Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 4


Soundtrack do rozdziału:
Tom Petty - American girl

Siedziałam w klasie od dobrych piętnastu minut, oczekując na dzwonek. Podpierałam twarz na dłoni, niemal leżąc na ławce, w drugiej dłoni trzymając telefon, na którym widniał instagram. Byłam trochę szybciej w szkole i nie chciało mi się siedzieć na przerwie i słuchać kretynek należących do zespołu cheerlederek, rozmawiająch o nowej kolekcji lakierów hybrydowych. Poważnie, to było nie do zniesienia. Na ich miejscu bym się tak nie cieszyła. Pewnie w tej dziurze ich nie dostaną. W rezultacie będą musiały wpakować tyłek do samochodu i jechać ponad godzinę do Port Angeles.

Oh, jak mi przykro, suki.

W planie była teraz edukacja seksualna czyli najgłupszy przedmiot, jaki ktoś mógłby wymyślić. Nikt nie podchodzi do tego poważnie. Jedynie nasze państwo może mówić, że zrobiło wszystko co w ich mocy, aby zapobiec nastoletnim ciążom.

Jasne, szkoda, że w ciągu trzech dni tutaj widziałam dwie dziewczyny paradujące z brzuchem po szkolnym korytarzu. Niech żyje Ameryka i jej wspaniałomyślne rozwiązywanie problemów!

Jestem strasznie pretensjonalna, ale to miejsce doprowadza mnie do jakiegoś ataku nerwicy. Potrzebuję izolacji. Tak, zdecydowanie. Jeszcze tylko pięć lekcji, będę odliczać do wyczekiwanego opuszczenia murów tej szkoły.

Do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka i po chwili wszyscy uczniowie zaczęli wchodzić do klasy. Na ich widok nie mogłam powstrzymać się od przewrócenia oczami.

- Jest i ona! - przed oczami pojawił mi się Dylan. Miał na sobie zwykłą, granatową koszulkę i zarzucony na jedno ramię plecak. Uśmiechał się bardzo szeroko co mogłoby być jego znakiem rozpoznawczym. W pewien sposób wyglądał uroczo.

- Wreszcie ktoś, na kogo widok nie chce mi się wymiotować - powiedziałam z ulgą. Poklepałam miejsce obok siebie w ławce (jestem pod wrażeniem, że chociaż w tej sali ławki są dwuosobowe).

- Bardzo pesymistyczna - zaśmiał się i usiadł obok. - To by Ci pomogło.

Pomachał mi przed oczami woreczkiem z marihuaną.

- Czy tu każdy pali trawę? - zakpiłam.

- A co mamy innego do roboty? Jest tu nudno, jak zdążyłaś już zauważyć - wzruszył ramionami i znowu się roześmiał.

- CICHO KURWA, SŁUCHAJCIE MNIE! - do sali wpadł zdyszany Jake z Sophią. - Adamsa nie będzie jeszcze przez piętnaście minut, spotkaliśmy go na korytarzu. Stwierdził, że woli na spokojnie dokończyć śniadanie, niż siedzieć z bandą zjebów. W każdym razie mamy jeszcze wolne.

Po klasie rozniosły się radosne okrzyki i większość osób wyszła biegiem z klasy, aby zdążyć zapalić fajki przed szkołą.

- A wy co, nie wychodzicie? - zapytała Sophia z paczką papierosów w ręce.

Pomachałam przecząco głową. Paliłam już wcześniej i nie miałam ochoty.

Dylan ponownie pokazał przeźroczysty woreczek ruszając znacząco brwiami.

- ZAJEBIŚCIE STARY! - entuzjazm porwał Jake'a. - Chodźmy do kibla.

Dylan ucieszył się, że znalazł wreszcie towarzystwo do palenia. Popatrzył na mnie pytająco, dając jeszcze szansę na zdecydowanie się.

- W zasadzie, może być - wzruszyłam ramionami. Niech coś się wreszcie wydarzy.

- Idziesz? - Dylan spytał Sophii.

- Pierdole trawę, po niej usypiam. Ja bym skusiła się na kreskę - pokazała mu środkowy palec i wyszła z sali udając się przed szkołę na papierosa.

Nie ma to jak subtelność.

W zasadzie to było najlepsze w Sophii. Była wredna, pretensjonalna, niekulturalna i dosadna. Kiedyś chyba pogardziłabym taką znajomością, jednak tu gdzie obecnie jestem zaczynam to cenić. Jest autentyczna i nikogo nie udaje. Idealnie się dogadujemy.

Weszliśmy do męskiej łazienki. Muszę wspomnieć, że naprawdę tam śmierdzi. Faceci to zwierzęta.

Zamknęliśmy się w największej kabinie, tak na wszelki wypadek, jakby jakiś nauczyciel przypadkiem chciałby sprawdzić, czy nikt nie opuszcza lekcji. Dylan szybko skręcił jednego skręta na zamkniętej desce klozetowej. Jake w tym czasie nagrywał śmieszne snapy, zwracając się do oglądających ludzi jak do swoich fanów.

Paliliśmy po kolei, podając sobie z ręki do ręki jointa. Nie był to mój pierwszy raz, czasem paliłam w Tacomie z Katherine. Dzięki temu wreszcie nie czułam się jak nudna frajerka.

Skręt szybko się wypalił, a my mieliśmy małe, czerwone oczy i twarze powykrzywiane przez głupie uśmiechy. Wyglądaliśmy naprawdę śmiesznie. Nie mogłam przestać się śmiać, do takiego stopnia, że zginałam się z bólu brzucha. Wreszcie to miejsce nabierało kolorów.

I wcale nie obchodziło mnie to, że za to mogli nas wrzucić ze szkoły.

- Wyglądamy jak przygłupy - przyznał Jake spowolnionym głosem.

- Musimy tego użyć - Dylan podał mi krople do oczu.

Szybko zaaplikowałam je, dzięki czemu wyglądałam znacznie lepiej i była szansa, że ktoś nie zauważy, że byłam doszczętnie zjarana. To samo zrobił Dylan i Jake. Mogliśmy już wrócić do sali. Jeszcze przez chwilę staraliśmy się pozbyć głupich wyrazów twarzy, ale kończyło się to jeszcze większą salwą rechotów.

Otwórzyłam drzwi od kabiny. Okazało się, że pod ścianą stał oparty Niall palący papierosa i jednocześnie przeglądający coś w swoim iPhonie.

- Co do kurwy? - zdziwił się, gdy zobaczył, że w środku byliśmy w trójkę i nie wyglądamy do końca normalnie. Patrzył na nas krzywo, analizując co właśnie się stało.

Muszę przyznać, że wyglądał fajnie. Miał na sobie biały t-shirt, jeansową kamizelkę z naszywkami zespołów rockowych, czarne rurki i białe buty nike.

Podniósł jedną brew do góry i skanował nas wzrokiem. Najwięcej uwagi skupił na mnie. Na pewno nie spodziewał się, że zobaczy mnie w męskim kiblu z dwoma innymi facetami (co z tego, że Jake jest gejem, pominę ten szczegół). Miałam teraz ogromną satysfakcję. Chciałam udowodnić, że nie jestem taką ofiarą, za jaką mnie ma.

Jego mina sprawiła, że jeszcze bardziej wpadłam w atak niepohamowanego śmiechu.

- Stary, czemu nie palisz na dworze? - podszedł do niego Jake, wziął z jego ręki papierosa i zaciągnął się. Nie poczekał nawet na jego odpowiedź. Wszyscy zmierzyliśmy w kierunku klasy, gdzie miala już trwać lekcja edukacji seksualnej.

Jake otworzył drzwi od klasy i bezceremonialnie przez nie wparował wprost do swojej ławki, gdzie czekała już Sophia. Trener Adams siedział przy swoim biurku i jak nas zobaczył, zastygł bez ruchu i popatrzył z miną mówiącą 'co się do chuja właśnie wydarzyło' aby następnie zmienić ją w 'kolejne jebnięte istoty, z którymi będę miał do czynienia przez najbliższe trzydzieści minut, niech mnie ktoś zabije'. Uwieńczył to przewróceniem oczami.

- Dzień do... - chcieliśmy jakoś kulturalnie się przywitać i ewentualnie przeprosić za spóźnienie, ale od razu nam w tym przeszkodził.

- Siadajcie już do cholery - machnął na nas ręką. - Nie chce wiedzieć gdzie byliście, co robiliście, szczerze mam to w dupie.

Popatrzyliśmy po sobie z Dylanem, nie mogąc powstrzymać stłumionych chichotów i zajęliśmy miejsca w wolnej ławce.

Drzwi otworzyły się z hukiem, a do sali wszedł Niall. Od razu można było poczuć mocny zapach nikotyny.

Mam nadzieję że od nas nie było, aż tak czuć trawy na wejściu.

- Kolejny geniusz zawitał - trener wyraźnie już nie miał siły.

Niall nawet nie zdobył się na próbę powiedzenia 'dzień dobry' lub przeprosin, za spóźnienie. Poszedł prosto do ostatniej ławki.

- Zajebiście, możemy wreszcie zacząć - powiedział nauczyciel, bardziej do siebie, niż do nas. - Witam was na pierwszej lekcji edukacji seksualnej, chociaż w zasadzie oleje ten bezsensowny bełkot, który wymaga ode mnie dyrekcja. W tym roku, NIESTETY, ja muszę prowadzić to gówno, sam nie wiem czemu. Podejrzewam, że wiecie ode mnie więcej w kwestii seksu. Organiczmy się do minimum. Żadnej demonstracji z bananem i puddingiem, czy innym gównem. Najpierw każdy dostanie prezerwatywe. NIALL, TOBIE JAKBYM DAŁ ICH CHOĆBY PIĘĆDZIESIĄT, PEWNIE I TAK BY CI NIE WYSTARCZYŁO.

Klasa pękała ze śmiechu. Spojrzałam w stronę Nialla, a on tylko przewrócił oczami. Wyglądał jakby był niesamowicie wkurzony. Zacisnął mocno pięść, aż zbielały mu knykcie. Byłam pewna, że ze wzmianki na forum klasy będzie raczej dumny.

- Chyba Pan mnie nie docenia - odezwał się brunet w klubowej bluzie.

- Sean, zamknij się i lepiej zrób badania na chorobę weneryczną.

Dylan pochylił się w moją stronę.

- Sean chyba próbuje rywalizować z Niallem na ilość cipek - szepnął.

- Syf - podsumowałam i skrzywiłam się. To obrzydliwe uprawiać seks z taką ilością dziewczyn. Gardziłam taki osobami.

Z nudów wzięłam telefon mojego zjaranego sąsiada z ławki i zaczęłam dodawanie poznanych ludzi na snapie (Jake, Soph, Hannah, Jennifer). Zobaczyłam nazwę Nialla, chwilę zastanowiłam się nad tym krokiem. Jednak, co mi tam? Zeskanowałam jego snap kod, dzięki czemu mogłam go obserwować.

- Dobra, może jest jakiś temat, o którym chcecie pogadać? Tylko nie anal, nie chcę tu rzygać - skrzywił się (niepoprawny) nauczyciel.

Idioci z drużyny podjęli się tematu rekordowego wtrysku (co, kurwa, ohyda), a ja w tym czasie wymieniałam się z Dylanem naszymi snapchatami. Temat chyba potem zszedł na coś innego, ale nie słuchałam, ponieważ z Dylanem graliśmy w to, kto zrobi najgorsze selfie. Co chwilę wysłaliśmy sobie, co kolejne, to gorsze zdjęcie.

Wysłałam mu nagranie na którym robię minę kozy. To moja ulubiona mina, gdzie marszczę noc, patrzę do góry i uśmiecham się jak szaleniec odsłaniając górne dziąsła.

- WYGRAŁAŚ KURWA! - Dylan wybuchnął śmiechem oglądając film, na nasze nieszczęście tak głośno, że nagle cała klasa ucichła i zwróciła uwagę tylko na nas.

- Addison, Peters, co się do cholery z wami dzieje!?

- Em, nic trenerze - odpowiedział Dylan, próbując ukryć głupi wyraz twarzy wywołany przez rozbawienie.

- Z tego, co wiem, używanie telefonów jest zabronione! Addison, o czym mówiliśmy!?

- Nie usłyszałam - przyznałam.

- Powinienem posłać cię do kozy za utrudnienie zajęć!!! Jednak jesteś nowa, więc mam lepszy pomysł. Na środek! - wskazał palcem na tablice. Tak krzyczał, że zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie zdarł sobie jeszcze gardła.

Całe szczęście, że nie miał megafonu. To byłby jakiś hit.

Nie będąc świadomą, co zaraz się wydarzy poszłam jakby nigdy nic pod tablicę i czekałam na karne zadanie od niezrównoważonego nauczyciela.

Uczniowie nagle oderwali się od swoich wszystkich zajęć i poświęcili mi całą swoją uwagę. Czułam się trochę skrępowana tym, ale robiłam wszystko, aby nie dać tego po sobie poznać.

Z szuflady biurka trener nagle wyciągnął sztucznego, gumowego, różowego członka i wręczył mi go do ręki.

Czy to jest, kurwa, jakiś słaby żart!?

Poszczególne osoby się śmiały, niektóre zaniemówiły. Jake jak zobaczył mnie ze sztucznym penisem w ręce spadł z krzesła. Dosłownie. Do tyłu. To jednak nie powstrzymało go przed dalszym, histerycznym śmiechem.

- Boże, co Pan trzyma w szafce, mam jedynie nadzieję, że nie było używane... - wypaliłam.

- To na potrzeby lekcji! - obronił się trener Adams. Następnie uderzyło z całej siły ręką o biurko, aby uspokoić klasę.

Wskazał na pierwszą ławkę przede mną, gdzie stał duży pojemnik z zapakowanymi prezerwatywami. Popatrzyłam na niego jakby był niespełna rozumu. Swoją drogą, chyba naprawdę tak było.

- Bierz jedną i zaprezentuj, jak poprawnie ją założyć w taki sposób, aby nie pękła.

Ja nie wierzę, on tak na serio.

Rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie, mając nadzieję w duchu, że do ostatniej chwili robi sobie ze mnie żarty i ostatecznie karze mi pójść do ławki. To jednak nie nastąpiło.

- Kuźwa, pośpiesz się Addison. Przed facetem też tyle zwlekasz? W takim tempie nawet najlepszemu opadnie.

Okej, cała klasa już miała ze mnie niezły ubaw. Musiałam to jak najszybciej skończyć i udowodnić, że nie jestem cnotką. Oczywiście nią byłam, ale nie chciałam aby każdy tak myślał.

Westchnęłam i wzięłam prezerwatywę z dużego pojemnika. Otworzyłam ją zębami. Jak się okazało była truskawkowa. Całe ręce przeszły mi jej zapachem. Ugh.

Skupiłam myśli i przypomniałam sobie ćwiczenia z poprzedniej szkoły w Tacomie, gdzie zaliczyłam na 4 zakładanie prezerwatywy. Może to nie najlepsza ocena, ale takie umiejętności powinny wystarczyć.

Wyszło mi to bardziej zręcznie niż się spodziewałam. Zajęło mi to krótką chwilę, jednak gumowy członek miał na sobie prezerwatywę i mogłam udać się do ławki.

Nigdy, przenigdy nie widziałam głupszej kary, przysięgam.

- Rób tak dalej, kochanie - krzyknął ktoś z tyłu, jak się okazało, był to nie kto inny jak Niall, który na dodatek pokazał mi gest ruszania pięścią w górę i w dół. Klasa znów się roześmiała, a ja pokazałam mu środkowy palec.

Ugh, co za dupek.

- Udało Ci się Addison, może nie zaciążysz - trener oddelegował mnie do ławki.

Zdecydowanie go nienawidzę.

***

- To było niezłe suko! Prawie się posikałem pod siebie na tej podłodze - Jake już setny raz podczas dzisiejszego dnia wspomniał o 'karze' trenera Adamsa, na pierwszej lekcji.

Właśnie staliśmy w krótkiej kolejce, w stołówce. Marzyłam jedynie o jedzeniu. No, może jeszcze o tym, aby Jake się wreszcie zamknął. To chyba nie było tak wiele?

- Trener jest ostro jebnięty. Według mnie to jest celowe ośmieszanie i poniżanie ucznia. Mogłabym na niego donieść - oburzyłam się, z tacą w dłoni. Była już moja kolej nakładania sobie posiłku.

Ku mojej radości dzisiaj były frytki. Napakowałam sobie ich po same brzegi talerza i automatycznie uśmiech wypłynął na moje usta.

Soph wzięła jedynie jabłko. Jake zmierzył ją bezceremonialnie wzrokiem od góry do dołu.

- Nie pierdol, że się odchudzasz.

- Jakbyś wciągnął dzisiaj tyle koki co ja, też by ci się nie chciało jeść - warknęła.

W zasadzie było po niej widać. Oczy miała niezdrowo powiększone, cała chodziła - była bardzo pobudzona.

Jake machnął na nią ręką i poszliśmy zająć sobie stolik. Przysiedliśmy się do jednego, gdzie siedziała już Perrie, Katherine (kurwa, no nie) i - z tego co zapamiętałam, po pierwszym dniu jak Jake opowiadał mi o każdym - Harry oraz Louis.

- Ale Adams dał ci popalić dzisiaj! - zaśmiał się Louis, zwracając się do mnie. Swoją drogą jego śmiech był przezabawny. Miał brązowe włosy idealnie zaczesane na bok, koszulkę w paski oraz kardigan. To było... zaskakujące, że pozornie poukładany, grzeczny chłopiec trzyma się z punkami - Niall, osobami, które biorą narkotyki - Sophia, a także tymi, którzy mają penisa zamiast mózgu - zdecydowanie Jake.

- Pewnie nie ruchał od dłuższego czasu - wtrąciła Perrie. - I tak świetnie wybrnęłaś. Ja bym się spaliła ze wstydu!

Blondynka podczerwieniała i machnęła ręką w geście odpuszczenia. Zaraz powróciła do jedzenia obiadu. Miała sporo makijażu na twarzy, oraz krótkie ciuchy. Jej bluzka pokazywała cały brzuch. Miała kolczyk w pępku.

- Nie spodziewałam się, że w ogóle potrafisz to założyć - zachichotała Katherine, a ja w tej chwili chciałam ją udusić.

- Już mnie tu chyba nic nie zdziwi - wpakowałam frytkę do buzi, ignorując kąśliwą uwagę na mój temat. Postanowiłam przyjąć zdystansowaną postawę i starać się już nie przejmować klasowym upokorzeniem.

- Zmieniając temat, idziecie w następnym
tygodniu na koncert w garażu? Zapowiada się zajebista impreza - zagadnął Harry. Nagle każdy się ożywił.

- Nie ominęłabym takiej imprezy - powiedziała Sophia, wyraźnie stając się bardziej ożywiona.

- To naprawdę coś niesamowitego? - spytałam. Jak dla mnie koncert, to koncert.

- Jeszcze pytasz dziewczynoooo. Ta kapela, to coś, kurwa, niepowtarzalnego. To brudne brzmienie, ten klimat, późniejszy rozpierdol, ognisko, ludzie, którzy pieprzą się w lesie. Nigdzie nie znajdziesz tylu dragów co tam. Dilerzy sprzedają wszystkooo - Jake był tak poruszony, że aż zaczął wymachiwać rękami. Wszyscy obecni przy stoliku zgodzili się z jego wypowiedzią, następnie zaczęli wspominać ostatni garażowy koncert. Perrie opowiadał, jak ostatnim razem złamał jej się obcas podczas tańczenia, a potem skręciła kostkę, gdy przechodziła przez płot. Harry natomiast wspomniał, że obudził się rano w krzakach, nic nie pamiętał z całej nocy, ale i tak uważał, że musiała to być najlepsza impreza w jego życiu.

- Aha - żułam frytkę. - Brzmi okey.

Nie wyrażałam specjalnego entuzjazmu, tak jak cała reszta. Jeśli pójdę, to sama ocenię, czy rzeczywiście można tam liczyć na rozrywkę. Przede wszystkim, znaczącą kwestią są nasze zróżnicowane definicje słów 'dobra zabawa'. Niall powiedział, że jeśli nie przyjadę to będzie oznaczało, że stchórzę. Jeszcze zobaczymy. Zdaje sobie sprawę, że on z jakiegoś powodu, używając manipulacji chce mnie tam zwabić. I okey, zrobię to choćby tylko dla tego, żeby nie wyszło na jego i nie mógł mi dokuczać, używając argumentu, że się boję. Czym mniej ma powodów do wyśmiewania mnie, tym lepiej. Byłam świadoma, że w ten sposób rozpoczął jakąś gierkę, w której zaczynałam właśnie uczestniczyć i ten fakt wcale mi nie odpowiadał.

- O czym tak zawzięcie dyskutujecie?

Obok nas pojawił się Liam i Zayn z tackami z lunchem w rękach. Przysiedli się do nas. Zayn miło się do mnie uśmiechął na powitanie. Pierwszy raz byłam w jego pobliżu, był naprawdę przystojny - ciemna skóra, ciemne włosy, nawet ciemne rzęsy okalające dookoła jego czarne oczy.

Sophia od razu nieźle się najeżyła gdy zobaczyła swojego ex, mierzyła go wściekłym spojrzeniem. Za pewne chciała dać mu do zrozumienia, że jest tu niechciany.

- Koncert w garażu. Idziecie?

- Cała drużyna idzie. Ma być lepiej, niż ostatnim razem. Szczerze mówiąc za wiele nie pamiętam, przez alkohol, ale to ognisko to najlepszy element. Zdecydowanie.

- Ognisko? - dopytałam.

- Ognisko to orgia. Gdy płomień gaśnie krew zaczyna wrzeć... - powiedział tajemniczo Jake.

- Teraz to żeś dojebał - Zayn wyśmiał swojego brata, na co ten się naburmuszył.

- Możesz przestać się tak patrzeć? - Liam zwrócił się do Sophii.

- Jak ci nie pasuje, to możesz się przesiąść - blondynka przewróciła oczami, wydeła usta i wskazała z satysfakcją na wolny stolik w pobliżu.

- Ćpunka - warknął Liam.

Sophia najwyraźniej nie wytrzymała i rzuciła w jego twarz ogryzkiem jabłka.

Ostro.

Poczułam wibracje w kieszeni, co oznaczało, że dostałam sms'a.

Niall: Jedziemy po szkole do mnie. Jesteś mi winna prywatną lekcje :))

Musiałam kilkakrotnie zamrugać, aby dotarło do mnie całkowicie, co napisał. Z irytacji cała się napięłam, a twarz mi poczerwieniała. Jakim prawem on w ogóle mi oznajmia, że jadę gdzieś z nim? Jeszcze do jego domu! Ma tupet. Jestem mu winna? To zwyczajne wymuszenie, mogłabym to nawet zaliczyć pod szantaż!

Odwróciłam się za siebie, aby spojrzeć w stronę konkretnego stolika. Stolika, przy którym on ma zwyczaj siedzieć.

Niall siedział tam wraz z Seanem, Mattym, Jesy, Mini, Hannah, Shanem, Taylerem oraz Danielem. Wraz z Seanem śmiali się bardzo głośno spoglądając co chwilę w moją stronę. Kiedy Niall wyłapał moje spojrzenie, wyszczerzył się tym swoim uśmiechem prawdziwego frajera i puścił mi oczko.

Naprawdę go nienawidzę z całego serca.

Chwyciłam za telefon i postanowiłam mu odpowiedzieć bo, no kurde, naprawdę, co on sobie myśli?

Ja: Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż siedzenie z tobą, poza miejscem, gdzie jestem do tego zmuszona.

Mały uśmieszek zwycięstwa wypłynął na moją twarz, ale tak jak szybko się pojawił, tak zniknął przy jego kolejnej wiadomości.

Niall: W takim razie ja przyjdę do ciebie. Chętnie poznam twoją matkę.

On naprawdę zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel. Zdecydowanie nie przyjmuje odmowy. Jest pieprzonym zdobywcą - to, że dąży do wykonania jakiegoś zadania, które sam sobie tworzy sprawia mu największą satysfakcję.

Oczywiste jest to, że Karen nie może go zobaczyć u nas w domu. Jakby zauważyła mnie w jego otoczeniu już by panikowała, a pod jednym dachem... Nawet nie chcę o tym myśleć. Jestem jednak pewna, że on nie żartuje i gdy dam mu okazję, to przyjdzie do mojego domu.

Niall: Kitty może się dołączyć, zawsze chciałem trójkąt z siostrami.

Podczas czytania tej jakże krótkiej ale treściwej wiadomości, przez odczucie szoku zachłysnęłam się frytką. Zaczęłam nerwowo kaszleć, a Perrie poklepała mnie szybko po plecach, co nawet pomogło. Słyszałam za sobą jak idioci (czytaj Niall, Sean, Tayler i Shane) rżą ze śmiechu. Nasz cały stolik patrzył na mnie pytająco, ale ja machnęłam na to ręką.

Ze złości zacisnęłam szczękę. Co za pieprzony kretyn! Chyba nigdy do tej pory nie spotkałam kogoś tak aroganckiego i prostackiego! Ma ze mnie niezły ubaw razem ze swoimi kolegami, którzy najwyraźniej także nie grzeszą inteligencją.

Gdy wszyscy przestali poświęcać mi całą swoją uwagę i zaczęli dyskusje o imprezach plenerowych na pobliskiej plaży, odwróciłam się niezauważalnie do tyłu. On mnie musiał chyba ciągle obserwować, bo od razu zablokowałam z nim spojrzenia. Wymówiłam bezgłośnie słowa, tak, aby mógł je rozczytać z ruchu ust.

"Pierdol się".

***

Lekcja algebry na moje szczęście dobiegła wreszcie końca. Zebrałam swoje rzeczy z biurka, a następnie zarzuciłam plecak na jedno ramię. Myślałam, aby wyjść przed szkołę zapalić i przy okazji złapać gdzieś Sophie i Jake'a, ale musiałam najpierw znaleźć swoją szafkę i odłożyć do niej książki.

Korytarz był doszczętnie przepełniony. Z boku stały grupki znajomych, a po środku ludzie przemieszczali się w celu dostania pod właściwą klasę. No i byłam też ja. Stałam na środku i przeklinałam w duchu mój zubożały zmysł orientacji w terenie. Czy ta szkoła to cholerny labirynt? Albo Hogwart i zaraz schody zaczną się poruszać?

Nie zapowiadało się na to abym zdążyła w ogóle stąd wyjść, zanim znajdę szafkę. Rozglądałam się dookoła, ale postanowiłam skręcić w korytarz po mojej prawej, bo i tak przez to stanie w miejscu i bezcelowe rozglądanie się za ratunkiem wyglądałam jak prawdziwa ofiara.

- Zgubiłaś się, mała? - za plecami usłyszałam ten głos. Momentalnie zapragnęłam zniknąć. Cała się napięłam, następnie przybrałam wyraz twarzy pogardliwej suki.

Nie. Nie. Nie.

Jego duża ręka znalazła się na moim biodrze, zanim zdążyłam się jeszcze odwrócić, więc od razu strzepnęłam ją z obrzydzeniem. Stanęłam na wprost niego i rzuciłam mu spojrzenie, pytające: czy z nim, cholera, wszystko okej.

- Czego chcesz? - spytałam oschle. Wyjęłam telefon i zaczęłam pisać do Sophii czy może nie jest gdzieś w pobliżu. Zaprowadziłaby mnie do szafki i miałabym pretekst aby nie gadać z Niallem.

- Ktoś tu chyba nie jest w nastroju - przygryzł kolczyka w wardze, by zakryć uśmiech. Trochę musiałam ze sobą powalczyć, aby się temu nie przyglądać, albo chociaż zerknąć niewinnie drugi raz. Robił to w taki dziwny, gorący sposób i może jakby nie był prawdziwym palantem mogłabym uznać to za atrakcyjne i warte mojej uwagi.

- Spadaj, Horan. Jestem zajęta - warknęłam, nieodrywając wzroku od ekranu, dalej kończąc smsa. Miałam nadzieję, że to sprawi, że odejdzie, ale jestem chyba zbyt naiwna.

- To niekulturalne korzystać z telefonu, podczas rozmowy - powiedział ze złośliwym wyrazem twarzy i w jednej sekundzie zabrał mi urządzenie z ręki.

- Co ty robisz!? Oddawaj! - popchnęłam go i starałam się dosięgnąć telefonu, ale podniósł ręce i to było oczywiście niemożliwe. On się ze mnie głośno śmiał, jak wtedy w sklepie, gdy nie chciał mi dać opakowania płatków. On ma jakąś pieprzoną manię wyższości, władzy i poniżania ludzi!

- Pieprz się, Horan! Jesteś takim dupkiem, czego ty ode mnie chcesz!?

Cała poczerwieniałam ze złości. Byłam pewna, że jakby mój wzrok mógł zabijać, on by już leżał na podłodze. Miałam ochotę go naprawdę uderzyć i gdyby nie przeszkoda, jaką jest różnica wzrostu pewnie by do tego doszło. Powodował, że szalałam ze złości. Jest tak niewiarygodnie wkurzający, nie znoszę go!

- O, proszę, jaka wyszczekana! Uwielbiam takie - oblizał usta i zdecydowanie się do mnie przybliżył. Poczułam się dziwnie zagrożona. Cholera, w około było tyle osób, a nikt nie postanowił zareagować. W zasadzie wyglądało, jakby nikt nas nawet nie zauważył pośród tłumu na korytarzu.

Zaczęłam się lekko cofać do tyłu ale wreszcie moje plecy spotkały się ze ścianą. Świetnie.

Niall przywarł mnie do muru. Dosłownie. Stał ode mnie parę cali i przyglądał mi się z satysfakcją. Udawanie, że nie jestem skrępowana należało do nie łatwych czynności. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę się pocić z nerwów.

- Możesz oddać mi komórkę?

Jeśli agresja działa na niego w ten sposób, to może skruchą i prośbą się uda. To naprawdę nie w moim stylu i wiele mnie to kosztuje, aby nie napluć mu w twarz, ale chyba nie chcę toczyć wojny z Niallem. On gra bardzo nieczysto.

- Jaka diametralna zmiana, robisz się taka potulna - zniżył głos i było w tym coś... nie umiem tego opisać, ale cała drżałam. Jeszcze w dodatku ta bliskość. Ewidentnie przekroczył moją przestrzeń osobistą!

- Ale nie będzie tak łatwo, kochanie. Naucz się, że mi się nie odmawia. Widzimy się po szkole przy moim samochodzie i jedziemy na małe korepetycje. Potem zobaczymy co z twoim telefonem - powiedział to niemal szeptem wprost do mojego ucha, potem uśmiechął się pokazując całą swoją pewność siebie i przelotnie złapał mnie za pierś. Na odchodne jeszcze pomachał w powietrzu moim telefonem. Po tym zniknął już gdzieś w tłumie, a ja starałam się pozbierać i przeanalizować jego słowa.

Byłam w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Zostałam bez telefonu, poddałam się manipulacji, zostałam jakimś celem do zabawy, Niall mnie kolejny raz obmacał, a jedyne co mogłam zrobić to spełniać życzenia tego dupka, by jakoś przetrwać w tym mieście.

***

Kiedy wyszłam ze szkoły Niall stał przy czarnym bmw, opierając się o maskę i paląc papierosa. Towarzyszył mu Matty, jego najlepszy przyjaciel - z tego co mówił Jake.

Poprawiłam plecak na ramieniu, przeczesałam włosy palcami i wzięłam głęboki wdech.

Ronnie, nie bądź pizdą. Zrób co musisz, zabierz swój telefon i wracaj do domu.

- Hej - stanęłam koło nich i się przywitałam. W zasadzie było to bardziej burknięcie, ale udajmy, że się starałam.

- Hej - Matty spojrzał na mnie, podał mi rękę i się przedstawił.

Był naprawdę nieziemskio przystojny. Wysoki, umięsiony i był w drużynie. To już świadczyło o tym, że był fajny.

- W ogóle nie jesteście do siebie podobne z siostrą - zauważył, gdy szukałam po kieszeni paczki papierosów.

Wzruszyłam ramionami trzymając w ustach papierosa, siłując się z zapalniczką, która za nic nie chciała odpalić. Nie zamierzałam opowiadać historii mojego życia, że nie jesteśmy z Katherine spokrewnione. Niech myśli, że to przypadek.

Niall przewrócił oczami na moje starania. Zaraz podsunął pod moją twarz zapalniczkę. Oczywiście nie zamierzałam mu dziękować.

- Nie narzekam na brak podobieństwa - przyznałam wzruszając ramionami. Serio, nigdy nie chciałabym wyglądać choćby w jednym stopniu jak Katherine.

- To w zasadzie dobrze - uśmiechnął się szeroko. - Jesteś bardziej naturalna. To się teraz ceni.

- Ah, stary, ale się rozczulasz - bąknął Niall, przewracając ponownie oczami.

O co mu znowu chodzi?

- Kurwa, po prostu nie znoszę plastiku. Głupoty też. A w takim połączeniu... - skrzywił się i wydał z siebie dziwny dźwięk by podkreślić swoje zniesmaczenie.

Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Niezłą mają opinie o Katherine. Nie żeby nie była to prawda.

- Chociaż chyba już Katherine znalazła sobie kutasa. Widziałem jak wychodziła podczas lekcji z Shanem z męskiego kibla, poprawiając sukienkę. Nieźle się zapowiada, jak Mini się o tym dowie, to będzie chciała ją zabić, mówię wam - Matty był wyraźnie rozbawiony.

- Spoko, laski lubią chodzić po męskich kiblach - Niall z pokerową twarzą puścił mi oczko. Prawdopodobnie dla tego, że nie był pewny czy zrozumiem aluzje.

Jasne kurwa, że zrozumiałam!

Matty spojrzał na niego dziwnie, ale nie skomentował tego. Ja udałam, że nie usłyszałam jego kąśliwej uwagi, która prawdopodobnie miała rozpocząć burze między nami. Tym razem nie wyprowadzi mnie z równowagi, to właśnie na tym mu zależy.

- Będę leciał. Na razie - pożegnał się. Z Niallem zbił piątkę, mi posłał uśmiech i poszedł do swojego auta, aby zaraz odjechać z piskiem opon.

Niall zgasił papierosa butem, by potem, bez słowa, otworzyć mi drzwi swojego samochodu. To było na tyle szokujące, że przez moment stałam i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie spodziewałam się, że stać go na jakichkolwiek przejaw kultury. Wreszcie gdy burknął wyraźnie zirytowany, więc postanowiłam dłużej nie zwlekać.

Czas rozpocząć prawdziwy koszmar.

Jadąc puścił radio z jakąś rockową muzyką, która nawiasem mówiąc była okropna i leciała zbyt głośno. Prowadził naprawdę szybko, jego styl jazdy mnie przerażał: co chwilę wymijał inne pojazdy, nie zwracał uwagi na sygnalizację, jechał zdecydowanie za szybko niż było to dozwolone, w ciągu pięciu minut złamał chyba z dziesięć przepisów, rekordzista!

- Zapnij chociaż pasy - zwróciłam mu uwagę.

Pewnie jakbyśmy rozbili się przy takiej prędkości nie byłoby co z niego zbierać. Oczywiście miałam to gdzieś, ale mimo wszystko warto było go upomnieć.

On tylko mnie wyśmiał.

- Błagam cię - powiedział lekceważąco.

Okej dupku.

Nie był jakoś specjalnie rozmowny. Prowadził jedną ręką, drugą trzymając za oknem paląc kolejnego papierosa. Sama nie wiem po co, przecież dwie minuty temu skończył poprzedniego. Ja też nie zamierzałam go zagadywać. Po pierwsze nawet nie wiem, o czym miałabym z nim rozmawiać. Po drugie wystarczyło mi, że już czułam się niezręcznie.

Obawiałam się trochę tego, co może się stać kiedy będziemy u niego. Myślę, że znamy odmienne definicje słowa 'korepetycje'. Jestem naprawdę głupia, że dałam się w to wciągnąć, ale naprawdę muszę odzyskać telefon.

Radio huczało do tego stopnia, że nie mogłam już znieść tego dłużej. Przycisnęłam guzik, który zmienił stację.

- Nie dotykaj mojego radia - warknął w tej samej sekundzie, po czym zmroził mnie spojrzeniem. To na pewno nie było dla żartu. Przestraszyłam się, cała napięta siedziałam jak na szpilkach. Przecież on to jakaś bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć!

Zdecydowanie nie spodziewałam się takiej zmiany nastroju. Bipolarność. On jest chory; do cholery co ja robię z nim w jednym aucie...

Reszta drogi minęła już w kompletnej ciszy. Niall wyłączył całe radio co mimo wszystko było lepsze niż ten jazgot.

Pod dom Nialla dojechaliśmy w około 5 minut. Rekordowy czas. Jakby mój autobus tak jeździł to byłoby to coś pięknego.

Oby tylko Karen nie była gdzieś w pobliżu. Nie chcę, aby widziała, że przyjechałam z Niallem. Nie chciałabym jej pogadanek i podejrzeń do ewentualnej nowej znajomości.

Gdy wychodziłam z samochodu również otworzył mi drzwi. Doszłam do wniosku, że robił to dla tego, że naprawdę miał coś z gentelmena (szczerze wątpię) albo po prostu miał mnie za taką ofiarę, więc chciał pomóc.

Kiedy się zjawiliśmy nie było nikogo w domu. Przez ten fakt czułam się coraz bardziej mniej komfortowo.

Muszę przyznać, że bardzo fajnie urządzony dom. Bardzo nowocześnie przestronnie, w jasnych kolorach. To kompletnie nie pasowało do obrazu Nialla, jednak przypomniałam sobie szybko perfekcyjny wygląd jego matki i wszystko wydało się jasne.

Zdjęłam vansy i położyłam je pod ścianą, koło ogromnego lustra na ścianie, podczas gdy Niall niechlujnie zostawił swoje rozrzucone niemal na środku przedpokoju.

- Chcesz coś do picia? - wszedł do kuchni, która mieściła się zaraz przy wejściu, by zaraz zerknąć do lodówki.

- Masz sok pomarańczowy?

Nalał mi sok do szklanki i wręczył do ręki. Tej krótkiej, zwyczajnej czynności towarzyszyło jego spojrzenie, skierowane prosto w moją twarz. Tak jakby sprawdzał, czy się boję. Zrobiłam wszystko, by nie spuścić wzroku. Wreszcie uśmiechnął się pod nosem i wrócił do lodówki. To trwało może zaledwie kilka sekund, ale czułam się jakby czas się nagle zatrzymał.

Sam wziął dla siebie butelkę piwa i otworzył ją pierwszym-lepszym przedmiotem, który miał pod ręką - nożem. W rękę wziął jeszcze jedną butelkę i skinął głową na schody. Następnie zaprowadził mnie na górę, prosto do swojego pokoju.

Na piętrze, na którym się właśnie znalazłam było sporo drzwi, jak i wejście na strych. Pierwszego dnia, kiedy pojawiłyśmy się z Karen i Katherine w Forks matka Nialla wspomniała, że ma trójkę dzieci. Jake mówił natomiast, że jego starszy brat się wyprowadził. Z tego wychodzi, że musi tu też mieszkać jedno z rodzeństwa. Mimo wszystko mają sporo miejsca.

Drzwi, przy których się zatrzymaliśmy - te od pokoju Nialla, - były... trochę zmaltretowane. Jakby ktoś uderzał w nie pięściami. Szczerze mówiąc trochę mnie to przeraziło.

Kiedy weszłam do środka, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to straszny bałagan.

Chociaż jak na faceta, to w granicach normy.

Na podłodze stały butelki po piwie, stare opakowania po pizzy. Na łóżku była rozrzucona pościel i jakieś ubrania. Na oknie stała popielniczka pełna niedopałków. Panował ogólny chaos.

- Kurwa, zapomniałem o tym syfie - przyznał, postawił piwo na biurku i pospiesznie zaczął ogarniać swoje łóżko.

Stałam z boku trochę skrępowana. Żeby nie czuć się głupio postanowiłam rozejrzeć się dookoła.

Na ścianie, obok sporej komody wisiało kilka przyczepionych zdjęć - większość to stare pocztówki z wizerunkami gwiazd rocka, znalazło się również parę fotografii z imprez. Na meblach walały się płyty, w szczególności Nirvany, Pearl Jamu, Led Zeppelin, a także dużo lufek, bibułek, pustych, przeźroczystych woreczów. W kącie pokoju wisiał worek treningowy, a obok, na podłodze rzucone były rękawice. Na środku pokoju było duże łóżko, natomiast po jego lewej w niedużej od siebie odległości stało również biurko, gdzie można było znaleźć kolejne butelki po piwie i inne śmierci. Z okna było widać cały mój pokój, co świetnie. Odnotowałam w głowie, aby zawsze pamiętać o zasuwaniu zasłon.

- Trenujesz? - zdziwiłam się.

Odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy. Wskazałam na worek.

- Już nie biorę tego na poważnie. W tej dziurze nie ma nawet klubu, trenerów. Jakbym chociaż chciał samodzielnie spróbować swoich sił, to i tak z tego zadupia nie da się wybić - niemal splunął, opierając się o ścianę.

Doskonale go rozumiałam.

To miejsce to gówno.

Usiadłam po turecku na łóżku, a Niall zajął miejsce przy biurku. Włączył komputer, pociągnął dużego łyka z butelki.

- Masz w ogóle lekturę? - spytałam.

- Nie.

Przewróciłam oczami. To było takie typowe.

- Wiesz, że wystarczyło ją przeczytać? - popatrzyłam na niego, jak na idiotę, odnosząc się do tej naszej 'nauki' i pomocy w angielskim.

- To nudne - przyznał. - W dodatku musiałem mieć jakiś pretekst, aby zabrać cię do domu.

Puścił mi oczko i kontynuował skręcanie blanta. Jakiś dziwny deszcz przeszedł mnie, po tych słowach.

- To, po co ja tu w ogóle jestem?

- Chciałbym cię pieprzyć, ale pewnie się nie zgodzisz, więc chociaż możemy razem posiedzieć.

Aha.

Powiedział to, jakby to była najzwyklejsza rzecz. No może dla niego tak, ale dla mnie nie!

- Um, okey... - kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam się bardziej skrępowana.

Niall chciałby uprawiać ze mną seks? Raczej nie powinnam czuć się wyjątkowo, ponieważ on pewnie zalicza każdą dziewczynę w Forks. Jednak nigdy nie mogłam pomyśleć do tej pory, że ktoś może myśleć o mnie w ten sposób i to było, um, fajne?

- Palisz ze mną?

- Nie mam ochoty - odmówiłam szybko, patrząc w okno.

- Z innymi palisz. Może się mnie boisz? - zaśmiał się.

Przewróciłam oczami i starałam nie zwracać uwagi na jego zaczepki.

Kiedy odpalał blanta, patrzyłam na niego z pełną uwagą. Skanowałam go dokładnie - blond włosy były idealnie ułożone do góry, duże błękitne oczy robiły się powoli przekrwione, wargi były pełne i zaróżowione. Szczęka mocno zarysowana, jakby miała zaraz przebić skórę.

Na szyję wychodziły tatuaże. Czarny tusz okalał niemal całe jego ciało. Bicepsy były dość duże, umięśnione. Na prawym dostrzegłam napis "jak słońce będziemy żyć i umierać".

Dalej, na przedramieniu, między innymi tatuażami miał mały napis, ledwo zauważalny, trudny do rozczytania.

"Samotny".

To było jakieś dziwne, ale wstydziłam się spytać.

- Co tak patrzysz, mała? - przyłapał mnie.

- Masz sporo tatuaży. To rzadko spotykane, u tak młodej osoby - bąknęłam szybką wymówkę, robiąc się jednocześnie cała czerwona. Próbowałam róż na policzkach zakryć jakoś włosami.

- Wiele z nich robiłem sam - powiedział i otworzył szufladę przy biurku.

Jej zawartość była... co najmniej ciekawa.

Miał tam kilka maszynek do robienia tatuaży, tusze przeznaczone do tego, pełno woreczków z różnymi narkotykami, a nawet... broń.

- Po co ci pistolet? - zeszłam z łóżka i podeszłam bliżej niego. Powinnam przecież się przestraszyć, jak najszybciej uciec, ale nie. To mnie za bardzo zafascynowało.

- Może się kiedyś przydać - owinął palce wokół tyłu mojego uda, kiedy tak siedział przede mną. Cała się spięłam. Prawdopodobne to zauważył, bo starał się ukryć uśmiech.

- Dobra, w zasadzie nie chce wiedzieć - odeszłam na taką odległość, aby nie mógł mnie dotknąć.

Uśmiechnął się zadziornie. Zamknął szufladę i zgasił blanta.

- A co oznacza ten napis? - wskazałam na jego biceps. Moja ciekawość zawsze musi wziąć górę.

- Jesteś zbyt ciekawska - mruknął.

Spuściłam wzrok, jakby nagle szwy moich spodni stały się takie interesujące, aby poświęcić im całą uwagę.

- Cytat z piosenki Soundgarden - postanowił jednak odpowiedzieć. - Każdy może analizować te słowa w różny sposób. Ja mam swoją opinię, z którą się utożsamiam, dlatego mam to wydziarane na ręce - pociągnął kolejny łyk z butelki.

- A jak je rozumiesz? - dopytywałam.

Wstał i podszedł do mnie. Zdecydowanie górował nade mną. Patrzył na mnie przekrwionymi oczami.

- Poniosło cię za daleko, mała - wziął mój kosmyk włosów opadający na twarz i schował go za ucho. Potem przejechał ręką po całej długości moich nóg.

Nie zbyt wiedziałam co zrobić. Na całe szczęście tą krępującą chwilę przerwał klakson, który rozbrzmiał pod oknem Nialla.

- Co jest, kurwa? - Niall wyjrzał za okno, a ja zaraz za nim.

Pod domem stał wiekowy samochód bez dachu. Klasyczny Ford Mustang. Miał trochę zdrapany lakier i pewnie dobrze pamiętał lata 70. Siedzieli w nim Sean, Harry, Zayn i
jakaś dziewczyna z włosami o kolorze wiśniowym, którą widziałam pierwszy raz do tej pory.

- Jedziemy do Port Angeles, zabieracie się z nami?

Niall spojrzał na mnie, czekając, aż podejmę jakąś decyzję.

- Mamy skręty i wódkę! - krzyknął tym razem Sean.

Zaczęłam w pośpiechu zbierać swoje rzeczy, a Niall jeszcze przez parę sekund patrzył na mnie z niedowierzaniem. Pewnie myślał, że będę jeszcze walczyć o swój telefon. Na pewno nie spodziewał się, że będę chciała zrobić coś szalonego. Chciałam go zbić z tropu i pokazać mu, że nie jestem taka przewidywalna. W dodatku miał nadal moją komórkę, pamiętałam o tym fakcie, jednak Niall stopniowo się otwierał i mogłam wyciągnąć od niego więcej informacji.

A więc... niech wydarzy się coś zabawnego.

***

Mieszkam tu od kilku dni, a już uległam wpływom beznadziejnej nudy tego miasteczka. W pewien sposób nie poznawałam samej siebie, a z drugiej strony coś podpowiadało mi, że właśnie teraz właściwie kształtuje się mój prawdziwy charakter.

Zbiegliśmy na dół, gdzie czekał na nas samochód. Gdy podeszłam bliżej zorientowałam się, że jest wolne tylko jedno miejsce. Nie, nie ma mowy abym usiadła Niallowi na kolanach.

- Ronnie, nie spodziewałem się, że byłaś u Nialla, ale fajnie, że jedziesz z nami - odezwał się Zayn (pewnie zdziwił go fakt, że przyszłam tu razem z Niallem z jego domu, w sumie się nie dziwię) i wystawił do mnie pięść, abym przybiła mu żółwika. Był miły.

- Widzę stary, że nie próżnujesz - Sean poruszył brwiami, by potem zmierzyć moje ciało od góry do dołu, w końcu przygryzając wargę. Niall słysząc to tylko się śmiałam, a ja zostałam jedynie z odczuciem obrzydzenia.

Niall wskoczył na miejsce pasażera, bez otwierania drzwi.

Widziałam taki sposób wchodzenia do pojazdu tylko w filmach i naprawdę zastanawiałam się zawsze - czy poprawne otworzenie drzwi jest takie skomplikowane, że trzeba zastępować to czymś takim?

Ja jednej wzięłam się na sposób i weszłam na tył, gdzie siedziała czerwono włosa dziewczyna. Dzięki temu siedziałam bardziej na bagażniku, bo nie była to tylna kanapa, jednak to lepsze, niż kolana Nialla. Oby tylko nie zatrzymała nas policja.

Mina Nialla podpowiadała, że nie spodziewał się takiego ruchu. Przymrużył oczy patrząc na mnie, a ja ledwie powstrzymałam się od pokazania mi języka.

Okej, momentami mam mentalność dziecka, ale pomińmy to.

- Hej, jestem Kayle Fitch! - dziewczyna obok mnie przywitała się radośnie, po czym ja zrobiłam to samo.

Kayle z wyglądu była naprawdę urocza. Miała bardzo proporcjonalną, delikatną twarz. Posiadała kilka małych tatuaży na rękach. Podkreślała oczy ciemną kredką, poza tym chyba nie używała więcej kosmetyków. Mówiła cienkim głosem, który był całkiem zabawny, a w dodatku była chyba niższa ode mnie. Nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe! Chodziła także do tej samej szkoły, więc najwyraźniej musiała mi gdzieś uniknąć.

- Po co chcecie jechać do Port Angeles? - zapytał Niall z papierosem w ustach, gdy już minęliśmy kolejne miasteczko.

- Poszukamy jakiejś rozrywki - powiedział tajemniczo Harry, po czym przechylił do ust butelkę czystej wódki. Blah.

Po godzinie jazdy słuchania wywodów Seana, o swoich nowych zdobyczach, śmiania się z pijanego Harry'ego jak i również znoszenia chamskich komentarzy Nialla, wreszcie dotarliśmy do centrum Port Angeles.

Widziałam to miasto pierwszy raz. Było całkiem urokliwe, pewne jest to, że działo się tu zdecydowanie więcej niż w Forks. Centrum tętniło życiem, widziałam pełno małych sklepików, do jednego nawet weszłyśmy szybko z Kaylee. Poświęcony był pamiątką. W oko wpadł mi wisiorek z małymi koralikami na rzemyku. Kosztował mnie jednego dolara, co w zasadzie jest zabawne. Zaraz po tym schowałam go do plecaka i dołączyłyśmy do reszty.

Było już dość późno, jednak Karen miała nocny dyżur w szpitalu, więc mogłam być spokojna. Napisałam jej tylko krótkiego sms'a (biorąc telefon od Harry'ego, bo przecież mój prawdopodobnie cały czas był w kieszeni Nialla), że uczę się u Soph, a ona w to uwierzyła. Wiedziałam, że uda mi się spokojnie dotrzeć do domu, bez nieprzyjemności.

Poszliśmy na obiad to baru szybkiej obsługi, gdzie podawali świetne hamburgery. Harry zjadł trzy. To niesamowite, że jest taki szczupły, jeśli jada tak na co dzień. Zaraz po tym, na naszej drodze była knajpa, więc również postanowiliśmy skorzystać i wypić piwo. Podawali je w ogromnych kuflach. Ja wybrałam z sokiem. Nie piję zbyt często, ale akurat to mi smakowało, jednak na efekty w odczuwaniu nie musiałam długo czekać. Czułam, że moja głowa jest trochę spowolniona, jak nią ruszałam!

Po czasie z rozmowy wyszło, że Kaylee jest lesbijką, a Harry często odwracał się za barmanem. To było trochę dziwne, ale postanowiłam nie snuć domysłów.

Czułam co jakiś czas wzrok Nialla na sobie, ale udawałam, że wcale mnie to nie interesuje. Bawiłam się świetnie i nie zamierzałam tego psuć.

Po drodze zaliczyliśmy jeszcze jeden sklep, gdzie kupiliśmy kolejne piwa. Kierowaliśmy się na plażę. Słońce zdążyło już zajść, było ciemno, światło pochodziło jedynie z księżyca oraz ulicznych lamp.

Na plaży było pusto. Rzuciłam na piasek plecak i usiadłam na nim. Inni wydawali się nie przejmować piaskiem i zwyczajnie na nim usiedli. Siedzieliśmy w niewielkim kole.

- Kocham te wypady - powiedziała Kaylee, kładąc głowę na ramię Harry'ego.

- Chwila oderwania się od rzeczywistości - dodał Zayn odpalając papierosa.

- Może się zabawimy? - uśmiechął się szyderczo Sean. - Mam coś dobrego.

Z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyciągnął mały słoiczek z przeźroczystą cieczą. Nie wiedziałam co to, więc rozejrzałam się po twarzach pozostałych. Zayn uśmiechnął się pod nosem, Kaylee zaklaskała w ręce, Niall natomiast przewrócił oczami, ale zaraz potem jego usta uformowały uśmiech - tak jakby pomyślał, że mógł się tego spodziewać po Seanie.

- Mam jakieś strzykawki - Zayn wyszperał z plecaka jednorazowe narzędzia i zaczął rozdawać jedną każdemu po kolei

- Ronnie? - wystawił w moją stronę rękę. Spojrzałam po wszystkich twarzach jeszcze raz. Nikt nie wydawał się być zainteresowany czy dołączę, raczej skupiali całą swoją uwagę narkotykowi. Jedynie Niall przypatrywał mi się uważnie, zastanawiając się pewnie czy ulegnę.

- Nie, dzięki, ale nie mam ochoty.

Zayn wzruszył ramionami i zajął się dalej swoim zadaniem; musiał każdemu napełnić strzykawkę płynem.

Czy tak właśnie wygląda heroina?

Przecież od lat opowiada się o tym, że bardzo uzależnia, a uwolnienie się od tego narkotyku graniczy z cudem. Dlaczego więc sami robią sobie coś takiego i jeszcze się tym ekscytują?

Niall słysząc moją odmowę odwrócił wzrok w stronę morza uśmiechając się, tak jakby chciał tą radość specjalnie ukryć. To musiał być szczery uśmiech bo nawet jego oczy były radosne. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że jest dumny?

Zaskakujące było również to, że sam nie wziął strzykawki. Było to trochę pocieszające, że nie będę musiała siedzieć sama z naćpanymi ludzi, mimo tego jaki Niall jest.

Harry ściągnął swój pasek i przewiązał go Kaylee, nad wewnętrzną stroną łokcia. By go bardziej zacisnąć na skórze wzięła go w zęby. Jeszcze kilka klepnięć, aby żyły były bardziej widoczne i Harry wbił powoli igłę w skórę czerwonowłosej dziewczyny. Na jej twarzy przez sekundę przepłynął ból, by potem mogły go zastąpić błogość, spokój, relaks.

Skrzywiłam się na cały ten proces i zanim byłam świadkiem kolejnego ukłucia, wstałam ze swojego miejsca.

- Idę się przejść - rzuciłam i poszłam przed siebie w stronę brzegu.

Słyszałam, że ktoś za mną idzie i dobrze wiedziałam kto. To było oczywiste. Nie odwróciłam się jednak idąc dalej, aż wreszcie byłam bliska wody. Spacerowałam wzdłuż brzegu, aż wreszcie się odezwał.

- Co, nie lubisz widoku igieł? - Niall dorównał mi kroku, idąc z rękami w kieszeniach. Jego ton głosu był niezwykle spokojny.

- Trochę. Przeraża mnie ich widok, gdy wbija się je w skórę - przeszedł mnie dreszcz, a on to zauważył i jego kącik ust lekko się podniósł w pół uśmiechu.

Wskazał mi na pale drzewa leżące przed nami, więc usiadłam na jednym z nim, a on obok mnie.

- Po co poszedłeś za mną? - patrzyłam na księżyc i pytanie jakoś samo opuściło moje wargi.

- Żebyś się nie zgubiła; by cię nikt nie porwał; być może żebyś się nie utopiła przypadkiem wpadając do wody. Powodów może być wiele - uśmiechął się szelmowsko, wzruszył ramionami, następnie biorąc wargę między zęby.

- Czy to, co ćpali, to była heroina? - odwróciłam twarz w jego stronę.

- Nie, to morfina, ale podobnie działa. Człowiek czuje ukojenie, rozluźnienie, euforię, wewnętrzny spokój, senność, w zasadzie jest to na tyle mocne, że człowiek ledwo kontaktuje, ma jednocześnie wyostrzony zmysł słuchu i dotyku. Działa przeciwbólowo, podaje się je na przykład w szpitalu, więc nie jest trudna do zdobycia. Jednak w przeciwieństwie do hery, jest łagodniejsza, wolniej wnika do organizmu, prawdopodobieństwo uzależnienia jest minimalnie mniejsze. No i heroina jest brązowa, a morfina, jak sama widziałaś jest przeźroczysta.

- Aha.

Okej.

Rozumiem, że rozmawiam z ekspertem.

- Nie biorę tak często, jak ci się to wydaje - jakby czytał w moich myślach.

- Przecież nic nie mówię - rzuciłam kamykiem o taflę wody.

- Ale myślisz. Jesteś po prostu zbyt uprzejma, aby powiedzieć to na głos.

Uprzejma? Co z nim? W normalnych okolicznościach powiedziałby, że jestem tchórzem, frajerką, lub cokolwiek innego, co jest obraźliwe i mogłoby zranić drugiego człowieka.

Właśnie o to mi ciągle chodzi - nigdy nie mogę być pewna, z jakim Niallem przyjdzie mi rozmawiać. Czy z rozdrażnionym, złośliwym, mściwym, obrażającym każdego dookoła, czy może z słuchającym, spokojnym, szczerym, ale miłym.

- Niall, nie oceniam cię przez pryzmat narkotyków. Tutaj chyba każdy ćpa. Jestem tu niecały tydzień, a zdążyłam przywyknąć. Są tacy, którzy robią to dla rozrywki, a inni z powodu prywatnych problemów.

- A uważasz, że w której grupie jestem? - zmierzwił swoje włosy i podparł łokcie na kolanach.

- Nie znam cię, a nie chcę cię błędnie oceniać.

Co prawda trochę sobie zaprzeczyłam w tym momencie. Chociaż... to, że w przypływ nerwów wyklinam jego osobę nie jest ocenianiem

- Od kiedy interesuje cię opinia innych?

- W zasadzie interesuje mnie tylko twoja.

plaża w Port Angeles

Port Angeles, wygląd małych sklepów

--------------------------------------

Naprawdę długo nic nie dodawałam. Zrobiłam sobie sporą przerwę od wattpada. Nie było mnie tu ponad pół roku, ale wszystko naprawiam.

Plan na ten rozdział był całkowicie inny. Skończyło się na tym, że pisałam wszystko od nowa. Nawet nie wiecie jakie to czasochłonne.

Miałam dodać jeszcze jeden wątek, jednak pojawi się on w kolejnym rozdziale, z powodu długości tej notki. Już ponad 7000 słów. To naprawdę ogrom, szczególnie kiedy pisze się to na telefonie. Za jakiekolwiek błędy z góry przepraszam.

Wymyśliłam, że na koniec rozdziału będą zdjęcia miejsc, o których mowa w fabule. Myślę, że to coś fajnego. Uzupełniłam to również w pozostałych rozdziałach.

Pracuje aktualnie nad instagramami bohaterów. Będą na nich zdjęcia także powiązane z fabułą :)

Napiszcie co sądzicie. Bardzo podoba mi się duża ilość komentarzy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro