Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 24

Patrzył na mnie smutnym, nieco pustym wzrokiem, a mi łamało się serce.

— Niall, mimo wszystko uważam, że powinieneś dać znać swojej mamie, że żyjesz. Ona naprawdę się martwi.

— Nie — pokręcił głową. — Mam w to wyjebane. A poza tym rozładował mi się telefon — wyciągnął z kieszeni brudnych jeansów Iphone'a i kilkakrotnie wcisnął guzik blokady, aby udowodnić, że wyświetlacz nie chce się zaświecić.

Przymknęłam na chwilę oczy, zastanawiając się co zrobić.

— A więc co zamierzasz? Co chcesz robić? Nie wiem kiedy ostatni raz cokolwiek jadłeś, nawet nie masz kurtki — wskazałam na jego ubranie.

Doskonale widziałam, jak jego ciało drży. W budynku nie było tak zimno jak na otwartej przestrzeni, ale nawet mury nie były w stanie ochronić go przed zimnem.

Ściągnęłam swoją czapkę z głowy. Stanęłam przed nim i bez słowa naciągnęłam mu materiał na uszy.

Wyglądał jakby był zafascynowany moim zachowaniem.

Spojrzałam w dół na jego ręce i po prostu je chwyciłam i zaczęłam pocierać, by je rozgrzać. Swoją temperaturą przypominały lód.

— Póki co nie zamarzasz, ponieważ w twoim organizmie jest jeszcze sporo wódki. Alkohol rozgrzewa organizm, ale gdy tylko zaczniesz trzeźwieć zrozumiesz jak bardzo jest zimno.

— Jesteś jedyną osobą, która się o mnie troszczy — zatrzymał moje ręce, które ciągle pocierały jego dłonie.

Spojrzałam na jego twarz z lekką niepewnością. Chyba zawsze tak reagowałam, gdy słyszałam w jego głosie szczerość. Szczerość bez zbędnej złośliwości, żartobliwości, czy sarkazmu.

Patrzył mi prosto w oczy, kiedy tak stałam na przeciw niego trzymając jego dłoń. I w zasadzie nie czułam żadnej niezręczności z tego powodu. Mu też nie wydawało się to przeszkadzać.

— To nie tak, że jestem jedyną osobą, która się o ciebie troszczy. Teraz twoja mama jeździ po okolicy szukając cię pałętającego się gdzieś po ulicy w śnieżyce. Martwi się, że zamarzniesz, gdy w nocy przyjdzie największy mróz. Twoi przyjaciele nie zdają sobie sprawy, że uciekłeś w domu. Nawet nie mają pojęcia, że uciekasz w to miejsce, by zaznać samotności. Z pewnością gdyby wiedzieli już dawno przeprowadziliby akcję poszukiwawczą. Jestem tego pewna.

Przez kilka sekund wyglądał jakby bił się z myślami.

— Powiedz, po co tu przyszłaś, Ronnie? Po co się mną przejmujesz i mówisz mi te wszystkie rzeczy, bym poczuł się lepiej — zapytał wprost.

Zmarszczyłam brwi.

— Nie mówię tego, byś poczuł się lepiej — puściłam jego rękę. — Mówię tylko prawdę. Chcę, żebyś uświadomił sobie, że wielu osobom na tobie zależy. Nie możesz tak po prostu za każdym razem uciekać, nie dawać znaku życia, ignorować telefonów — mój głos zaczął się łamać i czułam, że muszę przełknąć wielką gulę w gardle. — Bo ludzie się o ciebie cholernie martwią i mogą w takiej sytuacji pomyśleć, że zrobiłeś coś głupiego.

— Że się zabiłem.

— Na przykład — odwróciłam wzrok.

Milczał przez chwilę, aż pociągnął mnie za rękę, przez co stanęłam jeszcze bliżej niego, dokładnie pomiędzy jego nogami.

— "Wielu osobom na mnie zależy" — powtórzył moje słowa. — Mówiąc to, mówiłaś również o sobie?

— Ja...

— Zależy, ci na mnie, Ronnie? — przyciągnął mnie jeszcze bliżej, przez co nasze nosy niemal się zetknęły.

Zaczęłam błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.

— Powiedz prawdę — zastrzegł.

— Tak, zależy mi na tobie — odpowiedziałam drżącym głosem.

To musiało być dla niego wystarczające, ponieważ zaraz poczułam jego lodowatą dłoń na swoim policzku, a drugą wkradającą się z boku pod moją kurtkę. Zimna ręka dotknęła moich bioder, a przed zapiszczeniem powstrzymały mnie tylko jego usta agresywnie napierające na moje wargi.

Całował mnie z ogromnym żarem, aż jęknęłam prosto w jego usta. Smakował jak wódka i papierosy, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Całkowicie oddałam się chwili, gdy jego język wykonywał tak cudowne ruchy.

Gdy zabrakło nam tchu, oparł głowę o moje ramię, a po chwili bez słowa złożył pojedynczy pocałunek na boku mojej szyi.

— Proszę, czy teraz wrócisz do domu? — zapytałam cicho.

Podniósł głowę z mojego ramienia tak, że znów był na przeciwko mnie.

Zaczął kręcić przecząco głową.

— Niall, proszę — westchnęłam.

Po prostu musiał wrócić. Przecież nie mógł zostać dłużej w tym miejscu...

Przewrócił oczami i jeszcze raz przyciągnął mnie do pocałunku.

— Dobra kurwa, zróbmy to.

***

Kiedy szliśmy ośnieżoną drogą Niall już zaczął całkowicie trząść się z zimna.

— Miałaś rację, jest kurewsko zimno — powiedział, odwracając się w moją stronę.

Byłam w stanie usłyszeć jak jego zęby obijają się od siebie, gdy jego szczęka cała drżała od chłodu.

Dodatkowo miałam wrażenie, że warstwa śniegu zrobiła się dwa razy większa. Teraz pod jej powierzchnią znikała mi połowa łydki. Dokładnie czułam, jak moje jeansy całkowicie przemokły i jak śnieg przenika przez materiał chłodząc moją skórę.

— To przerażające, zaraz cała zanurzysz się w śniegu — parsknął sarkastycznie.

Jego wargi były sine.

— Czy ty teraz nabijasz się z mojego wzrostu?

— Nie no jasne, że nie — odpowiedział unikając mojego rozgniewanego wyrazu twarzy.

Za chwilę poczułam, jak chwyta za moją dłoń i splata nasze palce.

Spojrzałam na nasze złączone ręce, a potem na niego z niemałym szokiem i pytaniem wypisanym na twarzy.

— No co? Teraz oboje będziemy pewni, że nie znikniesz w większej zaspie.

Przewróciłam oczami, ale wewnętrznie się rozpływałam.

Śnieg nawet na chwilę nie przestawał sypać.

Zbliżaliśmy się do naszej ulicy.

Już z dala mogliśmy dostrzec policyjne stroboskopy oświetlające okolice. Pod domem Nialla stały dwa zaparkowane radiowozy, dookoła kręciło się kilku policjantów, a z jednym z nich rozmawiały Denise i Karen. Kiedy dotarliśmy do zasięgu ich wzroku oświetliły nas rażące, policyjne latarki, a bardziej halogeny.

Zrobiło się ogromne zamieszanie. Niall puścił moją dłoń, a zaraz podbiegła do niego jego mama, po czym wzięła go w ramiona. Zdążyłam zauważyć, jak Niall sztywnieje pod jej ciałem i lekko ją od siebie odpycha, a na twarzy kobiety pojawia się ból zmieszany z uczuciem ulgi, ponieważ właśnie znalazł się jej syn. Słyszałam jak policjant do krótkofalówki mówi, że odwołują akcję, a zaraz po tym podbiegła do mnie rozdygotana i rozwścieczona Karen.

— Jak mogłaś wyjść w taką pogodę?! Jesteś taka nieodpowiedzialna! — krzyczała, a ja byłam pewna, że za moment zapadnę się pod ziemię (a raczej jedną ze śnieżnych zasp), ponieważ musiała ją słyszeć cała okolica. — Marsz do domu!

Rzuciłam przez plecy ostatnie spojrzenie w stronę Nialla. Również na mnie patrzył. Z jego ust rozczytałam, jak mówi " Przepraszam". "Wszystko okej" – odpowiedziałam, a następnie ruszyłam za wściekłą Karen do środka.

— Wrócili? — na korytarz wyjrzała zaciekawiona Katherine. — Mówiłam mamo, że nic jej nie będzie!

Karen omiotła ją wściekłym spojrzeniem, przez co ta tylko machnęła ręką.

Będąc w przedpokoju zaczęłam ściągać z siebie mokrą kurtkę. Nie rozumiałam dlaczego Karen przez kolejne kilka sekund stała nade mną w kompletnej ciszy z założonymi rękami, ale kiedy z pokoju wyszła Katherine ze śpiącą Rosie na rękach zrozumiałam o co chodziło. Kiedy jednak Kath tylko wyszła, by odnieść dziewczynę do domu Horanów rozpętała się burza.

— Skąd przyszedł ci taki głupi pomysł do głowy?! Nie widzisz, jaka pogoda jest za oknem?! Czy tak ciężko było wpaść na to, że wyjście w śnieżyce jest niebezpieczne?!

— Dlatego właśnie musiałam wyjść — wzruszyłam ramionami.

Karen bardzo rzadko podnosiła głos. W dzieciństwie nawet gdy z Katherine podpaliłyśmy dywan i farbą ubrudziłyśmy jej ulubioną sukienkę nie ukarała nas. Ba, nawet nie podniosła tonu. Z natury była bardzo spokojną osobą. Teraz jednak ledwo ją poznawałam.

Miałam wrażenie, że powodem jej furii nie było moje wyjście bez słowa. Byłam pewna, że do złości doprowadził ją fakt, że poszłam szukać NIALLA. Tego "złego, niegrzecznego chłopaka z sąsiedztwa z masą tatuaży".

— A niby skąd wiedziałaś gdzie podział się ten chłopak?! Już ci mówiłam, że masz dożywotni zakaz przebywania w jego towarzystwie! On przynosi same kłopoty — wymachiwała rękoma.

Nic nie odpowiedziałam, tylko odwiesiłam kurtkę na wieszak i ściągnęłam z nóg ośnieżone buty.

— Co się z tobą dzieje? Najpierw zrywasz z Danielem, takim złotym chłopcem mającym szanse na stypendium i studia na jednej z lepszych stanowych uczelni, potem jesteś powodem bójki i policja przywodzi cię z komisariatu do mojej pracy, a teraz jeszcze to – w śnieżycy uganiasz się za największym chuliganem tego miasta! Przy Danielu nie miałaś takich bezmyślnych pomysłów!

Czułam, jak coraz bardziej się we mnie gotuje. Przy ostatnim wypowiedzianym zdaniu przez Karen już nie wytrzymałam. To było dla mnie za wiele.

— Wiesz dlaczego nie jestem już z Danielem? Bo do cholery usiłował mnie zgwałcić na hotelowym korytarzu, gdy byliśmy na Sycylii! To Niall stanął w mojej obronie i mnie przed tym uratował. A teraz ja go uratowałam, ponieważ na to zasługiwał! Ponieważ nie jest jakiś chuliganem jak ty go nazywasz, tylko ma problemy, z którymi nie potrafi sobie poradzić!

Gdy Karen usłyszała moje słowa, zamarła w miejscu. Ociężałe ręce opadły wzdłuż ciała, a usta zacisnęły się w wąską linię. Patrzyła na mnie z szokiem i paniką w oczach.

— On chciał cię zgwałcić? — usłyszałam niedowierzający, cichy głos za plecami.

Odwróciłam się za siebie, gdzie stała Katherine z wytrzeszczonymi oczami. Przez mój wybuch nie usłyszałam, kiedy weszła do domu.

Pokiwałam tylko twierdząco głową. Naszej trójki zamarła w ciszy. Karen spuściła wzrok i tak ciągle patrzyła w ziemie, nie wiedząc co powiedzieć, nie mogąc spojrzeć mi w oczy. Dalsze kontynuowanie tej rozmowy nie miało sensu, więc ruszyłam prosto przed siebie, do swojego pokoju. Karen będąc nadal w ciężkim szoku nie ruszyła się z miejsca, a ja po prostu zostawiłam ją z tym, trzaskając za sobą drzwiami.

***

W domu utrzymywała się napięta atmosfera – Karen przez kilka dni unikała mnie, potem, gdy wszystko przetrawiła starała się ze mną o tym rozmawiać, jednak ja wszystko ignorowałam. Nie czułam potrzeby opowiadania o tym po raz kolejny. Był to dla mnie zamknięty rozdział. Gdyby niezręczności było jeszcze za mało, do tego dochodziła jeszcze Katherine, która swoim bezsensownym paplaniem starała się wszystko załagodzić.

Jedynym plusem było to, że większość czasu spędzałam w samotności w swoim pokoju i często zdarzało mi się sms'ować z Niallem. Zazwyczaj wysyłał mi swoje zdjęcia z głupimi minami, pytał co robię w danym momencie, ewentualnie plotkowaliśmy na temat ludzi ze szkoły.

Nie widywaliśmy się twarzą w twarz, ponieważ ja korzystając z przerwy świątecznej w ogóle nie wychodziłam z domu. Czas spędzałam jedynie na oglądaniu seriali na Netflixie i czytaniu książek, które zdołałam nagromadzić przez miesiące, a na które nie miałam czasu podczas szkolnej rutyny. Niall od czasu swojej ucieczki ani razu nie odwiedził mnie w moim pokoju. Po chwili szczerości i opowiedzeniu mi kilku faktów o ojcu całkowicie się zdystansował. Sprawiał wrażenie, jakby żałował, że poddał się chwili słabości. Unikał wszelkich poważnych tematów, jakie zaczynałam przez sms'y i starał się załatwić wszystko swoim czarnym humorem i sarkastycznymi odzywkami.

Trochę brakowało mi jego obecności.

Wreszcie nadszedł dzień wigilii i to miała być prawdopodobnie najniezręczniejsza, rodzinna kolacja wigilijna w historii.

W dodatku nigdy nie przepadałam za tym świętem. Było według mnie przereklamowane, a reklamy w TV od listopada pokazujące mikołaja na sankach, bałwany i renifery sprawiały, że po kilku tygodniach miałam naprawdę ochotę zwymiotować, gdy tylko usłyszałam frazę "Boże Narodzenie". Nie wspominając o George'u Michaelu lecącym bez kurewskiej przerwy w radiu.

Siedziałam w salonie, oglądając "Z kamerą u Kardashianów", kiedy Katherine wpadła na cudowny pomysł zaangażowania mnie do pomocy.

— Ronnie, pomożesz nam w dekorowaniu świątecznych ciastek? — zaśpiewała, pałętająca się po kuchni w różowym fartuchu.

Karen patrzyła na mnie z nadzieją, jednak ja wygodniej rozłożyłam się na kanapie.

— Chyba spasuję. Założę się, że wam wyjdzie to o niebo lepiej. Przecież wiecie, że nie mam zdolności artystycznych.

Katherine wzruszyła ramionami, a Karen wyglądała na trochę zawiedzioną.

Nie bardzo mogłam skupić się na oglądaniu, ponieważ poczułam, jak na mój telefon przychodzi milion sms'ów. Jak się okazało na konwersację, na której była cała nasza "paczka".

Napchałam buzię świątecznymi słodyczami (Karen, gdy tylko widziała, że na opakowaniu słodyczy widnieje święty mikołaj albo bałwan od razu wszystko wkładała do koszyka), po czym zaczęłam wertować wzrokiem tekst.

Jake: Suki, mam zajebisty pomysł

Jake: Naprawdę zajebisty

Jake: Na milion procent przejdzie do historii

Jake: I stanie się kultowy

Sophia: Możesz wreszcie przejść do rzeczy?

Harry: Nie rozumiesz, że on musi zrobić napięcie? 🤦🏻‍♂️

Jake: Właśnie ty suko

Sophia: Nie mam czasu oczekiwać, aż zrobisz napięcie, ponieważ jestem w trakcie robienia jebanego ciasta na to święto, które u mnie w rodzinie przypomina komedie

Sophia: *zdjęcie swojej skrzywionej twarzy całej w mące*

Sophia: Więc jakbyś mógł

Sophia: Łaskawie

Sophia: Pośpieszyć się

Sophia: Byłam wdzięczna 😤

Jake: Widać, że @Liam dawno nie moczyłeś

Jessy: No dawaj Jake

Dylan: Ile można czekać? 🤯

Matt: Staaaary

Jake: Tak poddani, błagajcie dalej!

Jake: ❣️❣️❣️❣️❣️

Postanowiłam wreszcie włączyć się do rozmowy.

Ronnie: Jake.

Ronnie: Skończ.

Jake: Dobra, kurwa, słuchać uważnie

Jake: Dzisiaj, gdy już zakończą się wszystkie rodzinne kolacje

Jake: Niech będzie około 24

Jake: Wszyscy idziemy na sanki ❄️

Liam: Niesamowite, że wreszcie to napisał

Louis: Uważam, że to zajebisty plan

Sean: Dobra kurwa, zróbmy to

Sophia: Może to jakkolwiek uratuje ten dzień.

— Ronnie, potrzebujemy twojej pomocy!— zawołała Katherine z kuchni.

— O co znowu chodzi? — przewróciłam oczami, po czym poszurałam nogami do kuchni.

— Musimy ubrać choinkę! — krzyknęła rozanielona i wskazała na karton choinkowych ozdób leżący na stole.

— Oh, kurwa — mruknęłam sama do siebie. — Czemu zawsze ja muszę mieć najgorsze zadanie?!

Kiedy zakończyłam walkę z ozdobnymi łańcuchami i posprzątałam z podłogi wszystkie bombki, które zdołałam rozbić, mogłyśmy zasiąść do stołu. Mimo wszelkich starań Katherine i Karen, które próbowały sprawić, by ta Gwiazda również była udana mimo napiętej atmosfery, mi w ogóle nie udzielił się świąteczny nastrój.Pomijając fakt, że siedzenie przy stole było ostatnią czynnością na jaką miałam ochotę, moją głowę ciągle zaprzątało coś innego.

— Muszę do łazienki — powiedziałam i odeszłam od stołu odprowadzona spojrzeniami Karen i Kath.

Zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o umywalkę i od razu wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni jeansów.

Ronnie: Hej

Ronnie: Jak się masz?

Ronnie: Wszystko w porządku? 💁🏽‍♀️

Karen nigdy nie pozwoliłaby mi pisać sms'ów przy świątecznym stole. Jeśli chodzi o tradycje była... dość konserwatywna.

Niall: *zdjęcie trzymanego piwa na tle telewizora, na którym widać mecz piłki nożnej*

Niall: W jak najlepszym 🍺

Po ucieczce Nialla jego mama dłużej nie naciskała na niego i nie oczekiwała, że razem z nią wyleci do Irlandii. W konsekwencji Niall został w Forks sam i samotnie spędzał Boże Narodzenie.

Jak bardzo nie znosiłam tego święta, tak uważałam, że nikt nie powinien być podczas niego sam.

Niall: Chociaż nie

Niall: Byłoby lepiej, gdybyś teraz siedziała obok mnie

Mój żołądek automatycznie się zacisnął, gdy przeczytałam ostatnią wiadomość, a na usta wygięły się w szerokim uśmiechu. Dawno nie pisał mi takich rzeczy.

Ronnie: Prawdę mówiąc to byłoby znacznie lepsze, od kolacji z Karen i Katherine

Ronnie: Ciągle rozmawiają o niemowlakach, ubraniach dla niemowlaków, jedzeniu dla niemowlaków, a potem znów o niemowlakach

Ronnie: Przez ciąże Katherine kompletnie oszalały 🤮

Niall: A więc chodź do mnie

Niall: Możesz być pewna, że my nie będziemy rozmawiać o niemowlakach

Niall: Tylko robić znacznie

Niall: Ciekawsze rzeczy 😋

Wypieki pojawiły się na moich policzkach. Domyślałam się o co mu chodziło.

Ronnie: Nawet nie wiesz jak bym chciała

Ronnie: Ale

Ronnie: Nie mogę 

Ronnie: 😒😒😒

Ronnie: Żeby móc do ciebie napisać musiałam wyjść do łazienki

Niall: Cóż za buntowniczka

Niall: Ale przynajmniej wiem, że masz ochotę na seks ze mną 😊

Ronnie: Proszę, przestań ze mnie żartować

Ronnie: Sprawdzałeś grupę?

Szybko zmieniłam temat.

Niall: Mam wyłączone powiadomienia

Niall: Nie chcę mi się czytać wywodów Jake'a o nowych kutasach

Trochę go rozumiałam.

Ronnie: Chodź z nami na sanki o 24

Ronnie: Sprawimy, by ten dzień nie był całkowicie do bani

Niall: Czy my mamy 5 lat? J

Ronnie: Ty mentalnie tak, więc idealnie

Niall: A ty wizualnie

Niall: Mogę przysiąc, że mając 5 lat miałem tyle wzrostu co ty

Ronnie: Pieprz się, Horan

Niall: Jedynie z tobą

Niall: Dobra, chodźmy dzisiaj na te jebane sanki

Nie mogłam przestać szczerzyć się do telefonu. Uśmiech nie schodził mi z ust nawet, gdy wracałam do stołu.

— Nigdy nie widziałam, by ktoś wracał tak szczęśliwy z toalety — powiedziała Katherine unosząc jedną brew.

— Czas na prezenty! — zaśpiewała Karen i tanecznym krokiem ruszyła w stronę choinki, pod którą stało kilka pudełek owiniętych w ozdobny papier.

***

— Na pewno nie chcesz iść z nami? Wiem, że nie powinnaś zjeżdżać na sankach, bo często się z nich spada i mogłabyś sobie poobijać brzuch, ale zawsze mogłabyś dotrzymać nam towarzystwa — zapytałam stojącą nade mną Katherine, gdy ubierałam buty w przedpokoju, kiedy zegar wskazywał 23:40. — Będzie nawet Dylan.

— Nie, jestem zmęczona — ziewnęła. — Nawet nie wiem co zrobiłaś, że Karen nie dopytuje się gdzie idziesz.

— Nic — odparłam. — Ma wyrzuty sumienia, więc znów daje mi przestrzeń.

— Wcale się nie dziwię dlaczego gryzie ją sumienie.

— To, co może jednak się skusisz? — dalej drążyłam temat. — Będzie Dylan — powtórzyłam, poruszając wymownie brwiami.

— My się tylko przyjaźnimy — wzruszyła ramionami.

— Jasne — zaśmiałam się. — Wiem, jak wyglądają twoje przyjaźnie z mężczyznami — powiedziałam i wyszłam na zewnątrz.

Od razu usłyszałam, jak śnieg chrupie mi pod stopami.

— Ej, co to miało znaczyć? — zawołała za mną.

Ze śmiechem machnęłam na nią ręką i ruszyłam prosto ulicą. Wszyscy mieliśmy się spotkać na wzniesieniu kilka minut przed naszą szkoły. Jake mi wytłumaczył, że to górka, na której zwykle wszyscy zjeżdżają na sankach, ponieważ jest całkiem wysoka i stroma, a kiedyś był to jakiś schron wojenny, czy coś w tym stylu. Miałam cichą nadzieję, że pójdę tam w towarzystwie Nialla, (w końcu mieszkamy na przeciwko siebie i to miałoby sens) jednak ten mi nie odpisywał. W konsekwencji byłam nieco rozczarowana.

Kiedy mijałam kolejny sąsiedni dom poczułam, jak coś uderza o moje plecy. Odwróciłam się skonsternowana i zobaczyłam Nialla stojącego w znacznej odległości ode mnie z szaleńczym uśmiechem i śnieżką w ręku.

— Ni... — nim zdążyłam się odezwać i jakkolwiek zaprotestować, śnieżka już uderzyła prosto w moją twarz.

— Jak mogłeś?! — krzyknęłam, wycierając twarz ze śniegu.

Mój makijaż prawdopodobnie spłynął razem z nim.

Niall z głupim uśmiechem wzruszył ramionami i jakby nigdy nic schylił się po kolejną dawkę śniegu i zaczął z niego formować kolejną kulę.

— Nawet się nie waż — zaczęłam grozić mu palcem, ale nie wydawał się tym przejąć, ponieważ zaraz zaczął kroczyć w moją stronę z szaleńczym wyrazem twarzy.

Z piskiem zerwałam się do ucieczki. Dźwięk chrupiącego śniegu tuż za mną podpowiadał mi, że Niall ruszył zaraz za mną i był coraz bliżej.

Kiedy czułam, że jest tuż za mną zrobiłam unik. Mój wzrost w takich sytuacjach okazywał się niezawodny, zawsze udawało mi się prześlizgnąć pod ramionami "oprawcy". Szczególnie, gdy był tak wysoki jak Niall. Śnieżka świsnęła mi koło ucha i roztrzaskała się o śnieg kilka metrów przede mną.

Niall nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nawet nie zdążył się zatrzymać i z rozbiegu wybiegł na jezdnię. Powierzchnia pod warstwą śniegu okazała się pokryta lodem, ponieważ Niall od razu runął na plecy.

— Kurwa — krzyknął.

Momentalnie zgięłam się w pół, zanosząc się śmiechem.

— Bardzo kurwa śmieszne — mruknął, ale zaraz sam zaczął śmiać się z samego siebie.

Wykorzystując sytuację zgarnęłam śnieg z chodnika i ruszyłam prosto na niego. Pragnęłam natrzeć mu twarz śniegiem, jednak gdy tylko stanęłam w jego pobliżu chwycił za moją nogę i powalił mnie na ziemię.

Złapał mnie tak, że runęłam prosto na niego.

— To było nie fair! — sapnęłam.

Uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za tyłek, kiedy tak zawisłam nad nim. Stwierdziłam, że wcale na to nie zasłużył i z satysfakcją na twarzy chwyciłam za śnieg.

— Co ty...

Cisnęłam mu nim prosto w twarz.

Roześmiałam się głośno widząc jego minę i jak następnie strzepuje z siebie biały puch i wyciera sobie z niego usta.

Jednym ruchem zrzucił mnie na śnieg tak, że zatopiłam się w nim na kilka centymetrów, po czym znów obrzucił mnie śniegiem. Znowu wywiązała się mniejszy nami bitwa na śnieżki, tym razem bardziej zaciekła i w dodatku na samym środku drogi.

Do rzeczywistości przywróciło nas szalone trąbienie samochodu jadącego prosto na nas.

Niall intuicyjnie pociągnął mnie z powrotem na chodnik za materiał kurtki.

— Kto kurwa jeździ tu o tej porze? — zmarszczył brwi, gdy oślepiały nas ostre światła jeepa.

Szybko otrzymaliśmy odpowiedź, gdy samochód zatrzymał się tuż przy nas, a kierowca wsunął szybę.

— POJEBAŁO WAS SUKI?! — wrzasnął Jake. — Mogłem was rozjechać. Na tym zadupiu nigdy nie odśnieżają dróg, nic kurwa nie widać przez ten śnieg!

Dylan siedzący obok niego głośno się roześmiał. Z takiej odległości widziałam, że ma całkowicie przekrwione oczy.

—Jake, serio postanowiłeś jechać na tą górkę samochodem i nie zaproponowałeś mi transportu? — skrzyżowałam ręce na piersi.

Zawsze o mnie pamiętał!

Co prawda droga piechotą nie była taka zła. W końcu spotkałam Nialla...

— Mam full, skarbie — przewrócił oczami i wskazał głową na tył. Rozsunął przyciemniane szyby, dzięki czemu moglam zobaczyć, że z tyłu siedzieli przytuleni Zayn z Perrie, a obok nich Sean. Oni również wyglądali na całkowicie spalonych.

— Dobra Zayn bierz Perrie na kolana, jakoś się zmieścimy — teraz Niall przewrócił oczami.

— Mimo wszystko zabraknie jednego miejsca — obliczyłam szybko w głowie.

— Ja wezmę na kolana Ciebie — wyjaśnił.

Okej, to miało sens.

— W zasadzie mogłem na to wpaść szybciej — Jake podrapał się po brodzie.

Perrie z uśmiechem usadowiła się na kolanach Zayna, a Niall usiadł na ostatnim wolnym miejscu.

— Mała, jeśli chcesz, ja chętnie cię wezmę — Sean poruszył wymownie brwiami. — I to nie tylko na kolana.

— Stary, czy tobie kiedyś kończą się te słabe teksty — Zayn zaczął zanosić się śmiechem, a zaraz za nim Perrie.

— Nigdy, Stary.

Niall pomógł mi się wgramolić i wreszcie usiadłam na jego kolanach, a Jake ruszył prosto ulicą.

— Mogę kurwa wiedzieć co robiliście na środku drogi? — Jake rzucił mi w lusterku oskarżające spojrzenie.

— Szybka bitwa na śnieżki — wzruszyłam ramionami.

Jake nie przestawał dawać mi sygnałów, że jeszcze będziemy musieli o tym porozmawiać.

— Myślałam, że Katherine też będzie — zdziwiła się Perrie. — Ciągle unika z nami wszelkich wyjść.

Może byłam już przeczulona, ale doskonale zauważyłam, jak Dylan niespokojnie poruszył się na swoim siedzeniu.

— Była zmęczona — odpowiedziałam krótko.

Perrie nie wydawała się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, ale dalej nie drążyła tematu, ponieważ Zayn przyssał się do jej ust, a ona wydawała się zapomnieć o całym świecie.

Na miejscu czekali już Liam z Sophią, Louis z Harrym i Matt z Jess. Każda para miała własne sanki, poza nami wszystkimi z samochodu, ponieważ z sam o sankach pomyśleli jedynie Zayn i Jake.

— Dobra, będziemy się jakoś zmieniać — zaproponował Zayn. — Kto chce zjechać pierwszy?

— Dawaj stary ze mną — Sean poklepał ramię Dylana.

— Ale najpierw skręt! — Louis uniósł palec w górę. 

Wyciągnął z kieszeni dwa gotowe jointy. Podał jednego Niallowi, a drugiego sam rozpalił. Ustawiliśmy się w kółku i po kolei podawaliśmy sobie skręty. Kiedy dopaliliśmy je do końca i wszyscy byliśmy w świetnych humorach stworzyły się cztery zespoły, które ścigały się sankami w pierwszej kolejności. Na górze pozostałam ja, Niall, Jake oraz Zayn z Perrie. Perrie uznała, że będzie zabawnie jeśli ulepimy bałwana, ale chłopaki szybko zniszczyli jej dzieło dorabiając bałwanowi imponującego penisa.

— Jesteście zboczeńcami, przysięgam.

Gdy osoby, które zjeżdżały zdążyły wrócić na górę Sophia zaproponowała, żebym zjechała razem z nią, Jessy z Perrie, Louis z Jake'iem, a Niall z Liamem.

Przez całą drogę w dół nie mogłam przestać na przemian krzyczeć i śmiać się, ponieważ górka była bardzo stroma. W ciągu godziny zdążyłam zjechać jeszcze z Harrym, Jakiem, Louisem i Perrie.

Kiedy wróciłam na górę podszedł do mnie wyszczerzony Sean. 

— To co, mała, teraz zjeżdżasz ze mną? — popatrzył na mnie z nad brwi z szelmowskim uśmiechem. 

Ze śmiechem podeszłam z nim na krawędź górki. Usiadłam z przodu sanek, a on zaraz usadowił się za mną. Chwyciłam się krawędzi sanek. Zaskoczyło mnie, gdy Sean chwycił się mojej talii. 

— Mmm, co za ciało — zażartował i wybuchnął śmiechem. 

— Trzymaj łapy przy sobie — ostrzegłam ze śmiechem, ponieważ do cholery bez przerwy się śmialiśmy. — Czy może ktoś nas pchnąć? 

Odwróciłam się za plecy, gdzie stały osoby, które akurat nie zjeżdżały. Złapałam zirytowane spojrzenie Nialla, który akurat w odległości kilku metrów palił papierosy. Zaraz po tym odwrócił wzrok. Zmarszczyłam brwi kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale w tym samym czasie podszedł do nas Harry i zepchnął nas z góry. 

Zjeżdżanie na jednych sankach z Seanem było najgłupszą decyzją w życiu. Pomyślał, że będzie zabawnie, jeśli przechyli nas i razem spadniemy na śnieg i sturlamy się z góry. 

— Ty idioto! — krzyknęłam jednocześnie nie mogąc przestać chichotać. 

Odepchnęłam jego ręce i wstałam z jego ciała, ponieważ właśnie w takiej pozycji wylądowałam na samym dole. 

— Musisz przyznać, że było zajebiście. Ze mną tylko ostra jazda. 

Przewróciłam na niego oczami i ruszyłam na górę. 

— Dobra, zjeżdżamy ostatni raz i wracamy do domu — powiedział Louis, gdy znalazłam się na górze.  — Zaraz odmarzną mi jaja. 

Podeszłam do Nialla, aby zapytać, czy chce zjechać teraz ze mną. 

— Hej, nie zjeżdżałam jeszcze z tobą — zagadnęłam wesoło, gdy skrollował ekran swojego Iphone'a. — Jesteś chętny? 

— Nie — odpowiedział krótko. — Może Sean będzie chciał znów cię obmacać. 

— Że co? — zmarszczyłam brwi. 

— Dobrze słyszałaś — warknął i znów zajął się swoim Iphonem jakby mnie tak w ogóle nie było. 

Sfrustrowana ruszyłam do reszty i usiadłam na sporym kamieniu, przyprószonym śniegiem. Nie miałam ochoty na dłuższą zabawę. 

Jessy wydawała się zauważyć co zaszło między mną a Niallem. Dotknęła mojego ramienia. 

— On jest po prostu o ciebie zazdrosny — powiedziała cicho. 

— Jessy, chodź, zjedziemy ostatni raz! — wołał Matt. 

Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i dołączyła do swojego chłopaka, który w zasadzie był już jej narzeczonym.

W tym czasie wypaliłam na pół papierosa z Louisem, a kiedy osoby, które zjeżdżały wróciły na górę wszyscy ruszyliśmy do samochodów. Niall przez cały czas trzymał się z boku, a w samochodzie usiadł na przednim siedzeniu, prawdopodobnie, by nie mieć ze mną kontaktu. W aucie zrobiło się więcej miejsca, ponieważ Sean i Dylan wracali jednym samochodem z Mattem i Jessy. W rezultacie z tyłu siedziałam jedynie z Zaynem i Perrie, która bez przerwy chichotała, ponieważ dalej odczuwała działanie skręta.

Jake odwiózł jako pierwszych mnie i Nialla pod nasze domy. Gdy odjechał Niall ruszył prosto do swojego domu nawet się ze mną nie żegnając. 

— Serio zamierzasz się tak zachowywać? — krzyknęłam za nim. 

Wzruszył ramionami. 

Zirytowana ruszyłam za nim.

— O co ci chodzi? — stanęłam za nim, kiedy przed drzwiami szukał kluczy. — Masz zamiar zachowywać się jak dziecko, ponieważ zjechałam na sankach z Seanem? Zjechałam też z kilkoma innymi osobami i nie wydawałeś się mieć z tym jakikolwiek problem!

— Ale inne osoby nie pragną dobrać ci się do majtek — warknął, wreszcie odwracając się w moim kierunku. 

— Ah, czyli jesteś zazdrosny. 

— Nie jestem kurwa zazdrosny — syknął przez zaciśnięte zęby i uderzył pięścią we framugę. — Po prostu wkurwia mnie, gdy ktoś cię dotyka. I tym kimś nie jestem ja. 

Był zazdrosny. Jedynie nazywał to po swojemu.

Jednak ja wiedziałam, jak go podejść. 

Podeszłam do niego bliżej, zdecydowanie przekraczając jego osobistą strefę. Wyglądał na zbitego z tropu. Zmarszczył mocno brwi i przypatrywał mi się w uwagą.

— Ale wiesz, że jesteś jedyną osobą, której pozwoliłabym się dotykać? — powiedziałam cicho, dotykając jego ramienia. 

Zamrugał kilkakrotnie analizując moje słowa. Również nieco nachylił się w moją stronę. Przybliżaliśmy się do siebie jak magnesy. Te słowa na niego działały. 

Nie rozumiałam dlaczego, ale zdawał się potrzebować ciągłych zapewnień. Tak jak w dniu, kiedy znalazłam go w opuszczonej szkole, kiedy zapytał, czy mi na nim zależy. 

— Szczególnie, że Sean mnie kompletnie nie interesuje. Ponieważ sam wiesz, że zależy mi właśnie na tobie. 

Dokładnie widziałam jak zacisnął szczękę. Chwycił mnie za talię i lekko pchnął mnie na drzwi. Błyskawicznie przywarł do mnie ustami. Całował mnie zachłannie i z ogromnym żarem. 

A ja tak bardzo pragnęłam nigdy nie przestawać czuć jego ust na swoich.

Oparłam jedną dłoń na jego torsie, a drugą ręką oplotłam jego szyję, podczas gdy on odpiął moją kurtkę jednym sprawnym ruchem i włożył dłoń pod moją bluzkę. Od razu syknęłam. 

— Masz lodowate ręce — jęknęłam w jego usta. 

Nic sobie z tego nie zrobił, tylko chwycił za moją pierś i popatrzył na mnie z płomieniem w oczach. Przejechał kciukiem po moim sutku na co jęknęłam i wygięłam się pod nim.

Widząc to znów mnie pocałował, drugą rękę wplątując w moje włosy.

Zaraz jednak ręka pod moją bluzką zniknęła. Niall na chwile oderwał się od moich ust i zaczął przekręcać klucz w zamku. Po kilku sekundach przytrzymał mnie w miejscu i pchnął drewnianą powłokę, po czym dalej w obięciach, nie przestając się całować weszliśmy do środka. 

Przyparł mnie do ściany w przedpokoju i ściągnął w pośpiechu moją kurtkę, nie odrywając ust od moich. Automatycznie zrobiłam to samo z jego kurtką. Zaczął obcałowywać moją szyję, aż przymknęłam oczy z przyjemności. Kolanem rozszerzył moje nogi i stanął między nimi, przez co byliśmy jeszcze bliżej siebie. 

— Nie pozwolę, by ktoś poza mną cię dotykał — wysapał i zaczął błądzić rękami po moim ciele. 

Nim zdążyłam się obejrzeć nie miałam na sobie już bluzki. Omiótł wzrokiem mój różowy biustonosz, a zaraz potem chwycił w dłonie moje piersi. Ściskał je, aż jego palce zaczęły wkradać się pod materiał. 

Intuicyjnie pociągnęłam jego bluzę, która po chwili również wylądowała na ziemi. Wszystko działo się tak szybko. Kolejne ubrania wędrowały na ziemię. 

— Boże, jesteś taka gorąca — mruknął między pocałunkami na mojej szyi i piesiach.

— Niall — złapałam za jego szczękę. — Chodźmy do twojej sypialni — powiedziałam niemal bezgłośnie. 

Nie wiedziałam co się dzieje, do czego to wszystko dąży i co zaraz się stanie. Ale naprawdę pragnęłam więcej. Chciałam być znów w jego łóżku i żeby robił mi te wszystkie rzeczy, które najlepiej potrafi.

Nie odrywając się od siebie ustami i dłońmi kroczyliśmy w stronę schodów, ale gdy już po raz drugi potknęłam się o własne nogi sfrustrowany Niall wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do swojego pokoju. 

Położył mnie na łóżku i od razu nade mną zawisł. 

Szybko pozbył się moich butów oraz spodni. Leżałam przed nim w samej bieliźnie, ale zaraz i to się zmieniło. Mój biustonosz wydawał się mu bardzo przeszkadzać, bo niemal go ze mnie zerwał. 

Widząc moje nagie piersi niemal jęknął. Usta owinął wokół jednego sutka, przez co wygięłam się pod nim w łuk. 

— Nigdy się tobą nie nasycę — mówił. 

Dokładnie czułam jego stojącego penisa, który uwierał mnie w udo. Chwyciłam za jego rozporek i zaczęłam ściągać mu jeansy, przez co był naprawdę zadowolony. 

Klęknął na łóżku przede mną i z pełną uwagą ściągnął ze mnie majtki. Od razu złączyłam nogi, czując krępacje. 

— Nie, nie — pokręcił głową i chwycił za moje kostki. — Rozłóż je. Chcę cię widzieć w całej okazałości — rozszerzył moje nogi. 

Czułam, jakbym miała eksplodować. 

Oblizał palec i zaczął nim pocierać moją kobiecość. Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. 

— Jesteś już cała mokra. Taka podniecona. 

Rumieńce paliły moje policzki. 

Niall znów zawisł nade mną. Patrzył mi w oczy, gdy palcem drażnił moje wejście. Wreszcie wsunął we mnie jeden palec. Momentalnie zajęczałam. 

— Boże tak chciałbym cię pieprzyć. 

Przyspieszył tempo swojego palca, przez co zaczęłam głośno jęczeć. Zacisnęłam oczy. 

— Niall, zrób to. 

— Co? 

Zastygł w bezruchu. 

Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. 

Wplątałam palce w jego włosy. 

— Czuję, że to ten moment — odpowiedziałam cicho. — Chciałabym, żebyś był moim pierwszym. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro