Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2 - 4

Soundtrack do rozdziału:
B.o.B – Ghost in The Machine

[około godzinę po aresztowaniu]

Denise zabrała karetka, ponieważ nie była w stanie się uspokoić. Przez stres i szok dostała duszności i bóli w klatce piersiowej. Do Rosie przyjechała zawiadomiona znajoma Denise, by mała miała opiekę.

Ogólnokrajowe media szalały. Gdy weszłam tylko do domu usłyszałam dźwięk telewizora. Karen z przejęciem oglądała relacje z aresztowania Nialla. Redaktorka mówiła o schwytaniu dilera narkotyków, który podejrzany jest o rozbój i pobicie oraz wobec którego będą postawione poważne zarzuty. Od razu zostałam obrzucona przenikliwym spojrzeniem, jakby Karen próbowała odgadnąć czy mam z tym jakiś związek.

Roztrzęsiona chodziłam w kółko po swoim pokoju. Odtwarzałam w głowie to, co przed chwilą miało miejsce.

Niall wrócił.

Wrócił, by się ze mną spotkać.

Był poszukiwany.

Został aresztowany.

Jego matka właśnie przechodziła załamanie nerwowe.

Jak to wszystko mogło się zdarzyć w ciągu niecałej godziny?

Jak Niall mógł wpakować się w takie kłopoty?

Mój mózg nie był w stanie pojąć jeszcze wszystkiego. Przeszłam przez ogromny wstrząs. Po tygodniach prób załatania dziur w sercu, poukładania sobie wszystkiego w głowie oraz prób zapomnieniu o jego osobie znów go zobaczyłam.

Spoglądałam co chwile na plik pogniecionych kartek w mojej ręce. Nie wytrzymałam i od razu zaczęłam czytać chaotyczne bohomazy.

Droga Ronnie,

Zabieram się do tego listu chyba już dziesiąty raz. Każda poprzednia próba wydawała się beznadziejna, a moje wyjaśnienia niewystarczające.

Już teraz wiem, że to, co napisze będzie bardzo chaotyczne i zagmatwane. Jest we mnie za dużo emocji, w dodatku ciagle jestem w drodze. Piszę za każdym razem, gdy tylko mam taką możliwość.

Postanowiłem, że zacznę od samego początku.

Pierwszy dzień, w którym cię zobaczyłem... pamiętam go, jakby to zdarzyło się wczoraj. Ostatni dzień wakacji. Pogoda, jak w zasadzie każdego dnia w Forks, była beznadziejna. Słońca nie widzieliśmy od tygodnia. Ciągle mżyło. Jednak wszyscy tutaj wydawaliśmy się do tego przywyknąć. Siedziałem na werandzie i wypalałem kolejnego papierosa. Moja matka minęła mnie, mówiąc coś o nowych sąsiadach. Nie wiem co dokładnie, bo jak zwykle nie słuchałem. Wymieniałem sms'y z Louisem, z którym byłem umówiony tego dnia.

Poczułem, że ktoś mi się przygląda. Podniosłam wzrok i zobaczyłem Ciebie. Stałaś w progu domu na przeciwko, który był nie zamieszkały przez nikogo, od kiedy pamiętam. Kręcone włosy, niechlujnie związane w koka. Ciemna karnacja. Drobna budowa ciała. Za duża bluza i obcisłe legginsy. Duże, brązowe, zdziwione i może nieco przestraszone oczy, wlepione we mnie jak w obraz.

Spłoszyłem cię śmiechem, a ty zniknęłaś w domu, na przeciwko. Teraz żałuje, że nie zachowałem się bardziej uprzejmie i po prostu się nie przedstawiłem.

Od początku uznałem, że byłaś naprawdę ładna. Teraz powiedziałbym: naturalnie piękna. Ale wówczas w moim słowniku nie było słowa „piękno". Zastępowały je stwierdzenia takie jak: niezłe cycki, duży tyłek, długie nogi.

Miałem twoją twarz przez oczami jeszcze przed dobre kilka minut. Zastanawiałem się skąd jesteś i co cię podkusiło by wyprowadzić się do takiej dziury. Oczywiście wyobraziłem sobie kilka razy jak zaplatam sobie twoje loki wokół nadgarstka i jak cię pieprzę. Jakbym zaprzeczył i tak byś mi nie uwierzyła.

Niedługo potem pojechałem do Louisa, gdzie czekał już z kilkoma kumplami. Wypiłem dwa piwa i spaliłem kilka blantów. Pochwaliłem się, że mam nową sąsiadkę. Uświadomili mnie, że w mieście mówią o przyjeździe dwóch sióstr. Zastanawiałem się, czy twoja krewna jest równie atrakcyjna co ty.

W zasadzie trochę mi zajęło uświadomienie sobie, że nikt nie jest w stanie ci dorównać.

Tego samego dnia wracałem motorem, gdy zobaczyłem Cię w towarzystwie Kath, na waszym podjeździe. Wypakowywałyście kartony z samochodu. Byłem zjarany jak cholera i po prostu musiałem do was zagadać. Gdy już szedłem w Waszym kierunku, wyglądałaś na zażenowaną. Uciekałaś wzrokiem, jakbyś wcale nie chciała być w tym czasie, w tym miejscu. Wydawało mi się to takie zabawne. Zwykle, gdy ktoś przeze mnie nie czuł się komfortowo byłem rozbawiony.

Kath okazała się bardziej kontaktowa i momentalnie zaczęła bombardować mnie relacją z waszej przeprowadzki, jednak w ogóle nie obchodziło mnie co do mnie mówiła. Kątem oka i tak ciagle obserwowałem ciebie. Taką cichą, spłoszoną, nieśmiałą. Na pierwszy rzut oka nie lubiłaś nawiązywać nowych znajomości. Szczególnie z takimi typami jak ja. Muszę przyznać, tego dnia wyjątkowo zachowałem się jak prostak. W zasadzie ciagle się tak zachowuje. Chyba taki po prostu jestem. Prosty, nieokrzesany.

Rzuciłem do ciebie kilka nie zbyt odpowiednich tekstów. Ty odeszłaś, pokazując mi środkowy palec. Od tamtego dnia tak właśnie miała wyglądać nasza relacja. Ty miałaś mnie nienawidzić, a ja miałem dawać ci ku temu powody.

Twojego drugiego dnia w Forks zobaczyłem cię na zajęciach angielskiego. Przyszedłem jak zwykle spóźniony. Nie mogłem spać całą noc, by wreszcie zasnąć nad ranem; nic dziwnego, że zaspałem. Siedziałaś na samym środku, wyglądając na mocno znudzoną. Bez wachania zająłem ławkę za tobą. Była wolna, jakby specjalnie na mnie czekała. To już do końca miała być „moja" ławka.

Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego za cel
honoru przyjąłem sobie zwrócić akurat twoją uwagę. W tej szkole przecież były dziesiątki innych dziewczyn... ale one od początku wydawały się być w twoim cieniu.

Prawdopobnie twoja niechęć do mnie, działała na mnie jak magnes.

Od samego początku mnie nienawidziłaś, chciałaś trzymać się ode mnie z daleka... a jednocześnie zerkałaś na mnie w każdym możliwym momencie, jakbyś była ciekawa, co aktualnie robię. Jakbyś też w jakiś sposób czuła się mną zafascynowa.

Byłem bardzo zaciekawiony twoją osobą. Zastanawiałem się, jaka jesteś naprawdę. Okazało się wkrótce, że szybko wyszłaś z cienia siostry. Przestałem odbierać cię jako nieśmiałą. Byłaś wyobcowana, ale charakterna. Ciekawa mieszanka.

Zaczepiałem cię w każdym możliwym momencie. Dokuczałem ci, prowokowałam, denerwowałem... Tak wiem, teraz rozumiem, że zachowywałem się jak gówniarz. To było silniejsze ode mnie.

Ciagle mówiłem ci sprośne rzeczy, a ty zawsze reagowałaś w ten sam sposób – zaczerwienionymi policzkami i wybałuszonymi oczami, a następnie, gdy przechodził ci pierwszy szok rzucałaś do mnie jakiś cięty tekst. Trochę, jakbyś miała dwa oblicza. Z jednej strony cicha i niewinna, z drugiej pyskująca i pretensjonalna.

Zaczepianie cię stało się czymś na kształt mojego hobby. To była jakaś dziwna gra, od której stawałem się uzależniony.

Udawałem, że dokuczam ci z nudów. Dla rozrywki. Ale robiłem to z pełną premedytacją. By zwrócić twoją uwagę. Usłyszeć twój głos, który prosi, żebym przestał. Poczuć twoją irytację. Wiem, to chore, ale nigdy nie uważałem się za normalnego.

Wtedy nie byłem wystarczająco dojrzały, by zwyczajnie do ciebie podejść i zagadać. Powiedzieć ci, że mi się podobasz. Umówić się z tobą.

Chyba wychodziły ze mnie moje kompleksy. Wiedziałem, że nigdy nie byłabyś mną zainteresowana. Po co miałabyś marnować czas na kogoś takiego? Nie reprezentowałem sobą nic dobrego. Nie miałem dobrych ocen. W zasadzie powtarzałem klasę. Miałem problemy z prawem. Lubiłem pić i ćpać. Wyglądałem jak chuligan (nie, żeby coś się zmieniło). I jak z czasem się okazało nienawidziła mnie Karen. Od zawsze byłem zerem.

Mimo wszystko wciąż ukradkiem cię obserwowałem. W szkole. Z okna mojego pokoju, które ku mojemu szczęściu okazało się wychodzić prosto na twoje.

Od początku wiedziałem, że jesteś inna. Odstajesz od reszty dzieciaków z tego nędznego miasta.

Żyłaś trochę w swoim własnym, zamkniętym świecie. Nie lubiłaś dużych zbiorowisk ludzi. Z trudem znosiłaś poznawanie nowych osób. Najbardziej komfortowo czułaś się w samotności, z książką, bądź laptopem na kolanach. Czułem, że wiąże się z tobą jakaś historia. Tajemnica.

Podobnie jak w moim przypadku.

Pewnej nocy byłem w bardzo złym stanie psychicznym. To była kolejna z kolei noc, podczas której nie mogłem spać. Niemal chciało mi się wyć ze zmęczenia. Zobaczyłem, że tak jak ja siedzisz w oknie i palisz papierosa. Napisałem sms'a żebyś zeszła na dół. Numer wyciągnąłem niemal siłą od Jake'a dzień wcześniej. Nie chciałaś nigdzie ze mną iść. Nic dziwnego. Wtedy pierwszy raz od bardzo długiego czasu użyłem słowa „proszę".

Bardzo zależało mi, by akurat wtedy spędzić chociaż trochę czasu właśnie z tobą. Coś w głębi duszy podpowiadało mi, że jesteś jedyną osobą, która była w stanie mnie zrozumieć. Miałaś swoją mroczną tajemnicę, a ja miałem swoją.

Kiedy podeszłaś do mnie w tę mroczną noc jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, jaka jesteś piękna, a makijaż jest ci zbędny. Przyznałem to wtedy na głos, kolejny raz tego dnia zadziwiając samego siebie.

Doskonale zauważyłaś, że było coś ze mną nie tak. Mieszkałem w tym mieście kilka dobrych lat i do tej pory nikt nie zwrócić szczególnej uwagi na mój stan. Ty znałaś mnie zaledwie kilka dni i już potrafiłaś to zaobserwować. Spytałaś czemu nie mogę spać. Okłamałem cię. Powiedziałem, że doskwiera mi bezsenność. Wstydziłem się przyznać, że od dzieciństwa niemal każdej nocy doskwierają mi koszmary.

Tej nocy zaprowadziłem cię w moje ulubione miejsce. W starej, opuszczonej szkole spędzałem zwykle czas, gdy szukałem spokoju i ukojenia. Rozmawialiśmy chwilę, gdy doszło między nami do wymiany kilku ostrych zdań. W zasadzie to ja na ciebie nawrzeszczałem, za co chciałbym cię przeprosić w pierwszej kolejności.

Byłem rozgoryczony i powiedziałem, że świat jest zły. Ty zaprzeczyłaś. „Jeśli nie byłby zły, na świecie nie byłoby tyle samobójców" – rzuciłem zgodnie ze swoimi przekonaniami. Wtedy bardzo często myślałem o samobójstwie. Było mi ciężko. Ciagle nawiedzały mnie demony przeszłości, z którymi sobie nie radziłem. Czułem się samotny. Wiedziałem, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć.

Tej nocy uświadomiłem sobie, że nawet ty miałaś inne zdanie na ten temat. Ty, którą od początku w głębi duszy uznałem za swego rodzaju „bratnią dusze". Było mi jeszcze gorzej. Poczułem, że naprawdę jestem sam. Kiedy wróciłem do domu, całą resztę nocy spędziłem na obracaniu broni w ręce. To nie zdarzyło się po raz pierwszy. Chciałem zebrać się w sobie, by wreszcie wsunąć ją do ust i strzelić. Nie dałem rady. Teraz się z tego cieszę.

Zrobiło mi się z czasem trochę lepiej. Próbowałam nabrać do wszystkiego dystansu. Gdy robiło mi się gorzej, dużo ćpałem i grałem na gitarze (często działo się to jednocześnie). W głowie co prawda co jakiś czas przebiegała mi myśl o samobójstwie, jednak nie była taka intensywna.

Po głębszych rozmyślaniach przestałem cię obwiniać. W głębi duszy wiedziałem, że jestem trochę pojebany i nie każdy musi to rozumieć. Bez przerwy cię obserwowałem. Kręciło mnie to jak się poruszasz. W jaki sposób stroisz miny. Jak marszczysz nos, gdy coś ci się nie podoba i jak szeroko się uśmiechasz, gdy jesteś podekscytowana.

Obserwowałem, jak nawiązujesz przyjaźnie. To, że Jake i Sophia zwerbowali cię do naszej paczki tylko ułatwiło mi sprawę. Dzięki temu byliśmy ciagle blisko.

Wreszcie podstępem udało mi się ściągnąć cię do mojego domu. Cóż, nie był to wysokiej klasy postęp, po prostu zabrałam ci telefon i zaszantażowałem, żebyś ze mną pojechała. Już wspominałem, że jestem pojebany i prosty... Cieszyłem się, że mogłem być z tobą blisko i to jeszcze sam na sam. Byłem również podniecony. Widziałem cię w mojej wyobraźni leżącą nagą na moim łóżku... ale ty nie byłaś z tych, które szybko się rozbierają i rozkładają nogi. W dodatku niedługo potem przyjechał Harry z resztą i wybraliśmy się do Port Angeles.

Kolejny raz doszło między nami do poważnej rozmowy, gdy reszta się naćpała, a my siedzieliśmy sami na plaży. Tym razem trzymałem się na baczności, by znów cię nie przestraszyć jakimś swoim żenujacym wybuchem. Zapytałaś, czy przejmuje się opinią innych ludzi. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że przejmowałem się opinią tylko jednej osoby i liczyłem się tylko z jej zdaniem. Twoim.

Po raz pierwszy się przed kimś otworzyłem. Wyznałem Ci, gdy tak siedzieliśmy obok siebie, podczas gdy fale obijały się o brzeg, że chciałbym zacząć być postrzegany przez inny pryzmat i marzę o tym, by być dla kogoś kimś ważnym.

Tamtego wieczoru w moim życiu nastąpił przełom. Pierwszy raz się przed kimś otworzyłem. Moje serce wydawało się od tej chwili bić z większą mocą na twój widok. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Chciałem być ciagle w pobliżu twojej osoby. Bez przerwy sprawdzałem telefon mając nadzieje, że zobaczę tam jakieś twoje nowe zdjęcie na instagramie, czy naszym grupowym czacie. Łudziłem się, że może będziesz miała ochotę do mnie napisać. Byłem także zazdrosny, gdy widziałem, że z kimś rozmawiasz, a ta osoba doprowadza cię do śmiechu. Na domiar złego Redford się do ciebie przystawiał, a ja nie mogłem mu nic zrobić, bo był pierdolonym nauczycielem.

Ja, kurwa, byłem zazdrosny, gdzie dotąd nie wiedziałem co to znaczy. Owładnęło mną coś, czego nie rozumiałem.

I poważnie zacząłem bać się uczucia, którego nigdy dotąd nie czułem.

Postanowiłem to zwalczyć. Starałem się ciebie unikać. To było cięższe niż przypuszczałem, szczególnie kiedy mieszka się na przeciwko, chodzi się do jednej szkoły i ma się tych samych znajomych. Wtedy najlepszym rozwiązaniem wydawało mi się zranienie cię. Gdybyś mnie nienawidziła nie chciałabyś mieć ze mną nic wspólnego.

Byłem dla Ciebie bardzo niemiły. Mówiłem ci przykre rzeczy, podrywałem dziewczyny na twoich oczach ale uwierz, myślałem o tym każdej nocy i każdej nocy zadręczałem się tym.

Coraz bardziej czułem, że coś „nie tak" się ze mną dzieje. Nigdy dotąd nie miałem wyrzutów sumienia. Kiedy próbowałem pieprzyć jakąś przypadkową dziewczynę widziałem twoją twarz przed oczami i momentalnie kazałem jej wypierdalać. Nie byłem w stanie wyrzucić cię z głowy. Całkowicie zawładnęłaś moim umysłem.

Kiedy spotkałem cię w moim domu, gdy zostałaś z Rosie pod moją nieobecność zrozumiałem, że dłużej nie uda mi się trzymać od ciebie z daleka. Zrozumiałem, że postępuje źle. Tracę jedyną osobę, która wywołała we mnie tak silne uczucia.

Koncert mojej kapeli (cholera, nie byłem w stanie oderwać od ciebie wzroku, gdy tańczyłaś do naszych piosenek), a w zasadzie to, co wydarzyło się po nim wydawało się wszystko przypieczętować. Pierwszy raz spędziliśmy razem noc (w łóżku). Od dawna wizualizowałem sobie tę chwilę. Byłaś obiektem moich najskrytszych fantazji, które właśnie miały się ziścić. Byłem wniebowzięty.

Byłem pierwszym facetem, który dał ci przyjemność i od tej chwili chciałem pozostać jedynym. To już był mój koniec. Zatraciłem się. W myślach nazywałem cię „moją". Dla mnie nie miałaś szans spotykać się z nikim innym. Nie miałem zamiaru pozwolić, by ktokolwiek się do ciebie zbliżył.

Patrzyłem jakiś czas na ciebie, jak spałaś tak obok mnie, w moim łóżku. Nigdy dotąd nie pozwoliłem, by jakaś dziewczyna została u mnie na noc. Nigdy.

Ale o poranku obudziłem się sam. Zniknęłaś bez pożegnania. Poczułem się zraniony. Zastanawiałem się, dlaczego wyszłaś i nie zostawiłaś jakiejś kartki albo sms'a. Dla mnie ta noc znaczyła wiele. Przez weekend potem również nie napisałaś. Kiedy ja myślałam o tobie jak o „mojej", ty mnie zostawiłaś.

Zawsze broniłem się przed słowem „miłość". Nie występowało ono w moim osobistym słowniku. Kiedy ktoś wypowiadał to słowo, wzdrygałem się. Nie kojarzyło mi się z niczym dobrym. Nie oznaczało niczego przyjemnego. Dla mnie było równoznaczne z cierpieniem. To w końcu zaobserwowałem w domu.

W momencie, gdy w moim sercu rodziło się to uczucie, z którym tak bardzo walczyłem dostałem ponownego kopniaka od życia. Twoje wycofanie się odebrałem jako podpowiedź - wycofaj się, nie otwieraj się, nie rób sobie na nic nadziei.

Dziś wiem, że winowajcą były niedomowienia między nami. Wtedy jednak byłem załamany.

Starałem się stłumić uczucia do Ciebie i traktować cię po prostu jak znajomą... do której przy okazji czułem mocny pociąg fizyczny. Nie mogłem jednak wytrzymać z dala od ciebie więc napastowałem cię sms'ami a jak to nie pomogło zasymulowałem uraz na w-fie, żeby tylko zmusić cię do rozmowy. Zadawałem sobie pytanie co kurwa zrobiłem tym razem, że przede mną uciekasz. I jak się okazało znów zaczęłaś mnie nienawidzić bo wrzuciłem głupie zdjęcie do sieci, gdzie widać twój tyłek (naprawdę nie wiem czemu to zrobiłem, ale za to również przepraszam) i bałaś się, że nadal robię sobie z ciebie żarty. A ja od dawna przestałem traktować cię jak obiekt drwin.

Z czasem robiło się gorzej. Raz, gdy przechodziłem pod twoimi oknami słyszałem, co Karen mówi na mój temat. Gardziła mną. Jak miałem starać się o twoje względy, gdy ktoś tak dla ciebie bliski mnie nienawidził? I to w zasadzie tylko za to, jak wyglądam.

Znów zmieniłem się w chuja. Tylko pod taką maską potrafiłem sobie z tym radzić, chociaż to i tak wielkie słowo.

Potem pojawił się ten kutas Daniel. Świetne oceny, perspektywy, zaplanowane studia. Był dla ciebie idealny. Ale tylko pozornie, bo dobrze wiedziałam jakie z niego ziółko.

Nie spuszczałem cię z oczu. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że on mógłby cię dotykać, całować. Niemal rozwaliłem worek treningowy, bo wyobrażałem sobie na nim jego twarz. Ty nadal byłaś moja.

Wystarczyło jedno moje słowo, jedna deklaracja, a zostawiłabyś go. Wiedziałem, że nie byłem ci obojętny. Przez ten cały czas, gdy spotykałaś się z nim pozwalałaś mi się całować i dotykać. Ale ja wolałem zachowywać się jak frajer i ciagle milczeć. I ranić, sprowadzać sobie nowe dziewczyny (co z tego, że nie byłem w stanie nic z żadną zrobić, bo nikt nie był w stanie ci dorównać), mówić znowu przykre rzeczy, m.in to, że zależało mi tylko na seksie z tobą.

Pamietam dokładnie tą noc, gdy przyprowadziłem Mini Edwards do baru, by wzbudzić w tobie zazdrość. Zadziałało na tyle, że pojechałaś ze mną do domu. Ze mną, mimo, że był z tobą Daniel! Wybrałaś mnie. Całowaliśmy się, dotykaliśmy. Znowu byłaś w moich objęciach. Znowu czułem się dobrze. Wyznałem ci, że za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz jakie to było dla mnie trudne. Rzuciłem cię na kanapę i byłem o krok pd tego, żeby w ciebie wejść, gdy wtedy zadzwonił ten frajer. Miałaś wyrzuty sumienia. Znowu się pokłóciliśmy.

Tej nocy rozwaliłem sobie rękę o ścianę. Była spuchnięta przez dobre kilka dni. Byłem sfrustrowany i zraniony. Siedziałem całą reszta nocy z naładowaną bronią zastanawiając się, czy odstrzelić siebie czy jego.

Balansowaliśmy na cienkiej granicy między miłością i nienawiścią. Najbardziej destrukcyjne połączenie z możliwych.

Na Sycylii wszystko się wyklarowało. Zrozumiałaś, jaki Daniel był naprawdę. Wreszcie dostałem swoją szansę od losu. Dzięki temu wyjazdowi mogłem się do ciebie zbliżyć.

12 godzin razem w samolocie. Oczywiście miejsca koło siebie nie były przypadkiem. Podsłuchałem, gdy z Sophią mówiliście, jakie zostały wam przydzielone. Okazało się, że fotel koło ciebie należał do Seana. Bez problemu zamienił się ze mną. Wybór osoby, z którą miałem dzielić pokój też był przemyślany. Dobrze było postawić na Liama, bo w chwilach, gdy miał pieprzyć się z Sophią, my byliśmy na siebie skazani.

Gdy startowaliśmy złapałaś mnie mocno za rękę. Przysięgam, że kiedy to się wydarzyło serce łomotało mi w piersi jak nigdy. Nawet na chwile nie zamierzałem cię puścić. Potem spałaś na moim ramieniu. Nigdy nie czułem się chyba lepiej. Wiedziałem, że jak się obudzisz, to z ogromnym bólem karku przez krzywą pozycję. Byłem jednak egoistą i ani myślałem ruszyć cię chociaż o milimetr.

Pierwszego dnia wyjazdu już wylądowaliśmy w jednym pokoju. Podstępnie wypytywałem cię, jak wyglada twoje życie seksualne. Musiałem wiedzieć, czy ten frajer się do ciebie zbliżył. Nie małe było moje zaskoczenie, gdy odpowiedziałaś, że jedyny orgazm jaki przeżyłaś, był ten w moim pokoju po koncercie.

Byłem wtedy przeszczęśliwy. Byłaś moja i nic nie było w stanie tego zmienić. I tej nocy dałem ci kolejny orgazm. Czułem się jak pieprzony zwycięzca, a kiedy włożyłaś mojego pienisa do ust, nic kurwa nie było w stanie zepsuć tej chwili. Robiłaś swojego pierwszego loda i to właśnie mi. Daniel mógł iść do diabła. Ty byłaś moja.

A potem nadeszła noc, a razem z nią moje koszmary.

Uciekłem z pokoju bez wyjaśnień jak tchórz. Bałem się komukolwiek zdradzić moje sekrety.

Ale teraz pora na wyjaśnienia.

Musisz wiedzieć Ronnie, że mam koszmary od wczesnego dzieciństwa. Podobno to „normalna" reakcja na przeżytą traumę. Tym właśnie było moje dzieciństwo. Nie kończącą się traumą.

Mój ojciec, Richard Horan był szanowanym policjantem w Mullingar. Poznał moją matkę, gdy była jeszcze bardzo młoda. Miała zaledwie szesnaście lat, gdy zaszła w ciąże i urodziła Grega, mojego starszego brata. Oczywiście od razu był ślub, bo tak wypada. Cztery lata później urodziłem się ja.

Byliśmy pozornie piękną, kochającą się rodziną. Pozornie. Za drzwiami domu jednak działy się straszne rzeczy.

Ojciec zawsze był surowy. Cenił sobie dyscyplinę. Był służbistą. Dziadek wysłał go do szkoły wojskowej, gdy był nastolatkiem. Tam mu to pewnie wpoili. Greg czasem obrywał po głowie, gdy był nieposłuszny, ale ja wtedy byłem jeszcze bardzo mały i na tamtą chwile „nietykalny". Takie „karanie" w akompaniamencie wrzasków wówczas było dla nas nie wystarczające, by uznać go jeszcze za sadystę.

Miałem około cztery lata, gdy pierwszy raz mnie uderzył. Zawsze byłem niepokorny, nieznośny i miałem swoje zdanie. Wtedy kredkami pomazałem mu papiery, które zabrał do domu, by wypełnić je po godzinach. Nie wiem czemu to zrobiłem, byłem po prostu dzieckiem, a dzieci mają różne pomysły. Dostałem takie lanie, że miałem problem z siadaniem na tyłku, a poza tym zamknął mnie na strychu. Płakałem niewiarygodnie głośno, bo panicznie bałem się tego miejsca. Wszędzie stały jakieś graty, które przypominały duchy i inne zmory z dziecięcej wyobraźni. Prosiłem, by mnie wypuścił. Nie zrobił tego. Słyszałem, jak moja matka błagała i wstawiała się za mną. Był nieugięty. Kiedy nadeszła noc, a ojciec zasnął mama wypuściła mnie stamtąd, nakarmiła, a potem położyła do łóżka. Siedziałem tam pół dnia w ciemności, byłem wykończony. Jak ojciec rano zobaczył, że strych jest pusty bardzo krzyczał na mamę. Pamiętam, że chowałem się przed nim w całym domu. Kiedy wyszedł do pracy zobaczyłem, że moja mama ma siniaki na twarzy.

Ten dzień zmienił wszystko. Ojciec przekroczył niewidzialną granice w swojej chorej psychice. Od tej chwili otrzymywałem manto bez większego powodu.

Każdego dnia wracał z pracy, a matka podawała mu obiad, nad którym siedział koło godzin, by był doskonały. Całował ją w policzek, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Czasem rzucił w jej stronę kilka miłych słów, a ona się nad nim rozpływała. Gdy wreszcie odkręcał butelkę szkockiej, milkła i schodziła mu z drogi. Kiedy już upoił się alkoholem, wtedy wszystko się zaczynało. Najpierw obrywał Greg. Był starszym bratem i do niego należało najwiecej obowiązków. Jeśli coś przeoczył, albo zdaniem ojca zle wykonał dostawał po głowie. Później już nie tylko po niej, bo zaczynałem dostrzegać siniaki na jego żebrach, brzuchu i twarzy. Raz przechodziłem korytarzem, gdy drzwi od łazienki były otwarte. Stał przed lustrem i próbował opatrzyć sobie ranę, z której wyciągał kawałki szkła. Ojciec pchnął go na szklane drzwi, które nie wytrzymały ciężaru i potłukły się pod nim.

W zasadzie nie było dnia, aby w domu był spokój. Każdy dzień był taki sam jak poprzedni. Od rana w przedszkolu (w później czasie w szkole). Odbierała mnie mama, gdy wracaliśmy do domu podawała mi obiad, a następnie pozwala wyjść na podwórze. Pod wieczór wracał tyran, a w domu jakby gasło światło, a atmosfera stawała się gęsta.

Szybko zająłem miejsce Grega. Stałem się chłopcem do bicia. Mój brat był tym spokojniejszym, dobrze uczącym się, przykładnym dzieckiem. Ja całkowitym przeciwieństwem. Buntowałem się, miałem swoje zdanie. Ojciec tego nie tolerował. Przekierował wszystkie frustracje na mnie.

Najpierw mnie bił, a potem zamykał na strychu, bo wiedział, że tego boje się najbardziej. Z czasem przestałem obawiać się tego miejsca. Przyzwyczaiłem się do niego. Gdy zobaczył, że jego poczynania nie wywołują zamierzonego efektu (mojego lamentu) jeszcze bardziej się wściekał. Wtedy nie miał już żadnej litości. Okładał mnie po twarzy, lał pasem, a gdy byłem starszy zaczął bić po brzuchu i kopać w żebra.

Greg nie raz stawał w mojej obronie. Gdy miałem jedenaście lat byłem mizernym chuderlakiem. On miał już piętnaście, wzrostem prawie dorównywał ojcu. Miał większe szanse. Kazał mu mnie zostawić, wrzeszczał na niego, zasłaniał mnie swoim ciałem. To jednak na niewiele się zdawało. Ojciec jakby pod większą furią znajdował w sobie większe pokłady siły i katował wówczas naszą dwójkę w jeszcze większym szale.

Matka prosiła za każdym razem, by się uspokoił i nas nie bił. Płakała i trzęsła się z żalu. Sprzeciwiła się więc również nie raz dostała pięścią w twarz. Aż przestała w ogóle się odzywać.

Razem z Gregiem błagaliśmy mamę, by zostawiła ojca. Wyjechała z nami, następnie postarała się o rozwód. Za każdym razem odmawiała. Twierdziła, że go kocha. A on kocha ją, nas również, po prostu jest nerwowy. Właśnie przez to narodził się mój strach przed miłością. Nie kojarzy mi się ona z niczym pozytywnym.

Oprócz strachu narodziła się nienawiść do matki. Dokonała wyboru między nami a ojcem.

Ojciec uderzał w to, co boli najbardziej. I to nie tylko dosłownie. Już jako dziecko interesowałem się muzyką. Sam nauczyłem się grać na gitarze (znalazłem starą niegdyś w piwnicy, pamiątka po dziadku, ojcu mamy). Potrafiłem siedzieć godzinami i brzdąkać strunami, amatorsko coś komponując. Mama zauważyła, że mam „talent". Na ósme urodziny sprawiła mi nowiutką gitarę. To było całkiem inne brzmienie. Wiedziałem, że był to nie lada wysiłek, bo nie posiadał własnych pieniędzy - nie pracowała, tą funkcje spełniał jedynie ojciec, a ona miał zajmować się domem i wychowaniem synów. Ta gitara była moim wymarzonym prezentem. Ubóstwiałem ją. Dbałem o nią, jak o nic innego. Nie musiałem jednak długo czekać, aż ojciec wścieknie się bez większego powodu. Chwycił ją i jednym uderzeniem roztrzaskał o ścianę, pozostawiając w niej spore wgłębienie.

Chyba nigdy do tego momentu nie wylałem tyłu łez. Nic mnie tak wtedy nie bolało, żadne uderzenie w twarz czy kopniak w żebra nie mogły się z tym równać.

Ale to był ostatni raz, gdy płakałem. Przysięgłem sobie, że nic więcej mnie nie złamie.

Z wiekiem coraz bardziej się mu stawiałem. Raz doszło między nami do bardziej zaciętej bójki. Miałem piętnaście lat. Okazało się, że mama jest z nim w kolejnej ciąży. Greg był już dorosły i coraz rzadziej bywał w domu; wyrywał się kiedy tylko miał na to okazje. Wtedy byłem jedynym celem ojca, ale w zasadzie nie winiłem za to Grega. Wydawał się mieć słabszą psychikę ode mnie. Tego dnia także go nie było. Siedząc w swoim pokoju uslyszałem, że na dole doszło do ostrej wymiany zdań między matką, a ojcem. Potem rozniósł się krzyk mamy. Wiedziałem, że musiał robić jej krzywdę. Błyskawicznie wbiegłem do salonu i zobaczyłem, jak moja matka skula się na kanapie, osłaniając przed jego ciosem. Długo się nie zastanawiałem i rzuciłem się na niego. Miałem już spore szanse, nabrałem masy, urosłem. Nie byłem już bezbronnym dzieckiem. Okładaliśmy się pięściami. W tle słyszałem tylko płacz matki. Wszędzie była krew. Rozciął mi łuk brwiowy, a ja mu wargę. Byłem pewien, że tym razem dam mu radę. Kopnąłem go na ścianę, a następnie rzuciłem się na niego i zacząłem dusić. Chciałem go zabić. Marzyłem o tym, jak o niczym innym. Mógł poniewierać mnie, ale jak mógł podnieść rękę na kobietę, w dodatku w ciąży? Widziałem, że nie mógł złapać już tchu. Był krok od śmierci, gdy pchnął mnie z całej siły. Wpadłem na drzwi, które prowadziły do piwnicy. Wyjątkowo były nie domknięte. Wypadłem prosto na schody i sturlałem się po nich na sam dół, tracąc przytomność.

Obudziła mnie matka w środku nocy. Leżałem na kanapie w salonie. Ból głowy był niewyobrażalny. Czułem się jak na karuzeli. Gdy tylko otworzyłem oczy zacząłem wymiotować na dywan. Niewiarygodnie bolała mnie ręka. Miałem ochotę krzyczeć z bólu. Miałem wstrząs mózgu i złamanie z przemieszczeniem, ale matka pod wpływem ojca nie wezwała pogotowia. On się bał, że zainteresuje się nim policja. Zaczną się przyglądać temu co dzieje się w domu a potem go wyleją.

Matka stała z przygotowanymi walizkami, wykorzystując mocny sen ojca po szkockiej. Wzięła mnie pod ramie i pomogła wejść mi do samochodu. W środku czekał na nas Greg za kierownicą. Wiedziała, że to ostateczny moment na ucieczkę. Przekonała się, że ojciec nie ma oporów i to małżeństwo jest skończone. Szkoda, że dopiero w takim momencie.

Byliśmy w kropce, bo nie mieliśmy co ze sobą począć. Nie mieliśmy żadnych pieniędzy. Rodzice ojca, moi cholerni dziadkowie odmówili nam pomocy. Nie dopuszczali do myśli, że ojciec w rzeczywistości jest potworem. Pomogła nam babcia, ze strony mamy, która kilka lat wcześniej wyprowadziła się do Stanów. W Irlandii nie mogliśmy liczyć na nikogo. Ale zanim to nastąpiło spędziliśmy noc w aucie, z dała od Mullingar, żeby ojciec nas nie znalazł. Mdałem co chwila z bólu. Dopiero gdy byliśmy 150km od Mullingar mama zabrała mnie do szpitala.

To była moja tajemnica. A ty odkryłaś ją, kiedy ja nie czułem się gotowy, by ktoś ją poznał. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić i musiałem się od ciebie na jakiś czas odsunąć.

Teraz chcę, żebyś wiedziała już wszystko.

Ale wracając...

Mimo moich chorych zachowań i tak ciagle myślałem o tobie. Zastanawiałem się jak mogę wyeliminować z gry Daniela. Jak mogę uświadomić Ci, że on jest pieprzonym zerem.

Szybko jednak sama to zrozumiałaś, gdy napastował cię na korytarzu. Gdy to zobaczyłem, zagotowała mi się krew. Widziałem kiedyś płacząca z bólu kobietę i to nie raz. Przypominałaś mi moją matkę, a on znęcającego się nad nią mojego ojca. Nie zastanawiając się długo zacząłem obijać mu twarz. Przysięgam, chciałem go wtedy zabić. Rozjebsc mu mózg o podłogę, za to, że odważył się ciebie tknąć.

Widok ciebie całkowicie rozbitej i płaczącej nie pozwalał mi być obojętnym.

Naprawdę wtedy mało brakowało, żebym go zabił.

Tak czy inaczej zniknął z naszego życia.

A my zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Poczułaś do mnie większe zaufanie. Zrozumiałaś, że nie jesteś mi obojętna. Ty również miewałaś problemy ze snem i kiedy było ci źle, chciałaś być blisko mnie.

Mi udało się pokonać barierę, która odgradzała mnie od wszelkich przejawów czułości. Potrafiłem cię przytulić i delikatnie pocałować, bez żadnych podtekstów. Chciałem, byś zrozumiała, jak wiele dla mnie znaczysz, mimo, że sam do końca jeszcze nie potrafiłem przyznać tego przez samym sobą.

Nic, co działo się między nami nie było proste. Gdy wszystko było na dobrej drodze moje demony znów się ujawniły. Na wieść o wyjeździe na święta do rodziny mojego ojca coś we mnie pękło. Znów wszystkie wspomnienia do mnie powróciły. 

Nie radziłem sobie z nimi, więc postanowiłem uciec i gdzieś się ukryć. Wybrałem do tego moje ulubione miejsce, czyli opuszczoną szkołę. Było cholernie zimo, a mój organizm przyswajał tylko wódkę. Od dwóch dni praktycznie nie spałem i nie jadłem. Momentami marzyłem, żeby już zamarznąć i umrzeć. Ale wreszcie zjawiłaś się ty.

Zostałaś moim aniołem stróżem.

Marzyłem tylko o tym by uciec z tobą gdzieś z dala od tego wszystkiego. Nie brać nic ze sobą. Mieć tylko siebie.

W święta wszystko przypieczętowaliśmy. Oddałaś mi się. Pozwoliłaś mi zabrać coś, co od początku należało tylko do mnie. Od tej chwili definitywnie byłaś „moja". Nie potrafię opisać swojego szczęścia, które wtedy czułem. Byłaś moja. Moja. I tylko moja. Już na zawsze miałaś należeć tylko do mnie.

Ale gdy robię krok do przodu, zwykle potem następują dwa kroki do tyłu.

W mojej głowie pojawiły się ogromne obawy. Udręczałem się. Byłem szczęśliwy, że tak mi zaufałaś i pozwoliłaś, by to się między nami stało, a jednocześnie byłem przerażony...

Nadszedł sylwester. Zrobiłem sobie symboliczny tatuaż, który miał oznaczać chaos w mojej głowie. Unikałem cię, przez większość imprezy. Bałem się, że dojdzie między nami do poważnej rozmowy.

Wreszcie mnie złapałaś i nie było już odwrotu.

Domagałaś się deklaracji i zapewnienia. Chciałaś mieć czarno na białym co jest między nami. I ja to doskonale rozumiem. W zasadzie zasługiwałaś na to.

Nie potrafiłem ci wyjaśnić tego, co czuję i wyszło jak wyszło. To była moja wina, bo jestem tak popieprzony, że szczera rozmowa to dla mnie nie lada wyzwanie. Gdyby nie to to byśmy się nie pokłócili. Dalej chciałabyś mnie znać. Nie wyjechałbym. Bo musiałem. Nie wiedziałem co miałbym robić w jednym mieście z tobą, kiedy tak bardzo mnie nienawidzisz. Nie potrafiłem poradzić sobie z myślą, że cię straciłem.

Wyjechałem pierwszym autobusem jaki złapałem, wcześniej zaopatrując się w zapas wódki. W pierwszych tygodniach od wyjechania chyba wcale nie chodziłem trzeźwy. Jak nie alkohol, to narkotyki, albo jedno o drugie. Uwierz, to był trudny czas dla naszej dwójki.

Poleciałem do Irlandii, do Grega. Powrót do kraju z którego pochodzę był dla mnie ciężki. Przypomniało mi się, jak wylatywałem z niego z gorączką przez złamaną rękę i ogromnym strachem o przyszłość.

Zatrzymałem się w akademiku na waleta. Greg widział, że jest ze mną źle i próbował ze mną rozmawiać ale ja jestem zepsuty. Wyłączyłem telefon, by nic mi o tobie nie przypominało. Nie minęło kilka godzin, a ja pognałem na imprezę. Potem kolejną i kolejną. Próbowałem zapomnieć. Ale nawet gdy byłem pijany nie zapomnałem.

Piłem, ćpałem, piłem, wysłuchiwałem wypocin Grega kierowanych w moją stronę i znowu ćpałem a potem piłem. Na imprezie zagadnęła mnie jakaś grupka znajomych. Byłem kompletnie pijany, zacząłem z nimi gadać i się zwierzać. Ktoś rzucił pomysł, że powinienem wzbudzić twoją zazdrość, żebyś nie myślała o nikim innym. Ja ich nie słuchałem, ale zacząłem jeszcze bardziej myśleć o tobie i poprosiłem, by jeden facet pożyczył mi na chwile telefon. Zalogowałem się na Instagrama i siedząc w pieprzonym klubie zacząłem przeglądać twoje zdjęcia. Chciałem wiedzieć co u ciebie. Jak się czujesz. Nim się obejrzałem jedna laska, która się nawiasem mówiąc do mnie przestawiała zabrała mi telefon i strzeliła nam zdjęcie. Nim się obejrzałem już to dodała, a potem nie chciała mi oddać tego jebanego telefon.

Zadręczałem się, że straciłem jedyną osobę, na której mi naprawdę zależy.

Potem nawet przychodziło mi na myśl, żeby do ciebie zadzwonić. Chciałem usłyszeć twój głos. Ale już nie było o tym mowy, bo zaczęła szukać mnie policja.

Skończyły mi się pieniądze i musiałem zarobić. Zacząłem dilować we wszystkich akademikach i klubach w okolicy. Kilka razy się pobiłem, złamałem kilka nosów. Zrobiłem napad na stację benzynową. To był jeden wielki chaos. Potem przewiozłem sporo towaru do Stanów. Nim się zorientowałem trwał za mną pościg policyjny.

Ten długi okres, w tęsknocie za tobą zmuszał mnie do przemyśleń.

W sylwestrową noc nie potrafiłem Ci wyjaśnić, co było w mojej głowie. Bałem się jakkolwiek „sformalizować" naszą relację, ponieważ nie potrafiłem zaakceptować, że mielibyśmy tworzyć „związek". Proszę, sposób zrozumieć mój tok myślenia. To, co między nami było, było prawdziwą chemią. Pieprzoną magią. Byłaś moją bratnią duszą (w zasadzie nadal jesteś i to się nigdy nie zmieni). To było niezwykle. Bałem się, że kiedy zaczniemy zachowywać się jak inne pary to wszystko trafi szlag. Zaobserwowałem, że wszystko ma swój koniec. Szczególnie w takich relacjach.

Nie miałem dobrych wzorców. Moja matka mimo, że kochała, była poniewierana. Ja nigdy nie zaznałem miłości. Nie zdam dobrze tego uczucia i się go boję.

Mimo to wiem, że nie potrafię bez Ciebie żyć. Możemy to nazywać jak chcemy, ale ty zawsze będziesz moja. Mimo chaosu w mojej głowie i w moim życiu. Chcę być zawsze blisko Ciebie.

PS. To należy do Ciebie. Nie chcę, byś kiedykolwiek mi to ponownie oddała.

Zerknęłam na dno koperty i zobaczyłam moją bransoletkę. Tą samą, którą dostałam w prezencie od Nialla.

——————————————

Jak podobał wam się rozdział? Niall wreszcie wszytKo wyklarował i pokazał swój sposób postrzegania świata.

Przez jego wspomnienia które były w kolejności wydarzeń z całej książki można było sobie wszystko przypomnieć. Przypomniał mi się film, jaki stworzyłam do rozdziału 20 i 21. Pokazuje co wydarzyło się na Sycylii. Zostawiam linka dla tych, którym mało Nialla i Ronnie. :)

[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]

Jeśli podobał się wam rozdział nie zapomnijcie zostawić po sobie śladu w postaci gwiazdki i komentarza 🖤

Mam małe pytanie, dla tych, którzy korzystają z soundtracka do rozdziału. Chcecie abym od razu zamieszczała linka z yt, abyście mogli włączać muzykę prosto z Wattpada?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro