Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus Chapter

(Prezent na koronaferie od waszej Koni)

Ciężko dyszący brunet biegł przez pogrążony w ciszy sosnowy las. Sam fakt, że jedyne, co słyszał, to uderzenie stóp o ziemię i wdychane nosem powietrze świadczył o powadze sytuacji - w dziczy robi się cicho tylko gdy w okolicy pojawia się drapieżnik.

Ze zmęczenia zwolnił, odwracając się w stronę zachodzącego słońca. Przeciwnika ani śladu, więc z uśmiechem ulgi oparł spięte plecy o chropowatą korę drzewa, spoglądając na trzymany w dłoni przedmiot. Wielu chciało go odzyskać, lecz on, Dazai Mistrz Wszystkiego Osamu, nigdy nie przegrywa. W ręku miał srebrny wisiorek zawieszony na śliskim, wąskim sznurze, przedstawiający mityczne "oko owcze" za które pewien anonimowy Rosjanin gotowy był dać sporą sumkę.

Właśnie dlatego ukradł go od zamroczonego alkoholem najemnika, którym o dziwo nie był egzekutor mafijny Nakahara, co rozczarowało trochę ciemnookiego, bo zdążył zatęsknić za jego specyficznym stylem bycia i brakiem gustu do kapeluszy. Będzie musiał w końcu mu powiedzieć, że wypił najdroższą butelkę wina z sejfu rudowłosego zastępując jej zawartość sokiem malin-

X- Masz coś, co należy do mnie.

Zimna, wielka jak bochen chleba dłoń z impetem pchnęła go na trawę, a druga dodatkowo przyparła do wilgotnego podłoża. W takich chwilach Osamu bardzo żałował, że jego przeciwnikiem nie był tym razem Chuuya.

D- Czy skoro Ci to ukradłem nie jest teraz moje~ ?

Satysfakcję w oczach z łatwością wybiło nagłe uderzenie w twarz, wytrącające detektywa z przejściowego zadowolenia. Padł kolejny, sprawnie wymierzony cios, a krew zaczęła ciurkiem lać się z zaczerwienionego nosa, aż jedna zagubiona kropla szkarłatnej substancji znalazła drogę na połyskującą powierzchnię naszyjnika.

Dookoła źrenicy metalowego oka pojawiła się błękitna aura światła, niczym gęsta mgła opadająca na ziemię i pełzająca w stronę oprawcy. Jak tylko Dazai zauważył dziwne zjawisko mające źródło w naszyjniku z medalionu wystrzelił zabawnie pachnący gaz, doprowadzający bruneta do niekontrolowanego chichotu. Poczuł, jak jego obolałe ciało wiotczeje, powieki robią się ciężkie, rozbiegane myśli uciekają na tył głowy, nawet nie zauważył, że stracił przytomność.

Gdy się obudził okryty blaskiem gwiazd pierwsze co poczuł to zażenowanie, że zemdlał śmiejąc się niczym zakochana panienka. Dzięki temu miał pewność że ten gas nie był niczyją zdolnością, tylko jakąś substancją ochronną umieszczoną w pełnym tajemnic naszyjniku, jednak skąd pomysł by aktywowano ją krwią, czy zwierzęca krew też by zadziałała, a może syntetyczna.

Jego myśli wróciły z abstrakcyjnego toru, gdy czoło musnęło coś delikatnego, zarazem szorstkiego i chłodnego. Z wahaniem otworzył najpierw zdrowe oko, po czym niepewnie spróbował uchylić drugie - nie poczuł spodziewanego bólu, jakby magiczna siła je uleczyła. Przejechał dłonią po policzku, na którym również nie było wyczuwalnej faktury zaschniętej krwi. Czy miało to związek z tajemniczym medalionem?

Sięgnął do swojego czoła, podnosząc z niego długie, niebieskie pióro. Analizował je uważnie, drapiąc się drugą dłonią po szyi. Na samo wspomnienie bliskiego spotkania z tamtym gorylem go swędziała. Co do małpy nie było po niej śladu, a las wciąż stał, niewzruszony całą tą sytuacją i cichy jak nigdy.

Przez chwilę zamierzał żartobliwie krzyczeć "Czy ktoś tu jest!? Ratunku!?" niczym prawdziwe mistrzynie przetrwania z amerykańskich telewizyjnych show, ale mimo szoku tlenowego miał do siebie zbyt wiele szacunku, by to zrobić. Podniósł się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy zauważył leżący na trawie powód tego zamieszania.

D- Ne, chyba nie mam szczęścia do rzeczy związanych z owcami. Mogłeś mnie wysłać od razu do domu, zamiast zostawiać na pastwę losu pośród pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem...

Nie dość, że rozmawiał z biżuterią, to jeszcze w jego wypowiedzi nic nie miało sensu. Zirytowany brakiem możliwości zjedzenia ciepłej kolacji cisnął piórem przed siebie, otrzepując płaszcz z niewidzialnego pyłu i chowając naszyjnik pod koszulą.

Zapowiadała się długa noc.

15 minut później

D- CZY KTOŚ TU JEST!? POMOCY, MAM ZŁOTO, DOGADAMY SIĘ!

Sekundy wydawały się trwać tygodniami, a z każdym miesiącem w brzuchu burczało coraz głośniej. Co prawda Osamu lubił muzykę, ale zamiast basowej symfonii głodowej wolałby posłuchać czegoś pasującego do klimatu, może granego na flecie albo lutnii. Przypomniała mu się jedna z piosenek o białowłosym łowcy potworów, którą Atsushi tak zawzięcie od wielu miesięcy nucił pod prysznicem. Ileż by teraz oddał za dobre sushi lub ciepły prysznic.

?- Zatrzymaj się, wędrowcze!

Głos drugiego człowieka napełnił go nadzieją, spojrzał za siebie z błyskiem wiary w orzechowych oczach. Z początku miał problem z zauważeniem rozmówcy przez jego niezbyt imponujący wzrost, boleśnie przypominający brunetowi o tym, jak bardzo tęskni za śmianiem się z karłowatości Chuuyi Nakahary. Ukłonił się i wyćwiczonym gestem złożył ciepły pocałunek na dłoni zarumienionej damy. Nie była brzydka, szkoda tylko że nie rudowłosa o niebieskich oczach, Dazai miał do takich skrytą słabość.

D- Z kim mam niewątpliwą przyjemność, moja złocista lilio~ ?

Zgodnie z domysłami detektywa zareagowała irytująco piskliwym chichotem, przez który wróciły do niego wspomnienia sprzed omdlenia.

?- Nazywam się E-Erika i musisz m-mi pomóc, wybrańcu!

Zawsze wiedział, że jest wyjątkowy, a nie tylko wyjątkowo leniwy, będzie musiał powiedzieć co usłyszał od leśnej nimfy swojemu szefowi, gdy ten znów nazwie go śpiochem.

D- Dla miłej damy wszystko, w czym rzecz?

Niewinne leśne dziewcze ostrożnie wyciągnęło do niego dłoń, darząc go ciepłym uśmiechem. Zbyt ciepłym.

E- Obiecasz, że mi pomożesz, podróżniku?

Według oczekiwań dziewczyny brunet delikatnie uścisnął jej dłoń w geście zgody, mimo świadomości, że stanie się coś złego, jednak z nudów był gotów zaryzykować.

D- Jestem gotowy na twój atak, dwulicowa skarpeto.

Będzie musiał kupić sobie medal za tę obelgę albo jeszcze lepiej - zrobić z rosyjską wersją graffiti na budynku portowej mafii by nikt oprócz niego i 150 milionów Rosjaninów nie zrozumiał ukrytego w cyrylicy żartu.

Planowanie konszachtów z Dostojewskim przerwał przerywany dźwiękiem nastawianych kości śmiech gwałtownie rosnącej dziewczynki, jej oczy zastąpiły martwe, pajęcze ślepia, ręce czterokrotnie zwiększyły swoją ilość, stając się bardziej smukłe i pokryte sierścią zupełnie jak na odwłoku ptasznika, a reszcie Dazai nie zdążył się przyjrzeć, bo schowany pod warstwą bawełny medalion zaczął emitować jaskrawe, chłodne światło.

- Ȉ̵̜̫̩͙͑̚ ̷̢̱̥̝̐̓̽͋̑̾Å̵̢̘̫̹̖͔̘̏͝M̷̧̛͕̥̹̫̰̫͇̪͈̻̉̈́͂̓͆͆͋͛̂͋͑̈̍̚ ̴̨̢̡̡̱͎̤̥̼͕̗̰̻̐̌͜͝F̷̛͈̮̱̞̪̪͖̮̤̱̳̊͛͛̀̓̓̔̌̍͘̚͠R̵͙͚̐̈́̀̍̓́̾̚E̸̼̟̼̺̮̳̟͓̤̓̄͜E̶̡̪͚̻̪̤̠̎̄̾̇̏͂̾͗̋ ̶̻͎̠̫̲̪̞̻̘͖̻̰̠̽͂͐N̶̡̢̠͖̠̮̮̙̪͔̲̩̲̒͜͝O̸̢̲͔̻̯͚͕̣͇̙͓̍́̽̊̈͊̈́͐̀̕Ẃ̸͍̬̟̖̠͈̭̰̩͖͙̎

Nagle biżuteria zrobiła się gadatliwa, mogli pogadać, gdy zwierzał się jej ze swoich przemyśleń o środowisku leśnym, a nie przed zmutowanym, żądnym dusz chrabąszczem. Ukłucie w okolicach serca powaliło go na kolana, ciemnooki zacisnął zęby, opierając drżące dłonie na trawie. Ze słabością nie jest mu do twarzy, zdecydowanie woli koronę.

Coś pojawiło się w jego kieszeni, dając o sobie znać znaczącym ciężarem. Sięgnął do niej, wyciągając coś przypominające kształtem kamień. Intuicja mu podpowiedziała, że ma do czynienia z zaawansowaną magią, możliwe że potężniejszą od jakichkolwiek zdolności. Wtedy też spadło na niego objawienie.

Wstał z kolan, kierując się do wciąż zmieniającej formę maszkary, po czym zaczął głośno i wyraźnie klaskać, na co donośnie śmiejąca się przeciwniczka nie zwróciła uwagi. Osamu spokojnie stanął koło jej liczącej pięć metrów nogi i z szerokim uśmiechem dotknął pokrytego śluzem pancerza. Momentalnie mutacja została przerwana, a zagubiona dziewczyna w swojej ludzkiej, mizernej formie siedziała przed nim na ziemi, rozglądając się dookoła.

?- TO NIE TAK MIAŁO BYĆ!

Znajomy głos wywołał panikę u nieustraszonego Dazaia Pogromcy Chrabąszczy. Skąd on się tu wziął i czemu Dazai jeszcze go nie zauważył mimo uważnego rozglądania się dookoła.

?- WYBRANIEC MIAŁ POSKROMIĆ LEŚNĄ NIMFĘ MEDALIONEM, NIE POGŁASKAĆ JĄ PO NODZE!

Teraz miał stuprocentową pewność do kogo należał melodyjny krzyk.

D- Jeśli jesteś zazdrosny, to Ciebie też mogę pogłaskać... ślimolu.

Z ciemności wyłonił się Nakahara w sięgającej ziemi atramentowej pelerynie, która lśniła blaskiem tysiąca gwiazd, na jego kamiennej twarzy nie było śladu po codziennym, zbłąkanym uśmiechu, a z włosów wyrastały dwa pokaźnych rozmiarów owcze rogi. Coś było nie tak, skoro Chuuya nie miał ze sobą gucci garnka na głowie.

Ch- Czemu się jej nie pozbyłeś?

Stojąc zaledwie dwa metry od siebie brunet wręcza czuł odurzający zapach rudych loków, ich jedwabną fakturę, delikatne ślady blizn na plecach, śliskość nawilżonych balsamem ust i inne rzeczy za którymi w dniu odejścia z portowej mafii powinien przestać tęsknić.

D- Ciebie też miło widzieć, może najpierw wyjdziemy z tego cudownego lasu, a potem omówimy twoje dziecinne skargi?

Nahakara nerwowo gryzł czubek kciuka, chodząc na lewo i prawo ze wzrokiem wbitym w ziemię, co skojarzyło się brunetowi z taką małą, zagubioną kaczuszką.

Ch- Nie pokonałeś pierwszego bossa, więc nie będziesz mógł przejść do świątyni kości, zdobyć zwoju przeznaczenia, złożyć ofiarę królowi owiec, wezwać mnie z Hadesu...
D- Co?

Niebieskooki złapał go za ramiona, z poważną miną patrząc głęboko w jego duszę, na szczęście nie widząc o czym podświadomie pomyślał detektyw.

Ch- Nie możesz opuścić lasu, dopóki nie pokonasz ostatecznego przeciwnika, niewidzialna bariera Ci nie pozwoli.

Wszystko zaczynało nabierać sensu. Możliwe, że niedobór tlenu podczas walki z gorylem wprowadził go w swego rodzaju trans z którego by się wybudzić musiał wykonać określone zadanie. Spojrzał w pełne zmartwienie, błękitne oczy, w milczeniu dając jego właścicielowi swoje całkowite zaufanie i oddanie.

D- Poprowadź mnie, Chuuya. Co muszę zrobić?
Ch- Pocałuj mnie lub zabij, to jedyny sposób.

Mimo brzmiącej groźnie radzie detektyw bez namysłu objął talię mafiosy, minimalizując przestrzeń między nimi, a jego palce zaczęły sugestywnie wędrować po rudych lokach. Nie usłyszał sprzeciwu, jedynie ciche westchnienie, które zachęciło go do kuszącego oblizania ust.

D- Więc... w jaki sposób chcesz umrzeć?

Nim Nakahara zdążył zrozumieć, co brunet właśnie powiedział, ten zacisnął dłoń na jego włosach, stanowczo przyciągając mafiosę do siebie. Całując rudowłosego po raz pierwszy w ciągu tych 4 lat Osamu zamknął oczy chcąc w pełni skupić się na szalejących uczuciach, zalewającej go fali euforii i wychodzącej poza wszelkie normy przyjemności.

Gdy je otworzył znajdował się na swojej ulubionej, skórzanej kanapie w siedzibie agencji, otoczony zaniepokojonymi współpracownikami.

Ats- Panie Dazai, już się Pan lepiej czuje?
Kun- Ten leń nie zasługuje na formy grzecznościowe, trzeba było od razu obalać go zimną wodą.

Ignorując ich dyskusję brunet gwałtownie wstał, kierując się od razu w stronę wyjścia mimo pulsującego bólu z tyłu głowy spowodowanego natłokiem myśli.

Ats- Dokąd Pan idzie?

Osamu przez chwilę stał w milczeniu, po czym z wesołym uśmiechem odwrócił się do zdziwionego Atsushiego.

D- Ja? Nakarmić mojego rudego ślimaka~

I wyszedł, wiedząc dokładnie jak będzie wyglądała jego następna przygoda.

_Happy End_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro