Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 9

*krótka informacja:
podjęłam decyzję o zmianie osoby grającej Pana Redforda, na kogoś bliższego memu sercu - sprawdzajcie obsadę :)*

2°uprzedzam, dużo dialogu.

Soundtrack do rozdziału:
ZAYN - BoRdErSz

Zdyszana wbiegłam do sali, gdzie kilka minut temu rozpoczęła się moja lekcja angielskiego. Przeklinałam się w myślach, ponieważ nienawidziłam się spóźniać, a w szczególności nie na lekcje. Wszystko dlatego, że postanowiłam na przerwie wyjść na szybkiego papierosa i nieco zagadałam się z Sophią i Jesy.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam w chwili, kiedy otworzyłam drzwi.

Usłyszałam jak przez klasę przechodziły ciche pomruki. Pan Redford wyprostował się na swoim krześle i zlustrował mnie krótkim spojrzeniem. Nic nie powiedział, jedynie wskazał ręką na wolną ławkę. Jego wargi były zaciśnięte w wąską linie, a oczy pałały gniewem.

Czułam na swoich plecach jego przeszywający wzrok, gdy kierowałam się do swojej ławki.

- Chyba nasz Romeo jest na ciebie wściekły - usłyszałam za sobą ściszony, kąśliwy głos Nialla jak tylko usiadłam na miejscu tuż przed nim (niestety tylko ta ławka była wolna).

Przewróciłam oczami i postanowiłam go zignorować.

- Niall, widzę, że jestem bardzo zainteresowany lekcją. Scharakteryzuj zatem Hamleta i opisz jego relację z Ofelią.

Zerknęłam na nauczyciela, który w nonszalancki sposób opierał się o swoje biurko ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. Jego mimika twarzy nie zdradzała zbyt wielu emocji, ale czułam, że bym mocno zirytowany.

Słyszałam jak Niall sarkastycznie prychnął pod nosem - "oczywiście kurwa, że tak". Powolnie wstał ze swojego miejsca i popatrzył spod byka w stronę Redforda.

- Hamlet... - przerwał po jednym słowie, zawiesił głowę w dół jakby się zastanawiał, po czym uśmiechnął się cwaniacko - zasadniczo jest nastolatkiem. Ma swoje pragnienia, ale nie ma odwagi po nie sięgnąć. Okazuje się, że jest ciotą zaangażowaną w jakiś bezsensowny spisek, więc po czasie wariuje, trzepie sobie myśląc o Ofelii i robi się tak nudny, że ktoś wreszcie musi go zabić - powiedział z ostatecznie obojętnym wyrazem twarzy.

Miałam ochotę uderzyć się w czoło gdy usłyszałam co powiedział. Jego marny sposób popisania się był po prostu żenujący.

Oczywiście znalazło się kilka osób, które wybuchły śmiechem, ale większość zastygła w bezruchu oczekując reakcji nauczyciela.

- Cóż, jeszcze nikt nie zaskoczył mnie taką kreatywnością i otwartym umysłem w przypadku omawiania Hamleta - zakpił Pan Redford. - Jedynka, siadaj.

- Widzę, że ktoś tu dawno nie bzykał - warknął Niall bardziej do sobie, niż do niego.

To jednak nie uszło uwadze Redforda.

- Widzę, że ktoś będzie musiał się bardzo postarać, aby zaliczyć semestr. Oczywiście, mam tu na myśli kompletny brak wiedzy - na zwieńczenie posłał mu fałszywy uśmiech.

To co powiedział było rzecz jasna sarkastyczne i każdy znajdujący się w tej klasie zdawał sobie sprawę, że Niall będzie musiał włożyć wielki trud, aby nie kiblować po raz drugi.

Oh, jaka szkoda.

Lekcja minęła mi na tyle szybko, że byłam zaskoczona kiedy usłyszałam dzwonek sygnalizujący przerwę. W planie miałam teraz pieprzone wychowanie fizyczne, więc chciałam jak najszybciej zjawić się w szatni, by zdążyć się przebrać. Zebrałam swoje rzeczy i skierowałam się do wyjścia, ale zatrzymałam się w ostatnim momencie.

- Ronnie, zostań na minutę.

Świetnie.

Stanęłam niezręcznie obok jego biurka i poczekałam, aż wszyscy opuszczą tą cholerną klasę. Redford podczas tego nawet na chwilę nie oderwał uwagi od swojego komputera zwyczajnie mnie lekceważąc. Okej?

Drzwi wreszcie zamknęły się za ostatnią osobą, a anglista odsunął od siebie laptopa.

- Dowiedziałem się, że zrezygnowałaś z moich dodatkowych zajęć - powiedział wreszcie.

Skrzywiłam się, bo nie bardzo rozumiałam o co mu chodziło.

- Słucham?

- Zakończył się termin wybierania dodatkowych zajęć. Wpisałaś się na listę zajęć artystycznych prowadzonych przez jakiegoś ucznia. Nieukrywam, że byłem przekonany, że wybierzesz akurat moje zajęcia.

- Em, tak, to prawda. Tematyka zajęć artystycznych bardzo mnie zainteresowała - poprawiłam torebkę na ramieniu.

- Jestem zawiedziony. Naprawdę zawiedziony - wstał. - Myślałem, że twoją ambicją będzie dodatkowa edukacja, jeśli chodzi o angielski oczywiście. Byłem pewien, że wiążesz z tym przyszłość.

- Bo tak jest, jednakże chciałabym spróbować czegoś, no nie wiem, nowego? Uważam, że mój angielski jest na wysokim poziomie, co odzwierciedlają oceny.

- Jest jeszcze miejsce, mogę się wpisać jeśli postanowisz zmienić zdanie - próbował mnie nakłonić.

- Dziękuję, ale nie zmienię swojej decyzji.

Zmarszczył brwi i zacisnął usta. Dobrze widziałam, że takiej odpowiedzi się nie spodziewał.

- W porządku, to twoja decyzja - i z tym mnie pozostawił, wskazując ręką na drzwi.

***

- Co mu odjebało?! - wypaliła zirytowana Sophia

Właśnie z Jake'iem i Sophią rozciągaliśmy się na sali gimnastycznej przed przyjściem trenera i mogłam opowiedzieć im co zaszło podczas przerwy.

- Boli go fakt, że nie będzie miał swojej małej dziewczynki na własność - Jake poruszył sugestywnie brwiami, na co zgromiłam go wzrokiem.

- To jest popieprzone - parsknęłam.

Zaczynałam czuć się osaczana w tej szkole. Jak nie prześladujący mnie Niall na każdym kroku, to Pan Redford, zachowujący się wobec mnie nieco odmiennie niż do wszystkich innych uczniów.

- A może po prostu bardzo cię lubi bo jesteś dobra z angielskiego? - Sophia wzruszyła ramionami, po czym złapała się za kostki i przyłożyła głowę do kolan.

- A może po prostu bardzo cię lubi bo masz młodą, wąską cipkę? - przedrzeźnił ją Jake i przewrócił oczami. - Błagam kurwa nie bądźcie naiwne. Od razu widać, że on chce cię przelecieć!

- Jake stop, nie chcę tego słyszeć - skrzywiłam się i zabuczałam. - Mam tak bardzo dość tego miejsca.

- Oh nie - obok pojawił się roześmiany Louis, który musiał usłyszeć co powiedziałam - zaraz będziesz miała bardziej dość!

I jak na zawołanie do sali wpadł trener Adams gwiżdżąc z całych sił w swój pieprzony gwizdek.

- DOBRA KURWA ZBIÓRKA LENIWE MATOŁY!!!

Boże, zabierz mnie stąd.

Ustawiliśmy się przed trenerem w szeregu, po czym sprawdził naszą obecność.

- Horan! Payne! Stock, ty chodząca chorobo weneryczna! Fitch! Jenkins! - rzucał nazwiskami. - Addison, gdzie zgubiłaś swoją jakże otwartą siostrę?

- Prawdopodobnie jest w tym momencie otwarta na kutasa mojego brata - odpowiedział za mnie Tayler, a kilka osób wybuchło śmiechem.

Trener przewrócił oczami i przeczytał resztę nazwisk.

Kiedy skończył rzucił dziennikiem na ławkę i powiedział, że ma nam do zakomunikowania coś niezwykle ważnego.

- DOBRA, SŁUCHAĆ MNIE TERAZ WSZYSCY - ryknął. - Od następnego tygodnia będziecie mieć nowego nauczyciela. Christian Mitchell uczy historii i krótko mówiąc jest po prostu popierdolony. Uczył u nas pięć lat, aż musiał zrobić sobie rok przerwy, ponieważ trzej uczniowie mieli przez niego załamanie nerwowe, a przynajmniej dziesięciu wypłakiwało się szkolnemu psychologowi. Z wyprzedzeniem radzę byście od początku wzięli się do roboty, bo to nie jest typ, który cokolwiek odpuszcza. Nie mówię tego z troski o was ćwoki, tylko dlatego, że nie chce mi się użerać z wami przez jeszcze jeden rok. A WIĘC DO ROBOTY! NA POCZĄTEK 10 KÓŁEK WOKÓŁ SALI!

Rok w tej szkole zapowiadał się cudownie. Redford, który nie dawał mi spokoju, Adams, który próbował mnie zabić co lekcje, a na dodatek jeszcze jakiś Mitchell, który totalnie zrujnuje moje poczucie własnej wartości. Żyć nie umierać.

- Słyszałem o nim wiele... rzeczy - mruknął Jake do mnie i Soph, podczas biegania.

- Co masz na myśli? - obie zbliżyłyśmy się do niego, jakby miał wyjawił nam niezwykłą tajemnice.

- Otóż to jest istny pojeb. I sam Adams się przy nim chowa. ON-MAM-ZRUJNUJE-ŻYCIE.

***

- Pieprzyć takie zakończenia! - przewróciłam oczami i zarzuciłam laptop z kolan na materac.

Jak zwykle za bardzo pochłonął mnie Netflix i "Orange is the new black", no i zakończenie sezonu było gówniane.

Za pewne dąsałabym się dłużej, gdyby nie kamień, który uderzył w szybę mojego okna.

- Ronnie!

- RUSZ DUPE SUKO!

Skrzywiłam się i wychyliłam przez okno. Pod moim domem znajdowali się Sophia, Harry, Perrie, Zayn oraz Jake, który machał do mnie jak pierdolnięty. Dostrzegłam jeszcze Nialla, który nonszalancko opierał się o samochód i dopalał papierosa.

- Nie wiecie do czego służą telefony? Oświece was - zostały wynalezione, by nikt nie musiał drzeć się pod oknami, gdy czegoś chce! - warknęłam, a Sophia z głupim uśmiechem wystawiła do mnie środkowy palec.

- Dobra, nie pierdol tylko schodź na dół. Jedziemy na ognisko! - Jake zaklaskał w dłonie.

Jeszcze większy grymas zawitał na mojej twarzy. Czemu to miasto nie chce zaakceptować mojej aspołecznej natury?

- Jest piątek, mogłabyś wreszcie odpuścić sobie Netflixa! To się nazywa UZALEŻNIENIE! - zaśmiał się Harry.

Dobra, właśnie sobie uświadomiłam, że jakoś straciłam cztery dni podczas ciągłego oglądania serialu. Internet powinien być nielegalny.

- Za minutę jestem na dole - mruknąłam i zamknęłam okno.

Ubrałam pośpiesznie jeansy oraz buty, chwyciłam telefon i zbiegłam po schodach. W kuchni kszątała się Karen. Zobaczyłam, że dyskretnie zerka zza firankę.

- Ten syn Denise nie wygląda na dobrego chłopaka. Uważaj na niego - ostrzegła mnie, a ja po prostu nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami.

- To nie będzie trudne. Nie lubię go.

Poprawiłam włosy przed lustrem, rzuciłam krótkie pożegnanie i wyszłam z domu. Wszyscy siedzieli już w samochodzie. Problem w tym, że miejsc było pięć, a osób siedem. Perrie siedziała już na kolanach Zayna, więc nie zostało mi nic innego, jak zrobić to co ona.

- Wsiadaj, maleńka - Niall mrugnął do mnie i poklepał swoje uda.

- Jake, zrób mi miejsce - zignorowałam go i wgramoliłam się na kolana bruneta.

Blondyn przygryzł wargę kryjąc swój głupi uśmieszek i więcej się do mnie nie odzywał przez następne kilka minut jazdy - na całe, kurwa, szczęście.

Po chwili dojechaliśmy w miejsce pod lasem, gdzie Harry mógł zaparkować samochód.

- Będzie jeszcze ktoś oprócz nas? - spytałam, kiedy szliśmy przez las.

Było już ciemno i modliłam się, by tylko nie wpaść twarzą w jakąś pajęczyne.

- Wszyscy już są na miejscu - odpowiedział Zayn, prowadząc nas wszystkich w konkretne miejsce.

Wreszcie zobaczyłam światło i po zrobieniu jeszcze kilku kroków zza drzew wyłoniło się ognisko. Wokół płomieni siedzieli już Louis, Sean, Liam, Hannah, Taylor, Daniel, Dylan oraz Jesy. Nie zdziwiła mnie za bardzo ilość alkoholu, która leżała pod drzewem. Zapowiadała się ciekawa noc.

- Hej, Ronnie - Louis uśmiechnął się do mnie szeroko i mnie przytulił. Trochę zdziwiło mnie to czułe powitanie, ale odzwajemniłam jego gest. - Zrobię Ci drinka. Może być z sokiem pomarańczowym?

- Idealnie trafiłeś w mój gust - puściłam mu oczko.

Zayn podłączył swój telefon to bezprzewodowego głośnika i puścił imprezową składankę. Przyciągnął Perrie do siebie, by rozpocząć tańce. Jake, gdy to zobaczył podniósł się z głośnym okrzykiem i biorąc Taylora za rękę dołączył do tańczącej pary.

Patrzyłam na nich przez chwilę, aż Louis przysiadł się obok mnie i wręczył mi kubek z trunkiem.

- Dziękuję - upiłam łyka i woah, nalał mi bardzo dużo wódki.

- Musisz się wreszcie upić! - krzyknął wesoło, na co wzruszyłam ramionami i wypiłam całą zawartość kubka.

Rozmawialiśmy chwilę o zbliżającym się meczu piłki nożnej. Miał odbyć się za tydzień, czyli równy miesiąc po rozpoczęciu szkoły, a Louis wydawał się tym faktem niesamowicie podekscytowany. Potem zauważyłam jak Zayn żarłocznie całuje Perrie. I okej, nie byłoby w tym nic niesamowitego, ale byłam pewna, że Jake któregoś dnia w szkole wspominał, że Zayn sporo sms'uje ze swoją byłą dziewczyną. Miała takie dziwne imię zaczynające się na 'G' i mieszkała kilka kilometrów za Forks.

- Nie wiedziałam, że są razem - skinęłam w ich kierunku głową.

- Bo nie są - brunet uśmiechnął się tajemniczo. - Perrie to ex Zayna.

- Chce do niej wrócić? - zaciekawiłam się.

- Jeśli chodzi o Zayna to niczego nie można być pewnym. Kilka miesięcy temu był z Perrie, po czym zerwał z nią dla Gigi, którą ostatecznie na koniec wakacji zdradził z Perrie. Zrobił się z tego beznadziejny trójkąt, jeśli wiesz o co mi chodzi.

- Popieprzone - podsumowałam.

Nie chciałam się nad tym rozwodzić, ale gardziłam osobami, które zdradzają. Jeśli nie wiedzą czego chcą, to niech nie bawią się w zobowiązania.

- Przejdziemy się? - Louis nagle wstał i podał mi rękę.

Prawdopodobnie zobaczył moją konsternację i złożył ręce w błagalnym geście. Roześmiałam się ostatecznie, wzruszyłam ramionami tym samym zgadzając się. Pozwoliłam by zrobił mi jeszcze jednego mocnego drinka.

Oddaliliśmy się nieco od miejsca imprezy. Idąc cały czas przed siebie przestawałam powoli słyszeć muzykę.

- Bo zaraz pomyślę, że chcesz mnie porwać - zakpiłam i założyłam ręce na piersi.

- Tu jest dobre miejsce - wskazał na duży głaz, na którym oboje mogliśmy usiąść. Obok było coś na wzór sadzawki (jeśli tak można nazwać zbiornik wodny w środku lasu), co tworzyło przyjemny klimat.

Usiedliśmy obok siebie i nagle zapadła niezręczna cisza.

- Dobra Louis, mów o co chodzi - uśmiechnęłam się lekko i szturchnęłam go łokciem.

- Nic konkretnego, po prostu zacząłem mieć dość tej imprezy.

Czułam, że nie jest szczery. Był podenerwowany i unikał kontaktu wzrokowego.

- Powiedz, po co mnie tu przyprowadziłeś? - klepnełam go w nogę i wyszczerzyłam się. Miałam już dobry humor, drinki najwyraźniej zaczęły działać.

Niepewnie na mnie zerknął. Powoli się do mnie przesunął i drżącą ręką dotknął mojego policzka. Siedziałam jak skamiemiała niewiedząc co zaraz nastąpi.

- Chciałem po prostu czegoś spróbować - mruknął przy moich wargach i szybko się w nie wpił.

Zszokowana nie oddałam pocałunku. Mimo, że bardzo się starał, jego ruchy były powolne i przemyślane to i tak czułam się jakby całował mnie, jak to się mówi... brat? Nie było w tym żadnej iskry, magii. Czułam, że robi to na siłę.

- Louis - oderwałam się od niego.

Czerwone wypieki zawitały na jego policzku. Przetarł swoje wargi z nadmiaru śliny i znacznie się odsunął.

- Nie powinienem tego robić - wplątał palce we włosy. - Przepraszam.

Zerwał się na równe nogi i zaczął odchodzić w stronę, z której przyszliśmy. Również wstałam i zaczęłam podążać za nim.

- Louis, czekaj. Co to właśnie miało być?!

Nie zareagował, więc dobiegłam do niego i szarpnęłam za jego bluzę. Gdy odwrócił się do mnie twarzą zobaczyłam w jego oczach łzy.

- O mój boże, nie chciałam być nie miła... - szepnąłam i położyłam ręce na jego barki.

Nie pozwolił nam stać tak długo bo wyrwał się i usiadł pod drzewem chowając twarz w dłoniach.

Byłam zaniepokojona bo kompletnie straciłam rachubę o co może mu chodzić.

- Hej, nie płacz, nic się przecież nie stało - pochyliłam się nad nim i pogłaskałan po ramieniu.

To było takie dziwne. Przecież nikt nie płacze jak nie wyjdzie mu pocałunek.

- Nie radzę sobie - szepnął.

Kucnęłam przy nim i chwyciłam za jego ręce odklejając je od twarzy. Złapałam za jego podbródek, czym zmusiłam go by na mnie spojrzał.

Obraz przede mną był kompletnym przeciwieństwem Louisa, którego widywałam w szkole - zawsze pewnego siebie, roześmianego. Nigdy nawet nie byłam świadkiem sytuacji, kiedy był poważny, a co dopiero jakby płakał.

- Możesz mi powiedzieć o co chodzi - usiadłam koło niego i objęłam go ramieniem.

Czułam, że chłopak walczy ze sobą i nie jest pewny czy powiedzenie mi prawdy jest dobra decyzją. Tym bardziej byłam szczęśliwa, kiedy po chwili odważył się powiedzieć mi prawdę, bo czułam, że wzbudziłam jego zaufanie.

- Zauważyłem, że jestem trochę inny od reszty facetów z drużyny. No wiesz, gadali ciągle o laskach, co z nimi robią, a ja tego nie czułem. Zwyczajnie mi się nie podobały. Zacząłem się martwić, że jestem nienormalny albo chory. Potem ty pojawiłaś się w mieście. Znacznie różniłaś się od pozostałych dziewczyn i byłem pewien, że to moja ostatnia szansa. Przepraszam, że... posłużyłem się tobą jak jakimś elementem eksperymentu, ale po prostu musiałem spróbować. Myślałem, że jak cię pocałuje to wszystko się zmieni - uśmiechnął się z goryczą.

Zrobiło mi się go naprawdę żal. Czyli to jest to, co przeżywa większość chłopaków, którzy nie radzą sobie ze swoją orientacją.

- O mnie się nie martw, nie mam Ci tego za złe - oparłam głowę na jego ramieniu. - Jednak nie możesz o sobie myśleć w ten sposób. Nie jesteś chory, jesteś gejem Louis, a to jest normalne. Popatrz na Jake'a! On jest z tego dumny.

Próbowałam podnieść go na duchy, może lekko rozweselić. Wytarłam jego łzy, a on złapał mnie za rękę.

- Może z czasem będzie łatwiej - wzruszył ramionami. - Ale się boję.

- Czego możesz się tutaj obawiać? Louis, przyjaźnisz się chyba z najbardziej tolerancyjnymi ludźmi na całej planecie. Nie jesteś w tym sam, jest Jake, Taylor, Harry.

- To nie jest największy problem. Problem jest z moją rodziną. Mój ojciec jest szanowanym lekarzem w Forks. Jeśli bym mu powiedział, to nie zaakceptowałby tego. Powiedziałby, że niszcze mu reputację. Nie jestem na to gotowy.

Zapadła między nami cisza. Nie wiedziałam co mogłam mu powiedzieć. Był w bardzo ciężkiej sytuacji. Czuł, że nie zostanie zrozumiany właśnie przez swoich najbliższych.

- Na razie popracuj na akceptacją samego siebie. To może trochę zająć, ale przygotujesz się psychicznie na wyznanie prawdy ojcu. Kiedyś ten moment i tak musi nastąpić. Może już w tym czasie będziesz w innych miejscu niż Forks i to nie dotknie cię już tak bardzo - pogłaskałam go po ramieniu.

- Czuję, że mi lżej. Fajnie, że mogłem to w końcu komuś powiedzieć.

- Czyli jestem pierwszą osobą, której wyznałeś prawdę - posłałam mu pokrzepiający uśmiech.

- Tak, mimo, że wiele osób podejrzewa, że jestem gejem. Snują bardzo dużo domysłów.

Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Oplotłam go rękami i odwzajemniłam uścisk. Nie liczyłam minut ile tak trwaliśmy w kompletnej ciszy, ale byłam pewna, że Louis odczuwa ulgę.

***

Louis uznał, że nie ma ochoty pozostać na ognisku i woli wrócił do domu. Odprowadziłam go kawałek w stronę samochodu po czym wróciłam z powrotem w miejsce imprezy.

Wszystko już zaczynało nabierać tempa. Między innymi Dylan był kompletnie zjarany i nie mógł wstać z ziemi, Harry postanowił wejść na drzewo, Zayn prawnie uprawiał publiczny seks z Perrie, a Jake, jak to Jake próbował posuwać wszystko co się rusza. Na ten widok zrezygnowana pokręciłam głową. Nie miałam ochoty dzisiaj zalać się w trupa. W przeciwieństwie do całej reszty.

Usiadłam na pniu drzewa z butelką piwa przed ogniskiem i wpatrywałam się przez chwilę w ogień. Siedziałam tak do czasu, aż ktoś nie przysiadł się obok mnie.

- Czemu siedzisz sama podczas imprezy? - Daniel zajął miejsce obok i obdarował mnie szerokim uśmiechem.

Wskazałam na zamieszanie przed nami.

- Nie jestem wystarczająco pijana, żeby dorównać im w zabawie - skrzywiłam się, na co z jego ust wydobył się wesoły śmiech.

- Zdecydowanie można przyznać, że sytuacja wymknęła się lekko z pod kontroli. - w uroczy sposób przygryzł język. - Widziałaś Louisa? Miałem wrażenie, że z nim odchodziłaś jakiś czas temu.

- Jest nie w formie, wolał wrócić - powiedziałam krótko, by nie wzbudzać pytań. Louis poświęcił mi swoją tajemnice i miałam zamiar być dyskretna.

- On jest zakochany w Harrym.

Zachłysnęłam się nagle swoim piwem i zaczęłam nerwowo kaszleć.

- Że co?

Przecież nikt do cholery nie wiedział o orientacji Louisa, a teraz jeszcze mówi mi o zakochaniu!? Za dużo szoku jak na jeden wieczór...

- Jestem jego kumplem i zacząłem się w tym wszystkim orientować. Zauważyłem jak potrafi się czerwienić, gdy Harry mówi coś sprośnego w jego obecności, albo jak na niego patrzy w taki sposób. Daje sygnały, które próbuje tuszować opowiadaniem o dziewczynach, co nawet nie brzmi naturalnie. Nie chcę żebyś odniosła wrażenie, że mówię do każdemu. Szczerze mówiąc, to mówię to tylko tobie.

- Ale dlaczego mi?

- Usłyszałem kawałek waszej rozmowy jak wracaliście, a potem zauważyłem, że Louis miał zaczerwienione oczy jakby płakał. Poskładałem w całość.

- Okej, ale czego ode mnie oczekujesz?

- Chcę mu pomóc Ronnie. On się dusi od tego, że ciągle trzyma to w sobie. Pomyślałem, że może we dwójkę jakoś uda nam się popracować nad jego samoakceptacją.

- Dobry z ciebie przyjaciel. Zrobię co w mojej mocy, aby mu pomóc - zgodziłam się.

Na moje słowa posłał mi szczery uśmiech. Zwróciłam szczególną uwagę na jego radosne niebieskie oczy. Można było w nich zatonąć, podobnie jak mocny zarys szczęki, od którego nie mogłam oderwać wzroku.

Przyjemną cisze jaka zastała między nami przerwał dzwonek telefonu. Daniel przeprosił mnie i odszedł z dala od hałasu, by móc spokojnie porozmawiać. Ja w tym czasie stwierdziłam, że mam ochotę się napić. Wstałam z zamiarem ruszenia po alkohol, gdy ktoś zatorował mi drogę.

- Impreza ci się nie podoba, maleńka? - pojawił się przede mną Niall ze swoim głupim uśmiechem i powiększonymi źrenicami.

Miał na sobie czarną bluzę, a na głowie kaptur i szczerzył się w taki głupi, niesamowicie wkurzający sposób.

- Nie interesuj się - przewróciłam oczami i wyminęłam go lekceważąco.

Poczułam uścisk na nadgarstku. Niall chwycił mnie mocno i pociągnął tak, że znowu stałam przed nim. Zacisnęłam zęby i wyrwałam się.

- Mam coś fajnego - ukazał szereg białych zębów. - Spodoba ci się.

Włożył rękę do kieszeni, z której wyciągnął foliowy woreczek z tabletkami. Potrząsnął nim w powietrzu i poruszył sugestywnie brwiami.

- Nie będą z tobą ćpała - powiedziałam zdecydowanie i zwiększyłam dystans między nami.

W jego znacznie powiększonych źrenicach pojawił się niebezpieczny błysk. Nie spuszczając ze mnie wzroku schował tabletki z powrotem do kieszeni.

- Tak? Jakoś tydzień temu wciągałaś koke jak mała suka - roześmiał się z pogardą.

Moje oczy rozmiarem przypominały spodki, kiedy usłyszałam jego słowa. Spiełam się cała w sobie i byłam pewna, że zaraz się na niego rzucę.

- Pierz się, Horan. Zejdź mi z drogi -warknęłam przez zaciśnięte zęby.

Spróbowałam go ponownie wyminąć, lecz chwycił mnie mocno za ramię.

- A no właśnie, ostatnio byłaś jakaś bardziej chętna - roześmiał się prosto w moją twarz.

Czułam, że moja głowa cała wrze. Jego nawiązanie do mojego pierwszego w życiu intymnego wydarzenia w taki chamski sposób było po prostu poniżej pasa. Było mi przykro co jedynie potegowało moją wściekłość.

Dałam upust emocjom i uderzyłam go w klatkę piersiową, jednak to go nawet nie wzruszyło i ze wściekłością wypisaną na twarzy złapał mnie jeszcze mocniej. Próbowałam się wyszarpać, ale byłam za słaba.

- Zostaw mnie! - krzyknęłam jeszcze raz.

W jednej sekundzie napastnik został ode mnie oderwany. Daniel trzymał go za bluzę w znacznej odległości ode mnie.

- Stary, co ty robisz?! - krzyknął do niego mając nadzieję, że się opamięta.

Niall spojrzał na niego z kpiną, popchnął go tak, że zrobił się między nimi dystans, po czym strzepał z wyższością swoje ubranie w miejscu, gdzie wcześniej trzymał go Daniel. Wyciągnął papierosa z kieszeni, włożył go do ust i odszedł na chwiejnych nogach.

Cała nadal byłam roztrzęsiona i nie mogłam uwierzyć, że Niall powiedział mi tyle przykrych rzeczy. Kurwa żałowałam, że cokolwiek między nami zaszło. Jak zwykle nie posłuchałam swojej intuicji mówiącej, że będą z tego same kłopoty.

- Nic ci nie jest? - Daniel spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem.

- Wszystko okej, nie ma o czym mówić.

- Był bardzo naćpany. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem go w takim stanie. Dobrze, że nic Ci się nie stało.

- Nieważne, muszę wrócić do domu - zdecydowanie nie chciałam już tu być.

Machnęłam do niego ręką i uśmiechając się gorzko odwróciłam się na pięcie.

- Hej, odprowadzę cię! - krzyknął za mną. - Nie pozwolę, żebyś wracała sama o tej porze.

Zgodziłam się. Ruszyliśmy przez las, gdzie kilkakrotnie musiał mnie złapać ponieważ potknęłam się o wystające korzenie.

- Widzisz, beze mnie nie dałabyś rady - żartował.

Do mojego domu został jeszcze kawałek, kiedy rozbrzmiał przerażający grzmot, a niebo przeszyła błyskawica. Niedługo potem pojedyncze krople spoczeły na naszych głowach, by zaraz zamienić się w prawdziwą ulewe.

- Cholera - skrzywiłam się.

Miałam na sobie tylko cienką bluzkę, a niebawem miałam być całkowicie przemoczona.

W jednym momencie Daniel ściągnął z siebie swoją basebollową bluzę z logiem szkolnej drużyny i jak płachtę zawiesił nad moją głową, by chroniła mnie przed deszczem.

- Co ty robisz? Cały zmokniesz!

- Wolę się przemęczyć, niż dać Ci zmoknąć. Jak to by o mnie świadczyło? - zaśmiał się. - Trzymaj i nie dyskutuj - dodał żartobliwie.

▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️

▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️

Doceńcie moją pracę komentarzem.

Jako, że rozpoczęły się wakacje rozdziały będą pojawiać się regularnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro