kamelię pozbawioną konturów i liści.
Fyo- To doprawdy zabawne.
Ból zmieszany z zimnym głosem pulsował w uszach detektywa, przypominając, że piękny kwiat był jego własną krwią opuszczającą świeżą ranę. Nóż w plecy, jak romantycznie.
D- Od kiedy... zdradzasz?
Widział zaledwie czubki butów Rosjanina, nie mając siły podnieść nadzwyczaj ciężkiej głowy. Grawitacja znów zwyciężyła, wgniatając go w ziemię. Może na niebie są anioły, ale tym razem miał pewność, że patrząc w górę zobaczyłby jedynie diabła.
Fyo- Oczyszczę świat z takich śmieci jak Ty.
Zaskakująco nagle przerwał wypowiedź, a Osamu usłyszał jedynie donośne kroki, jednak tupot nadchodził z dwóch różnych stron. Skoro wszystko mu się podwaja, to jest w stanie krytycznym albo...
Ch- Tylko ja mogę nazywać go śmieciem!
Chyba wolał śmierć od pokazania się swojemu byłemu w takim stanie. Wtedy też przypomniał sobie, że po łacinie nazywają śmierć "Mori", przez co zaskakująco szybko zmienił zdanie.
Dostojewski wyprostował się, ponuro spoglądając na nowo przybyłego. Oprócz dystansu kilku metrów dzieliło ich ciało detektywa leżącego akurat na linii ognia.
Ch- Jeśli chcesz zabić Dazaia najpierw będziesz musiał pozbyć się mnie!
Zdaniem Fyodora, mafioso z szeroko rozstawionymi nogami, pistoletem trzymanym dwoma rękami i stanowczą miną wyglądał naprawdę pięknie, a zniszczenie czegoś pięknego zawsze jest ciężkie.
Fyo- Możemy rozwiązać sprawy pokojowo.
Ch- Mój były ma nóż w plecach, za późno na negocjacje!
Nakahara zachował się bardzo odważnie, lecz jednocześnie lekkomyślnie. Nie znał potęgi zbrodni i kary, która nawet bez dotyku mogła zapewnić mu męczarnie godne zaklęcia Cruciatus z Harrego Pottera.
D- Chu... jego zdolno...
Za późno, bo drobne ciało nienaturalnie się wygięło pod wpływem mocy przeciwnika. Kapelusznik oparł dłonie na zimnej glebie, gdy zdolność ustała, znów dopuszczając do płuc ryżego tlen (ryż na parze)
Fyo- Na pewno nie chcesz tego pokojowego rozwiązania? Za chwilę mogę zmienić zdanie...
Wstając Chuuya zachwiał się tylko raz, mimo niewidocznych ran próbując zachować spokój. Korupcja chciała wyjść, rozbić w drobny mak klatkę spokoju, odebrać całe cierpienie, przejąć pełną władzę, ale tym razem niebieskooki nie mógł na to pozwolić. Dazai był zbyt słaby, by powstrzymać żywioł, jednak bez tego koła ratunkowego zaklętego w delikatnym dotyku całemu miastu groziło zniszczenie.
Ch- Dobra, czego chcesz?
Ton pełen rezygnacji, mimo zawartego w nim smutku, zaskoczył Rosjanina swoim ogniem. Nie był to uległy, piskliwy głos, lecz dość wysoki, i zarazem buntowniczy, szept.
Fyo- Ciebie.
Gdyby miał wino w ustach, na te słowa prawdopodobnie by je wypluł, krztusząc się ze śmiechu. Jednak przeciwnik mówił całkowicie poważnie, a Nakahara niestety aktualnie nie dysponował żadnym drogim alkoholem.
Ch- Nie wiedziałem, że tyrani mają poczucie humoru...
Fyo- W interesach nie żartuję, zupełnie jak Twój boleśnie umierający przyjaciel, który ma coraz mniej czasu.
Trudna decyzja, na dodatek musi być podjęta bez dalszej zwłoki, bo Dostojewski, jako prawdziwy wizjoner pozbawiony skrupułów, ma cierpliwość krótką. W wyborze nie pomagał cichy sprzeciw przesadnie dramatyzującego i przy okazji konającego bruneta.
D- Chu...nie...
Mimo niepewności mafioso udzielił odpowiedzi dość szybko, odrzucając resztki dumy. Ludzie nazywają to różnie- przywiązaniem, wiernością, miłością, jednak rudzielec nawet pod groźbą żadnego z tych słów nie wypowiedziałby na głos.
Ch- Zgoda, ale pozwól mi chociaż go opatrzyć.
Zadowolony grymas, przez większość ludzi nazywany uśmiechem, u Rosjanina wyglądał jak wyrok śmierci lub dożywocie w niewoli. Nie wydawał się zdziwiony tą prośbą, bardziej zawiedziony, że takowa wystąpiła, bo skryte uczucie znacznie komplikuje jego dalsze plany.
Ch- Wtedy pójdę bez oporu... proszę.
Fyodor wydawał się bezlitosny, ale widząc desperację w lśniących tłumionymi łzami oczach ustąpił. Nie zrobił tego z dobroci kamiennego serca, lecz w celu późniejszego wykorzystania sztucznie wyrobionego zaufania.
Fyo- Dziesięć minut, znaj łaskę Pana.
Poznając wynik negocjacji ciemnooki wyjęczał coś, zamykając ciążące powieki. Gdy znow je podniósł, dostrzegł klęczącego kapelusznika, w pośpiechu próbującego zatamować krwotok.
Ch- Przestań się wiercić. Zdejmę bandaż z twojej ręki, by opatrzyć nim ranę...
I tak zrobił, mimo drżenia rąk mając jeszcze całe dwieście sekund pożegnania. Nakahara chciał wykorzystać ten czas jak najlepiej, więc odsunął godność na bok, pierwszy raz obejmując Osamu, jakby był jego przyjacielem.
Jednak on nie odwzajemnił uścisku, rezygnując nawet z tego denerwującego puszczania oczka do każdego o każdej porze.
D- Jak mogłeś... go wybrać...
Najwyraźniej Dostojewskiego bawiła cała ta koreańska drama, lecz zachował poważną twarz, gdy po ostrych słowach rudzielec wydał syk godny wściekłego kociaka.
Ch- Nie miałem wyboru, Dazai.
Niebieskooki przez chwilę się nad czymś zastanawiał, aż wreszcie powoli zdjął swoje nakrycie głowy, ostrożnie kładąc fedorę obok partnera.
Ch- Zadbaj o mój kapelusz, gdy mnie już nie będzie.
Te słowa brzmiały zabawnie, lecz wtedy nikomu (oprócz Fyo) nie było do śmiechu. Niespodziewanie Rosjanin westchnął, sugerując, że ostatnie spotkanie właśnie dobiegło końca.
Mafioso zbliżył się do przeciwnika, trzymając dumnie głowę. Nie umrze błagając o litość, lecz hardo mordując każdego wzrokiem. Demon wiedział, że z tak ognistym temperamentem może być ciężko, jednak boski plan nie zakładał przegranej jako opcji, dlatego zwyczajnie zaczął iść, wiedząc że, dla dobra detektywa, ryży nie zdradzi.
D- Nie odchodź... proszę...
Desperacki szept nieprzyjemnie łaskotał uszy rudzielca, ale ten nie odwrócił się. W milczeniu szedł wyprostowany, mimo wszelkich przeciwności, czy też wahań. Podjął decyzję i nastał czas gorzkich konsekwencji.
Osamu ostatkiem sił wyciągnął przed siebie dłoń, próbując hamować niekontrolowane łzy bólu.
D- Kocha...
Zanim padła litera "m jak miłość", brunet odpłynął w krainę głębokich snów, całkowicie gubiąc przykrą rzeczywistość.
_Happy End_
(Tak, będzie druga część)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro