Część 1 - 14
Soundtrack do rozdziału:
Angels & Airwaves – The Gift
Niall's POV:
Cholerna Ronnie i jej pieprzona duma, naiwność, empatia i reszta gównianych, wkurwiających cech.
Zrobiło jej się żal biednego lalusia Daniela, ponieważ najpierw pocałowała jego, a potem mnie.
Kurwa mać. Właśnie mi oznajmiła, że jakąś godzinę temu pozwoliła mu włożyć język do swoich ust. Z całych sił musiałem trzymać nerwy na wodzy, by nie ukazać, że to mnie jakkolwiek ruszyło i że jedyną rzeczą na jaką miałem w tamtym momencie ochotę to rozjebanie głowy temu chujowi o pieprzoną posackę.
Nie powiem, byłem kurewsko zaskoczony, że się całowali. Daniel nie wydawał się w jej typie przez tą swoją idealność, planowanie przyszłości bez najmniejszej skazy, idealne oceny, opinie 'dobrego chłopaka z sąsiedztwa'... w zasadzie długo by wymieniać – był po prostu nudnym frajerem. Miałem wrażenie, że umawia się z nim z litości, żeby nie sprawić mu pieprzonej przykrości.
Co najlepsze powiedziała mi o wyrzutach sumienia, roztrząsając całą sytuację jakby byli co najmniej małżeństwem, a nawet nie byli razem.
Popierdolona fanaberia.
Wolałem, żeby jedyną osobą, którą całowała byłby właśnie ja. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, ale nią nie potrafiłem się dzielić. Coś ekscytującego było w tym, że jako pierwszy jej dotykałem i chciałem żeby tak zostało w każdym pieprzonym przypadku począwszy od całowania, dotykania, po sam seks.
Stałem się popierdolony, nie wiedziałem co się ze mną działo, nie mogłem tego pojąć. Nigdy nie byłem w sytuacji, by dziewczyna zaprzątała mi głowę dłużej niż przez pięć minut, ale ona była po prostu inna i wszystko z nią i co dotyczyło jej osoby było inne. Pragnąłem poznawać ją, byłem ciekawy jej reakcji na rzeczy, które jej opowiadałem, chciałem słyszeć jej śmiech, kiedy mówiłem coś zabawnego, a także obserwować godzinami jej długie ciemne rzęsy, którymi nieświadomie trzepotała, gdy się krępowała, jej błyszczące oczy, które szkliły się automatycznie, gdy nasze ciała się stykały, włosy, które wpadały jej do oczu podczas wykonywania pracy pisemnej na angielskim, a które ona ze zmarszczonymi brwiami odsuwała z twarzy. Miałem słabość do momentu, w którym jej twarzy zasnuwała fala irytacji, gdy ją podpuszczałem.
Dostrzegałem dziesiątki szczegółów w jej zachowaniu, ale byłem nienasycony i pragnąłem więcej.
Nie, ja byłem po prostu popieprzony. Myślałem jak jakiś jebany ciotowaty romantyk, który zaraz miał się powiesić na zakończenie dennej książki. Nie potrafiłem nawet zrozumieć, co działo się z moim umysłem. Zdecydowanie wariowałem.
Miałem już w dupie co między nimi zaszło. W zasadzie było to mało znaczące. To, co ona uważała za przekroczenie granicy - czyli pocałowanie najpierw jego a potem mnie, było niezwykle niewinne w porównaniu do tego, na co naprawdę miałem ochotę.
Rozwiązaniem, by dopiąć swego było pozbycie się Daniela z tej gry.
— Wiesz co? Mam już dosyć ciebie i tego pieprzonego basenu! Wracam do domu!!! — nawrzeszczała i ruszyła do drabinki.
Nie brzmiało to zbyt przekonująco w jej ustach. Szczerze to gdy się złościła wygląda uroczo, ale w ostatnim momencie powstrzymałem się od wybuchnięcia śmiechem.
Wyszła z basenu, a ja jak zahipnotyzowany nie mogłem przestać patrzeć na jej okrągły tyłek w tych koronkowych majtkach. Zdecydowanie najlepszy tyłek jaki kiedykolwiek widziałem na własne oczy.
Kręciła mnie jej figura. Mimo niskiego wzrostu jej nogi wydawały się smukłe i długie, jej biodra były zaokrąglone, brzuch płaski, a cycki idealnej wielkości, ani za duże, ani za małe, doskonale mieściły mi się w dłoniach.
Odtwarzałem jej nagie ciało z tamtej nocy, gdy została w moim domu po imprezie do tego stopnia, że nie zauważyłem, że zdążyła już wyjść. A mój kutas niesamowicie mnie uwierał.
Zobaczyłem ją na zewnątrz jak szła przed siebie pustą drogą trzymając w dłoni telefon. Odpaliłem papierosa i z rękami w kieszeni ruszyłem za nią, by mieć ją na oku. W końcu było już całkowicie ciemno, a w około rozciągał się las.
Musiała nagle złapać zasięg, bo jej oczy były tak bardzo wlepione w wyświetlacz, że nie zauważyła mojej osoby tuż przy swoim ramieniu.
— Długo masz zamiar się obrażać? — odparłem beznamiętnie.
Oczywiście udawałem. Byłem na nią wkurwiony. Mogliśmy się zajebiście bawić, a ona zachowywała się jak rozkapryszona smarkula.
— Nie obrażam się. Po prostu udaję, że nie istniejesz — warknęła.
Mimowolnie uśmieszek pojawił się na moich ustach.
Ona nie obrażała się jak tysiące innych lasek. Nawet to robiła z cholerną klasą.
Bywała taka zadziorna, a ja to po prostu uwielbiałem i miałem ochotę prowokować ją jeszcze bardziej, by tylko usłyszeć coś wrednego z jej pełnych ust.
Wybrała numer Jake'a, więc szybko zabrałem jej komórkę. On by ją z tą zabrał, a ja nie chciałem, by to spotkanie już się zakończyło. Chciałem, by przestała się dąsać i dała się pocałować.
Ona chyba jednak nie miała na to ochoty, bo jak tylko jej telefon opuścił jej rękę cała poczerwieniała ze złości.
— Oddawaj ten cholerny telefon! — krzyknęła, a ja uniosłem go nad jej głową, by nie zdołała go dosięgnąć.
Zachowywaliśmy się gorzej, niż bachory w podstawówce, ale miałem to w dupie.
— Nie, najpierw przestań zachowywać się jak dziecko — wycedziłem.
Miałem nadzieję żeby jeszcze jakoś to załagodzić i nakłonić ją ostatecznie, by nie umawiała się z Danielem, co rozwiązałoby jej problem, ale ona była zbyt dumna, by normalnie porozmawiać.
— Myślę, że dziecko nie byłoby do tego zdolne — powiedziała i zrobiła coś, czego z pewnością się nie spodziewałem.
Udało jej się popchnąć mnie, aż się zachwiałem i zrobiłem kilka kroków do tyłu, a w dodatku wyrwała mi ten pieprzony telefon.
Nim zdążyłem ją powstrzymać zadzwoniła do cholernego Jake'a, a ten zaraz był w drodze, by ją odebrać. Jakbym nie mógł to ja ją zawieźć! Postanowiłem jednak poczekać, aby upewnić się, że ma jak wrócić do domu. Normalnie miałbym to głęboko gdzieś, ale to była Ronnie, nie znała okolicy i takie tam.
Wreszcie samochód Jake'a oślepił nas swoimi światłami. Wyleciał z Jeepa jak oparzony i od razu chciał wiedzieć co się stało, jednak ona zostawiła to na później, pewnie żeby porządnie obrobić mi tyłek.
Kiedy odjeżdżali nawet na mnie nie spojrzała, co jeszcze bardziej mnie wkurwiło. Pewnie gdyby nie to, że moje bokserki były całe mokre od pływania w jebanym basenie pojechałbym do jakiegoś baru, ale teraz wchodził w grę tylko własny dom. Jak dojechałem na naszą ulicę nie było tam samochodu Jake'a, ani jej samej więc ruszyłem prosto do swoich drzwi.
Siedziałem długo przy komputerze paląc blanta za blantem, słuchając fałszu Cobaina, aż wreszcie dostrzegłem kontem oka, jak światło w jej pokoju się zapala.
Opadła prosto na łóżko, wcześniej zamieniając sukienkę na spory czarny T-shirt, na co uśmiechnąłem się pod nosem. Nie byłem pewny czy była to zasługa marihuany, czy jej przed moimi oczami.
Leżała tak naprawdę długo patrząc jedynie w sufit, wyglądała na zamyśloną, a ja jak ostatni dziwak patrzyłem na nią przez cały ten czas i prawdę mówiąc nie miałem ochoty na nic innego. W końcu ruszyła zgasić światło, po czym zasnęła.
Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. W snach pojawiały się te same pieprzone obrazy, które od lat spędzały mi sen z powiem doprowadzając tym samym mnie do szału.
Kiedy usiadłem przy oknie, żeby zapalić tak jak miałem to w zwyczaju, ona już siedziała po drugiej stronie. Z zamkniętymi oczami opierała się o ramę okna, a w palcach tlił się jej papieros. Jej twarz była smutna i umęczona, chyba też nie mogła spać. Chciałem do niej napisać sms'a, ale spasowałem.
***
Przez cholerny tydzień nie zwracała na mnie uwagi. Mijając mnie na korytarzu odwracała wzrok, a podczas lekcji siadała w najdalszym kącie sali, byle tylko daleko ode mnie. Gdy byłem w pobliżu stroiła miny i wywracała oczami. Byłem ciekawy, czy tak samo przewracała nimi, gdy dochodziła, a kiedy przypomniałem sobie, że rzeczywiście tak było na moich ustach pojawił się uśmieszek.
Za to jebany Daniel nie odstępował jej na krok, a ja dałbym sobie odciąć kutasa, za to, że jego ciągła obecność wcale jej nie odpowiadała. Była nieobecna, gdy z nią rozmawiał, jakby wcale go nie słuchała, a kiedy się przymilał marszczyła nos i trzymała go na dystans. Lubiłem momenty, w których marszczyła nos.
Na czwartej lekcji mieliśmy w–f, więc razem z Louisem ruszyłem do szatni, ponieważ byliśmy na zewnątrz na papierosie. Nie mogłem doczekać się chwili, gdzie mógłbym zobaczyć dupę Ronnie w jej różowych legginsach.
— Stary, wszyscy gadają, że umawiasz się z Harrym. To prawda? — zapytałem, gdy przemierzaliśmy ten gówniany korytarz.
Miałem to szczerze gdzieś, ale musiałem przestać myśleć o niej bo to robiło się coraz bardziej wkurwiające, że nie chciała opuścić mojej głowy.
— Taa, jakoś mi lżej, że nie muszę dłużej nic ukrywać — wzruszył ramionami. — Mam wrażenie, że Ronnie ma w tym swój udział.
Jak usłyszałem jej imię od razu zwróciłem swoją całą uwagę w jego stronę.
To się kurwa nie dzieje naprawdę.
Los sobie ze mnie pogrywał.
— Co masz na myśli?
— Jakiś czas temu trochę się jej zwierzyłem, gdy byłem najebany, a na imprezie najpierw rozmawiała z Harrym zanim do mnie przyszedł, więc może go jakoś nakłoniła. W każdym razie bardzo się z tego cieszę — wyszczerzył się i otworzył drzwi od szatni.
Jak zwykle było tam szaro od dymu i pachniało zielskiem. Trener naprawdę miał wszystko w dupie. Za palenie zioła na terenie szkoły mogliśmy wylecieć z tej budy, ale Adams był na nasze szczęście leniwym chujem i omijał gabinet dyrektora, jak tylko mógł, byle tylko papierkowa robota go nie dotyczyła.
Zauważyłem, że z boku przy ścianie stał Daniel z Zaynem. Nie mogłem się oprzeć i postanowiłem do nich podejść.
— Chciałbym zaprosić ją na randkę, ale nie wiem jakie miejsce wybrać. W Forks nie ma zbyt wielkiego wyboru — powiedział Daniel, a ja od razu rozważałem rozbicie jego głowy o ścianę.
Rzeczywiście pytanie Zayna o rady miłosne było genialnym pomysłem. Idiota chyba nie zdawał sobie sprawy, że on ciągle wymienia na siebie swoje ex – z Perrie na Gigi i na odwrót.
— Stary, jeśli chcesz przelecieć dziewczynę, to zabierz ją na imprezę i pozwól jej się upić — wzruszył ramionami, a ja od razu miałem przed oczami ten obraz, przez co jeszcze bardziej chciałem mu wyjebać.
Ten frajer Daniel uśmiechnął się pod nosem i już chciałem wymierzyć mu cios, lecz zdążył się odezwać.
— Nie o to chodzi, chcę jej zaimponować, bo naprawdę jest tego warta.
— Siema, o czym gadacie? — musiałem to przerwać.
— Ktoś tu się zakochał — zaśmiał się Zayn i odszedł od nas za co byłem mu kurewsko wdzięczny, bo jego komentarze doprowadzały mnie do furii.
— Taa, fajnie — odparłem beznamiętnie. — Znam fajne miejsce, które na pewno spodoba się tej lasce.
***
Ronnie's POV:
Lekcja wychowania fizycznego z Adamsem, to ostatnia rzecz, o której marzyłam w tym dniu. Z Soph, Jesie i Kaylee szybko się przebrałyśmy i poszłyśmy od razu na salę rozgrzać się.
Rozciągałam się na podłodze, kiedy zauważyłam, że Niall pojawił się na sali. Unikałam go przez tydzień, bo nie mogłam patrzeć na jego ucieszoną twarz, ani słuchać jego prostych komentarzy. Doprowadzał mnie do szału. Właśnie pojawił się tu bez cholernej koszulki, by tylko zaprezentować napięte mięśnie i oczywiście rzucił mi głupi uśmieszek.
Przewróciłam na niego oczami i kontynuowałam pochylanie się do do wyprostowanych nóg, w celu dotknięcia ich kostek.
— SŁUCHAJCIE MNIE UWAŻNIE SUKI!!!! — wrzasnął Jake tuż nad moim uchem, na co się skrzywiłam.
Okej, co tym razem?
— Jake zawsze przybiega jako pierwszy ze świerzymi nowinkami — zaklaskała w dłonie Jesy, a on uśmiechnął się dumnie.
— Właśnie Tristan wywiesił w korytarzu plakat... — mówił, ale ja postanowiłam mu przerwać, bo wiedziałam, że to go najbardziej zirytuje.
— Kim jest Tristan?
— Przewodniczącym szkoły ignorantko, a teraz mnie słuchaj!!! — niemal się zapowietrzył. — Wywiesił plakat z informacją, że za dwa tygodnie w Halloween odbędzie się — zatrzymał się, by oczywiście zrobić napięcie. — BAL TEMATYCZNY!
Jesy i Kaylee zapiszczały na tą wieść, a ja z Soph popatrzyłyśmy krzywo po sobie.
— Mamy się przebrać? — uniosłam brew.
— Z tego co wiem jesteśmy z ostatniej klasie, a nie w przedszkolu — zakpiła Sophia, a ja poczułam niesamowitą ochotę przybicia jej piątki.
— Pieprzone ignorantki — niemal wyszedł z siebie. — To jest tradycja tej szkoły!!! Wszyscy uczniowie się przebierają, a potem jest konkurs na najlepszy strój! Już mam pomysł, przebiorę się za Ricky'ego Martina albo Georga Michaela! — wystrzelił ręce do góry w geście ekscytacji.
Przewróciłam na niego oczami, bo był chyba najbardziej gejowskim gejem na tym świecie.
— Dziwne, nigdy o tym balu nie słyszałam — powiedziała Sophia.
— Bo jest on jedynie dla ostatnich klas tak jak wiosenny bal — machnął na nią ręką, jakby nie była godna rozmowy z nim.
— Aha — skrzywiła się jeszcze raz i zaczęła robić brzuszki.
— ZBIERAJCIE SWOJE TŁUSTE TYŁKI Z PODŁOGI!!! —ryknął Adams, a dla mnie był to znak, że rozpoczęło się piekło.
Kazał nam jak zwykle ustawić się w rzędzie przed nim i sprawdzić obecność typowo myląc większość nazwisk.
— 10 KÓŁEK WOKÓŁ SALI, A POTEM GRAMY W DWA OGNIE. Podzielcie się na drużyny, A JA idę sobie zrobić kawę. — po czym dodał pod nosem: — Mam nadzieję, że się pozabijacie, żebym miał was z głowy.
Miło.
Obrócił się na pięcie i poszedł do swojego kantorka, a my mieliśmy gdzieś jego polecenie i od razu przystąpiliśmy do dzielenia się na drużyny.
Osobiście było mi obojętne do której z nich trafię, bo miałam zamiar jedynie jakoś znieść tą godzinę w spokoju. Jako, że wybierał Liam i Daniel, to jako pierwsza trafiłam do zespołu tego drugiego, a Niall nie odpuścił sobie przewrócenia oczami i rzucenia wrednego komentarza. Na całe szczęście zaraz potem wybrał go Liam, więc mogłam cieszyć się z faktu, że będę z dala od niego.
Ustawiliśmy się na przeciwnych stronach boiska, a ja najbardziej z brzegu, aby nie brać udziału w tej idiotycznej grze. Bolała mnie głowa od braku snu i byłam rozdrażniona. Kilka razy Daniel ratował mnie od piłki, której jakimś cudem nie zauważyłam, a ja miałam wrażenie, że jego ręka zbyt długo spoczywała na mojej talii.
Piłka trafiła wreszcie w ręce Nialla. Omiótł wzrokiem boisko, a jego oczy zatrzymały się najpierw na mnie, a potem na czymś za mną. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem i rzucił z całej siły piłką dokładnie w tamtym kieruku. Skuliłam się cała w sobie oczekując uderzenia, kiedy usłyszałam za sobą trzask.
Spojrzałam za siebie. Stał tam Adams wręcz purpurowy ze wściekłości, jego filiżanka leżała potłuczona na podłodze, a kawa rozlała się po całym białym dresie.
— KURWA! —ryknął, po czym rozejrzał się na kierunek, skąd rzucona została piłka, czyli na Nialla, a potem na mnie.
Na mnie?
— WY...WY... — zawahał się nie mogąc dobrać dobrego słownictwa. — ZOSTAJECIE TRZY GODZINY DZISIAJ PO LEKCJACH!!!
Popatrzyłam po twarzach całej reszty, a Jake, Sophia, Louis i Jesie rzucili mi zaskoczone spojrzenia.
— Ale za co?! — sprzeciwiłam się.
Do cholery, przecież nic nie zrobiłam!
— ZAMKNIJ SIĘ! MARSZ DO SZATNI, NIE CHCĘ NA WAS WSZYSTKICH PATRZEĆ! — wskazał palcem na drzwi, a potem dmuchnął z całej siły w gwizdek, przez co prawie nie pękły mi bębenki.
— No to zobaczenia po lekcjach — powiedział mi na ucho Niall, by potem uszczypnąć mój pośladek.
***
— Widziałeś, co zrobił ten dupek?! Sabotował całą tą sytuację! – krzyknęłam do Jake, kiedy wyszliśmy na zewnątrz na papierosa.
Sophia z nami nie poszła, ponieważ Liam bardzo chciał z nią porozmawiać. W łazience. W zasadzie pasowało mi to, bo jedynie Jake wiedział o tym co działo się między mną, a Niallem.
— Unikałaś go przez tydzień więc musiał jakoś zmusisz cię, żebyś z nim porozmawiała. W kozie przez trzy godziny z pewnością nadarzy się ku temu okazja — wzruszył ramionami z tym swoim szaleńczym uśmiechem.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Jake właśnie stanął po stronie Nialla - osoby, która uprzykrzała mi życie w tej szkole od miesiąca. Czułam się zdradzona.
— Ty jeszcze trzymasz jego stronę?! — machnęłam rękami w irytacji.
— Jestem po prostu ciekawy co z tego wyniknie, on jest zajebistym ciachem, więc póki nie jest dla ciebie zagrożeniem nie widzę w tym żadnego problemu.
Przewróciłam oczami bo on... to po prostu Jake i nie mogłam od niego oczekiwać, że będzie razem ze mną pałał nienawiścią do Nialla. Według niego wartościowi ludzie byli... ładni. Jak ja mogłam od niego czegokolwiek wymagać?
— W zasadzie mam to gdzieś i tak nie będę z nim gadać — zgasiłam papierosa i włożyłam ręce do kieszeni. — Jaką masz teraz lekcję?
— Pieprzony francuski — jęknął. — Nawet nie mam zadania, ale chuj, powiem, że zostawiłem zeszyt w szafce, Panna Rivaux pozwoli mi po niego pójść, a w rzeczywistości pójdę na jeszcze jednego papierosa i wrócę w ostatniej minucie lekcji, co nie okazuje się w ogóle problemem, bo ona zapomina kompletnie o mojej obecności, a raczej jej braku. To mój sprawdzony sposób, kiedy kutas Maxa jest ważniejszy od pracy domowej na ten przedmiot. Powiem ci, że mam wrażenie, że ta kobieta w ogóle nie rozumie co się do niej mówi, komunikuje się z nami tylko po francusku, a ja nawet nie umiem się w tym języku przedstawić mimo, że uczę się go — zaczął liczyć na palcach — jakieś 6 lat!
— Mówi jedynie po francusku i uczy w Ameryce? — skrzywiłam się na brak jakiegokolwiek profesjonalizmu w tej szkole. — Czekaj, czy ty właśnie powiedziałeś, że spotykasz się z Maxem?! — zapiszczałam. — Mówiłeś, że Port Angeles jest za daleko!
— Nie, wcale nie — wzruszył ramionami kopiąc jednocześnie przypadkowy kamień.
— Właśnie, że tak! — zaśmiałam się z jego zażenowania. — Wow, nie wiedziałam, że się spotykacie. Ty jeździsz do niego, czy on do Forks?
— Ja — krzywi się. — On wynajmuje kawalerkę, więc mamy święty spokój, a jakby przyjechał do mnie moja matka wparowałaby chyba ze trzydzieści razy do pokoju. Wyobrażasz sobie jej minę, kiedy zobaczyłaby moment, w którym wkładam mu kutasa w usta? W dodatku tu nic nie ma, a tam możemy iść do restauracji, albo do kina.
— Boże, czy mój Jake jest zakochany?! — krzyknęłam z szerokim uśmiechem, na co mnie pośpiesznie uciszył.
— Bądź cicho! To jeszcze nie taka wielka sprawa — zakrył mi usta dłonią, na co postanawiłam wyciągnąć język, a on z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy mnie puścił.
Po chwili obydwoje śmiejąc się ruszyliśmy przez korytarz. Jake został przy klasie od francuskiego, a ja zmierzałam do sali należącej do Redforda.
***
— Dzień Dobry — weszłam do klasy, a Redford podniósł głowę z nad laptopa.
— Miło cię widzieć, Ronnie.
Posłał mi sympatyczny uśmiech, a ja odpowiedziałam mu tym samym i zajęłam ławkę, w której miałam zwyczaj siadać od początku szkoły.
Lekcja się rozpoczęła, a profesor Redford zaczął opowiadać nam o wycieczce na Sycylię i mówić o tym, że cieszy się, że będzie pierwszy raz opiekunem, ponieważ w tej szkole pracuje dopiero drugi rok i do tej pory nie miał takiej okazji. W zasadzie dziwnie nazywać go profesorem, podczas gdy był niewiele starszy ode mnie. Jeśli pracował tu jedynie dwa lata to nie mógł mieć więcej niż 27 lat.
Niall nie pojawił się przez całą lekcję, a ja cieszyłam się z tego faktu.
Tematem zajęć była nienawiść, co mogłoby się wydawać tematem bardzo mi bliskim bo nienawidziłam chyba połowy populacji. Otrzymaliśmy za zadanie napisanie rozbudowanej wypowiedzi na temat: "Czym dla ciebie jest nienawiść?", więc od razu wzięłam się do roboty powstrzymując się z z całych sił, by nie napisać poematu na temat tego, dlaczego nie znoszę Nialla Horana. W międzyczasie nauczyciel podchodził co chwilę do kogoś dając jakieś wskazówki, aż wreszcie poczułam jego obecność nad sobą. Poczułam, jak wsunął na mój blat małą karteczkę i odszedł do swojego biurka.
Zostań na chwilę po lekcji, chciałbym porozmawiać :)
Zmarszczyłam brwi i od razu zmięłam kartkę w dłoniach po czym wrzuciłam ją do torebki. Spojrzałam ukradkiem w jego stronę. Zauważyłam, że uśmiechał się pod nosem korzystając ze swojego komputera.
Kiedy dzwonek wreszcie rozbrzmiał obserwowałam jak ludzie opuszczają pomieszczenie, aż wreszcie pozostałam w nim jedynie ja i profesor Redford. Z torebką na ramieniu usiadłam na brzegu pierwszej ławki tuż przed jego biurkiem.
— Czy coś się stało? — zapytałam zbita z tropu.
W tym samym czasie zamknął swojego MacBooka i wstał z miejsca, siadając tak samo jak ja tylko na brzegu biurka na przeciw mnie, przez co niemal stykaliśmy się kolanami.
— Dowiedziałem się, że zostajesz dzisiaj po lekcjach — uśmiechnął się rozbawiony.
— To jakieś nieporozumienie — wzruszyłam ramionami.
— Adams jest wściekły, to był jego ulubiony dres — zaczął się śmiać, a ja nic nie mogłam poradzić na to, że dołączyłam do niego.
— W zasadzie jego mina wtedy była całkiem zabawna — przyznałam. — A skąd Pan o tym wie?
Uśmieszek pojawił się na jego ustach, po czym przygryzł wargę, a mi zrobiło się znacznie goręcej.
— Proszę, przestań z tym 'Panem', bo czuję się staro — zaśmiał się. — Kiedy jesteśmy sami możesz mówić do mnie po prostu James.
Mrugnęłam kilka razy podczas przyswajania tego, co do mnie powiedział.
To wychodziło kompletnie poza granicę uczeń–nauczyciel. Ale podobało mi się.
— Zrobiłaś się cała czerwona, chyba cię nie zawstydziłem?
— Trochę tu duszno — odparłam. — Ile w zasadzie Pa... ty masz lat? — poprawiłam się szybko.
— Dwadzieścia pięć — ukazał biały szereg zębów.
— Wow... to znaczy to naprawdę mało jak na nauczyciela — czułam się zażenowana.
— Trzy lata studiów w Forks są wystarczające, by zostać nauczycielem — wzrusza ramionami. — W zasadzie poprosiłem, abyś została z konkretnego powodu. Wiem, że Adams zawsze podczas pilnowania osób zostających po lekcjach idzie do swojego kantorka i robi sobie drzemkę, zamykając wszystkich na klucz. Tak się zdaje, że mam zapasowy, więc trzy godziny możesz spędzić gdziekolwiek indziej niż w szkole — wyciągnął z kieszeni spodni klucz i podał mi go.
Mimowolnie wytrzeszczyłam oczy. Dostałam właśnie pieprzony klucz by urwać się z kozy od własnego nauczyciela!
— Dlaczego mi pomagasz?
— Też kiedyś byłem w liceum i wiele razy siedziałem po lekcjach — przyznał, a ja miałam ochotę pytać o więcej faktów z jego życia, jednak udaremnił to dzwonek oznaczający koniec przerwy.
— W każdym razie dziękuję.
— Ależ nie ma za co — puścił mi oko. — Do zobaczenia na następnych zajęciach.
***
Lekcje tego dnia oficjalnie się zakończyły. Tłumy uczniów kierowały się na parking, by udać się do domów, podczas gdy ja właśnie wchodziłam do pomieszczenia zwanego przez wszystkich KOZĄ.
Ku mojemu zaskoczeniu w sali nie było nikogo poza Niallem. Siedział nonszalancko w ławce bawiąc się telefonem, a gdy mnie zobaczył szeroko się wyszczerzył.
— Jesteś wreszcie, mała.
— Ta, przez ciebie — burknęłam nie patrząc w jego kierunku i zajęłam miejsce oddalone o jedną ławkę od niego. — Przez ciebie muszę marnować tu swój czas.
— Jakbyś mnie nie unikała to nie byłoby tej całej sytuacji. Ty natomiast wolałaś robić fochy — uniósł jedną brew i posłał mi sarkastyczny uśmiech.
— Nie mamy o czym rozmawiać. Wyraziłeś się jasno. Oskarżyłeś mnie o to, że za tobą biegam oczekując twojej uwagi, podczas gdy to ty ciągle szukasz okazji by się ze mną spotkać.
Oparłam podbrudek na łokciu. Zobaczyłam kontem oka, jak Niall na moje słowa wywraca oczami.
— Dobra, czasem kiedy jestem wkurwiony mówię różne rzeczy, okej? Nie myślę tak.
Nie mogłam się oprzeć, żeby spojrzeć w jego stronę. Jego oczy były takie jasne, błyszczące i skierowane jedynie na mnie.
— Aw, czy to były przeprosiny?
— mimowolnie się uśmiechnęłam.
— Interpretuj sobie to jak chcesz — próbował utrzymać swój pokerowy wyraz twarzy, ale bezskutecznie bo wreszcie również na jego ustach pojawił się uśmiech.
Czułam jak jego błękitne tęczówki były we mnie wpatrzone od dłużej chwili. Nieco zawstydzona spuściłam delikatnie głowę w dół i odgarnęłam włosy za ucho.
— Skoro miałeś taki oryginalny pomysł, żeby mnie tu zwabić, to jaki masz plan na następne trzy godziny? — wreszcie zapytałam po chwili spędzonej w ciszy.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak w pomieszczeniu zgęstniało powietrze, a ja mówiłam znacznie ciszej, niż miałam to w założeniu.
— Wychodzimy stąd i idziemy się zabawić — odpowiedział powolnie, a gdy wypowiedział ostatnie słowo dostrzegłam jak oblizuje dolną wargę.
Ciężko przełknęłam ślinę na jego gest. Jego wyraz twarzy mówił, że spodobała mu się moja reakcja.
Nastrój przepadł jak bańka mydlana, kiedy drzwi trzasnęły a do środka wparował Adams. Nie miał na sobie już swojego białego dresu tylko "lekko" za małe dresy odsłaniające mu połowę łydek oraz zbyt opinający się T-shirt. Wyglądał jakby wyciągnął te rzeczy z zapasowych ubrań upchanych w każdym kantorku, przeznaczonych dla uczniów, którzy zapomnieli własnego stroju. Jego mina doskonale utwierdzała mnie w tym, że to była prawda.
— MACIE SZCZĘŚCIE DO JASNEJ CHOLERY, ŻE SIĘ TU POJAWILIŚCIE. MIŁYCH TRZECH GODZIN SIEDZENIA W TYM DUPNYM BUDYNKU ZAMIAST GRZAĆ TYŁKI PRZED TELEWIZORAMI, SMARKACZE. WYCHODZĘ, BO NIE MAM ZAMIARU NA WAS PATRZEĆ, ALE NIE MYŚLCIE, ŻE MNIE PRZECHYTRZYCIE. CO TO, TO NIE! ZAMKNĘ WAS, ŻEBYŚCIE NIE MYŚLELI, ŻE STĄD WYJDZIECIE.
I po tych słowach zamknął z impetem drzwi, a następnie przekręcił w nich zamek.
— A więc spierdalamy stąd — podsumował Niall i ruszył do okna.
Patrzyłam z niedowierzaniem jak je otwierał i szykował się do wychodzenia przez nie.
Odchrząknęłam pod nosem, dzięki czemu spojrzał na mnie. Pomachałam mu w powietrzu kluczem, na co uniósł brew w niezrozumieniu.
— Mam klucz, więc nie trudź się z wyskakiwaniem przez okno, tarzanie — uśmiechnęłam się rozbawiona jego miną. Naprawdę zszokowaną miną.
— Jak to – masz klucz? — uniósł jedną brew, po czym na jego usta wypłynął szeroki uśmiech. — Ten dzień staje się coraz ciekawszy.
Już po chwili znajdowaliśmy się na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro