Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 23

Soundtrack do rozdziału:
Pearl Jam - Black
Oasis – Stop Crying Your Heart Out
Alice in Chains – Rooster

Dwa tygodnie później (początek grudnia):

— Nie odwracajcie się, ale właśnie w stronę wejścia idą rodzice Cartera — przybiegł do nas rozemocjonowany Jake, gdy podczas długiej przerwy grupą siedzieliśmy przed szkołą, paląc papierosy.

Oczywiście wszyscy jednocześnie odwrócili głowy.

— MÓWIŁEM KURWA, ŻE MACIE TEGO NIE ROBIĆ!!!

Para w średnim wieku szła odśnieżonym chodnikiem, kierując się do administracyjnego budynku szkoły.

— Po co tutaj przyszli? Przecież został zawieszony na dwa tygodnie — Sophia zmarszczyła brwi, po czym strzepała popiół z papierosa.

— Nasze mamy się przyjaźnią. Wczoraj rozmawiały chyba z dwie godziny przez telefon — Harry naciągnął na uszy swoją wełnianą czapkę. — Rodzice Daniela nie mogą znieść nadszarpniętej reputacji syna i postanowili przenieść się do Belfair, ponieważ mają tam rodzine czy coś — powiedział, po czym przewrócił oczami.

— Nadszarpnięta reputacja? — powtórzył Jake z kpiną. — Ich syn to zwykły pojeb! Takich należy trzymać w specjalnych, zamkniętych ośrodkach — dokończył pretensjonalnym tonem trzymając przy tym palec w górze.

— I dobrze, że się wyprowadza — dodała Perrie. — Jest tu skończony.

— Możemy zostawić już jego temat? — wyrzuciłam swojego dopalonego papierosa na śnieg. — Naprawdę nie chce już nigdy o nim słyszeć.

— Skoro sama nalegasz, to teraz opowiedz nam o Niallu — Jessy zaklaskała w dłonie z chytrym uśmieszkiem.

— Niallu? — Katherine dotrzymująca nam towarzystwa wyglądała na mocno zbitą z tropu.

Rzuciła mi pytające spojrzenie (chodź bardziej nalegające na odpowiedź), lecz udałam, że tego nie dostrzegłam.

Cóż, naprawdę próbowałam wszystko zachować w tajemnicy... Szczególnie przed nią i Karen. Dodatkowo nikomu nie mówiłam, że przez ostatnie dwa tygodnie Niall często pojawiał się w moim pokoju.

Mimo moich starań, plotki o ostatniej bójce Daniela i Nialla rozprzestrzeniły się po całej szkole, a ja stałam się częstym tematem rozmów. Ciągle łapałam ludzi na obserwowaniu mnie. Zdarzało mi się również być światkiem rozmów, podczas których dziewczyny doszukiwały się związku między mną i Niallem plotkując na tyle głośno, że mogłam wszystko usłyszeć.

— Właśnie, uprawialiście już seks? — dopytał Louis.

— Jestem pewien, że robili to już na Sycylii, sami słyszeliście co powiedział Niall zanim wymierzył sierpowego Carterowi — dodał Sean ze śmiechem.

— Nie, ja nie słyszałam! — krzyknęła oburzona Katherine.

— Przecież filmiki od dawna krążą po internecie — zdziwił się Sean i wyciągnął z kieszeni swój telefon. — Mają nawet swój hashtag... — zaczął wyszukiwanie głupiej frazy w wyszukiwarce Instagrama, ale szybko zakryłam dłonią wyświetlacz jego telefonu.

— Nic między nami nie ma! — broniłam się. — I już mówiłam, że nie uprawialiśmy seksu.

— Ale pewnie zrobił ci minetkę — dodał śpiewająco Jake.

— SKOŃCZ.

Obawiałam się, że będą dalej drążyć temat, jednak uwaga ze mnie zaskakująco przeszła na Katherine.

— Nie wypaliłaś dzisiaj ani jednego papierosa — zauważył Louis. — Wcześniej paliłaś jak smok i przy każdej możliwej okazji opalałaś mnie, bo jestem jedyną osobą w tym towarzystwie, która pali cienkie fajki – tak jak ty. Rzuciłaś, czy co?

Karherine zaniemówiła na kilka sekund.

— E-uh, w zasadzie to tak.

— Kiedy byłaś z nami tydzień temu w barze nawet nie tknęłaś alkoholu...

— Przecież ty kochasz alkohol, a szczególnie tequile — Perrie zmarszczyła brwi.

— Bycie fit jest teraz w modzie, nie? — Katherine wypaliła z udawaną ekscytacją, po czym zaczęła plotkować z Perrie na temat nowej diety znalezionej w internecie, by odwrócić jej uwagę, co dziewczyna bez problemu od razu łyknęła.

Jake miał naprawdę wymowny wyraz twarzy, jednak chyba pierwszy raz w życiu powstrzymał się od komentarza.

— Jeśli zaraz nie wrócimy do środka to odmarzną mi jaja — jęknął wreszcie Sean, a wszyscy jednogłośnie zgodzili się wrócić do szkoły.

— Szkoda tak bezcennych jaj — parsknęłam i przewróciłam oczami.

Sean złapał się za krocze.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy z ich wielkości, Maleńka.

— Jesteś obleśny.

— Właśnie stary — Liam ze śmiechem poklepał go w ramię. — I tak wszyscy wiemy, że przebierając się po treningu przy Niallu za każdym razem dostajesz kompleksów.

Liam nim zdążył się obejrzeć został powalony na ziemie i obrzucony śniegiem.

— Nie żyjesz — odrzekł i pewnym ruchem wymierzył cios Seanowi z ręki pokrytej masą śniegu.

Harry i Zayn nie potrzebowali zaproszenia do zabawy, ponieważ od razu postanowili się dołączyć. Nim się obejrzałam sama leżałam plecami na śniegu przygnieciona przez Louisa, który usiłował mnie natrzeć śniegiem.

Potem już tylko wysłuchiwaliśmy krzyków trenera podczas lekcji edukacji seksualnej, który zarzucał nam zachlapanie całej podłogi w sali, przez nasze przemoczone ubrania pełne roztapiającego się śniegu.

***

Po lekcjach z Katherine wracałyśmy autobusem, ponieważ Jake i Sophia skończyli zajęcia godzinę wcześniej, w skutek czego NIKT nie jechał w tym samym kierunku i byłyśmy zdane jedynie na siebie i nieogrzewany, ledwo toczący się autobus bez ogrzewania. Kiedy się na to decydowałam nie wiedziałam, że przez całą drogę Kath nie będzie dawała mi spokoju.

— Możesz mi wreszcie powiedzieć, co jest między tobą i Niallem?! — kroczyła przez zaspy śniegu ciężko dysząc, gdy z przystanku wreszcie kierowałyśmy się do domu.

— Już trzeci raz ci powtarzam, że nic...

— Naprawdę się dzisiaj nie przesłyszałam — nie odpuszczała. — Gdy tylko wrócę do domu sprawdzę ten cholerny hashtag!

— Nie zapomnij o twitterze, tam też jest parę wzmianek — rzuciłam z sarkazmem.

— Jeszcze twitter?! — Kath wyrzuciła ręce w powietrze.

Ciężko westchnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że póki nie uspokoję jej ciekawości to nie da mi spokoju.

— Gdy byliśmy na Sycylii miałam chwilę słabości, jakoś wyszło, że z Niallem całowaliśmy się, a później Daniel się o wszystkim dowiedział. Doszło do bójki, Niall rzucił w jego kierunku kilka nieprzemyślanych słów w złości i tyle — podsumowałam. — Nie ma z czego robić sensacji.

— Całowałaś się z Niallem?! CO DO KURWY? — krzyknęła. — Chyba nie zrobiłaś sobie nadziei na nic więcej? To typ, który lubi tylko i wyłącznie przygody na jedną noc.

— Jasne, że nie — odpowiedziałam.

Korzystając, że szłam kawałek przed nią przewróciłam oczami, ponieważ nie była w stanie tego zauważyć.

To nie tak, że byłam wredna, ale jakim prawem pouczała mnie osoba, która w nastoletnim wieku zaszła w ciąże, a w dodatku została z tym sama, ponieważ jej ex był nieodpowiedzialny?

Byłyśmy już niedaleko naszego domu, a ja byłam wystarczająco zmęczona słuchaniem jej narzekań jak ciężko chodzi się przez zaspy w szpilkach.

— Lepiej ty mi powiedz, co zamierzasz zrobić ze swoją tajemnicą. Ludzie niebawem zaczną podejrzewać, że coś serio jest nie tak. "Dobrowolnie" zrezygnowałaś z bycia w drużynie, w dodatku odstępując swoje miejsce Mini, nie palisz, ani nie pijesz. Z tego co mówił lekarz to dopiero drugi miesiąc, ale niebawem ciąża naprawdę zacznie być widoczna.

Wzruszyła ramionami.

Serio?

— Wszystko zaplanowałam. Póki co nikomu nie powiem. Wiesz tylko ty i mama. Kiedy brzuch zacznie rosnąć zacznę chodzić w luźniejszych rzeczach, pora roku mi sprzyja, no wiesz – swetry, ciepłe, duże bluzy.

— Okej, uda Ci się tak wszystko ukryć maksymalnie do lutego. A jaki masz pomysł, na ukrycie sześciomiesięcznego brzucha pod jednym z twoich maksymalnie krótkich topów w kwietniu?

— To nie Tacoma, tu wiecznie jest zimno i deszczowo, więc nadal będę mogła bazować na workowatych rzeczach. Potem powiem tylko najbliższym znajomym, a z pomocą Karen załatwię sobie nauczanie indywidualne, żeby nikt ze szkoły nie dostrzegł ciąży — wzruszyła ramionami.

— A końcowe egzaminy?

— Dowiedziałam się, że w wyjątkowych przypadkach szkoła może wyznaczyć wcześniejszy termin – wówczas egzamin dla mnie może odbyć się maju. W czerwcu mam termin, więc na pewno nie będą ryzykować. Stres ma ogromny wpływ na ciąże, a co jak urodzę podczas pisania testu?

— Trener Adams odbierze poród.

— Bardzo śmieszne — skrzywiła się. — W każdym razie idę w przyszłym tygodniu zgłosić ciąże dyrektorowi i starać się o wcześniejszy termin egzaminów, a także nauczanie indywidualne od drugiego semestru. Potem tylko będę koczować w domu, aż większość osób wyjedzie na studia do innych miast, czy nawet na inne kontynenty.

Nie chciałam jej dołować, ale i tak byłam zdania, że plotka rozniesie się szybciej, niż myśli. To małe miasteczko, a sensacje dodają życiu mieszkańców sensu.

Dotarłyśmy pod nasz dom. Automatycznie zerknęłam w stronę domu Nialla. W jego oknie – wychodzącym na ulicę, dokładnie na przeciw mojego – paliło się światło.

Otworzyłam drzwi frontowe, a Katherine od razu gdy tylko przekroczyła próg zrzuciła z nóg swoje wysokie kozaki.

— Naprawdę muszę zakończyć chodzenie w obcasach, ten ból kręgosłupa jest nie do zniesienia — powiedziała bardziej sama do siebie, trzymając się za plecy.

— Zawsze narzekałaś, ale teraz naprawdę jesteś nie do wytrzymania — przewróciłam oczami. — Zastanawiam jak to zniosę przez resztę miesięcy.

Pokazała mi środkowy palec i niemal biegiem ruszyła do kuchni. Usłyszałam tylko dźwięk otwierania lodówki i stukot szklanej miski.

Ja nie miałam ochoty na nic do jedzenia, więc skierowałam się prosto na schody.

— Ah, zapomniałabym! — krzyknęła za mną. — Przyjdzie dziś do mnie Dylan, więc jak usłyszysz dzwonek to nie fatyguj się – ja otworzę.

Odwróciłam się w jej stronę ze zmarszczonymi brwiami i skrzywioną miną, gdy ta stała u podnóży schodów pałaszując miskę jeszcze parującej z gorąca zupy.

— Dylan? Od kiedy wy chociażby ze sobą rozmawiacie?

Mogłabym przysiąc, że nigdy nie widziałam, by zamienili chociaż jedno słowo.

— Od jakiegoś czasu — włożyła łyżkę do ust.

— To... naprawdę dziwne — podsumowałam, po czym ruszyłam na górę.

Przeglądałam Instagrama wchodząc do pokoju, przez co niemal krzyknęłam dostrzegając kątem oka jakąś postać stojącą w głębi pomieszczenia.

— Co ty tu robisz? — zapytałam Nialla, w popłochu zamykając drzwi, by Katherine niczego nie usłyszała.

Stał przede mną w czarnej bluzie z kapturem, a jego policzki były lekko zaczerwienione od zimnego powietrza. Okej, nie tylko policzki miał czerwone.

— Zauważyłem, że wróciłaś, więc wszedłem oknem — powiedział znużonym tonem. — Cały dzień mi się nudziło — brzmiał trochę jak naburmuszone dziecko, gdy przysiadł na krześle od mojego biurka.

Z daleka mogłam zauważyć jak jego oczy były przekrwione i zwężone. W zasadzie przypominał ślepca, lub człowieka oślepionego przez światło.

— Dlatego musiałeś wypalić całą torebkę zioła? Widzisz coś w ogóle tymi oczami? — dogryzłam.

Chyba po prostu nie lubiłam, gdy palił tak dużo.

Odchylił się na krześle, ignorując moje dogryzanie.

— Prosiłam cię byś bez zapowiedzi nie wkradał się do mojego pokoju. Naprawdę w pierwszym momencie pomyślałam, że to jakiś włamywacz. A co jeśli zamiast mnie weszłaby tu Karen? Albo Katherine...

— Jest mi dziś naprawdę smutno, Ronnie.

Zmarszczyłam brwi.

— Co?

— Dziwne, że jeszcze się nie przyzwyczaiłaś. Prawie codziennie w ten sposób odwiedzam twój pokój.

Ah, czyli teraz mieliśmy rozmawiać na dwa odmienne tematy jednocześnie.

— Niall, czy coś się stało? Czujesz się dobrze?

Podeszłam do niego bliżej.

Nawet nie podniósł na mnie wzroku. Wpatrywał się w podłogę.

— Wydaje mi się, że to jeden z tych dni, w których zastanawiam się, po co w ogóle żyje.

— Czy to zioło tak na ciebie wpłynęło? Masz jakąś krzywą fazę? Zjazd? — złapałam się za głowę.

Wygadywał tak dziwaczne rzeczy.

— Kurwa, nie — odparł z irytacją. — Wypaliłem gram, bo jedyne na co mam ochotę, to umrzeć lub chodzić kompletnie naćpany. Póki co wybieram drugą opcje.

Póki co.

— Powiedz mi co się stało — nalegałam.

Byłam kompletnie zbita z tropu. Ta cała sytuacja przypominała niemal groteskę. Pierwszy raz widziałam Nialla w takim stanie i to mógł myć jedyny moment, kiedy by się przede mną otworzył.

Wstał powolnie z krzesła i zaczął się przechadzać po moim pokoju, co rusz oglądając jakieś przypadkowe przedmioty – podręcznik od angielskiego z odrapanymi brzegami, płytę Ed'a Sheerana rzuconą gdzieś na komodę, aż zatrzymał się na dłużej przy fotografii wiszącej na ścianie, na której byłam z Katherine i Karen. Przejechał palcem po brzegu ramki, aż wreszcie podszedł do okna i z nostalgią oparł się o parapet.

— Moja matka dostała zaproszenie na święta od moich dziadków od strony tego skurwiela, który zniszczył nam życie.

Wyrzucił z siebie słowa niemal przez zaciśnięte zęby, a ja stałam spięta kilka metrów od niego nie wiedząc jak mam się zachować. Kiedy wspomniał o swoim ojcu, aż zadrżałam.

— Przypomnieli sobie o nas po tylu latach, ponieważ dziadek umiera, chce się pożegnać, zobaczyć mnie, Rosie i Grega ostatni raz, ale kurwa kilka lat temu kiedy było naprawdę tragicznie i to my potrzebowaliśmy wsparcia, pomocy, nawet schronienia oni udawali, że nic nie widzą. Mieli gdzieś, że nie mieliśmy gdzie się podziać, że dzięki temu, że mama ogromnie zadłużyła się u obcych ludzi udało nam się dolecieć do Stanów, żeby móc zatrzymać się na jakiś czas u drugiej babci. Mieć rodzine w Irlandii i musieć lecieć na inny kontynent, ponieważ każdy wokół ciebie ma na ciebie wyjebane? — zakpił. — Niedorzeczność.

Pojedyncze puzzle będące moimi domysłami dotyczącymi przeszłości Nialla zaczęły układać się w całość.

Przez moment stałam oszołomiona i nie potrafiłam wydać z siebie słowa.

— A jak zareagowała na to zaproszenie twoja mama? — wreszcie zapytałam ostrożnie.

— Oczywiście, gdy tylko je usłyszała od razu się zgodziła! Nigdy nie pyta mnie o zdanie, zawsze ma wyjebane na to co czuję. A na zwieńczenie tego gówna okazało się, że ten skurwiel również tam będzie.

Zacisnął pięści nadal na mnie nie patrząc. Widziałam, że bardzo przeżywa to, o czym mówi. Jego ramiona unosiły się w dość szybkim tempie przez przyspieszony oddech, a ja byłam pewna, że w taki sposób stara się uspokoić.

Zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Gdy byłam wystarczająco blisko delikatnie dotknęłam jego ramienia. Po to, by czuł, że jestem tu z nim.

— Nie rozumiem, jak można zapomnieć o wyrządzonych krzywdach... — powiedział bardziej sam do siebie. — Ja nigdy nie zapominam. I nie wybaczam.

Nim zdążyłam się nad tym zastanowić otuliłam go ramionami. Wiedziałam, jaką siłę posiada pokrzepiające przytulenie.

Ale najwyraźniej odmienne zdanie o tym miał Niall. Dokładnie poczułam jak zesztywniał na mój gest. Szybko postanowił wyswobodzić się z moje uścisku. A bardziej adekwatnym określeniem byłoby stwierdzenie, że postanowił – wyrwać się.

Zachwiałam się lekko na nogach, kiedy nieco mnie odepchnął. Patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczami. Chyba dostrzegł, że byłam zraniona i przestraszona. Nim zdążyłam nad tym zapanować łzy same napłynęły mi do oczu przez jego odrzucenie. A Niall wyglądał jakby bił się z myślami.

— Muszę już iść — mruknął nagle ze zmarszczonymi brwiami, przerywając ciszę. — Nie powinienem tu przychodzić.

Nie ruszyłam się z miejsca. Stałam jak przyklejona do podłogi obserwując, jak wchodzi na parapet i po prostu tak mnie zostawia. Bez najmniejszego wysiłku zeskakuje na dół, jak zwykł to robić przez ostatnie dni.

Obserwowałam jak zgarbiony wraca do swojego domu, odpala papierosa, z jego ust wydobywa się para, ulicę oświetla pojedyncza lapa, a wokół pada śnieg.

Stało się to, czego chyba najbardziej obawiałam się w znajomości z Niallem. Dokładnie to, co było najbardziej destrukcyjne w znajomości z nim. Od kiedy zdałam sobie sprawę, że zaczynam coś do niego czuć właśnie tego najbardziej się obawiałam.

Gdy sobie z czymś nie radził wszystkich odtrącał. Nie zważał na uczucia innych. Po prostu uciekał.

***

Przez następny tydzień nie spotkałam go ani razu. Nie pojawił się w szkole. Nie wysłał mi ani jednego sms'a. Nie rzucił w moje okno kamieniem, aby dać znać, że jest na dole.

Kompletna cisza.

Dopiero dziś dostrzegłam go pierwszy raz od tych kilku dni.

Spoglądałam z nostalgią przez okno, gdy zobaczyłam jak wybiega z domu ze sportową torbą na ramieniu. Miał na sobie tylko klubową czerwoną baseballówkę z napisem Red Volves na plecach, a przecież na dworze sypał śnieg. Za nim wybiegła jego mama z żalem w oczach. Próbowała zakryć się swoim kardiganem przed zimnem.

Krzyczała coś do niego, wydaje mi się, że prosiła by wrócił. Niall tylko pokazał jej środkowego palca i odszedłeś prosto ulicą.

Gdzie się podział?

***

Kilka dni przed świętami
Bożego Narodzenia

Minęły trzy dni, od momentu jego ucieczki i nadal nie dawał znaków życia.

Nadal naiwnie rzucałam się na telefon, gdy tylko przychodził dźwięk sms'a.

Jednak cisza nadal trwała.

Jake dowiedział się, że mama Nialla została wezwana do dyrektora przez jego nieobecności. To jednak na niego nie wpłynęło i dalej nie przychodził do szkoły.

Odczuwałam naprawdę skrajne emocje.

Pierwsze dwa dni przetrwałam z rozgoryczeniem i smutkiem, aż wreszcie przerodziły się one w rozczarowanie i złość. Piątego dnia oczekiwania na jakikolwiek kontakt stałam się wściekła. Miałam ochotę wykrzyczeć mu, że go nienawidzę i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nie mogłam funkcjonować, bo nie mogłam przestać o nim myśleć.

Od dwóch dni natomiast złość pokonało współczucie. Nie chciałam tego przyznać przed samą sobą, ale przemawiała przeze mnie troska. Zaczęłam się o niego martwić. Ciągle o nim myślałam...

Minęła ponad połowa grudnia i wszyscy zaczynali myśleć o sylwestrze. Louisowi udało się wybłagać rodziców, by zostawili mu wolny dom na ten dzień i sami wyjechali do Aspen. Kiedy tylko dowiedzieliśmy się jaki jest plan, Jake od razu zaczął planować w co się ubierze.

— Mam sweter w całości pokryty cekinami — leżał na brzuchu na moim łóżku i machał w powietrzu nogami. — A do tego ubiorę spodnie z brokatem...

— Będziesz wyglądał jak kula dyskotekowa — mruknęłam i wytarłam nos chusteczką.

Uniósł jedną brew.

— Masz racje, postawie na lateks.

— Jesteś taki gejowski.

Leżałam w tym momencie na łóżku z komputerem na kolanach i okularami na nosie, ponieważ profesor Redford zadał nam prace domową, którą musieliśmy oddać po przerwie świątecznej. No i właśnie byłam w grupie z Jake'iem.

Idealnym partnerem do projektów.

Kopiowałam tekst z internetu, lekko go przerabiałam, podczas, gdy on malował mi paznokcie, podawał chipsy do buzi i planował w co ubierzemy się na imprezę.

— Max to uwielbia. Mówi, że dodaje kolorów do jego życia.

— Aż dziwne, że minęły prawie dwa miesiące od ostatniego incydentu, a ty nadal nic nie spieprzyłeś.

— Ciężko było rozstać się z Tinderem. Ale było warto. Jego kutas jest tego wart.

— Jak romantycznie.

Przepełzał wyżej po łóżku i spojrzał na ekran MacBooka, gdzie tworzyłam naszą prezentacje.

— Wiesz, dużo łatwiej byłoby gdybyś po prostu obciągnęła Redfordowi. Gwarantowana piątka.

Spojrzałam na niego z nad okularów z politowaniem wymalowanym na twarzy.

Ale w tym samym momencie usłyszałam dźwięk wiadomości i jak szalona rzuciłam się na urządzenie.

Mając nadzieję, że może on w końcu napisał.

Nie potrafiłam zatuszować rozczarowania, że to nic nie znacząca wiadomość od Sophii, a nie ta wyczekiwana od kilku dni - od Nialla.

— Nadal się nie odzywa?

Rzuciłam wzrokiem na Jake'a, który bacznie mi się przyglądał.

Udałam, że nie wiem o czym mówi i znów skupiłam się na laptopie.

— Myślę, że to byłoby chodź trochę mniej wyczerpujące, gdybyś mi pomógł.

— W zasadzie to bardzo dobrze Ci idzie.

Przewróciłam oczami i kontynuowałam swoje zadanie.

— Możesz przestać tak ciągnąć nosem? — skrzywił się. — To obrzydliwe.

— Mam katar i prawdopodobnie gorączkę przez tego debila, o imieniu Louis, ponieważ wczoraj ponownie postanowił mnie natrzeć śniegiem. A więc po prostu zamilcz, albo na ciebie nakaszlę.

— Augh, broń biologiczna — zawył. — Wygrałaś.

Dla bezpieczeństwa postawił między naszymi ciałami poduszkę, która miała stanowić teraz rolę blokady zarazków. No idiota.

Nie minęło pięć minut, gdy krzyknął "kurwa, jebać to", zrzucił poduszkę na ziemię, po czym położył głowę na moich nogach i przysunął do siebie miskę popcornu, który wcześniej rozkazał sobie uprażyć.

— Czas na moment szczerości.

— O-ho. Brzmi cudownie — odpowiedziałam sarkastycznie.

— Katherine jest w ciąży — stwierdził.

Spojrzałam na niego badawczo.

— Nie... — próbowałam zaprzeczyć, jednak błyskawicznie mi przerwał.

— Nie jestem idiotą. Jest w drugim miesiącu i stara się zrobić wszystko, by nikt się nie dowiedział. W dzień balu powiedziała o tym Shane'owi a on szybko odmówił bycia tatusiem i ich wielka miłość się zakończyła. Poskładałem fakty, jestem bystry.

Niepodważalnie zaniemówiłam na kilka dobrych sekund.

— Proszę nie mów o tym nikomu. Katherine martwi się, że wszyscy zaczną o niej plotkować.

— Kiedy chcę naprawdę potrafię dochować tajemnicy, bez obaw Suko.

— Najbardziej zastanawia mnie, co ona planuje wobec Dylana. Przychodzi do niej dzień w dzień! Wczoraj pomógł jej nieść siatki z zakupami, a dzień wcześniej zaoferował się, że zawiezie ją do Port Angeles, ponieważ ona zapragnęła jechać na zakupy...

— Kiedy byłem się odlać widziałem, że przyszedł.

— Znowu?!

— Twoja siostrzyczka ma wyraźne plany wobec niego — Jake poruszył wymownie brwiami. — Tatuś Dylan.

— Błagam Cię, nie sądzę, że byłaby do tego zdolna — skrzywiłam się. — Chodź w zasadzie to jest Katherine.

***

Siedziałam schowana pod stołem, łzy spływały po moich policzkach, a całe ciało trzęsło mi się ze strachu. Również zimna.

Czemu tu było ciągle tak zimno?

Zatykam uszy dłońmi, by przestać słyszeć krzyki. Nie dało to za wiele. W dodatku wszystko widziałam. Płakałam. Kopałam nogami w podłogę, na znak protestu. Prosiłam, błagałam, by przestał. Zostawił Ją. Zostawił mnie. By przestał na zawsze.

Trzymając za jej szyję mocno pchnął ją na ścianę tuż obok kominka. Zapiszczała z bólu. Załkała. Błagała tak jak ja.

Twarz robiła jej się czerwona , chyba brakowało jej tlenu.

Czy tym razem Ją zabije?

Byłam zaledwie kilka metrów od nich, a on nie miał żadnych skrupułów. Nie przejmował się, że patrzę. Przecież słyszał moje krzyki. Udawał, że nie słyszy zagłuszając je swoim krzykiem.

Rozerwał jej bluzkę. Ona próbowała się wyrwać, zasłonić, odepchnąć go. Nazwał ją bardzo brzydkim słowem. Zawsze ją tak nazywał. Nadal z nim walczyła, za co On wygiął jej rękę. Brutalnie, aż zgięła się z bólu.

Całą jej twarz przykryła burza ciemnych, długich loków. Poprzyklejały się do mokrej od łez twarzy. Ale widziałam jej usta. Wykrzywione w grymasie, cicho skamlające.

On jakby nasycał się jej bólem. Szarpnął ją za włosy. Potem włożył jej rękę pod bluzkę.

Wtedy zwróciła głowę w moją stronę. Kazała mi się odwrócić. Nie patrzeć. Uciec.

Nie potrafiłam się ruszyć. Nie chciałam jej zostawić. Bałam się, że umrze.

Zwrócenie się bezpośrednio do mnie zwróciło Jego uwagę. Odwrócił się z szalonym uśmiechem. Daniel Carter zaczął śmiać mi się prosto w twarz i z satysfakcją rozszarpał już na dobre Jej bluzkę. Patrzył mi w oczy z szalonym uśmiechem.

Nagle znalazłam się na miejscu kobiety z burzą loków.

— Jak przestaniesz się opierać, to będzie ci przyjemniej.

Powstałam do siadu z przerażającym krzykiem. Omiotłam w panice otoczenie i zrozumiałam, że jestem w swoim pokoju, na łóżku leży zamknięty laptop i pusta miska po popcornie. Za oknem było całkiem ciemno, a w dodatku okropnie sypał śnieg.

Pierwsze co, to rzuciłam okiem na telefon. Był już późny wieczór. Ponad dwie godziny temu Jake wysłał mi wiadomość.

Jake: Musiałem już iść, ale nie chciałem cię budzić. Dokończyłem prezentacje, znajdziesz w Finderze, Suko.

Jednocześnie zrozumiałam, co mnie obudziło. Dzwonek do drzwi nie ubłagalnie dzwonił, co prawdopodobnie było słychać w całym domu.

Nim zaczęłam analizować mój koszmar, który bez wątpienia miał genezę z Sycylii ruszyłam biegiem na dół.

Z góry schodów zdążyłam zauważyć, jak Karen w fartuchu cała biała od mąki w pośpiechu podchodzi do drzwi.

— Kto to może być o tej porze? — powiedziała sama do siebie, wyraźnie zirytowana faktem, że ktoś przerwał jej w pieczeniu.

Nim zdążyła otworzyć byłam już na dole.

Przed nami stała mama Nialla z Rosie na rękach. Zaniepokoiłam się, gdy widząc, że kobieta ma zapłakaną twarz, a trzymana przez nią córka ubrana w gruby, zimowy kombinezon wyglądała na wystraszoną. Podobnie jak my wszystkie nie rozumiała co się dzieje, przytulała do siebie swojego misia – Teddiego. Na dodatek wyglądało, jakby rozpętała się burza śnieżna.

— Denise, co się stało?! — Karen od razu się przejęła.

— Niall kilka dni temu uciekł z domu, nie odbiera ode mnie telefonu, nie odpisuje na wiadomości, nie wiem co się z nim dzieje... — zanosiła się łzami. — Pokłóciliśmy się, a on wyszedł i do tej pory nie dał żadnego znaku. Myślałam, że zatrzyma się u babci, jednak nie dotarł tam. Muszę go znaleźć, czuję, że mogło stać się coś strasznego. Chciałam poprosić, byście zajęły się w tym czasie moją córeczką.

— Ależ, Denise, w radiu ostrzegali przed śnieżycą. Nikt nie powinien teraz opuszczać domu!

— Tym bardziej muszę go znaleźć. Jeśli coś mu się stanie nigdy sobie tego nie wybaczę... To wszystko to moja wina, zrobiłam coś strasznego.

Karen wyglądała na trochę roztrzęsioną, ale to nijak się miało do tego, co właśnie czułam ja. Niemal nie mogłam oddychać, kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.

Niall nie dawał znaku życia od dwóch dni.

— Informowała Pani komisariat? — zapytała Katherine, która zaraz do nas dołączyła.

— Tak, mój dobry znajomy jest szeryfem, zawiadomił wszystkie pobliskie posterunki. Proszę, zajmijcie się na kilka godzin Rosie — pociągnęła nosem i podała mi na ręce dziewczynkę.

Kobieta zaczęła odchodzić w stronę swojego samochodu.

— Zadzwonię do szpitala i dowiem się, czy przypadkiem go tam nie ma! — krzyknęła za nią Karen.

Potem od razu pobiegła po swój telefon. A ja nim zaczęłam zastanawiać się co robię podałam Rosie do rąk Katherine i zaczęłam ubierać pośpiesznie buty i kurtkę.

— Co ty robisz? — zdziwiła się Kath.

W tym momencie postanowiłam zakończyć próżne czekanie na jego przeprosiny, pierwszy krok, czy głupiego sms'a. Trzeci dzień od jego zniknięcia był dokładnie tym, w którym postanowiłam sama mu pomóc.

— Nie możesz wyjść w taką pogodę, mama oszaleje!

— Po prostu muszę jak najszybciej wyjść — zarzuciłam na siebie kurtkę, po czym naciągnęłam czapkę na uszy.

Wybiegłam prosto na ulicę, ignorując wielokrotne prośby Katherine bym została w domu.

Dopiero po kilku minutach uzmysłowiłam sobie w jak złej sytuacji jestem. Śnieg zdążył całkowicie pokryć ulice, brodziłam w nim do kostek, a mimo panujących ciemności widzenie jeszcze bardziej utrudniały miliony latających płatków śniegu. Ostrzeżenia dotyczące pogody były uzasadnione. Szłam intuicyjnie przed siebie i modliłam się w duchu, bym nie pomyliła drogi. Miał tylko jeden pomysł, gdzie mogłam znaleźć Niall'a. Nie chciałam się nawet zastanawiać co zrobię, jeśli właśnie w tym miejscu go nie będzie.

Miałam wrażenie, że z każdą minutą śniegu przybywa o kilka centymetrów. Byłam bliska paniki, jednak wówczas dostrzegłam znajomy dziurawy płot i moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej.

Zaczęłam przypominać sobie, gdy byłam tu z nim. Początki w Forks i początek naszej znajomosci. Opowiadał, że to jego kryjówka przed ludźmi. Pewnego rodzaju schron, izolatka. Gdy wtedy zostawił mnie tu samą, również ciężko było mi znaleźć drogę powrotną.

Marne światło lamp ulicznych nie dosięgało w to miejsce. Drżącymi z zimna rękami włączyłam latarkę w telefonie. Już miałam dziesięć nieodebranych połączeń od Karen. Byłam świadoma, że miałam ogromne kłopoty, jednak to mnie teraz nie obchodziło.

Brodziłam w śniegu, ledwo cokolwiek widząc. Z każdej strony otaczały mnie drzewa i ciemność. Wreszcie w oddali dostrzegłam kształt na wzór huśtawek, które dokładnie zapamiętałam z tamtej nocy.

Kilka metrów dalej odnalazłam wejście do budynku. Serce pragnęło wyrwać mi się z piersi. Naprawdę bałam się wejść do środka. Pomijając fakt, że budynek mógł się zawalić i to, że było w nim kompletnie ciemno,

Ostrożnie przemierzałam korytarz. Oświetlając otoczenie dostrzegałam pojedyncze, zardzewiałe i bardzo zniszczone szafki, które jako nieliczne ocalały w budynku. Na ziemi piętrzyły się śmieci; pełno pustych butelek. Musiałam ostrożnie stąpać, by o nic się nie potknąć.

— Niall? — krzyknęłam.

Przez moment nasłuchiwałam, jednak wokół roznosił się tylko dźwięk wiatru świszczący przez dziurawe szyby w oknach lub ich całkowite braki.

Dotarłam do rozwidlenia. Jedna strona prowadziła w lewo, a druga na pierwsze piętro.

— Niall?! Jesteś tu?

Intuicyjnie nogi poprowadziły mnie na górę. Wchodząc na piętro noga wpadła mi w dziurę w stopniu, której nie zdołałam zauważyć. Z moich ust wydostał się krzyk przerażenia. Upadłam na stopnie, których automatycznie kurczowo się złapałam. Oczami wyobraźni widziałam, jak spadam w dół.

Cała rozdygotana, ze łzami w oczach ostrożnie wstałam, a następnie wbiegłam na piętro.

— Niall?!!

Szłam nadal przed siebie, zaglądając do każdego otwartego pomieszczenia, które niegdyś były salami lekcyjnymi. Pozostały w nich kilka mebli – szkolne ławki, krzesła, nawet bardzo poniszczone tablice.

Rozglądałam się dookoła. Z każdą chwilą czułam, jak tracę nadzieję.

Aż poczułam jedno z najgorszych uczuć, jakie doświadczyłam.

Zamierające serce.

W rogu sali, do której zajrzałam dostrzegłam skulone ciało. Mimo, że nie byłam w stanie zobaczyć nic szczególnego wiedziałam, że to po prostu on.

Siedział na blacie sfatygowanego stołu stojącego najbardziej w głębi. Nie ruszał się. Nic nie mówił. Jego głowa była zwieszona. Rękami tulił kolana.

— Niall? — zapytałam bardziej ostrożnie.

Prawie nie oddychałam z przerażenia. Powoli podeszłam w jego stronę. Otaczała go sterta butelek po wódce.

Nadal zero odpowiedzi.

Chwyciłam delikatnie jego głowę. Dłonie trzęsły mi się jak narkomanowi na głodzie. Odgarnęłam jego nieco długie włosy, twarz ustawiłam w swoją stronę.

Żył.

Był przytomny. A jednocześnie jakby wcale go nie było.

Jego błękitne, piękne oczy były nieobecne. Spojrzał na mnie beznamiętnie. Jakbym byka nikim. Widząc to, przestałam się kontrolować. Dałam upust emocjom.

Płakałam naprawdę głośno, czułam, że zbyt wiele się wydarzyło.

I wtedy poczułam jak jego ręka oplata moje ciało. Otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie bez słowa, aż kompletnie przyległam do jego piersi.

— Chyba jesteś moim aniołem stróżem — powiedział mocno zgrubiałym, ledwo słyszalnym głosem.

Jego ciało było lodowate. Skostniałe.

Wytarłam mokre policzki i wyprostowałam się. Dokładnie się mu przyjrzałam. Zaczęłam oglądać jego ciało kawałek po kawałku.

Miał całe zakrwawione i mocno spuchnięte kłykcie. Rany wyglądały na poważne i musiał je obejrzeć lekarz. Co robił, że je tak sponiewierał?

— Uderzyłem chyba z pięćdziesiąt razy w ścianę — wyjaśnił. — Są stłuczone, nic mi nie będzie.

Jego ubranie było brudne. Widziałam na nim krew. Nie chciałam się nawet zastanawiać co było jej źródłem.

Spojrzałam na jego twarz. Patrzył wprost na mnie, swoimi przekrwionymi, zmęczonymi oczami.

— Wyglądasz jakbyś nie spał wieki — powiedziałam cicho.

— I tak się czuję.

Miał okropne, fioletowem głębokie wory. Zapadnięte policzki. Wysuszone usta.

Śmierdział alkoholem.

Omiotłam jeszcze raz wzrokiem otaczające butelki. Byłam pewna, że należały właśnie do niego. Było ich naprawdę sporo. Wszystkie po wódce. Znalazłam tez kilka lufek.

— Powinnam zadzwonić na policję, twoja mama poinformowała szeryfa, wszędzie cię szukają — zaczęłam wpisywać numer na klawiaturze.

Niall przykrył swoją dużą dłonią wyświetlacz.

— Nie chce ich tu. Chcę zostać z tobą.

— Niall, temperatura jest poniżej zera, na dworze panuje śnieżyca, a ty od kilku dni nie byłeś w domu. Musi cię zobaczyć lekarz.

— Nie obchodzi mi to — wzruszył ramionami. — Chcę zostać z tobą.

Złapałam się za głowę. To było dla mnie za wiele. On był w takim złym stanie, a jeszcze kilka minut wcześniej bałam się, że nie żyje.

— Przepraszam, że cię zawiodłem.

Spojrzałam na jego twarz z niedowierzaniem.

Wyglądał na całkowicie rozdartego.

— Boże, Niall, nawet tak nie mów. Nie zawiodłeś mnie. Po prostu się martwiłam. Bałam się, że znajdę cię... — głos mi zadrżał.

— Martwego.

— Tak — przyznałam.

— Myślałem o tym, by się zabić. Chciałem przestać czuć ból.

— Ale tego nie zrobiłeś.

— Zabrakło mi odwagi. Znowu.

Czyli to nie był pierwszy raz.

— Jestem pieprzonym tchórzem.

Nie mogłam tego słuchać. To, co siedziało w jego głowie było na prawdę przerażajace.

— Potrzebujesz pomocy Niall. Lekarz musi obejrzeć twoje ręce, musisz zjeść coś ciepłego, bo w zasadzie kiedy ostatni raz coś jadłeś? Musimy zastanowić się co ze szkołą, masz poważne problemy przez nieobecności. Twoja mama musi dowiedzieć się, że jesteś bezpieczny...

— Pieprzyć to — przewrócił oczami. — Mam wyjebane w to, co ona myśli. Tak samo jak ona w to, co czuję. Zniszczyła mi życie, przyczyniła się do tego, że teraz czuje się jak gówno, ponieważ dała mnie poniewierać w dzieciństwie. Gdyby cokolwiek zrobiła wcześniej może nie miałbym teraz koszmarów co noc, być może potrafiłbym normalnie funkcjonować.

Chciałam spróbować mu wytłumaczyć, że nie powinien winić swojej mamy za to co się wydarzyło. Winowajcą był jego ojciec, ale w zasadzie nie znałam całej historii.

— Pomóż mi uciec Ronnie. Przed jebaną rzeczywistością.


-----------------------------------------------------

Był to jeden z najtrudniejszych rozdziałów do napisania. Szczególnie druga część.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro