Spalone mosty
Błękitne oczy traciły barwę przez odbijanie płomieni ogniska, pochłaniających drewniane deski jak głodny owiec smok. Znów zapomniał zabrać domowych kiełbasek lub chociaż tych obrzydliwych pianek z opuszczonego sklepu z pamiątkami.
Ciepło łaskotało odsłoniętą skórę, co nie powstrzymało rudowłosego przed dalszym podziwianiem widowiska. Biwak pod gołym niebem od dawna był jego dziecięcym marzeniem, choć w planach nie miał nocnego palenia budynku agencji, gdy jej członkowie, uwięzieni w środku, czekali na spotkanie z żywiołem.
Parę godzin wcześniej Mori zaproponował mu taką robotę, więc Chuuya nie mógł odmówić. Chęć dania popalić dawnemu partnerowi była zbyt silna, potężniejsza nawet od lenistwa, czy dość niskiej stawki.
Krzyki rozdzierały powietrze, którego powoli zaczynało brakować duszonym czadem detektywom. Nakahara nabrał wątpliwości wraz z widokiem zapadającego się dachu budowli, lecz nie zamierzał nikogo ratować.
Gdy on cierpiał nikt nie raczył się ruszyć, więc z uśmiechem popatrzy, jak wszyscy płoną.
Coś zwróciło uwagę mafiosy, więc ten zrobił gwałtowny unik, jednocześnie wyciągając zza pasa dobrze wyważony sztylet i prostując się przystawił ostrze do brzucha tajemniczego przeciwnika.
Ch- A liczyłem, że wreszcie zdechniesz, Dazai.
D- Ehh, spotkanie takiego wieszaka na kapelusz to najgorsze, co mnie dziś spotka.
Stanęli naprzeciw siebie, oświetleni jedynie blaskiem przybierających na sile płomieni. Plecy ryżego wygięły się w łuk, gdy ten skoczył do przodu, z zamiarem dobicia niedoszłego samobójcy.
Szybki unik, skłon w lewo i cios w odsłonięte ramię kapelusznika, który przez nieuwagę zapomniał się osłonić. Wypuścił sztylet, odskakując na bezpieczną odległość. Widok ciężko dyszącego niebieskookiego sprawiał brunetowi wielką przyjemność, mimo jego nienawistnego grymasu.
D- Czyżby komuś refleks szwankował po latach samotnych treningów~
Osamu roześmiał się, doprowadzając rudzielca do niemej furii. Wtedy też z lekko uchylonych w gniewie ust wydobył się zduszony kaszel, a Nakahara padł na kolana, rozpaczliwie zapierając się rękami, gdy coś pozbawiało go tlenu.
Brunet oniemiały patrzył na przejętego dusznościami rywala, nie do końca wiedząc, co powinien zrobić. Wahał się między "ratuj go" i "nagraj to" lecz ostatecznie kucnął obok niego, stanowczo klepiąc plecy mafiosy.
D- Zatkało Cię z wrażenia nad moimi nowymi umiejętnościami? Halo, samobójca do ślimola.
Jeszcze bardziej zaskoczyło go, że Chuuya niespodziewanie włożył swoje kościste palce do gardła, wyciągając ze środka przywiędłą kamelię, częściowo wyżartą kwasem żołądkowym. Odzyskując powietrze odrzucił kwiat za siebie, jednak ciemnooki bez większych trudności zdołał złapać roślinkę w locie, następnie uważnie przyglądając się osobliwej zdobyczy.
Ogień dał o sobie znać, bo fragment budynku szarpany wiatrem nagle spadał w ich stronę, ledwo powstrzymany siłą grawitacji przez wycieńczonego kwiecistą chorobą kapelusznika.
Ch- Tsk, tylko tego brakowało...
Element ich ominął, a Nakahara padł na plecy, ciężko dyszac przez nadmiar wrażeń. Dazai najwyraźniej wreszcie zrozumiał, co oznacza kamelia wypadający z wąskich ust.
D- Ej, Chu Chu. Nie wiedziałem, że pracujesz w kwiaciarni~
Osamu roześmiał się na widok czerwonej ze złości twarzy ryżego, który z trudem podniósł się do pozycji siedzącej.
Ch- A jednak twoja głupota nie zna granic...
Wtedy też brunet usiadł obok niego, z flirciarskim uśmiechem zatrzymując podbródek rywala w stalowym uścisku.
D- Czy masz mi coś do powiedzenia odnośnie tego cudownego prezentu~ ?
Niebieskooki syknął, lekceważąco odtrącając rękę przeciwnika, podstawiającego mu zniszczony kwiat pod sam nos.
Ch- Z makrelami nie rozmawiam, gnido.
Powietrze wciąż przepełniał krzyk panikujących ludzi, ale oboje byli zbyt zajęci gorącą dyskusją, by zająć się resztą świata. Detektyw wybuchnął śmiechem, nadymając policzki z udawanym urażeniem.
D- Chu Chu się zakochał i na dodatek we mnie! Jak ja przeżyję coś tak uroczego~ ?
Ostatnie słowo wypełnił najczystszą ironią, upijając się wściekłym uśmiechem ryżego, który nagle wyciągnął z kieszeni pistolet, gwałtownie celując lufę na bruneta.
Ch- Wystarczy, że Cię zabiję. Zdechniesz, a moje kłopoty się skończą.
Dazai nawet nie drgnął, z zamyśleniem zaginając delikatne płatki kamelii. Podniósł wzrok, zatrzymując go na pustych, niebieskich oczach.
D- Niestety to źródło kłopotów jest również źródłem twoich najsilniejszych uczuć, więc zabicie mnie może być trudne. Sam próbowałem, lecz los ni...
Ch- Zamknij się.
Cichy skrzyp oznaczał, że broń została odbezpieczona. Członkowie podwójnej czerni chwilowo nie okazywali żadnych uczuć, w milczeniu patrząc sobie w oczy. Po jakimś czasie brunet podniósł ręce do góry, zupełnie jak wrogowie mafii, gdy otaczał ich cały oddział zbrojnych jaszczurek do spraw specjalnych.
D- To twoja decyzja. Pewnie ktoś tak małego wzrostu nie wybierze mądrze, ale daję Ci szansę~
Nakahara skrycie chciał, by brunet zdecydował za niego. Najlepiej, gdyby brutalnie wyrwał pistolet, pocałował go na pożegnanie i zastrzelił. Finalnie zachował kamienną twarz, zabezpieczając broń.
Ch- Masz pecha, bo pożyjesz do następnego spotkania, śmieciu.
Jednak Osamu wydał się usatysfakcjonowany tym wyrokiem. Zgrabnym gestem wetknął kwiat do lufy, w ten sposób niemo zgadzając się z decyzją egzekutora.
D- Zgodnie z moim przypuszczeniem~
Po chwili znów byli na nogach, otrzepując płaszcze z brudnej ziemi. Chuuya poprawił fedorę, chowając broń za pas, gdy brunet złapał go za ramię, darząc nieprzeniknionym uśmiechem.
D- Ne, co zrobisz z tą chorobą?
Ryży zastygł w miejscu, zaciskając z nerwów pięści. Znał zasady, a skoro nie chciał zabić rywala, to zostało tylko samemu umrzeć lub zdradzić skrywany w głebi brudnej duszy sekret.
Podobno powiedzenie dwóch magicznych słów, którymi nie brzmiały "Wingardium Leviosa" bo to zaklęcie już dawno opanował, potrafiło całkowicie wypalić zabójcze kwiaty, zostawiając jedynie motylki w brzuchu.
Ch- Nie twoja sprawa.
Ciemnooki nie wydał się zniechęcony takim tekstem, więc całkowicie poważnie zaczął monolog romantyka, mający na celu przekonać byłego partnera do zwierzenia.
D- Zabijesz mnie lub sam umrzesz. Możesz też coś mi wyznać, ale nie sądzę, byś miał dość odwagi~
Nakahara zamknął oczy, w myślach licząc do dziesięciu. Gdy je otworzył, detektywa zatkało z wrażenia. Nieznacznie uniesione brwi, oświetlone płomieniami policzki i pokryte aurą tajemniczości tęczówki stanowiły naprawdę niezwykły widok, a aura szaleństwa z miłości wręcz dusiła ich swoją intensywnością.
Ch- Osamu Samobójczy Worku Zgniłych Makreli Dazai, nienawidzę Cię tak bardzo, że aż Cię... kocham. A teraz zabieraj się, nim stracę cierpliwość!
Wyznanie uczucia w wyobraźni ciemnookiego wyglądało zupełnie inaczej, lecz ta forma też przypadła mu do gustu. Stanowiła wręcz esencję charakteru Chuuyi, który Dazai uwielbiał wykorzystywać.
D- Nie dostanę buziaka na pożegnanie~ ?
Zabrakło odpowiedzi, bo kapelusznik najwyraźniej był zbyt zajęty ignorowaniem głupich pytań, by odpowiedzieć.
D- Wiesz, zawsze możemy umówić się na wspólny wieczór, choć głowę do alkoholi masz dość słabą, ale...
Ch- Za dużo gadasz.
Nakahara przyciągnął zaskoczonego bruneta do przelotnego pocałunku, który przerodził się w nieme wyznanie miłosne. Wreszcie oderwał pragnące więcej usta od nabrzmiałych warg, ostentacyjnie wycierając je rękawem.
Po akcie bliskości ani razu nie spojrzeli na siebie, odwracając nieśmiało wzrok.
Ch- Oi, Dazai.
Jednocześnie obdarzyli siebie spojrzeniem, w którym wyraźnie widoczna była czerwona nić zrozumienia, godna wieloletnich partnerów zbrodni, czy też dwóch najbliższych sobie osób.
D- Drugi buziak~ ?
Ch- Nie, po prostu... dziękuję.
To słowo miało większą trudność z wyjściem z karmazynowych ust niż kwiat sprzed paru zapomnianych chwil, ale po wyrzuceniu z siebie obu Nakahara czuł równie wielką ulgę.
D- Zaraz chyba się wzruszę ze śmiechu~
Ch- Coraz bardziej żałuję, że Cię nie zastrzeliłem.
A więc wrócili do najlepszej relacji, zwanej potocznie "mój ukochany, wkurzający idiota" i podwójnej czerni to bardzo pasowało.
Zirytowany takim towarzystwem Chuuya zerknął w stronę ogniska, jeszcze jakiś czas temu będącego jego największym dziełem dnia, lecz teraz czuł jedynie obrzydzenie widokiem spalonych desek. Osamu również patrzył na zgliszcza, wiedząc, że detektywi zdążyli się schronić.
D- Właśnie, musisz coś zrobić z tym ogniskiem. Nie możesz tak po prostu odejść, skoro twoje życie znów zależy ode mnie~
Chuuya ostentacyjnie prychnął, wzruszając ramionami.
Ch- Tere fere, dziadu. Moja robota wykonana, ty tam rób sobie, co chcesz.
Żywioł szalał, ale daleko mu było do poziomu szaleństwa, jakie z miłości czuł zarówno niebieskooki, jak i niedoszły samobójca.
D- Obyśmy się nigdy więcej nie zobaczyli, niziołku.
Ch- Wróg wszystkich kobiet.
D- Wieszak na brzydkie kapelusze.
Ch- Stara makrela.
D- Marchewka.
Ryży najwyraźniej się poddał, bo tylko kopnął leżący obok kamień, odwracając się plecami do rozbawionego partnera.
Ch- Nie spędzę z Tobą ani minuty dłużej, spadam stąd.
Odszedł, głośno tupiąc nogami, jak dziecko zdenerwowane po kłótni z rozpuszczonym bratem. Gdy Nakahara zniknął z zasięgu wzroku detektywa, cały ten czas dyskretnie podziwiającego ciało niebieskookiego, Osamu zauważył coś na ziemi. Podniósł pojedynczy płatek kameli, wąchając go z przepełnionym rozkoszą wyrazem twarzy, a w pełnej złych myśli głowie jak ulubiony utwór leciało tylko jedno zdanie "kocha mnie, kocha mnie, kocha mnie".
D- Podniecasz nie tylko ogień, Chu~
I nucąc pod nosem kolejną piosenkę o samobójstwie, Dazai udał się w kierunku budki telefonicznej, by strażacy wreszcie dowiedzieli się o całym tym rudym płomieniu zagłady błądzącym po spokojnym, nadmorskim mieście Jokohama.
_Happy End_
PS: Mam połowę "walc brudnych dusz 2", ale chwilowo nie chce mi się dalej pisać, więc... chyba trochę poczekacie. Pardon ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro