Life is strange au = SY 5
(Wytnę niektóre wątki, bo inaczej byłaby z tego cała książka, są spoilery do LIS)
Wszystko byłoby normalne, gdyby nie to, że zamiast siedzieć na zajęciach Chuuya obudził się pod latarnią morską, otoczony słonym zapachem morza i silnymi podmuchami wiatru.
Po gwałtownym wstaniu z drżącej ziemi ze zdziwieniem dostrzegł, że nad wodą formuje się coś, co mogłoby bez problemu zniszczyć całe miasto. Nagle żywioł rzucił rybacką łodzią prosto w czubek stojącej obok latarni, której ważący tony fragment poleciał na wystraszonego rudzielca. Chłopak wyciągnął przed siebie rękę i wszystko stało się czarne, a on zdyszany obudził się w środku porannych zająć fotograficznych.
Nikt z klasy nie zauważył jego niepokoju, bo jak zwykle wszyscy byli zbyt zajęci sobą. Pan Dostojewski opowiadał im właśnie kolejną historię, Yosano w kącie bawiła się telefonem, Atsushi smutno patrzył na swoje kolana, Rampo coś rysował po zeszytach, oczywiście cudzych.
Zamroczony snem kapelusznik westchnął, skupiając się na swojej szkolnej ławce. Oprócz zniszczonego pamiętnika, piórnika z brelokiem w kształcie owcy i pełnego kolorowych karteczek podręcznika autorstwa ich ulubionego nauczyciela znajdował się tam też jego szary polaroid, do którego niebieskooki miał wielki sentyment.
> obejrzyj
> zrób selfie
Chudymi palcami ostrożnie chwycił urządzenie, po czym zrobił sobie szybkie zdjęcie. Nagle profesor wspominał o nim, a spojrzenie całej grupy egoistycznych osób zaczęło go coraz bardziej stresować.
Fyo- Widzę, że Chuuya wykonał tak zwane "selfie". Ta forma autoportretu została bardzo polubiona przez rozwydrzone nastolatki nie mające pojęcia o fotografii... - nauczyciel zamilkł, czekając na oklaski, które, mimo szczerze uwielbiających go słuchaczy, nigdy nie nastąpiły - Wybaczcie, musiałam. Jednak Chuuya ma dar, którego nie powinien marnować na takie zabawy.
Uważnie przyglądał się uczniowi, w którym pokładał naprawdę wielkie nadzieje, lecz sam chłopak niezbyt wierzył w swoją niezwykłość.
> zrób drugie selfie
> tłumacz się
> przeproś
Ch- Przepraszam - bąknął nieśmiało pod nosem, odkładając ukochaną kamerę
Zadzwonił wyczekiwany dzwonek na przerwę, więc nagle wszyscy uczniowie magicznie zniknęli. Nakahara chwilę rozglądał się po pustym pomieszczeniu, aż wreszcie sam wyszedł przed salę, oglądając bogate życie szkoły. Jednak zamiast głośnych wielbicieli futbolu, tysięcy niebieskich szafek i tłumów malowanych dziewczyn jego uwagę przykuło coś innego.
> przeczytaj
Ulotki o zaginionych osobach.
Większość z nich dotyczyła Sasunoke Ody, po którym parę miesięcy temu całkowicie zaginął słuch.
Wreszcie zmęczony hałasem rudowłosy dotarł do męskiej toalety, tam szybko przemył twarz zimną wodą. Ten cały koszmar trochę go zdenerwował, jednak dzięki zrobieniu dobrego autoportretu w klasie czuł się o niebo lepiej.
> obejrzyj
Z lustra spojrzało na niego rozmazane odbicie, starannie lustrujące siebie przenikliwym wzrokiem.
Wtem przez uchylone okno wraz ze światłem słonecznym wpadł niebieski motyl, na którego widok oczy w kolorze jego skrzydeł szeroko się otworzyły. Zafascynowany Chuuya poszedł za ujmującym owadem, a gdy ten usiadł na błyszczącym wiaderku, to zrobił mu pośpiesznie zdjęcie.
Nagle do pomieszczenia wbiegł ciężko dyszący, nieproszony gość. Nahakara kojarzył go ze szkolnych korytarzy - słynny Ango Sakaguchi nie cieszył się dobrą sławą. Przez chwilę poruszony gadał coś do siebie, a reszta akcji potoczyła się niezwykle szybko. Ktoś trzasnął drzwiami, krzycząc o zaległej zapłacie za towar.
Zaciekawiony ryży wychylił głowę i ze zdumieniem zobaczył, że okularnik celuje do chłopaka z broni, jednak zajęci sobą buntownicy nie widzieli fotografa stojącego w kącie. Huk wystrzału poruszył każdą cząstkę łazienkowego powietrza, a zaszokowany kapelusznik opuścił swoją kryjówkę rozpaczliwie wyciągając przed siebie dłoń. Świat rudowłosego zaczął magicznie drżeć, nabierając ostrych barw.
Cisza... Szmery... Rozmowy...
Gwałtownie podniósł głowę. Znów był na tej samej lekcji, w tej samej ławce, ale reszta nie była już taka sama. Zwyczajny uczeń fotografii właśnie odkrył, że ma supermoce, jak jakiś cholerny superbohater.
Następne dni były zaledwie chwilą. Wszystko działo się zbyt szybko, jakby czas oszalał.
Tym razem uratował chłopaka z toalety włączając alarm przeciwpożarowy, pomógł załamanemu Atsushiemu, którego dręczył emo ochroniarz Akutagawa, na parkingu został zaatakowany przez agresora z toalety, ale ocalił go ten sam brunet, który sam wcześniej został ocalony.
Okazało się, że to Dazai Osamu, dobry przyjaciel ryżego z dzieciństwa. W jego domu spędzili chwilę przy ulubionej muzyce, a Chuuya dowiedział się, że Oda był naprawdę ważną osobą dla ciemnookiego. Postanowili wspólnymi siłami zrobić wszystko, by odnaleźć go i pozostałe zaginione osoby.
Pełni nadziei wybrali się na spacer pod pamiętną latarnię, gdzie Nakahara niespodziewanie stracił przytomność. W rudej głowie znów był sztorm, ale przynajmniej tym razem poznał datę nadejścia Armagedonu - mieli marne pięć dni. Po przebudzeniu powiedział zaniepokojonemu przyjacielowi o swojej osobliwej mocy. Początkowo brunet nie wierzył, ale wtedy z bezchmurnego nieba, w październiku, spadł puszysty śnieg.
D- Błagam, powiedz, że umiesz wywołać deszcz krabów maczanych w koniaku - oczy błyszczały mu z podekscytowania - To by było takie ekstra, Chu!
Ch- Cofam czas, a nie tworzę obrzydliwe rzeczy, gnido!
Takie zjawiska wydawały się bardziej paranormalne niż atmosferyczne, dlatego chłopcy postanowili rozwiązać tę zagadkę, wierząc, że zaginięcia, sztorm i tajemnicza moc są ze sobą jakoś powiązane.
Cały następny dzień Chuuya musiał udowadniać upartemu ciemnookiemu potęgę swojej zdolności, ale wraz z pierwszym krwotokiem z nosa odkrył, że ta moc w nadmiarze go niszczy. Pełen przygód poranek niestety się skończył z dzwonkiem na nudne lekcje fotografii.
Nakahara nie uważał podczas kolejnego wykładu profesora, bo choć bardzo szanował Dostojewskiego, to w jego głowie panował zamęt przez niecodzienne sprawy, z którymi spotykał się na co dzień.
Nagle nastało zamieszanie, a ludzie krzyczeli coś o akcji na dachu budynku koło szkoły. Kierowany złymi przeczuciami rudzielec pobiegł tam wraz z całą klasą i w górze zobaczył płaczącego Atsushiego.
On chyba nie zamierza...
Skoczył.
Stał na dachu.
Skoczył.
Znowu stał.
Skoczył.
Latał.
Kapelusznik uparcie cofał czas, jednak coś poszło nie tak, bo zawsze był chwilę za późno. Z jego nosa wypływało coraz więcej gęstej krwi, ale on wciąż próbował uratować nieszczęsnego samobójcę.
Wreszcie naprawdę zepsuł świat, bo całkowicie wszystko zatrzymał. Ptaki w środku lotu, wystraszonych uczniów, uciekającą wiewiórkę, biegnącego po schodach dozorcę.
Z ręką przed sobą szedł wolno, lecz stanowczo. Nie pozwoli przyjacielowi znów uderzyć w ziemię.
Wyczerpany wysiłkiem znalazł się przed Atsushim, przywracając czasu bieg, a sam prawie bez tchu padł na kolana. Słysząc histeryczne łkanie z trudem wstał, nie mając siły użyć mocy ani razu więcej. Jeśli powie coś nie tak...
Ch- Atsushi, porozmawiajmy.
Ats- To koniec, nie m-mogę dłużej żyć. Wiem, ż-że byłeś dla mnie bardzo miły, a-ale nie dam rady.
Nakajima zachwiał się, czerwone od płaczu oczy zalewając deszczem i kolejnymi łzami, a tymczasem Nakahara próbował powoli do niego podchodzić.
> bądź silny
> wszystko będzie dobrze
> dobra, skacz wreszcie
Ch- Musisz być silny. Wiem, że potrafisz.
Ats- Nie p-podchodź...
Wbrew pozorom lubiący samotność Chuuya dobrze wiedział, co powiedzieć, by kogoś pocieszyć.
> powiedz o siostrze
> powiedz o bracie
> powiedz o swoim ulubionym winie
Ch- Pomyśl o swojej siostrze. Na waszym wspólnym zdjęciu wyglądałeś na szczęśliwego, więc nie rób tego. Dla niej. Pomyśl o Kyouce.
Ats- C-chyba masz r-rację...
> popchnij
> podejdź bliżej
> czekaj
Cel był bardzo blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, jednak wciąż musiał być ostrożny.
Ch- Podaj mi dłoń, Atsushi.
Samobójca się poddał, bezwładnie spadając... w ramiona fotografa. Rudzielec mocno go objął, wciąż czując adrenalinę po całej tej niecodziennej akcji.
Ats- P-przepraszam...
Ch- Spokojnie, to ty mnie uratowałeś od kolejnej lekcji fotografii.
Było zbyt blisko katastrofy i zdolność zawiodła. To znaczyło, że tym razem prawdziwa moc nie tkwiła w cofaniu czasu, ale w rozważnie dobranych słowach.
Chłopaka zabrała karetka, a niebieskooki stał się bohaterem w całej szkole. Nie miał czasu na spoczęcie na laurach, poza tym, zdaniem większości nauczycieli, był na to zbyt skromny.
Opowiedział ze szczegółami całą historię rozbawionemu Dazaiowi, choć brunet dobrze znał ją z lokalnych gazet.
D- Chu Chu superhero~
Ch- Tsk, po prostu zrobiłem, co trzeba...
Osamu zaciągnął się kolejnym papierosem, zza gęstego dymu podziwiając kończący się zachód słońca.
D- Co ty na to, by w ramach świętowania włamać się w nocy do twojej szkoły, szukać informacji o zaginionych osobach, a potem wbić na szkolny basen i pływać tam w samej bieliźnie?
Ch- ...
> zgoda
> no ok
> dobra
Zrobili to z przyjemnością, lecz potem musieli szybko uciekać przed rozeźlonym ochroniarzem Akutagawą. Było warto dla cennych danych, które zdobyli pośród dokumentów dyrektora i analizowali w swojej tajnej bazie, czyli domu ciemnookiego.
Tworzyli naprawdę zgrany duet, Dazai i Chuuya kontra seryjny porywacz uczniów i nadnaturalny sztorm. Brzmi sprawiedliwie.
Śledztwo trwało w najlepsze, tym razem, po napełnieniu brzuchów ulubionymi goframi z posypką czekoladową w barze Mori, starannie badali okolice.
Najbardziej podejrzany wydawał się im Ango, chłopak z pistoletem (handlował narkotykami, wykorzystywał nastolatki, prawie zabił Dazaia) lub ochroniarz Aku (miał sporo zdjęć uczniów na komputerze, śledził ich), ale dyrektor Fukuzawa zachowywał się dziwnie (wyciszył całą sprawę w szkole i chował przed policją ważne rzeczy).
Nagle oboje stanęli, zatrzymani przez zabawny dźwięk przychodzącej wiadomości. Zażenowany swoim dzwonkiem Nakahara od niechcenia sprawdził telefon, ale widząc nadawcę otworzył szeroko przepełnione najczystszym odcieniem morza oczy, niepokojąc zniecierpliwionego partnera taką reakcją.
D- Chuuya? Czy coś si...
Ch- Musimy jechać na złomowisko.
> pokaż wiadomość
> użyj kłamstwa
> pocałuj i zmień temat
Niechętnie pokazał sms-a brunetowi, który po przeczytaniu cofnął się kilka kroków, zaciskając gniewnie pięści.
Ango napisał:
"Odasaku leży koło czerwonego auta na złomowisku. Szybko, nie będzie czekać na Was wiecznie. XOXO"
D- On zaginął... Jak...
Chyba tego nie było w idealnym planie Osamu. Rudowłosy niepewnie położył przyjacielowi dłoń na drżącym ramieniu, niezdarnie starając się go uspokoić.
> Żart
> Podstęp
> Prawda
Ch- Dazai, to może być podstęp, ale powinniśmy sprawdzić...
Jednak żadne słowa nie docierały do dyszącego z przerażenia ciemnookiego, wciąż zszokowanego nowymi informacjami.
D- Oda... - w drżącym głosie rozpacz szybko przeszła w furię - TY ZDRAJCO !
Brutalnym gestem przewrócił ryżego, następnie zaciśniętą pięścią uderzając kilka razy w brudną ścianę baru. Jego policzki błyszczały od świeżych łez, przyspieszone bicie serca przyprawiało o mdłości, ale najgorsze było uczucie zdrady. Skrawki odpadajacego tynku przesycił swoją brudną krwią uciekającą z ran spowodowanych gniewnymi ciosami.
Dopiero po jakimś czasie opanował się na tyle, by zobaczyć stojącego przed nim rudzieleca, który przyłożył mu stanowczo w zapłakaną twarz.
Ch- Musisz się uspokoić!
Osamu powoli dotknął zaczerwienionego miejsca. Chyba był tak zdziwiony ciosem, że zupełnie zapomniał o złości. Martwymi oczami obdażył partnera spojrzeniem przesyconym bezkresną pogardą, stopniowo odzyskując trzeźwość umysłu.
D- Właśnie dlatego Cię nienawidzę...
Gotowi walczyć z całym cholernym światem zaczęli iść do auta, następnie biec, aż wreszcie bez żadnej muzyki jechali przed siebie, mimo emocji nie przekraczając dozwolonej prędkości, co w języku młodych oznaczało 200 km/h.
Po opuszczeniu pojazdu pieszo gnali przez wysuszone pola, mimo zatrzymującego ich wiatru. Każdy zimny powiew radził im zawrócić, ale zbyt daleko zaszli, by się poddać, zresztą mieli przecież zagadkę do rozwiązania i złoczyńców do złapania.
Dotarli na miejsce, nie zwalniając mimo zakazu wstępu osobom nieupoważnionym. Oni byli jak najbardziej upoważnieni, przecież sami dali sobie pozwolenie.
Przed nimi majaczył cel ich podróży - czerwone volvo, zdecydowanie mające za sobą swoje najlepsze lata. Mimo niepokojącej treści tamtego powiadomienia nigdzie nie widzieli żywego ducha, jakby cała ludzkość oprócz nich stała się niewidzialna.
Ch- Co do cholery...
Jeszcze bardziej zaniepokoiła ich drewniana tabliczka wbita przed starym samochodem.
"Leżę tutaj - S. Oda"
Halloween miało być dopiero za kilka tygodni, lecz ktoś najwyraźniej już chciał napędzić im stracha. Choć żart słaby, to brunet i tak nerwowo się roześmiał, odruchowo poprawiając idealną fryzurę.
D- To nie może być prawda.
Sapiąc padł na kolana, gołymi rękami kopiąc pod złym znakiem. Niebieskooki nie wierzył, kolejny raz ze sceptycznym nastawieniem czytając wiadomość w poszukiwaniu podpowiedzi co do całej tej tragicznej sytuacji.
Ch- Oi, pobrudzisz ręce...
Jednak to nie było jego największe zmartwienie, bo po chwili spod masy wilgotnej ziemi wystawała czyjaś sztywna noga z tatuażem w kształcie tęczowego węża.
Tylko jedna osoba w całym mieście taki miała. Odasaku Sakunosuke.
Dazai zakrył dłonią usta, bezdźwięcznie krzycząc z rozpaczy. Czuł, jakby w jego brzuchu rozrosły się krzewy róży rozrywające go od środka, ale pewnie drobne kolce nie bolały by tak bardzo, jak to, co naprawdę odczuwał. W tamtej chwili Chuuya stał sparaliżowany, patrząc bez mrugania na gnijące ciało, gdy jego przyjaciel bezwstydnie łkał, dławiąc się nadmiarem słonych łez.
Wciąż będąc na kolanach Osamu poczuł dodatkowy ciężar na swoich ramionach. Był to niebieskooki, który przytulając partnera chciał go chronić przed całym złem, całym bólem, całą okrutną rzeczywistością.
D- Jaki świat pozwala na takie okropieństwo...
Płakał, oświetlony blaskiem zachodzącego słońca.
Płakał, otoczony ramionami prawdziwego przyjaciela.
Płakał, chcąc cofnąć czas do chwil, w których Oda żył.
Ale tak naprawdę liczyło się tylko to, że płakał, a osoba, która go doprowadziła do takiego stanu, też wkrótce będzie płakać. Osobiście doprowadzi mordercę do łez.
Gdy emocje niczym kruche rzęsy opadły właśnie wysiadali przed budynkiem szkoły z auta Dazaia, chowającego skradziony parę tygodni temu pistolet za pas płaszcza.
D- Anga pożałuje, że się urodził.
Znów biegli, pełni sił do kolejnego działania. Akurat trwała jedna z tych dziecięcych imprez na sali gimnastycznej, bezalkoholowa tylko w teorii.
D- Przeszukaj ją, ja zajmę się okolicą.
Ch- Nie powinniśmy się roz...
Zdeterminowany brunet już odszedł, a kapelusznik rozpoczął samotne dochodzenie. Od początku podświadomie podejrzewał Sakaguchiego, jednak nie sądził, że byłby zdolny do zabicia Ody. Teraz musieli naprawdę uważać, bo chcący uciec od kary okularnik mógł być niezwykle niebezpieczny.
Przemyślenia nie przeszkadzały mu w przepytaniu ostro imprezujących znajomych, dlatego szybko zdobył potrzebne informacje. Nikt nie widział Ango od paru godzin, zupełnie jakby uciekł z terenu szkoły.
Chuuya pędem wracał do partnera, chcąc mu powiedzieć, czego się dowiedział. Po drodze niezdarnie wpadł na profesora Dostojewskiego, trzymającego w ręce aparat warty więcej, niż roczne stypendium najlepszego ucznia.
Ch- Przepraszam, Panie Fyodorze.
Fyo- Nic się nie stało. Gdzie się tak spieszysz, Chuuya?
> spytaj o Ango
> pochwal fryzurę
> spytaj o aparat
> obgaduj Dazaia
Ch- Widział Pan może ostatnio Ango?
Nauczyciel nieznacznie podniósł lewą brew, gdy Nakahara zadał te pytanie. Chyba liczył bardziej na "Gdzie dostanę alko?", które w ciągu ostatniej godziny słyszał nazbyt wiele razy, ale jako dobry tutor zawsze dyskretnie wskazywał głową na stoisko ze świeżo wyciskanymi sokami owocowymi.
Fyo- Sakaguchi? Niestety nie, ale wczoraj cały dzień wydawał się przybity próbą samobójczą Atsushiego.
Słowa Dostojewskiego natchnęły rudzielca - Co, jeśli Nakajima jest kolejnym celem porywacza? To by miało sens, może właśnie Ango zmusił delikatnego chłopaka do skończenia ze sobą, grożąc mu bronią.
Wyprostował się, nerwowo wyglądając w poszukiwaniu Osamu, który czekał już koło bocznego wyjścia.
Ch- Muszę iść, miłego wieczoru.
Chciał odejść, ale wymuszony kaszel nauczyciela zwrócił jego uwagę.
Fyo- Jeszcze jedno, Chuuya - eleganckim gestem wskazał na szkolną kamerę - Ochroniarz Akutagawa mówił, że ma dziś jakieś sprawy poza szkołą, dlatego uczniowie mogą szaleć. Powinieneś skorzystać i porobić parę dobrych zdjęć pijanych rówieśników na kolejne zajęcia.
Gdyby tylko profesor wiedział, co się działo, to pewnie nie proponowałby takich niedojrzałych rzeczy. Jednak kapelusznik ze zrozumieniem pokiwał głową, powoli się cofając.
> zrób selfie
> odpuść
Ch- Mogę zrobić sobie z Panem zdjęcie?
Ta propozycja pozytywnie zaskoczyła nauczyciela, który choć był przeciwny autoportretom, to nie mógł odmówić swojemu ulubionemu uczniowi.
Fyo- Oczywiście, Chuuya.
Po raz pierwszy od początku roku szkolnego się szczerze uśmiechnął, a kapelusznik wykonał szybką fotografię, od razu chowając ją do pamiętnika trzymanego w noszonym cały ten czas plecaku.
Ch- Dziękuję, ale naprawdę muszę już iść.
Fyo- До свидания (do widzenia)
Teraz wręcz biegł, zatrzymując się dopiero przed zniecierpliwionym ciemnookim, buntowniczo poprawiającym brudny od ziemi ze złomowiska bandaż.
D- Co tak długo?
Opowiedział mu wszystko ze szczegółami, wciąż ciężko dysząc z wysiłku, a gdy skończył Osamu niespodziewanie złapał jego dłoń w silny uścisk.
D- Musimy do niego jechać! Może Akutagawa mu cały czas pomagał ze zdobyciem pistoletu, dostaniem się na strzeżony dach szkoły...
Przerwał im, ledwo słyszalny przez hałas z dyskoteki, dźwięk nowej wiadomości, a w ich obecnej sytuacji nie był to dobry znak.
Ango napisał:
"Drużyno Scooby Doo, z przyjemnością informuję - zaraz nie będziecie mieć dowodu dla policji. XOXO"
Błyskawiczne zrozumieli ukryty przekaz, zmierzając w niestety dobrze znane im miejsce. W tym początkowo ukochanym, a następnie znienawidzonym kierunku - na nieoficjalny grób oficjalnie martwego Ody.
Tam żółtym światłem latarki telefonicznej rozświetlali sobie drogę przez niekończący się mrok, wypatrując charakterystycznego, czerwonego auta, będącego jednocześnie czymś, co, początkowo uważane za zły znak, stało się kluczowym elementem labiryntu zniszczonych rzeczy, a także ich punktem docelowym.
Każdy fizyk wie, że blacha świetnie odbija promienie, więc znalezienie pojazdu nie było zbyt trudne dla wojowniczo nastawionych detektywów, którzy po chwili rozpaczliwego miotania się w kółko dostrzegli szukane volvo.
Ch- Dazai, tutaj!
Brunet najwyraźniej nie dbał o swoje, już i tak zniszczone, spodnie, bo znów padł na kolana, rozpaczliwie odrzucając ziemię na bok, gdy Nakahara cierpliwie czekał, świecąc w stronę makabrycznego, zakopanego skarbu.
D- Wciąż tu jest.
Pośród tego całego zamieszania Chuuya nagle wyraźnie poczuł kłujący ból w środku szyi i bezdźwięcznie osunął się przed siebie Wężowy tatuaż zaczął się wić, zupełnie jak cały otaczający rudowłosego świat. Wyciągnął rękę, ale był już zbyt słaby do użycia nieszczęsnej zdolności. Wypuścił tylko kilka pojedynczych iskier, czując się coraz gorzej.
> ostrzeż
Ch- Dazai... uciekaj...
Na dźwięk nieprzytomnego szeptu Osamu odwrócił się do bladego partnera, a widząc jego stan głośno przeklnął, wyjmując zza pasa płaszcza zabezpieczoną broń. Nagle spojrzenie czekoladowych oczu zatrzymało się na czymś, czego półprzytomny kapelusznik przez swój stan nie mógł dostrzec.
Widział jedynie, jak kula niezwykle precyzyjnie przeleciała dokładnie przez sam środek czoła osłupiałego chłopaka.
Był już martwy, gdy wręcz w zwolnionym tempie opadał do tyłu, wyglądając zupełnie jak skaczący z dachu Atsushi. Potargane włosy zasłoniły śmiertelne zranienie, źrenice wypełniła zbędna mgła, a znajomy naszyjnik z błękitnym klejnotem wydawał się być malutkim samolotem ostrożnie lądującym tuż za swoim właścicielem.
Otępiały od narkotyku Nakahara leżał sztywno na plecach, mimo swojej nieciekawej sytuacji starając się za wszelką cenę zachować spokój, jednak rozpoznanie oprawcy był dla niego zbyt wielkim zaskoczeniem.
Zagadkowym spojrzeniem zaszczyciła go niezwykle poważna twarz trzymającego pistolet profesora Dostojewskiego. Potem widział tylko czerń.
...
Głowa Chuuyi bezwładnie zwisała do przodu, ciało miał zbyt ociężałe, by zrobić coś więcej, niż drobny ruch czubkami zdrętwiałych palców.
Stopniowo zza urojonej mgły wywołanej wstrzykniętą substancją wychodziły wspomnienia poprzedniej nocy, a otumaniony rudowłosy ostrożnie się wyprostował, oglądając otaczające go rzeczy.
Ch- Co... gdzie...
Był przywiązany do twardego krzesła w dziwnym miejscu pełnym aparatów, lamp fotograficznych i całego drogiego sprzętu. Obok niego stał metalowy wózek na kółkach, wypełniony różnego rodzaju buteleczkami, słoiczkami oraz zaopatrzeniem medycznym, głównie strzykawkami. Na dolnej półce leżała jakaś teczka ze zdjęciami, przykryta znajomym zeszytem - pamiętnikiem Nakahary. Jednak najbardziej niepokojąca była obecność związanej postaci bezwładnie leżącej koło niego. Atsushi Nakajima.
Ch- Pomocy! Niech ktoś tu przyjdzie!
> szarp się
> obudź Atsushiego
> patrz na kamerę
Zaczął się desperacko wyrywać, szarpiąc przywiązanymi kończynami. Więzy zostawiły bolesne otarcia na bladej skórze, ale po jakimś czasie wyzwolił chociaż lewą nogę, którą przyciągnął w swoją stronę wózek ze zdjęciami zrobionym mu przez Dostojewskiego parę godzin wcześniej.
Chwila, przecież jego zdolność działa też poprzez skupienie się na momencie, w którym jakieś zdjęcie zostało wykonane, więc musi skupić się na tym obrzydliwym ujęciu, w którym leży związany pod osłoną ostrego, sztucznego światła.
> skup się na zdjęciu
Udało się, znów był w chwili, którą zawierała paskudna fotografia. Blask flesza ranił wyschnięte oczy, a jakaś postać w białych rękawiczkach kucała nad nim z twarzą zasłoniętą trzymaną przed sobą kamerą, lecz po niskim głosie bez problemu zidentyfikował artystę.
Fyo- Oh, Chuuya. Ten kąt naprawdę podkreśla twoją niewinność, wiesz? - wstał, uważnie patrząc na wyświetlacz aparatu - Lekko nieprzytomny model zazwyczaj jest najbardziej otwartym obiektem. Bez pozowania, czysta ekspresja.
Osłabiony Nakahara lekko się poruszył, sennie przymykając znużone powieki.
Fyo- Boże... ta idealna twarz - kolejny dźwięk wykonanej fotografii, lecz rudowłosy poruszył ręką, błyskawicznie doprowadzając fotografa do furii - Nie ruszaj się!
Ten wybuch gniewu naprawdę wystraszył zamarłego w bezruchu niebieskookiego, który jednak był zbyt uparty, by posłuchać porywacza.
Fyo- Blyat, Chuuya! Zepsułeś zdjęcie! - uważnie przyglądał się najnowszym dziełom, wreszcie kierując spojrzenie na związanego chłopaka - Widziałam, że jesteś niezwykły odkąd zobaczyłem twoje "selfie". Wciąż nieznoszę tego słowa, ale twój obraz był tak czysty, tak niewinny. Nie jak Oda, który zawsze spoglądał w złą stronę.
Średnio co dwa słowa robił kolejne zdjęcie, szukając nowych, ciekawych ujęć i oryginalnych ustawień aparatu.
Położył dłoń na plecach leżącego bokiem rudzielca, nieznacznie poruszając jego ciałem, by ustawić je do kolejnego ujęcia.
Fyo- Dobrze. Oh, te oczy...
Źrenice były na tyle rozszerzone, że niebieska część jedynie dodawała nieznacznego kontrastu, a same oczy lekko przymknięte z bólu i zmęczenia stanowiły marny widok.
Fyo- To ja wysłałem wiadomość z telefonu Ango, dzięki czemu wpadłeś prosto w moje ręce. Powinieneś skupić się na szkole, a nie byciu "detektywem" wraz ze swoim starym przyjacielem.
Ch- Dazai...
Fyo- Ta, przepraszam, że go zabiłem. Dokładniej zrobił to Ango w samoobronie, taką wersję usłyszy policja, gdy przyjedzie po ciało, jak skończy się ten wielki sztorm.
Nakahara ruszał wciąż głową, starając się chociaż przewrócić na drugi bok, co niezwykle zdenerwowało Dostojewskiego.
Fyo- Może powinienem wstrzyknąć Ci kolejną dawkę.
Ch- Nie, nie... nie...
Naprawdę próbował, lecz on wrócił zbyt szybko, mając w dłoni jedynie pełną narkotyku strzykawkę, która niepokojąco lśniła w blasku lamp.
Fyo- Nie ruszaj się, to nie zaboli.... bardzo.
Ostatkiem sił chłopak kopnął nogą w metalowy wózek, a niezakręcona buteleczka kleistą substancją zalała folder ze zdjęciami. Fotograf był wściekły, bez wahania wbijając z całej siły igłę i mówiąc coś, czego rudowłosy nie usłyszał, bo ogarnęło go łaskawe omdlenie.
...
Znów był przywiązany do twardego krzesła, jednak tym razem przynajmniej wiedział więcej, niż na początku tego koszmaru. Wreszcie zauważył też coś nowego - jego pamiętnik leżał szeroko otwarty na miejscu zniszczonej teczki.
Ch- Selfie z balu.
Leżało przed nim, jakby prosząc o to, by cofnął czas i wszystko naprawił, a tym razem niebieskooki nie zamierzał przegrać.
> skup się na zdjęciu
Powrócił do zatłoczonej, pełnej kolorowych świateł sali, stojąc tuż obok wilka w owczej skórze, profesora Dostojewskiego, z troską spoglądającego na ciemną krew wolno opuszczającą nos kapelusznika.
Fyo- Chuuya, dobrze się czujesz?
> spluń mu w twarz
> oskarż o morderstwo
> spoliczkuj
> szybko odejdź
Ch- Muszę iść, do widzenia...
Nie czekając na odpowiedź zdradliwego nauczyciela pobiegł do zniecierpliwionego bruneta, niespodziewanie go obejmując.
Ch- Dazai, żyjesz.
D- Przestań się zgrywać, musimy dopaść Ango!
Nie puszczał przyjaciela mimo wyraźnej niechęci, aż wreszcie ciemnooki stanowczo odsunął ryżego, silnie naciskając dłońmi na jego drobne ramiona.
D- Co robisz, ślimolu?
Ch- Nie wracamy na złomowisko, musimy uciec przed sztormem.
D- Jestes głupi, czy tylko udajesz? - w niskim głosie znów była furia, której Chuuya tak bardzo miał dość - Oda został zamordowany! Rozerwę śmiecia nawet gołymi rękami, więc jeśli będziesz mnie powstrzy...
Jednak przerwał, widząc zbierające się łzy w niebieskich oczach, co było dość niecodziennym zjawiskiem, zupełne jak opady śniegu w środku jesieni.
D- Chuuya?
Nakahara rękawem płaszcza niezdarnie przetarł twarz, próbując bez emocji opowiedzieć, czego dowiedział się w ukrytym studio fotograficznym.
Ch- To nie był Ango, znam rozwiązanie tej zagadki.
Czekoladowe oczy szeroko się otworzyły, gdy ich właściciel jednocześnie obawiał się o swojego partnera, chciał pomścić Sakunosuke i analizował wszystkich pozostałych podejrzanych.
D- Użyłeś zdolności!? Kto to był, mów!
Ch- Dostojewski... mnie więził, a Ciebie... zastrzelił.
Z czerwonych ust padło jedynie krótkie "oh", a sam Osamu opuścił dłonie, chowając je do kieszeni.
Ch- Nie chcę tego, rozumiesz!? Najpierw musimy przetrwać Armagedon... który ja wywołałem cofając czas.
Oczywiście Dazai go nie słuchał, wyjmując pistolet, którym nerwowo uderzał o swoje udo. Położył jedną rękę na zniszczonym kapeluszu przyjaciela, szybko przekładając fedorę na swoją głowę. Prawdziwy mistrz kamuflażu.
D- Idę zabić Fyodora, potem razem uciekniemy.
> milcz
> proś o zostanie
> zabierz kapelusz
> zatrzymaj siłą
Ch- Oi, nie idź... To zbyt niebezpieczne, nie chcę znów oglądać, jak umierasz.
Brunet wykonał prawdopodobnie najbardziej przesadzone westchnięcie w całej historii westchnień, lecz ostentacyjnie schował broń.
D- Niech będzie. W takim razie co robimy, dobrowolnie mamy się oddać w jego ręce?
Ch- Musimy uciekać... Latarnia...
Niestety nie powiedział nic więcej, bo wraz z kolejnym krwotokiem z nosa ponownie popadł w głębokie omdlenie.
...
Po długiej, przymusowej drzemce obudził się w ramionach ciemnookiego, który właśnie ciągnął bezwładnego ryżego w kierunku częściowo zniszczonej ławki pod latarnią.
Ch- Dazai...
Zdziwiony partner spojrzał na niego, delikatnym uśmiechem świętując przebudzenie fotografa, któremu od razu oddał ukochaną fedorę.
D- Akurat jesteśmy na miejscu, śpiąca królewno.
Wciąż opłakiwał Odę, lecz w obliczu tak wielkiego sztormu chwilowo nie mógł sobie pozwolić na dalszą rozpacz. Wspólnie podziwiali potęgę żywiołu, wymachującego nimi na wszystkie strony.
Ch- To mój sztorm... Przez to, że wtedy w toalecie zmieniłem przeznaczenie... teoria chaosu, zemsta natury... To moja wina, Dazai!
Zaskakujące, że coś tak wielkiego wywołał ktoś tak mały, jak Chuuya.
D- Nie prosiłeś o taką moc, po prostu ją dostałeś - przez chwilę milczeniem zabijał kolejne osoby, na które trafił żywioł - Jest tylko jedna możliwość...
Z kieszeni płaszcza wyciągnął tamto pamiętne zdjęcie niebieskiego motyla, które rozpoczęło cały ten kabaret.
D- Zabrałem je z Twojego pamiętnika, więc może, jeśli mnie nie uratujesz, to sztorm nigdy nie nadejdzie... - ciężko westchnął - Musisz pozwolić mi umrzeć.
Szczere słowa uderzyły w rudowłosego znacznie mocniej niż szalejący dookoła wiatr, wywołując wręcz odruch wymiotny.
Ch- Nie moge tego zrobić! - wypowiedział to tak charczącym głosem, że zabolały nawet jego własne uszy - Jesteś moim rywalem... partnerem... przyjacielem. Nie oddam Cię!
Patrzył prosto w lekko załzawione, brązowe oczy, odbijające blask błyskawic. Ich właściciel sam często dążył do śmierci, może powninen mu wreszcie pozwolić odejść, zamiast egoistycznie zatrzymywać przy sobie.
D- Może to właśnie moje przeznaczenie, skoro cały czas musisz ratować mnie przed śmiercią? Musisz podjąć decyzję, Chuuya, jesteś jedynym, który ma taką zdolność.
Nie użył mocy, ale czas i tak jakby się zatrzymał. Musiał wybrać.
> poświęć Dazaia
> poświęć miasto
D- Już czas, Chu.
Lecz niebieskooki przerwał zdjęcie na pół, pozwalając wodzie pochłonąć jego fragmenty, na które Nakahara patrzył jeszcze długo po ich zniknięciu.
Ch- Nigdy więcej.
Osamu otworzył szeroko oczy, wreszcie godząc się z tą decyzją.
D- Chuuya... zawsze będę z Tobą.
Ch- Powinienem zmienić zdanie?
Powiedział to pozornie żartobliwym tonem, obejmując mokrą dłoń bruneta, następnie w milczeniu nieśmiało go przytulając. Stali tak całą wieczność, nie przejmując się burzą.
Teraz liczyła się tylko dwójka wyniszczonych przez ostatnie pięć dni przyjaciół, bliższych sobie niż kiedykolwiek.
Ryży nagle rzucił ciemnookiemu kluczyki do swojego stojącego pod szkołą wozu, mając szczęście, że brunet dał radę je złapać, nim wiatr to zrobił.
Ch- Zabierz mnie stąd.
D- Jasne... partnerze~
Wyjechali z miasta dopiero, gdy sztorm się uspokoił. Otaczało ich zniszczenie i śmierć, która szczęśliwie nie robiła już na nich wrażenia, bo nie ma nic mroczniejszego od podwójnej czerni.
♡
_Happy End_
PS: Rekord słów (4266) I wracam do SY week. Czy może być coś lepszego? Tak, wkrótce rozdział z Detroit: become Human, Dazaiem księdzem + Chuuya wampirem i Yandere Simulator au.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro