Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 15

Soundtrack do rozdziału:
Maroon 5 – She Will Be Loved

— Możesz mi wreszcie odpowiedzieć na pytanie: gdzie ty mnie właściwie prowadzisz? — jęknęłam.

Niall był oszczędny w słowach, a ja zaczynałam się niepokoić, bo właśnie weszliśmy do lasu.

— Nie ufasz mi? — odwrócił się w moją stronę i posłał mi głupkowaty uśmiech.

— Musiałabym być głupia, żeby ci zaufać — odparłam z przekonaniem, na co przewrócił oczami.

To było dziwaczne, że aktualnie przeprowadzaliśmy całkiem normalną rozmowę.

Szedł prosto przed siebie zręcznie omijając kolejne drzewa, wystające korzenie i gałęzie jakby doskonale znał tą drogę. Dokładnie tak jakby często tu bywał. Wreszcie zatrzymał się przy charakterystycznym starym drzewie z odpadającą korą i usiadł pod jego pniem. Odpalił papierosa i nonszalancko rozłożył się podpierając łokciem o kolano i spoglądał tak na mnie.

Stałam nad nim z rękami w kieszeni i patrzyłam na niego z uniesioną brwią.

— Masz zamiar siedzieć tu tak przez dwie godziny?

— Tak — wzruszył ramionami. — A czemu nie?

— No nie wiem. Może dlatego, że jest tu nudno — odparłam.

— Nie ma ludzi. Cisza i spokój. Nie widzisz w tym samych pozytywów? A na nudę zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.

Dostrzegłam ten błysk w oku, który pojawiał się zawsze z chwilą gdy miał jakiś głupi pomysł. Zaczął szukać czegoś w plecaku gadając pod nosem jak bardzo denerwują go ludzie i że lubi czasem tu przychodzić zjarać się i posiedzieć w samotności.

— Nie będę z tobą ćpała — odpowiedziałam stanowczo wskazując oskarżycielsko na niego palcem.

Podniósł na mnie wzrok i parsknął śmiechem.

— Twoja strata — ponownie wzruszył ramionami.

Z bocznej kieszeni wciągnął precyzyjnie skręconego blanta. Najpierw skończył swojego papierosa, a następnie odpalił skręta a powietrze od razu wypełniła charakterystyczna woń trawki. Nie lubiłam tego zapachu, więc zmarszczyłam nos.

— No weź Ronnie. Zjaraj się ze mną — powiedział powolnie po pierwszym zaciągnięciu się.

Na jego twarzy rozciągał się błogi uśmiech, a głos lekko się zmienił.

Pokiwałam przecząco głową ale zdecydowałam się przysiąść na przeciwko niego. Niezręcznie zrywałam pojedyncze źdźbła trawy, aż dmuchnął we mnie dymem.

— Lubię to jak zachowujesz się i co mówisz, gdy się spalisz. Zrób mi tą przyjemność i weź tego skręta — nie odpuszczał. Boże, jego głos stawał się taki głęboki i chrapliwy.

Przewróciłam oczami i zabrałam z jego ręki blanta i wzięłam małego bucha. Niewielkiego, tylko po to by się odczepił.

— Robię to tylko dlatego, żebyś się zamknął.

— Tak, maleńka. Jeszcze jednego — instruował.

Oczywiście siła woli mnie zawiodła i po kilku minutach siedziałam razem z nim z przekrwionymi oczami śmiejąc się kompletnie bez powodu.

— Nienawidzę, gdy tak do mnie mówisz — westchnęłam nagle się uspakajając.

Niall również przestał się śmiać. Spojrzał mi w oczy z uśmiechem.

Pomyślałam, że naprawdę podobał mi się ten uśmiech.

— Wiem — odpowiedział.

— To bez sensu. Przestań tak do mnie mówić.

— Nie mogę — uśmiechnął się bardziej złośliwie. — Za bardzo lubię obserwować twoje reakcję, gdy zwracam się do ciebie w ten sposób.

Poczułam uścisk na swoich kostkach i to, jak przyciągnął mnie za nie do siebie. Teraz byłam kilka centymetrów od niego, moje nogi znajdowały się na jego.

— Niall — ostrzegłam. — Znowu zaczynasz.

Zignorował mój stosunek do jego zachowania i położył dłonie na mojej talii.

— To ty znowu zaczynasz udawać, że jesteś wobec mnie obojętna.

— Że co?

— Dobrze wiem, że ci się podobam.

— Serio? Kolejny raz będziesz mi wmawiał te bzdury? Mógłbyś dać sobie już spokój — podniosłam ton i zabrałam jego łapy ze swojego ciała.

Odechciało mi się siedzenia z nim. Szczególnie tak blisko.

— Ty też mi się podobasz — przygryzł wargę z uśmiechem.

Przez chwilę patrzyłam na niego kompletnie skonsternowana. To co powiedział nie było niby niczym niezwykłym, ale jednak Niall wreszcie nazwał słowami to, czego ja nie potrafiłam sobie uświadomić.

Złapał w palce ramiączko mojej bluzki i zsunął je z ramienia, a następnie na świeżo odsłoniętej skórze zaczął składać pocałunki.

To naprawdę kolejny raz się działo? Znowu kilka jego słówek potrafiło mnie omamić. A teraz zmierzał tylko do jednego... Serio myślał, że jestem taka naiwna?

Podniosłam jego twarz, by przestał się do mnie dopierać i spojrzał na mnie.

— Problem jest w tym Niall, że może i rzeczywiście ci się podobam. Ale oprócz mnie podoba ci się cała masa dziewczyn z którymi wcześniej zdążyłeś się przespać. Twoje uczucia nie wychodzą poza pociąg seksualny.

I z ostatnim słowem odsunęłam się od niego i wstałam z ziemi. Był zaskoczony moim zachowaniem. Zamrugał kilkakrotnie, a potem jego twarz zmieniła diametralnie wyraz. Zdawałam sobie sprawę jak zareaguje na odmowę.

— Naprawdę myślisz, że w naszym wieku istnieje coś więcej niż pociąg seksualny? — zakpił. — Jeśli tak, to jesteś naiwna.

Nie odezwałam się. Zabrałam swoją torbę i ruszyłam przed siebie. Nie udało mi się odejść daleko bo pociągnął mnie za ramię, zmuszając, bym odwróciła się w jego kierunku. Był zbyt dumny by pozostać na przegranej pozycji.

— Łudzisz się, że znajdziesz prawdziwą miłość? Wiesz co? Powiem ci coś. Takie coś jak kurewska miłość NIE ISTNIEJE.

Wyszarpałam się z jego uścisku.

— Wolę się łudzić, niż dać wykorzystać się komuś takiemu jak TY! — krzyknęłam. — Czego ode mnie oczekiwałeś?! Że jak powiesz, że ci się podobam, to rozłożę przed tobą nogi w tym lesie?! — roześmiałam się. — Jesteś żałosny Niall! Jeśli chcesz tak bardzo kogoś przelecieć to tym kimś z pewnością nie będę ja!

Mocno zacisnął szczękę. Jeszcze raz zacisnął dłoń na moim nadgarstku.

— Nie chciałem cię wykorzystać! Obydwoje się sobie podobamy, dlaczego nie mielibyśmy pójść o krok dalej? Widzę, jak reagujesz na mój dotyk. Pragniesz mnie!

— Nie będę twoją kolejną przyjaciółką z korzyściami. Za pewne masz ich całą chmarę!

— Kurwa, nie! — zacisnął mocno usta. — Od dłuższego czasu mam gdzieś inne.

Przewróciłam oczy i wyrwałam rękę.

— Nie będę tego dłużej słuchać. Wracam do szkoły — mruknęłam i zaczęłam iść przed siebie by tylko jak najszybciej wyjść z tego cholernego lasu.

— Zrozum, że chcę tylko ciebie! — krzyknął za mną.

Zatrzymałam się w pół kroku. Odwróciłam się powoli w jego kierunku. Stał dalej w tym samym miejscu ze zwieszoną głową i emocjami bijącymi się na twarzy.

Powiedział to co chciałam usłyszeć, a moje serce zakuło jakby przełamało się na pół.

Miał rację. Pragnęłam go. Podobał mi się. Moje ciało reagowało na jego dotyk. Chciałam, by mnie dotykał, mówił sprośne rzeczy, komplementował mnie. W głębi serca "maleńka" kierowane w moją stronę miało swój urok. Chciałam go słuchać, spędzać z nim czas, nawet po prostu na niego patrzeć godzinami. Mimo, że mnie denerwował uwielbiałam nasze spotkania bo nigdy nie mogłam spodziewać się jak wszystko się zakończy. Niall niósł za sobą niebezpieczeństwo, brak stałości i spontaniczność, ale to wszystko nakręcało mnie jeszcze bardziej. Był inny, niepowtarzalny, wszystko poróżniało go od innych facetów. A teraz, gdy dowiedziałam się, że on również mnie pragnie moje serce umarło.

Bowiem to nigdy nie mogło się udać. Ja pragnęłam, żeby mnie kochał, a on nigdy nie będzie w stanie mnie pokochać.

Jego uczucia były chwilową fascynacją. U Nialla wszystko kończyło się na fizyczności.

Zanim zdążyłam się opanować łza spłynęła smętnie po moim policzku.

— Przykro mi, ale spotykam się już z Danielem. To on jest dla mnie odpowiedni.

I z tym go pozostawiłam.

***

Siedziałam w pokoju nad podręcznikiem do historii próbując się od godziny skupić na swoim zadaniu, kiedy poczułam, że mój telefon wibruje i spojrzałam na wyświetlacz. Daniel dzwonił do mnie na FaceTime. Szybko poprawiłam włosy i odebrałam.

— Cześć piękna! — zawołał wesoło.

Automatycznie się uśmiechnęłam. Jego uśmiech był zaraźliwy. Widziałam, że jest na zewnątrz i gdzieś idzie.

— Cześć Daniel. Co u ciebie?

— Jestem niezwykle uradowany, że mogę wreszcie porozmawiać z najpiękniejszą dziewczyną jaką znam. Unikała mnie znowu przez cztery dni! — zrobił smutną minę, przez co się zaśmiałam.

— Chorowałam. Gorączka, dreszcze, sam rozumiesz... — kłamałam. — Słyszałam, że Jake nie może beze mnie wytrzymać. Jeśli jutro nie przyjdę do szkoły to biedak zwariuje.

W rzeczywistości przez cztery dni prawie nie wychodziłam z pokoju. Nie jadłam. Z nikim nie rozmawiałam. Nie spałam. Nie mogłam, po prostu nie byłam w stanie pójść do szkoły. Bałam się, że spotkam Go i kompletnie się rozpadnę. 

Płakałam. Naprawdę często płakałam. Policzki prawie nie wysychały od łez, a twarz miałam popuchniętą przez całe trzy dni. Przeżywałam swoją wewnętrzną żałobę. Opłakiwałam stratę czegoś, co nigdy nie było moje.

Nie odsłaniałam zasłon. Nie chciałam aby mnie widział, ani ja jego. Karen wmówiłam, że dopadła mnie grypa. O dziwo uwierzyła.

— Mówisz o Jake'u? Szkoda, że nie słyszałaś Redforda! Bez przerwy o ciebie pytał. — roześmiał się. — Nawet nie wiesz jak się cieszę,  że już ci lepiej. Co aktualnie robisz? — zagadnął.

— Kończę projekt na historię. Powinniśmy go oddać do końca tygodnia — westchnęłam.

— Nie powinnaś go robić ze swoim zespołem? — zdziwił się.

— Postanowiliśmy, że każdy zrobi swoją część i to połączymy — odparłam.

Spotkanie z Nim nie wchodziło już w grę. Louis zgodził się na taką formę pracy z czego byłam naprawdę wdzięczna.

— W zasadzie pomysłowe.

— A ty gdzie się wybierasz? — zmieniłam temat.

Widziałam jak radośnie się wyszczerzył i przystanął w miejscu. Otoczenie w jego tle wydało mi się naprawdę znajome.

— Moja ukochana unikała mnie tak długo, więc musiałem złożyć jej niezapowiedzianą wizytę.

I po tym usłyszałam dzwonek do drzwi.

— O boże — otworzyłam szeroko oczy. — Jesteś niemożliwy! — zaśmiałam się, po czym rozłączyłam.

Szybko zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam się odezwać Daniel już przywarł do mnie wargami.

— Niesamowicie stęskniony — podsumowałam przy jego ustach, na co się roześmiał.

— Ohyda, znajdźcie sobie pokój — odezwał się za nami Shane.

Tak, Shane wykorzystywał każdą możliwą chwilę, gdy Karen nie było w domu i przychodził pieprzyć Katherine. I wyjadał moje wszystkie słodycze. Oprócz tego, że wyżerał moje zapasy to jeszcze bywali tak głośno, że słyszałam wszystkie jęki w swoim pokoju.

Pociągnęłam Daniela za sobą do środka. Mijając Shana wyrwałam mu z ręki batonik, który oczywiście należał do mnie.

— Odpieprz się od moich rzeczy — syknęłam.

Kiedy byliśmy w moim pokoju Daniel mocno mnie przytulił. To było... całkiem miłe.

— Naprawdę się stęskniłem.

— Ja też — odpowiedziałam.

Czy się stęskniłam? Naprawdę nie pomyślałam o nim ani razu podczas tych kilku dni.

— Zabieram cię stąd. Musisz wreszcie wyjść z domu — zakręcał sobie moje włosy na palec.

— Mogłeś mnie uprzedzić! Gdybym wiedziała wcześniej mogłabym się przygotować — zrobiłam naburmuszoną minę.

W końcu byłam w dresie i wyglądałam naprawdę okropnie.

Usiadł na skraju mojego łóżka.

— Spokojnie, poczekam na ciebie. Chociaż jak dla mnie wyglądasz ślicznie.

— Ciągle to powtarzasz!

Jakieś piętnaście minut później byłam umalowana i ubrana. Wyszłam z łazienki (przy Niallu pewnie przebierałabym się w tym samym pomieszczeniu), a Daniel wstał z łóżka z uśmiechem satysfakcji.

Zanim wyszliśmy zatrzymał mnie jeszcze na moment.

— Mam coś — powiedział i wyciągnął z kieszeni dwa bilety. — Kupiłem już bilety na bal. Chciałabyś pójść ze mną?

— Oh, nie myślałam, że w ogóle na niego pójdę — widziałam, jak na jego twarzy pojawia się coraz większe rozczarowanie z każdym moim słowem. — Ale z tobą chętnie się wybiorę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro