Część 2 - 5
Soundtrack do rozdziału:
Pearl Jam - Black
Całe Forks było poruszone najnowszymi doniesieniami o tym, że na terenie miasta doszło do aresztowaniu nastolatka, podejrzanego o rozbój, kilkukrotne pobicie, sprzedaż narkotyków oraz uciekanie przed pościgiem policyjnym. Niall po raz kolejny wywołał wśród mieszkańców niemałe zamieszanie.
Minęło dobrych kilka godzin od aresztowania, zanim zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Sophii i Jake'a, by poinformować ich o tym, czego byłam świadkiem. Niedługo potem oni poinformowali całą resztę. A media szybko zaczęły huczeć.
Nasza paczka znajomych nie mogła uwierzyć, że zarzuty postawione przez policję dotyczyły właśnie Nialla. Mieliśmy wrażenie, że to dzieje się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.
Matt był wyraźnie przygnębiony takim obrotem spraw, Niall był mu bardzo bliski, niemal jak brat i ciężko mu było z myślą, że jego przyjaciel wpadł w tarapaty i aktualnie przebywa w areszcie. Sophia twierdziła, że informacje podawane w mediach to manipulacja i za pewne telewizja wszystko wyolbrzymiła, a zarzuty nie były adekwatne do czynów Nialla. Obiło mi się także o uszy, jak ktoś snuł domysły, że pewnie winnym jest całkiem inny człowiek, a Niallowi przypisali tą sprawę, ponieważ miał już zatargi z prawem i kilku wrogów w miasteczku. To było niedorzeczne, wiedziałam jaka jest prawda, ponieważ usłyszałam ją prosto z ust Nialla, jednakże rozumiałam, że każdy przeżywał tą sytuację na swój sposób.
Liam i Dylan następnego dnia po zatrzymaniu Nialla, zjawili się u miejscowego szeryfa, aby wyciągnąć od niego jakieś szczegóły dotyczące zatrzymania, jednak ten nie mógł udzielić im żadnych informacji. Tak naprawdę wszyscy wydawali się niedowierzać w to wszystko. Nawet Sean, który zwykle bagatelizował wszelkie otaczające go sprawy, chodził jak struty. Ostatnią nadzieję widzieliśmy w Louisie, który starał się ze wszystkich sił przekonać ojca – człowieka szanowanego w całym Forks za swoje inwestycje dla miasteczka, by ten, korzystając ze swoich kontaktów dowiedział się czegoś na temat zatrzymania Nialla. Jego starania spełzły niestety na niczym, ponieważ sprawę Nialla przejęło jakieś większe miasto, uznając jej charakter za federalny...
Ja, po raz kolejny w ostatnim czasie załamałam się. Moje serce przeżyło powtórny, bardzo silny wstrząs. Ponownie uszło ze mnie całe życie. Na chwilę odzyskałam Nialla, o którym nie przestawałam myśleć nawet ma chwilę przez dwa miesiące, by znów go stracić na dobre.
Sophia i Jake tym razem nie dali się zbyć. Dokładnie widzieli, jak w ciągu jednego dnia zgasłam. Nie musiałam im nic tłumaczyć, wdawać się w żadne szczegóły co do relacji, która łączyła mnie i Nialla. Zachowywali się, jakby wiedzieli już wszystko. Sprawowali dyżury przy moim łóżku przez cały weekend. Mimo, że nie zamieniali ze mną zbyt wielu słów, to dzielnie mi towarzyszyli. Sophia poiła mnie naprzemiennie gorącą herbatą i... winem tak, by równowaga została zachowana. Jake w sobotę pojechał do sąsiedniego miasta po mojego ulubionego fast fooda i bez przerwy puszczał mi piosenki Britney Spears, próbując jakoś mnie rozruszać. Dodatkowo zapętlane odcinki "Przyjaciół" sprawiły, że poznałam dialogi bohaterów na pamięć. Mimo, że jedyne na co miałam ochotę, to po prostu samotność to i tak byłam im bardzo wdzięczna. Może właśnie dlatego, że nie odstępowali mnie na krok nie zwariowałam.
Przed Karen musiałam udawać, że wcale nie jestem w kompletnej rozsypce. To wcale nie było proste: wyglądem przypominałam zombie, a z moich ust nie wychodziło zbyt wiele słów. W niedzielny wieczór podjęła wreszcie rozmowę o terapii, jednak szybko wybiłam jej ten pomysł z głowy. Ostro wyjaśniłam, że nie mam zamiaru iść do żadnego specjalisty, ponieważ "wszystko ze mną w porządku". Miałam gdzieś fakt, że wcale nie brzmiałam przekonująco.
Katherine mimo, że również była w szoku przez zaistniałą sytuacje, to mogła trochę odetchnąć z ulgą.
Na imprezie zaraz po moim wyjściu wyjaśniła wszystkim, że plotki o jej ciąży są uzasadnione, ponieważ rzeczywiście spodziewa się dziecka. Z Seanem. Na koniec wyjaśniła, że teraz oficjalnie spotyka się z Dylanem, czym kompletnie zwaliła wszystkich z nóg. Uwaga momentalnie z niej przeszła jednak na Nialla, dzięki czemu przez najbliższy czas mogła zapomnieć o tym, że będzie na językach całego Forks.
***
Wokół panował straszny gwar, gdy przemierzałam szkolny korytarz. Była środa i zaraz miała odbyć się piąta lekcja, dokładniej angielski, a ja musiałam zabrać z szafki swoje podręczniki. Chwilę mi zajęło przedostanie się przez ogromny tłok uczniów, którzy spędzali przerwę przed salami lekcyjnymi.
Kodem odblokowałam kłódkę i kiedy włożyłam podręczniki pod pachę poczułam wibracje telefonu, które zwiastowały przychodzące połączenie. Na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer.
– Halo? – zapytałam niepewnie, od razu po przyłożeniu telefonu do ucha.
– Czy chcesz odebrać połączenie na swój koszt? – odezwała się sekretarka mechanicznie brzmiącym głosem. – Jeśli tak, wciśnij jeden.
Zdziwiona odrzuciłam połączenie, będąc pewna, że to wybryk jakichś naciągaczy.
Telefon po kilku sekundach zaczął znowu dzwonić. Kolejny raz odrzuciłam połączenie, a kiedy ono nadeszło ponownie zirytowana wcisnęłam na klawiaturze „1", słysząc jeszcze jak przerywam automatycznej sekretarce dokończyć zdanie „Czy chcesz odebrać połączenie ma swój koszt?".
– Halo? – pytam z wyraźną złością w głosie, idąc przed siebie przez zaludniony korytarz.
– Ronnie! No wreszcie, bałem się że już nie odbierzesz... – powiedział znajomy głos z wyraźną ulgą w głosie.
Omal nie wypuściłam wszystkich książek na ziemię.
– Niall?! Nie wiedziałam, że to ty! – gdybym tylko była tego świadoma, odebrałabym od razu.
– Wreszcie pozwolili mi skorzystać z telefonu – oparł. Miał zmęczony głos.
– Minęło przecież pięć dni, od kiedy cię aresztowali! – uniosłam ton. Poczułam na sobie kilka krzywych spojrzeń. Nie byłam w najlepszym miejscu na takie rozmowy.
– Ta, ale przez kilka dni byłem bez przerwy przesłuchiwany. Słuchaj, ledwo Cię słyszę.
– Cholera, poczekaj.
Zaczęłam biec w stronę wyjścia ze szkoły.
– Nie rozłączaj się! – krzyknęłam do słuchawki, będąc w połowie drogi do wyjścia.
Wybiegłam przez wielkie, podwójne drzwi prosto na dziedziniec.
– Hej, Ronnie! Tutaj!
W odległości kilku metrów przede mną, na ławce siedziała Sophia w towarzystwie Jessy, Matta i Dylana. Wskazałam na mój telefon, dając im do zrozumienia, że prowadzę ważną rozmowę.
– Słychać mnie lepiej? Halo... Niall, jesteś tam?!– zestresowałam się, że mógł się rozłączyć.
– Jestem, maleńka. Co u Ciebie?
– Pytasz po prostu co u mnie, kiedy jesteś w takiej sytuacji? Musimy jak najszybciej wymyślić jak cię wyciągnąć z aresztu!
– Teraz to mnie jedynie interesuje to, co się dzieje u dziewczyny, o której śnię po nocach.
Czułam, jak moje serce szybciej zakołatało, a ciało oblało uczucie gorąca.
– Nic konkretnego. Jestem w szkole... – zmarszczyłam czoło. To nie był czas na rozmowy o tak nieznaczących sprawach. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej o położeniu Nialla. – Powiedz, gdzie cię trzymają?
– Wywieźli mnie do Seattle – zaśmiał się sarkastycznie.
– Seattle?! – niemal wrzasnęłam. – Przecież to ponad trzy godziny drogi stąd – przeanalizowałam gorzko.
– Seattle przejęło moją sprawę. Nie mamy na to wpływu. Wiesz, mają na mnie masę zarzutów. Tym razem względy u szeryfa, który zakochał się jak osioł w mojej matce nie pomogą. Wsadzą mnie na co najmniej pięć lat i to w najlepszym przypadku.
Złapałam się za głowę, czując jak świat przed oczami mi wiruje.
– Nie mów takich rzeczy... Musi być jakiś sposób. Wynajmiemy adwokata! A on postara się, byś wyszedł za kaucją.
W słuchawce rozbrzmiał jego śmiech.
– Ronnie, tu byłaby potrzebna fortuna.
– Zrobimy zbiórkę? – rzuciłam kolejnym pomysłem. – Wiele osób jest chętnych do pomocy...
– Maleńka... – w tle usłyszałam jakieś głosy. – Strażnik karze mi kończyć.
– Tak szybko?! – byłam bliska płaczu.
– Cieszę się, że mogłem usłyszeć twój głos.
– Kiedy znów zadzwonisz?
Mój głos brzmiał panicznie. Ignorowałam to ciepłe uczucie, jakie topiło mnie od środka, gdy mówił mi takie rzeczy. Próbowałam wyciągnąć z tych ostatnich sekund rozmowy jak najwięcej.
– Ciężko mi powiedzieć, kiedy znów mi pozwolą. Zrobię to tak szybko, jak tylko będę mógł.
– Nawet nie wiesz jak będę na to czekała.
– Ja też. Tęsknię.
I po tym słowie połączenie się zakończyło.
Poczułam klepnięcie w ramię.
– Hej, co z tobą?
Spojrzałam w oczy stojącej przede mną Sophii.
– Od minuty patrzysz w jeden punkt i się nie ruszasz. To trochę niepokojące – powiedziała, marszcząc brwi. – Z kim rozmawiałaś?
Nawet nie zorientowałam się, że zastygłam bez ruchu.
– To był... Niall – powiedziałam, będąc nadal w głębokim szoku.
***
Pozostawiłam Sophię w równie wielkim szoku na szkolnym dziedzińcu. Zarzuciłam szkolny plecak na ramię i bez najmniejszego zastanowienia ruszyłam na przystanek autobusowy, aby dotrzeć jak najszybciej do domu. Nie dbałam o nieobecności na zajęciach, przez które mogłam mieć kłopoty.
Wiedząc w którym areszcie znajduje się Niall, postanowiłam zebrać jak najwięcej informacji, które mogły mi ułatwić spotkanie się z nim. Jeszcze w drodze do domu wykonałam telefon do więzienia w Seattle, jedynego, który miał w sobie areszt. Kobieta, z którą rozmawiałam wyraźnie chciała mnie zbyć. Odpowiadała oschle i zdawkowo, jednak wreszcie udało mi się z niej wyciągnąć, że mogę załatwić widzenie z Niallem. Sprawa nie wyglądała jednak prosto... musiałam to zrobić osobiście, na miejscu. A Seattle dzieliły ponad 3 godziny drogi od Forks.
Nie widziałam jednak innego rozwiązania. Niall sam nie wiedział, kiedy uda mu się do mnie zadzwonić, a nawet jakby stało się to choćby jutro, to taki telefon nie mógł trwać za długo. Nasza rozmowa trwała zaledwie dwie minuty... W ciągu dwóch minut nie udało by nam się ustalić żadnego planu działa. Wiedziałam, że następnego dnia musiałam znaleźć się w Seattle.
Będąc już w domu przeanalizowałam sobie, jak miała wyglądać trasa do Seattle i jakimi autobusami mogłam tam dojechać. Niestety nie mogło obyć się bez przesiadki w Port Angeles. Następnie musiałam zaplanować, jak najkrótszą drogą po dojechaniu na miejsce, dostać się do aresztu.
Nie chciałam mówić nikomu o moich planach, by nie ryzykować, że dowie się o tym Karen. Na pewno jakby usłyszała co zamierzam, zamknęłaby mnie na cztery spusty. Jedna osoba jednak musiała o tym wiedzieć.
Wieczorem stanęłam na ganku domu naprzeciwko, wciskając dzwonek do drzwi. Otworzyła mi Denise Horan. Nie dało się nie zauważyć worów pod jej spuchniętym od płaczu oczami.
– Dobry wieczór Pani Horan.
– Oh, Ronnie, wejdź! – powiedziała tym swoim przemiłym tonem, mimo, że jej wzrok pozostał nieobecny.
Weszłam do domu, a Denise od razu zaprosiła mnie do kuchni.
– Masz ochotę na herbatę? – zapytała, gdy zasiadałam przy stole.
– Chętnie – odpowiedziałam, chwytając za pluszowego misia leżącego na blacie. Obok niego można było znaleźć kilka klocków i lalkę.
– Proszę, wybacz mi lekki bałagan. Rosie dopiero zasnęła, wiesz jakie dzieci bywają absorbujące, nim się zorientuję, mam już górę prania w łazience, zabawki w całym domu i plamy na wszystkich meblach...
– Ja tam nie widzę żadnego bałaganu – odpowiedziałam grzecznie, na co na twarzy Denise znów zawitał uśmiech.
Kilka zabawek na wierzchu nie robiło z niej złej gospodyni.
Denise podała mi filiżankę, po czym z własną w ręce usiadła naprzeciwko mnie.
– Jak się Pani miewa?
– Jakoś się trzymam, Kochanie – uśmiechnęła się smutno. – Ale nie jest łatwo.
– Jakby potrzebowała Pani, żebym została kiedyś jeszcze z Rosie, to proszę od razu do mnie dzwonić. To dla mnie żaden problem, a Pani przyda się chwila ulgi.
– Jesteś kochana, Ronnie – chwyciła moją dłoń i z czułością ją ścisnęła. – Ale wiesz, kiedy siedzę z Małą jakoś nie mam czasu myśleć o wszelkich troskach.
– Właściwie to przyszłam do Pani, bo chciałabym przekazać dobre wieści. Niall się ze mną skontaktował. Jest w areszcie w Seattle.
– O mój Boże, Niall się odezwał? – od razu Denise się ożywiła. – Chwila, ale do mnie nie dzwonił... – na jej jeszcze przed sekundą rozświetlonej twarzy pojawił się smutek. – Czy wszystko dobrze u niego?
Próbowała ukryć swoje przygnębienie spowodowane informacją, że Niall skontaktował się właśnie ze mną, a nie z własną matką.
– Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na rozmowę. Nie pozwalają mu swobodnie rozmawiać przez telefon. Nie wiem nic konkretnego, prócz tego w którym więzieniu się znajduje. Mam zamiar jutro tam wyruszyć i załatwić widzenie – powiedziałam.
– Seattle to kawał drogi stąd... – popatrzyła na mnie dużymi oczami.
– Wiem, że marzy Pani, żeby zobaczyć syna. Dowiem się wszystkiego i jeśli uda mi się, to załatwię widzenie również dla Pani.
– Ronnie, nie mogę uwierzyć, że tyle dla Nas robisz.
Teraz ja ścisnęłam jej dłoń.
– To nic... naprawdę. Zależy mi, by wszystko się ułożyło. On nie jest wcale złym człowiekiem. Po prostu jest zagubiony. Nie może w ten sposób zmarnować swojego życia.
– Tak, jest zagubiony – przyznała Denise. – I część odpowiedzialności za to leży również po mojej stronie. Gdybym miała wystarczająco siły, by wcześniej rozstać się z jego ojcem... Wtedy dzieciństwo nie odcisnęłoby na nim takiego piętna.
– Niall rzeczywiście opowiadał mi, że jego dzieciństwo było trudne. Mimo to, Pani sama była w tym ofiarą. Według mnie wina leży tylko po stronie jego ojca.
– Oh, naprawdę ci o tym opowiedział?
– E... – lekko się zmieszałam. – Tak, ale jeśli to problem, to przepraszam. Nie chce się wtrącać w Pani osobiste sprawy.
– Ja Ronnie nie jestem zła. Nie robię tajemnicy z mojej przeszłości. Jestem po prostu w szoku – odgarnęła blond włosy z twarzy.
– Nie rozumiem... – czułam się skołowana.
– Niall, jak chyba sama zauważyłaś jest bardzo zamknięty w sobie. A jak tylko opuściliśmy Irlandię zamknął się na dobre. Przeprowadzenie z nim jakiejkolwiek rozmowy było niemożliwe. Nic do niego nie docierało, nikt nie potrafił mu pomóc. Wiedziałam, że dzieciństwo i Richard... to znaczy jego ojciec, to wszystko odcisnęło na nim ogromne piętno, z którym nie potrafił sobie poradzić. Od tego momentu zaczęły się największe problemy. Przestał się uczyć, ciagle byłam wzywana do dyrektora, za jego wybryki, bójki. Pamiętam jak zauważyłam na jego ramieniu pierwszy tatuaż... Miał zaledwie piętnaście lat! Szlabany, kary, to nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Nie chciał rozmawiać ze mną, nie dał się zaciągnąć na spotkanie ze specjalistami, nawet moja mama, która zawsze była jego ukochaną babcią próbowała również swoich sił, bo przez lata miała z nim bliski kontakt, ale przed nią również się nie otworzył. Wiedziałam, że sytuacja jest tak poważna, że powinnam udać się do specjalisty. Aby jednak mogło dojść do terapii, Niall musiałby porozmawiać z psychologiem. Kiedy tylko wspominałam o tym, wpadał w szał. Zaczął zapalać się w nerwach tak prędko, jak jego ojciec... Wiem, nie powinnam ich porównywać, ale obserwowanie takiego „wzorca" przez lata, nie wyszłoby nikomu na dobre – zachlipała. – Co by tu więcej opowiadać. Widziałam, że nadużywa alkoholu, a także jak zatacza się po imprezach. Nie zdał raz z klasy, do klasy. Został złapany na kradzieży. W domu mu przecież niczego nie brakowało, pracowałam na dwa etaty, aby odbić się od dna. Przez swoje akty wandalizmu kilkukrotnie musiałam wstawiać się za nim na komisariacie. Kilka osób podpowiadało mi, że to jest jego sposób ma zwrócenie na siebie uwagi. Swego rodzaju „krzyk o pomoc". „O jaką pomoc?" – myślałam, przecież cały czas chciałam mu ją dać. Ma tyłu wspaniałych znajomych, a jednak w Forks wciąż jest chodzącą tajemnicą. Nikomu nie uchylił rąbka tajemnicy, bo nie czuł wystarczającego zaufania. Ronnie, wydaje mi się, że nie bez przyczyny otworzył się właśnie przed Tobą. Przed Tobą, jako jedyną osobą, na jego drodze. Musial poczuć, że ty jedyna możesz mu pomóc – ściszyła głos.
– Wbrew pozorom dużo rzeczy nas łączy – wzruszyłam ramionami.
Co mogłam więcej powiedzieć? Sama byłam w szoku.
– Mojemu synowi naprawdę na Tobie zależy, Ronnie. Mimo, że nie potrafi okazywać swoich uczuć, to wiem to już od jakiegoś czasu. Zorientowałam się o tym w momencie, gdy znalazłam w jego szafce nocnej twoje zdjęcie. Nawet w ten sposób próbował być z tobą blisko. Próbujecie chronić się nawzajem. Kiedy zostawał aresztowany, szepnął mi, żebym miała na Ciebie oko. A ty teraz dbasz o mnie i o niego. W najpiękniejszych snach nie wyśniłabym dla niego kogoś lepszego.
Czułam, że jestem na skraju i za moment mogę się całkowicie rozkleić. Bez słowa mocno przytuliłam Denise. Czułam, że obydwie jesteśmy dla siebie wsparciem.
***
Niemal całą noc nie zmrużyłam oka, czując niesamowite podekscytowanie na myśl, że za kilka godzin będę mogła zobaczyć Nialla.
Wstałam z łóżka o tej godzinie, o której zwykle budziłam się, gdy czekała mnie wizyta w szkole. Aby nie wzbudzać podejrzeń Karen, która od wczesnych godzin porannych krzątała się po kuchni, odbyłam swoją codzienną, poranną rutynę, a następnie zeszłam na śniadanie. Przy stole Katherine zajadała się płatkami i w najlepsze rozmawiała z Karen, która zmywała naczynia.
– Cześć Skarbie – przywitała mnie Karen, zaglądając w moim kierunku przez ramię. Wyglądała na pozytywnie zaskoczoną. – Chyba ktoś ma tutaj dobry humor.
Na te słowa Katherine dokładnie przyjrzała się mojej twarzy.
Rzeczywiście miałam dużo lepszy nastrój od ostatnich dni. Wyobrażenie spotkania się z Niallem, gdy wszystko jest już między nami jasne i nie blokują nas niedomowienia, uskrzydlała mnie. Fakt, że miało odbyć się to za murami więzienia nie umniejszał mojej ekscytacji. Widok radosnej Karen przypomniał mi jednak, o jej kłamstwach i znów spochmurniałam.
– Ciebie też miło widzieć – odpowiedziałam sarkastycznie, zaglądając do wnętrza lodówki.
Zdecydowałam się na sok pomarańczowy i jabłko. Nie był to zbyt treściwy posiłek jak na kilkugodzinną podróż, lecz byłam pewna, że mój ściśnięty żołądek nie był w stanie przyjąć większej ilości pokarmu.
Katherine dziwnym spojrzeniem zeskanowała moje śniadanie.
– Odchudzasz się? – mlasnęła.
Te słowa oczywiście zaalarmowały Karen, przez co obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem. Pewnie w jej głowie powstała myśl, że teraz na znak manifestacji pogorszonej kondycji psychicznej zamierzam się głodzić.
– Nie, po prostu nie jestem głodna – skrzywiłam się.
– To dobrze, jeszcze bym popadła w kompleksy – pomasowała się po brzuchu.
Jak na początek piątego miesiąca jej brzuch był naprawdę okazały. Dziecko najwyraźniej rosło w niebywale szybkim tempie.
Po uwadze Katherine nastała chwilowa cisza. Czułam na sobie przez cały czas spojrzenie Karen, gdy przegryzałam swoje jabłko. Czułam, że nie uda mi się uniknąć nadciągającej „porannej pogawędki".
– Jaką masz pierwszą lekcje Ronnie? Szykuje się jakaś klasówka? – nie mogła dać sobie na wstrzymanie.
– Francuski. Klasówkę mam, em... jutro. Z algebry. Tak się składa, że po szkole idę się uczyć do Sophii. Zdecydowanie lepiej ma opanowany materiał ode mnie...
To było niezwykle szybko wymyślone kłamstwo.
– Jesteś pewna, że Sophia ma się dobrze?
– Co masz na myśli?
– Ciągle chodzi taka blada, otumaniona. Jak była tu w weekend miałam wrażenie, że jej oczy są cały czas jakieś rozbiegane...
Czemu Karen wiecznie musiała wściubiać nos w nie swoje sprawy?
Zdążyłam zaobserwować w ostatnim czasie, że z Sophią działo się coś niedobrego. Często znikała na przykład w toalecie, a po tym jej źrenice wydawały się znacznie mniejsze. Domyślałam się co robiła, gdy nikt nie patrzył i być może traciła nad tym kontrolę.
– Stresuje się przed egzaminami końcowymi. To wszystko – wzruszyłam ramionami kłamiąc jak z nut.
Rozmowa płynnie przyszła na indywidualne nauczanie Katherine, a następnie na jej zbliżającą się wizytę u ginekologa. Katherine poprosiła, żebym towarzyszyła jej przy kolejnej wizycie w przyszłym tygodniu, na co przystałam. Następnie pożegnałam się, mówiąc, że muszę spieszyć się na autobus i pobiegłam do swojego pokoju po plecak.
Ostatni raz dokładnie sprawdziłam swój ekwipunek. Wieczorem przemyciłam trochę jedzenia do swojego pokoju, ponieważ znalazłam w internecie informacje, że osobie przebywającej w areszcie można przekazać paczkę żywnościową oraz potrzebne rzeczy, takie jak na przykład odzież. Denise przekazała mi ulubioną bluzę Nialla, kilka par bokserek, skarpetek oraz dresy. Postanowiłam zaryzykować i zabrałam jeszcze z pokoju Nialla Ipoda z nadzieją, że go również uda mi się przekazać. Przeliczyłam dokładnie pieniądze, które posiadałam. Na całe szczęście udało mi się przez ostatnie miesiące zaoszczędzić trochę kieszonkowego, przez to, że prawie wcale nie wychodziłam z domu.
Pół godziny później siedziałam już w autobusie międzymiastowym.
***
Z Forks musiałam dostać się do Port Angeles, by tam, przesiąść się w drugi autobus, który miał dowieźć mnie już bezpośrednio do Seattle. Ceny biletów były oszałamiająco drogie na taką trasę, ale zobaczenie Nialla było warte każdego dolara.
Do Port Angeles dojechałam w około czterdzieści minut. Kolejny autobus przyjechał dwadzieścia minut później, więc miałam bardzo dobry czas. Udało mi się nawet zająć bardzo komfortowe miejsca, z tyłu autobusu, gdzie nie siedziało zbyt wiele osób. Gdy tylko ruszyliśmy w stronę następnego przystanku włożyłam do uszu słuchawki. Machinalnie włączyłam pierwszą playlistę odszukaną na swoim telefonie. Przełączałam każdą piosenkę, nie mogąc wysłuchać chociażby jednej zwrotki. Gdy już miałam całkiem zrezygnować z słuchania utworów, które od ostatnich dni bardzo działały mi na nerwy, postanowiłam ośmielić się i włączyć Ipoda Nialla.
Kiedy tylko urządzenie włączyło się, moje serce zabiło szybciej. Na tapecie dostrzegłam nasze wspólne zdjęcie, które Niall zrobił na jednej z imprez. Wyglądaliśmy na nim na szczęśliwych, objęci ramionami, a oczy Nialla tak pięknie się szkliły do wyświetlacza. Niedługo później, gdy udało mi się oderwać wzrok od fotografii, wsłuchiwałam się w teksty piosenek Pearl Jam, które znalazłam w zakładce 'ulubione'. Kilka kawałków kojarzyłam, ponieważ potrafił ich słuchać w aucie, bądź swoim pokoju, gdzie mogłam je pod słyszeć. Poczułam się trochę, jakby jego cząstka była ze mną, w tym autokarze. Przymknęłam oczy z nadzieją, że uda mi się chociaż na chwilę zasnąć, słysząc głos wokalisty:
„Cała miłość potoczyła się źle, zamieniając mój świat w czerń".
***
Ponad dwie godziny później przed oczami mignęła mi mijana tablica z napisem 'Seattle', która oznajmiała, że przekroczyliśmy granice miasta. Kilka minut później autobus wjechał na teren dworca.
Byłam oszołomiona nowoczesnością i wielkością tego miasta. Przemierzyłam kilka ulic pieszo, z zapartym tchem przyglądając się wszystkim otaczającym mnie detalom. Z każdej strony były tabuny ludzi i masa betonu. Zadzierałam wysoko głowę, by dostrzec wierzchołki wieżowców. Ubolewałam, że Niall nie mógł razem ze mną podziwiać tego widoku. Nienawidził Forks, więc na pewno świetnie poczułby się w tak dobrze rozwiniętym mieście, tętniącym życiem, bez bezkresu lasu z każdej strony. Zaczęłam się zastanawiać, czy był kiedykolwiek wcześniej w Seattle. Na wszelki wypadek zrobiłam kilka zdjęć, by pokazać mu je, w momencie, gdy będzie już po wszystkim.
Przy jednej z głównych ulic dostrzegłam postój taksówek. Wsiadłam do najbliższego samochodu i podałam taksówkarzowi adres, który poprzedniego dnia zapisałam sobie w notatkach, w telefonie. Mężczyzna kiwnął głową i włączył się do ruchu. Od spotkania Nialla dzieliły mnie minuty.
Areszt, w którym trzymany był Niall, okazał się ogromną kondygnacją betonowych budynków, otoczoną wielkim, grubym murem, na którego szczycie kłębił się drut pod napięciem. Na sam widok przeszedł mnie dreszcz. Bez problemu odnalazłam wejście do małego, szarego budynku znajdującego się jeszcze przed murami, gdzie osoby z zewnątrz mogły starać się, o widzenie oraz uzyskać jakieś informacje o osobach przebywających w areszcie, bądź więzieniu. W środku zastało mnie surowe, niewielkie wnętrze. Za pokaźną ladą siedziała czarnoskóra kobieta w średnim wieku. W zasadzie byłam w stanie dostrzec tylko jej popiersie, a mimo to, była jeszcze oddzielona ode mnie szybą.
– Dzień Dobry, chciałabym załatwić widzenie z osadzonym w areszcie... – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ kobieta wtrąciła się między moje słowa.
– Pani imię, nazwisko oraz dowód tożsamości – powiedziała automatycznie, oschłym tonem.
Zmarszczyłam brwi, po czym przez niewielki otwór w szybie wsunęłam swój paszport. Dowód miałam otrzymać dopiero za kilka dni, po moich zbliżających się urodzinach.
– Ronnie Megan Addison – odparłam.
Kobieta wsunęła na nos okulary i zaczęła wypełniać dokumenty.
– Pani adres?
Wyrecytowałam jej swoje miejsce zamieszkania.
– Imię i nazwisko zatrzymanego?
– Niall James Horan.
Kobieta zaczęła stukać po klawiaturze komputera.
– Kim jest Pani dla zatrzymanego?
– Znajomą ze szkoły – odpowiedziałam, po czym kobieta wypełniła kolejną rubrykę.
– Najbliższe widzenie może odbyć się za godzinę, ale musi Pani pojawić się pół godziny wcześniej, aby przekaz procedury – odpowiedziała beznamiętnym tonem.
Zerknęłam na zegarek. Była dwunasta trzydzieści.
Zapytałam od razu o możliwość zapisania na kolejne widzenie.
– Osadzony ma prawo do sześciu widzeń w miesiącu – kobieta spojrzała na mnie znad okularów.
Poprosiłam, by kobieta zarezerwowała dwa widzenia na przyszły tydzień, dla Denise i jeszcze raz dla mnie. Dostałam odpowiedź w postaci przewrócenia oczami.
– Poniedziałek, godzina dwunasta i czwartek, godzina trzynasta trzydzieści.
Zapisałam sobie daty i godziny w nowej notatce, w telefonie, by niczego nie zapomnieć.
– Czy u Pani mogę również przekazać pieniądze dla osadzonego?
W internecie wyczytałam, że istniała taka możliwość, dzięki czemu osadzony więzień mógł w kantynie zakupić sobie dodatkową żywność, słodycze, napoje, albo na przykład papierosy.
Kobieta potwierdziła, po czym podsunęła mi pod ręce kartkę z wnioskiem. W rubrykach musiałam podać dane swoje oraz Nialla, kwotę wpłaty, datę oraz na koniec złożyć podpis. Z portfela wyciągnęłam sto dolarów, czyli dokładnie równowartość moich kieszonkowych za dwa miesiące i podałam je obsługującej mnie kobiecie.
– Osadzony będzie miał tą kwotę do dyspozycji od dnia jutrzejszego – kobieta podsunęła mi kwitek, który okazał się potwierdzeniem wpłaty. – Czy jeszcze w czymś mogę pomóc?
– To wszystko, dziękuje.
Na zewnątrz jeszcze przez chwilę przechodziły mnie dreszcze, przez brak uprzejmości spotykanej kobiety. Miałam złudną nadzieje, że Niall na swojej drodze spotykał bardziej życzliwych pracowników tego aresztu. Widząc, że mam jeszcze sporo czasu do widzenia udałam się na krótki spacer, aby punktualnie pojawić się pod wejściem do więzienia.
Gdy wybiła trzynasta młody strażnik wpuścił mnie do środka, gdzie następnie miałam przejść rewizję. Mimo, że nie miałam niczego na sumieniu, czułam jak drżę ze stresu. To miejsce było bardzo nieprzyjemne. Jeszcze mocniej zaczęłam współczuć Niallowi.
Musiałam odłożyć swoje wszystkie rzeczy do koszyka, który podał mi strażnik. Wysypałam do niego zawartość swoich kieszeni oraz plecaka. Strażnik położył koszyk na taśmie, która miała przejechać pod bramką, monitorującą, czy żaden niepożądany przedmiot nie przekracza granicy więzienia. Ja również musiałam przejść przez bramkę przeznaczoną dla ludzi. Mimo, że nie wnosiłam nic zakazanego, serce biło mi jak oszalałe.
Przeszłam na drugą stronę, a alarm nie zaczął piszczeć, przez co odetchnęłam z ulgą. Przy kolejnej ladzie, musiałam uzgodnić, co mogłam wnieść na teren więzienia.
– Chciałabym przekazać osadzonemu paczkę... – wskazałam na reklamówkę z jedzeniem i odzież.
Strażnik siedzący za ladą kazał mi dokładnie wskazać przedmioty, które chciałam przekazać. Gdy tylko to zrobiłam dokładnie obejrzał żywność, a następnie szwy wszystkich ubrań. Słyszałam z telewizji o przypadkach, gdzie w szwach były przemycane ostre przedmioty, narkotyki itd., więc nie zdziwiło mnie to. Mężczyzna odparł, że wszystko jest w porządku i nie ma żadnych przeciwskazań, do przekazania sprawdzonych rzeczy.
– A istniałaby możliwość przekazania tego...? – zapytałam nieśmiało i wskazałam na Ipoda, wokół którego owinęłam białe słuchawki.
– Osadzeni w areszcie nie mają prawa do posiadania żadnego sprzętu. Ten oraz resztę rzeczy musi Pani zostawić w depozycie na czas przebywania na terenie Zakładu Zamkniętego.
Westchnęłam i przekazałam mężczyźnie wszystkie posiadane rzeczy, których nie mogłam ze sobą wnieść, spisałam je po kolei na listę i podpisałam się pod nią.
Po tych wszystkich procedurach kolejny strażnik przeprowadził mnie przez bramę więzienia, gdzie znajdował się niewielki kamienny dziedziniec. Minęliśmy kilku innych strażników i weszliśmy do osobnego budynku w więzieniu, gdzie znajdował się areszt. Słabo oświetlony korytarz, którym byłam prowadzona był podzielony na wiele odcinków, oddzielonych od siebie bramami, które strażnik, każdą po kolei, musiał osobno otwierać, odbijając przy tym magnetyczną kartę. Zauważyłam, że kolejna brama mogła zostać otwarta dopiero w momencie, gdy wcześniejsza była zablokowana. Ściany w tym miejscu były pokryte obskurną, żółtą farbą, która w wielu miejscach odpadała już od tynku. Wokół unosiła się atmosfera przygnębienia. Wreszcie strażnik otworzył ostatnią bramę, a następnie drzwi, do pomieszczenia, w którym były tylko krzesła i niewielkie okno z kratami. Wytłumaczył, że to poczekalnia, gdzie oczekuje się na rozpoczęcie widzenia. Procedury wyglądały tak, że najpierw do sali widzeń musieli zostać wprowadzeni wszyscy osadzeni, by następnie strażnicy mogli wpuścić odwiedzających.
Usiadłam na twardym krześle i oczekiwałam, kiedy wreszcie ujrzę Nialla. W między czasie do pomieszczenia strażnik wprowadził jeszcze kilka osób, między innymi kobietę z niewielkim dzieckiem na rękach i mężczyznę w podeszłym wieku z okrągłymi okularami na nosie. Kolejne minuty dłuży mi się w napięciu, ręce pociły mi się ze stresu, a płaczący w kącie niemowlak nie pozwalał zebrać myśli. Wreszcie strażnik pojawił się i zaczął wywoływać nazwiska alfabetycznie.
– Pani Addison.
Zostałam wpuszczona do sąsiadującej, obszernej sali. Dostrzegłam masę stołów i przynależących do nich krzeseł. W szarym, smutnym wnętrzu w oczy rzucały się pomarańczowe komplety noszone przez osadzonych. Wokoło kręciła się masa strażników. Idąc prosto przed siebie czułam, jak z ciała odpływa mi krew z całego ciała. Aby jakoś powstrzymać drżenie kończyn, przytuliłam do siebie niosące przeze mnie ubrania i żywność.
I wtedy go zobaczyłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro