Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2 - 3

Soundtrack do rozdziału:
Aerosmith – Dream On

Wytrzeszczyłam oczy, widząc przed sobą Nialla, niemal schowanego w mroku nocy.

Czarny kaptur przykrywał mu głowę ale mimo to, byłam w stanie dostrzec, że schudł na twarzy, zapadły mu się policzki i miał zasinienia pod wlepionymi we mnie z trwogą oczami.

Patrzyłam, nie wierząc własnym oczom. Zastanawiałam się, czy to się działo naprawdę. Może śniłam? Głowa płata mi figle? A może naprawdę zwariowałam...

– Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – zauważył cicho ze zmarszczonymi brwiami.

Słysząc znowu ten znajomy głos zrobiłam krok do tyłu, jakbym bała się jego bliskości. Prawdopodobnie działał mój instynkt przetrwania, który cofał mnie przed zagrożeniem i kolejnym zranieniem. Tyle tygodni czekałam by znowu usłyszeć dźwięk jego głosu, a teraz każde słowo było jak strzał z pistoletu wymierzonego w moje ciało.

Sam jego widok sprawiał, że bolało mnie serce, jakbym miała zaraz dostać zapaści bądź zawału; było tak pogruchotane, że ledwo biło.

– Niewierze – powiedziałam sama do siebie, łapiąc się za głowę.

Musiałam przykucnąć bo tak kręciło mi się w głowie. Czułam się, jakbym była w amoku, albo właśnie przechodziła przez załamanie nerwowe.

– Co ci jest? – Niall bądź jego wyobraźnie nachylił się nade mną. Słyszałam go jak przes mgłe.

Nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy, że pod nosem powtarzałam wciąż „niemożliwe..., niemożliwe..., to niemożliwe".

Uwierzyłam, że jego osoba nie jest tylko moją fantazją i wyobrażeniem dopiero, gdy mocniej potrząsnął moimi ramionami.

– Ronnie, otrząśnij się. Jesteś w szoku, ale nie mamy dużo czasu... – mówił szybko, rozglądając się przy tym w każdą stronę.

Zamrugałam kilka razy i zwróciłam ku niemu całą swoją uwagę. Przykucnął przy mnie na sekundę, by pomoc mi wstać.

Nie mogłam odgadnąć jego wyrazu twarzy. Wydawał się czymś zmartwiony. Patrzył ma mnie tak przenikliwie, studiował wszystkie szczegóły mojej twarzy. Z każdą kolejną sekundą zmarszczka na jego czole pogłębiała się, a kąciki jego ust opadały w dół.

Ja tez nie mogłam oderwać od niego wzroku. To on, był tu wreszcie przy mnie. Czułam jego dotyk... to był naprawdę on. Nie mogłam w to nadal uwierzyć. Dokładnie przyglądałam się jego twarzy, a potem, zachłannie studiowałam jego ubranie, żeby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Nawet przez luźną bluzę byłam w stanie dostrzec, że schudł. Ciemne jeansy wisiały na nim jak na wieszaku.

Dla mnie nawet mimo słabego stanu fizycznego nadal był przystojny.

Chyba oboje kiepsko się trzymaliśmy – zauważyłam w myślach.

– Musisz mnie teraz uważnie posłuchać – w jego głosie słyszałam prośbę. – Szuka mnie policja z całego stanu. Aktualnie trwa za mną pościg – mówił trzymając mnie nadal mocno za ramiona. Mimo to, była między nami spora odległość, jakby chciał zachować dystans.

– Co? – zmarszczyłam brwi, w kolejnym tego dnia szoku. Moje serce było za słabe na to wszystko. – Jak to? – zapytałam płaczliwie. – Policja? Pościg?

Gdyby nie jego mocny uścisk osunęłabym się na ziemie. Nogi miałam jak z waty.

– Długa historia, skończyły mi się oszczędności i musiałem dorobić. Dla takich jak ja, zawsze znajdzie się praca – odparł i wyciągnął z kieszeni kilka foliowych worków z narkotykami, aby wszystko wydało mi się jasne.

Puściłam uwagę mimo uszu. Według mnie był wartościowy, inteligenty, gdyby tylko chcial mógłby spróbować zarobić pieniądze legalnie...

– Czemu nie dawałeś znaku życia? Twój telefon... – złapałam się za głowę. – Zwyczajnie go wyłączyłeś! Wszyscy się o ciebie martwili...

– Niepotrzebna panika – uśmiechnął się pod nosem z sarkazmem. – Złego diabli nie biorą.

– Ja się o ciebie martwiłam – odparłam, mówiąc wyraźnie każde słowo, jednak mój głos pod koniec trochę się złamał.

Jego mina zrzedła, ale w żaden sposób tego nie skomentował, prócz odwrócenia wzroku.

– Na początku musiałem się odciąć od wszystkiego, więc zwyczajnie go wyłączyłem. Potem naprawdę chciałem włączyć ten pieprzony telefon, by chociażby zobaczyć jakieś twoje zdjęcie, zobaczyć jak się czujesz, co robisz.., ale już nie było o tym mowy. Policja namierzyłaby mnie, jakbym tylko zalogował się w sieci.

Chciał zobaczyć co u mnie...

Znów ucisk w sercu.

Pokręciłam przecząco głową odganiając wszystkie ‚racjonalne' myśli, które kazały mi go nie słuchać.

Zalewałam go kolejną falą pytań. Podczas tego prawdopodobnie krótkiego spotkania chciałam dowiedzieć się jak najwiecej.

– Co tu robisz? Po co wróciłeś? W ogóle dlaczego jesteś pod domem Jake'a? – wskazałam na budynek za nim.

Wszystko co aktualnie się działo nie miało dla mnie najmniejszego sensu.

– Śledziłem cię – odparł. – Od kiedy wyszłaś z mojego domu. Czekałem pod twoim oknem i zastanawiałem się jak nakłonić cię do zejścia na dół i do rozmowy ze mną, gdy nagle zobaczyłem jak wychodzisz przez moje drzwi. Zrozum, musiałem z tobą porozmawiać.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.

– To kwestia czasu kiedy zostanę aresztowany. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym z tobą nie porozmawiał...

– Niczego już nie rozumiem – odpowiedziałam zrezygnowana, łapiąc się za czoło. – Przecież wyjechałeś, żeby mnie więcej nie widzieć.

– Nie do końca... Ja... cóż, musiałem uporać się z samym sobą.

– Co to znaczy?

– Sam chciałbym wiedzieć.

Skrzywiłam się na jego słowa. Znów nie mogłam usłyszeć żadnych konkretnych rzeczy.

– Naprawdę cieszę się, że cię widz... – zaczął mówić, gdy do naszych uszu doszedł dźwięk policyjnych syren z końca ulicy.

Zaalarmowany Niall jednym ruchem wciągnął mnie w ciemny kąt podjazdu, za rosnące tam krzewy. Zakrył mi usta dłonią i przykładając palec do swoich ust dał mi znak, żebym nie zrobiła żadnego hałasu.

Dźwięk był coraz bliżej, a ja podczas oczekiwania cały czas obserwowałam Niall'a. Mimo zamieszania wydawał się opanowany. Jakby podobne zachowania były już jego rutyną.

Kto by pomyślał, że będę tak blisko niego? Niemal stykaliśmy się klatkami, by jakoś wspólnie się ukryć. W najlepszych snach o tym nie marzyłam.

Syrena policyjna była centralnie obok nas, gdy nagle nas minęła, a samochód pojechał dalej, prosto ulicą.

Wtem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a podjazd rozświetliły smuga światła z domu.

– Policja tutaj w środku nocy na sygnale? Co się dzieje z tym zadupiem – powiedział Liam, stojący na schodach werandy.

– Ja się bałem, że przyjechali po nas – odetchnął Jake. – Tylko by spróbowali zepsuć moją imprezę – dodał swoim typowym, pretensjonalnym tonem.

Doskonale ich widzieliśmy, jednak oni nie byli w stanie dotrzeć nas, stłoczonych w zaroślach.

Obok nich pojawiła się Sophia z Katherine.

– Czy przed domem jest Ronnie? – zapytała Kath, po czym wyjrzała przed próg.

Niall mocniej zacisnął mi rękę na ustach, bym pod żadnym pozorem nie ujawniła naszej kryjówki. Nie chciał, by ktokolwiek go widział.

– Nie możemy jej nigdzie znaleźć – dodała Sophia.

– Mam nadzieję, że nie poszła sama do domu – powiedziała Katherine. – Albo co gorsza w jakieś inne miejsce szukać samotności.

– Od początku nie chciała tu być u to jest fakt – dodał Sophia. – Ale Jake jak zwykle na nią naciskał.

– Chciałem dobrze! – bronił się Jake. – Pomyślałem, że w gronie przyjaciół będzie jej lepiej i zapomni o tym wszystkim...

– Nie była na to jeszcze gotowa...

– Dlaczego teraz całą winę zwalasz na mnie?

– Bo poszła gdzieś w środku nocy SAMA, a dobrze wiesz, że nie jest z nią dobrze. Nie powinna przebywać teraz bez kogoś w pobliżu, a my nie możemy jej zlokalizować – zirytowała się Sophia.

Nie mogłam słuchać jak się o mnie kłócą i odnoszą na mój temat, jakby mówili o dziecku. Ich troska mnie denerwowała. Nie było ze mną aż tak źle, bym potrzebowała niańki bądź terapii, jak mi to ciagle sugerowano...

– Dobra, próbował ktoś do niej zadzwonić? – wtrącił się Liam.

– Już to ro... – i w tym momencie rozmowa się urwała, ponieważ drzwi wejściowe zostały zamknięte.

Na podjeździe znów zapanowała ciemność.

Niall odczekał jeszcze chwile, po czym chwycił mnie za rękę i wyciągnął pospiesznie na drogę.

– Musimy iść – odparł.  – Odprowadzę cię do domu...

– Nie chce wracać – sprzeciwiłam się i stanęłam w miejscu.

Nie mogłam pozwolić, by znów zniknął. A pójście do domu było z tym równoznaczne. Nie mógł znów mnie zostawić. Nie przeżyłabym tego.

– Zaledwie minuty dzielą mnie od aresztowania, nie mogą zobaczyć cię ze mną bo będziesz miała ogromne problemy. Zadbam o to, żebyś dotarła bezpiecznie do domu, pożegnam się też z matką, a potem znów się wycofam.

– Wolałabym zostać z tobą. Mogę z tobą uciekać – zaproponowałam.

To był szalony pomysł, ale od jego zniknięcia nie miałam żadnych innych.

– Zwariowalaś? – warknął. – Nawet nie ma o tym mowy.

Jeszcze raz chwycił mnie za rękę, tym razem bardziej władczo i poprowadził w stronę lasu. Nie mogliśmy iść drogą, to oczywiste. Bez trudu odnaleźliśmy leśną drogę i kierowaliśmy w stronę naszych domów.

– Naprawdę jestem na to gotowa.

Spojrzał na mnie przelotnie ze zmarszczonymi brwiami. Nawet na chwile nie puścił mojej ręki.

– Nigdy nie naraziłbym cię na coś takiego. Nie, to wykluczone. Koniec tematu.

Podknęłam się kilka razy o wystające korzenie i kamienie, jednak za każdym razem zacieśniał swój uścisk, by nie pozwolić mi upaść.

– Nie spodziewałem się, że w ogóle zechcesz ze mną porozmawiać.

Nie odpowiedziałam mu.

Bo co tak naprawdę miałam mu powiedzieć?

Kiedy wyobrażałam sonie każdego dnia nasze spotkanie, przysięgałam sobie, że wszystko mu wygarnę, wykrzyczę mu, że go nienawidzę i nie chce go znać. Rzeczywistość jednak wszystko zweryfikowała... Nie byłabym w stanie powiedzieć mu nic przykrego, bo bałam się, że znowu zniknie.

– Zauważyłem, że znajomi się o ciebie martwią... Czy wszystko u ciebie w porządku?

– Od dawna nic nie jest w porządku.

Nawet w mroku dokładnie widziałam, jak kolejny już raz w ciągu tych kilku minut zmarszczył brwi.

– Chciałabyś mi powiedzieć co się dzieje?

– Ty naprawdę o to pytasz? – w moim głosie można było usłyszeć niedowierzanie.

Zacisnął usta w wąską linię.

Szliśmy tak szybko, że zza drzew dostrzegłam już zarys swojego domu.

Zatrzymałam się i stanęłam na wprost niego.
To mogły być ostatnie minuty, kiedy go widziałam.

– Nie ma we mnie nawet cząstki życia, od kiedy cały jego sens je opuścił.

Patrzył na mnie przenikliwie. Głęboko wpatrywał się w moje oczy, jakby chciał znaleźć w nich dowód na moją szczerość. Gdy nadal stałam twardo za swoimi słowami, spuścił głowę, by za moment zakryć twarz dłonią.

Dokładnie widziałam, jak trzęsły mu się ręce.

– Słuchaj... ja naprawdę wiem, że wszystko spieprzyłem. Dosłownie wszystko straciłem. W całym swoim życiu nie mogłem popełnić gorszego błędu. Te wszystkie słowa rzucone przeze mnie... Pogubiłem się, ale... naprawdę udało mi się to zrozumieć. Tyle czasu w samotności pozwoliło mi poukładać wszystko w głowie. Wróciłem tu, wiedząc, że to moja ostatnia szansa, by cię zobaczyć... Uwierz, tym razem pewnie długo posiedzę, nie jak zwykle – kilka dni w areszcie. Obciążą mnie handlowaniem, napaścią na policjanta i ucieczką przed policją. Rozgrzebią moją kartotekę, gdzie są napady, kradzieże i dalszy handel. Wlepią mi kilka lat, podczas których z pewnością o mnie zapomnisz, ułożysz sobie życie ale nie darowałbym sobie, że nie spróbowałem tego naprawić...

Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, a w gardle pojawia się góla, której za nic nie mogłam przełknąć. Znów poczułam silny ból serca.

– Niall, co ty zrobiłeś ze swoim życiem... –załkałam, wycierając łzy rękawem bluzy nie mogąc uwierzyć, że to wszystko tak się potoczyło..

– Ważne, jaką część z niego zrozumiałem.

Wyciągnął z kieszeni pognieciony plik kartek papieru.

– Napisałem to dla ciebie... – podrapał się niezręcznie po głowie. – Mogłbym cię prosić, żebyś kiedyś to przeczytała? Nie mam prawa prosić cię, żebyś zrobiła to dzisiaj... W zasadzie nie mam prawa cię o nic prosić, jednak naprawdę zależy mi, żebyś zobaczyła to jak najszybciej.

Chwyciłam zawiniątko, czując, że jest tam coś więcej, próc tylko zapisanych kartek.

Kolejny dźwięk policyjnej syreny doszedł do naszych uszu.

– Musisz już iść Ronnie.

Momentalnie zaczęłam kręcić głową.

– Nie, nie mogę... Jeśli teraz pójdę, mogę cię już nie zobaczyć.

– Zrobię co w mojej mocy, by jakoś to wszystko naprawić.

Podszedł do mnie i otulił mnie ramieniem.

Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.

Niall przytulił mnie mocno do siebie i schował głowę w moich włosach. Doskonale czułam zapach jego wody kolońskiej połączonej z nikotyną. Owinęłam jego pas rękami i marzyłam, by ta chwila nigdy się nie skończyła.

Dźwięk syreny był coraz bliżej. Z daleka można było dostrzec niebiesko czerwone stroboskopy. Samochód przejechał wzdłóż ulicy, minął nas, ale przez gęsto rosnące drzewa byliśmy nie zauważalni. Przez ten cały czas cały czas nie odsunęliśmy się od siebie na milimetr.

– Bardzo za tobą tęskniłem.

Czułam pocałunek jego ust na głowie, jeszcze przez chwile jego ramiona wokół swoich... gdy nagle puścił mnie, a moje ciało otulił chłód zimnego, nocnego powietrza.

– Wracaj teraz do domu. Nie zatrzymuj się nigdzie, Ronnie.

Nim zdążyłam zareagować, Niall spojrzał na mnie smutno po raz ostatni, po czym zniknął gdzieś za drzewami.

– Proszę, nie... – błagałam żałośnie. – Nie odchodź!

Ruszyłam za nim, ale na nic mi to było. W ciemności nie miałam pojęcia gdzie poszedł. Byłam jak w labiryncie. Nim się zorientowałam, już zaczęłam płakać.

Nie chciałam zgubić się w lesie. Zrezygnowana wyszłam za linie drzew, gdzie była ulica, ta sama, którą przed chwilą przejeżdżał radiowóz, a obok mój dom, a na przeciw jego.

Nie zdążyłam jednak zajść daleko. Dalej otoczona mrokiem nocy stanęłam jak wryta, widząc sytuację malującą się przed moimi oczami.

Dokładnie widziałam dom Nialla. I poczynania Nialla, który właśnie spróbował do niego wejść.
Nagle rozbłysły reflektory ukrytych na podwórku policjantów, skierowane w jego kierunku. Była ich cała masa, wszyscy uzbrojeni, wymierzali w jego stronę pistolety.

– Poddaj się, jesteś otoczony! – ryknął przez megafon jeden z umundurowanych. – Próba ucieczki będzie równoznaczna z postrzałem!

Ugięły się pode mną nogi i opadłam na kolana na trawę.

Denise, prawdopodobnie słysząc zamieszanie przed swoim domem wybiegła przed drzwi. Widząc całą sytuacje, zareagowała podobnie jak ja. Musiał podtrzymać się framugi, by nie upaść.

– Niall?! Moje dziecko – zalała się łzami.

– Proszę się nie zbliżać!

Niall uniosl ręce do góry. Widziałam jak mówi coś do mamy. Być może właśnie ją przepraszał. Policjanci szybko do niego podbiegli. Denise przy tym bardzo płakała, podobnie jak ja. Błagała, by zostawili jej syna w spokoju.

Niall został brutalnie rzucony na ziemie, a ja z całych sił powstrzymywałam się od krzyku. Zwinęłam się na trawie, niemal czując fizyczny ból.

Przez łzy ledwo widziałam, gdy policjanci obezwladniali go, założyli mu kajdanki, po czym szarpnięciem przywrócili do pionu. Potem wepchnęli go do radiowozu.

Niall ostatni raz spojrzał w moją stronę. Było coś w jego oczach... jakby chciał mi przekazać, żebym się nie martwiła. Na koniec lekko się uśmiechnął, chcąc mnie uszczęśliwić. Mimo wszystko widziałam, że cała sytuacja bardzo go boli. Byłam w stanie uwierzyć, że miał złamane serce, bo nie był w stanie dłużej na mnie patrzeć.

Radiowóz odjechał na sygnale. Gdy tylko dźwięk syren się oddalił, podbiegłam do ledwo przytomnej Denise.

Wtuliła się w moje ramię, ciężko łkając.

– Straciłam syna, Ronnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro