Alexo- Good Ending
Wersja dla moich soft fluff lovers
Dysząc ciężko zaparkował motor w porcie, mając przed sobą budynek z pocztówki. Na szczęście zdążył przebrać się z płaszcza detektywa w swój codzienny strój, bo nad wodą zawsze było parę stopni chłodniej niż w centrum.
W jednej chwili poczuł ciężar tępego narzędzia, prawdopodobnie kija bejsbolowego, na tyle swojej głowy.
Kolana Nakahary uderzyły z impetem w grunt, a materiał spodni nie wystarczył, by uchronić go przed falą bólu związaną z upadkiem.
Świat dookoła niego zdawał się obracać szybciej niż zwykle, powiew wiatru miotał jego włosami, które w chaosie chwili przestały być związane w kucyk. Krzykiem powstrzymał odruch wymiotny, zarazem zaciskając dłonie na materiale swojej koszuli, gdy coś zimnego przebiło delikatną skórę szyi rudowłosego.
Nim igła opuściła jego ciało niebieskooki stracił przytomność opadając na powierzchnię lakierowanych butów.
○●○
Ocknął się przywiązany do krzesła w ciemnym, pachnącym zgnilizną pomieszczeniu. Gdy podniósł wzrok dostrzegł przed sobą Fiodora, patrzącego na niego z zaciekawieniem swoimi martwymi, fiołkowymi oczami, a za nim znajomą postać z brązowymi włosami.
Ch- Alexo pracował dla Ciebie?
Brak odpowiedzi potwierdził obawy rudowłosego, który westchnął rozczarowany. Postanowił dowiedzieć się więcej o planach oprawców, nim zmiecie ich z planszy, dlatego milczał, udając że słucha monologu geniusza zbrodni, skupiając się dopiero na ostatnim zdaniu.
Fyo- Łatwo Cię było tu ściągnąć, twoja naiwność jest fascynująca, oponencie.
Poczuł jak zimna dłoń zaciska się na rudych włosach i zmusza go do uniesienia głowy.
Fyo- Powiedz, co wiesz o...
Wtedy też drzwi wejściowe zostały z kopniaka otworzone, a do środka wpadł wystrojony w kruczoczarny garnitur detektyw, mający ze sobą karabin maszynowy i szeroki, poprawiający humor Nakahary uśmiech.
D- Ręce z dala od mojego ślimaka!
Brunet pchnął łokciem Alexo o ścianę na tyle mocno, by pozbawić go przytomności, lecz Dostojewski zdążył ukraść łańcuszek z kapelusz mafiosy jak znak, że jeszcze się z nim policzy i uciec tylnym wyjściem.
D- I PRECZ Z MOJEGO BAGNA, PIEROGARZU!
Po krzyczeniu za szczurowatym tchorzem Dazai z zadowoleniem podszedł do niebieskookiego, przyciągając go za ciasno związana linę. Nim Chuuya zdołał powiedzieć choćby najkrótsze przekleństwo Osamu wyjął z kieszeni scyzoryk i uwolnił partnera z harcerskich więzów.
D- Mówiłem, że on coś knuje! Kto znowu miał rację, Chu~ ?
Ch- Cicho, bo do niego dołączysz.
Wskazał na leżącego bezwładnie w kącie bruneta pełnym obrzydzenia wzrokiem. Partnerzy spojrzeli sobie w oczy po czym jednocześnie opuścili budynek, telepatycznie decydując się na porzucenie zdrajcy na pastwę losu.
Gdy znaleźli się na świeżym powietrzu detektyw otworzył usta, by coś powiedzieć, ale dzwonek w telefonie oznajmił, że Atsushi go potrzebował. Wskazał na urządzenie, odwracając się plecami od kapelusznika.
D- Sprawy służbowe wzywają, wybacz, niańcz się dalej sam-
Ch- Oi, Dazai... dzięki za dziś
Na twarzy Osamu pojawił się najszerszy uśmiech, jaki niebieskooki kiedykolwiek widział, przypominał mu dziecko po dostaniu listu do Hogwartu. Zawrócił, kładąc ręce na ramionach ryżego z błyskami ekscytakcji w kasztanowych oczach.
D- Czy Chuuya mi właśnie podziękował? Dobrze słyszę? Moje życie już lepsze nie będzie!
Ch- Tsk, cholerna gnida.
Lecz szeroki uśmiech zaprzeczał wrednym słowom. Wyciągnął dłoń w stronę bruneta, który bez wahania przybił mu żółwika, po czym każdy ruszył w swoją stronę, jednak mając pewność, że te spotkanie nie będzie ich ostatnim w najbliższym czasie.
W końcu czerwona nic przeznaczenia jeszcze nigdy nie zawiodła dwóch złączonych nią dusz, nawet tych podwójnie czarnych.
_Happy End_ ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro