Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 1 - 10

#sprawdzanynaszybko
przepraszam za wszelkie błędy, poprawiajacie śmiało w komentarzach :)

Deal w notce pod rozdziałem :))

Soundtrack do rozdziału:
Little mix, Cheat Codes - Only you

W poniedziałek, słowa Jake'a o naszym zrujnowanym życiu ziściły się w momencie, w którym przekroczyłam próg sali historycznej.

Wyglądało na to, że każdy wziął sobie ostrzeżenie Adamsa na temat nowego historyka do serca. Przez to zapanował ogólny chaos, a w powietrzu wyczuwalne było napięcie. Uczniowie nerwowo zajmowali miejsca znajdujące się najdalej od tablicy. Miałam to szczęście, że Sophia wcześniej zajęła mi przedostatnią ławkę obok siebie, dzięki czemu nie musiałam brać udziału w tym szalonym wyścigu.

Zdyszany Dylan wbiegł jako ostatni do sali. Gdy ujrzał jedyne wolne miejsce tuż za biurkiem nauczyciela, widziałam jak jego chęć do życia powoli zamienia się w nicość.

– Serio kurwa? – jęknął zrezygnowany i rzucił swój plecak na ziemię.

Równo z wybiciem dzwonka drzwi do klasy otworzyły się z impetem. Od razu z Sophią zablokowałyśmy zszokowane spojrzenia.

Nasz nauczyciel był MŁODY, GORĄCY i jakim kurwa cudem miał stać się moim NAJWIĘKSZYM KOSZMAREM!?

Miał około trzydzieści lat, jasno brązowe włosy średniej długości pozostawione w artystycznym nieładzie, krótki zarost i lodowaty wzrok. Ubrany był w drogą markową koszulę i marynarkę, którą odwiesił na krzesło. Wydawał się bardzo pewny siebie, wręcz nieugięty, zimny, impertynencki ale w tym wszystkim bardzo atrakcyjny.

– Nazywam się Christian Mitchell – powiedział mocnym, brytyjskim akcentem i zapisał swoje nazwisko na tablicy. – Od dzisiaj będę was uczył historii.

Nie mogłam uwierzyć, że on mógł być aż taki zły jak przedstawił go trener. Okej, widać, że był wymagający, ale żeby od razu miałby być takim potworem? Wszystko wyjaśniło się jednak w chwili, gdy Perrie rozbawiona przez Harry'ego zaczęła głośno chichotać. Historyk ze wściekłością w oczach uderzył pięścią w stół tak mocno, że huk jeszcze przez moment nie opuścił moich uszu.

W jednej sekundzie wszyscy zamarli i już nikomu nie było do śmiechu. Mitchell spojrzał wściekle na Perrie, a ona pod jego wzrokiem aż się kuliła.

– Opuść salę.

– Słucham? – pisnęła przerażona.

– Głucha jesteś? Zabieraj rzeczy i wynocha. Na dzień dzisiejszy masz ocenę niedostateczną z mojego przedmiotu – warknął i wskazał palcem drzwi.

Blondynka zebrała pośpiesznie swoje rzeczy i wybiegła zapłakana z klasy. Momentalnie zaczęłam trząść się cała z nerwów. Prosiłam jedynie w duchu, by ta godzina już się skończyła.

Czy ta szkoła musi być taka popieprzona?

– Nienawidzę braku szacunku – zaczął Mitchell siadając nonszalancko na krześle. – To, co dzieje się w tym liceum mogę nazwać jedynie kpiną i cynizmem. Mam zamiar zrobić z tym porządek. Szkoła to wasz przywilej, a nie obowiązek więc radzę wam z niego korzystać w odpowiedni sposób.

Nauczyciel spojrzał teatralne na swoje paznokcie, a potem uśmiechnął się złośliwie.

– Oczekuje szacunku od każdego z was, a osoby, które się nie dostosują będą kończyć tak jak blondyna - z oceną niedostateczną na koniec. Uprzedzam, że nie jest mnie łatwo przekonać nawet przez rok intensywnej pracy. Informuję również, że nikt jeszcze nie zdał u mnie poprawki. Uczcie się cały czas, bo u mnie nie znajdziecie taryfy ulgowej. W innym razie możecie wielokrotnie poprawiać ostatnią klasę.

Rozejrzałam się dyskretnie po sali i zobaczyłam twarze z wymalowanym przerażeniem, żalem i rozpaczą. Jake aktualnie nawet odmawiał modły, a Jesy miała łzy w oczach.

– Najważniejsza jest dla mnie znajomość dat. Spodziewajcie się codziennego pytania. Zaczniemy od dzisiaj.

Wytrzeszczyłam oczy, zbladłam i po prostu zapragnęłam zniknąć. To są jakieś jaja, do cholery.

Każdy był po kolei pytany z dwóch losowych wydarzeń historycznych. Obserwowałam jak co chwilę nowe osoby załamane wychodzą z klasy. Jeśli nie udało im się poprawnie odpowiedzieć zostawały bezlitośnie wywalane z klasy. Ja trafiłam na datę rozpoczęcia wojny secesyjnej i dzień w którym Waszyngton został prezydentem, co mnie po prostu uratowało. Po odpytaniu wszystkich, w klasie zostałam tylko ja, Jake, Jesy, Louis, Zayn, Daniel oraz Liam.

– Myślę, że tylko z wami będę w stanie pracować, ta klasa to jakaś porażka – uśmiechnął się z kpiną i oddelegował nas na przerwę.

***

– On jest PIERDOLNIĘTY! –krzyknął Sean i kopnął w kosz na śmieci.

Siedzieliśmy sporą grupą na długiej przerwie na dworze, ponieważ była ładna pogoda i każdy mógł wylać swoje frustracje.

– Od dzisiaj nawet na chwilę nie odkładam pieprzonego podręcznika – zabuczała Perrie i schowała twarz w dłoniach.

– Przyznałbym, że zajebiste z niego ciacho, gdyby nie był takim kutasem bez uczuć – westchnął Jake. – Cudem odpowiedziałem na te daty, bo akurat je miałem na poprawce i znam je na pamięć. Przecież my nie przeżyjemy z nim miesiąca! – krzyknął dramatycznie i opadł bezwładnie na kolana Soph, która przewróciła na ten gest oczami.

– Musi być jakiś sposób – wzruszyłam ramionami. – Zwyczajnie musimy się dużo uczyć.

– Nie pomagasz – warknęła Soph. – Przez niego zostanę narkomanką. Już musiałam wciągnąć kreskę, by jakoś znieść ten dzień.

– Dużo do narkomanki Ci nie brakuje – dogryzł Liam, na co zgromiła go wzrokiem.

Przewróciłam na nich oczami i wygodniej usadowiłam się na trawie, korzystając z promieni słonecznych. Musiałam się trochę wyluzować po lekcji, która przypominała istną rzeź.

– O-ho! Ronnie, KTOŚ idzie do ciebie! – Jake nagle zapomniał o problemach z nowym nauczycielem. Poniósł się szybko i zaczął jak szalony klaskać w dłonie.

Uniosłam jedną brew, po czym odwróciłam się w kierunku, w którym patrzył. W naszą stronę zmierzał uśmiechnięty od ucha do ucha Daniel.

– Skąd pewność, że idzie akurat do mnie? Siedzimy tu całą grupą.

– Dobrze widziałem, że znikneliście razem z ogniska. Przede mną nic nie ukryjesz, suko! – powiedział szybko ściszonym głosem, bo chłopak był już naprawdę blisko, by potem wydrzeć się na całe gardło. – O witaj Daniel! Co cię do nas sprowadza przyjacielu?

Niemal nie parsknęłam śmiechem na jego zachowanie. Daniel prawdopodobnie też bo z szerokim uśmiechem zablokował ze mną spojrzenia.

– Zabieram ze sobą Ronnie – podał mi rękę, dzięki czemu wstałam na równe nogi. – Teraz są zajęcia prowadzone przez Zayna, pamiętasz?

– Całkowicie o tym zapomniałam, przez cały dzień żyłam w przekonaniu, że ostatnią moją lekcją jest francuski – przyznałam łapiąc się za głowę, patrząc mu w oczy, w których dostrzegłam radosne iskry.

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nadal trzymaliśmy się za ręce, a Jake, Perrie i Sophia patrzyli na nas szczerząc się w przerażający sposób. Daniel musiał zauważyć moje zmieszanie i posłał mi przepraszający uśmiech, po czym puścił moją dłoń. Moje policzki oczywiście przyozdobiły rumieńce, które starałam się zakryć włosami.

Kierowaliśmy się do szkolnego budynku, ale wciąż byliśmy w stanie usłyszeć podekscytowanego Jake'a, który rozmawiał z Perrie, o tym jak 'idealnie do siebie pasujemy' oraz, że założy się, iż
'skończy się to szkolnym romansem'.

– O boże – jeknęłam. – Ich zachowanie czasem bywa straszne.

– Po latach spędzonych z Jake'iem przestałem już na to zwracać uwagę – przyznał z rozbawieniem.

***

Bez problemu odneźliśmy salę przeznaczoną do zajęć artystycznych. Daniel jak prawdziwy gentelmen otworzył przede mną drzwi i puścił mnie przodem. Teatralne dygnęłam, na co zawtórował mi głośnym śmiechem. Weszłam do środka i poczułam charakterystyczną woń farby. Klasę wypełniały sztalugi, obrazy, plakaty oraz całe sterty płótna. Zayn już tłumaczył kilku osobom plan zajęć, więc zajęliśmy dwa wolne miejsce obok siebie.

– O, przyszliście! – ucieszył się Zayn, gdy nas zobaczył i podszedł do nas. – Dzisiaj będziecie koncentrować się na swoim partnerze. Zajmiemy się portretami. Za zadanie macie jak najlepiej odtworzyć swoje postacie na kartce papieru.

Spojrzeliśmy po sobie z Danielem z przymróżonymi oczami.

– Mam nadzieję, że się postarasz. Nie chcę zobaczyć swojej karykatury – zażartowałam.

– Ja również wolałbym pozostać przystojniakiem – teatralne zaczesał włosy.

Chwyciliśmy za pędzle i zabraliśmy się do działania. Malowanie nie było moją mocną stroną, przez co naprawdę stworzyłam coś na kształt karykatury. Widząc to, Daniel starał się udawać obrażonego, co wychodziło mu bezskutecznie. Musiałam przyznać, że bywał naprawdę słodki. Co chwila kazałam mu spoglądać na siebie, by móc odwzorować to na kartce papieru, a on by mnie rozbawić przyjmował najróżniejsze pozy.

Około dziesięć minut przed końcem zajęć mój partner radośnie oznajmił, że zostało mu do dokończenia samo tło, po czym nałożył sobie na pędzel niebieską farbę.

– A więc skończyłam pierwsza – wyszczerzyłam się i z wielką radością zaprezentowałam gotowy portret.

Daniel przez moment nieuwagi wywołany zapatrzeniem na moje płótno zapomniał o trzymanym w ręku pędzlu. Przejechał nim przez sam środek mojej namalowanej twarzy, pozostawiając na niej niebieską linie. W jednej chwili chłopak zamarł patrząc z przerażeniem na swoje - już nieco zniszczone - dzieło, a ja nie mogłam przestać się śmiać przez jego wyraz twarzy. Szybko pogodził się jednak z porażką i dołączył do mnie - śmiejąc się i kręcąc głową na swojego pecha.

– Naprawię to! – krzyknął rozbawiony.

I mówiąc to przejechał tym samym pędzlem po moim nosie. Teraz to ja skamieniałam i patrzyłam na niego ze śmiercią w oczach, a on starał się ukryć swój głupi uśmieszek przygryzając wargę.

– Teraz wszystko się zgadza – wyszczerzył się.

Nie mogłam pozostać mu dłóżna i szybko posmarowałam jego policzek różową farbą.

– Właśnie podpisałaś na siebie wyrok – wstał z miejsca, a ja poczułam, że muszę zacząć uciekać.

Z piskiem ruszyłam prosto przed siebie, rozpoczynając gonitwę. W tym momencie dziękowałam Bogu za swój wzrost, bo mogłam zgrabnie wyminąć go pod jego ramionami, kiedy starał się mnie złapać. Wyglądaliśmy zapewne jak dzieci w przedszkolu, ale nikt nie miał nam tego za złe wnioskując bo głośnych okrzykach i chichotach.

Czując, że nie mam szans z głośnym śmiechem chwyciłam za klamkę i wbiegłam z sali. Chciałam kierować się w stronę lewego korytarza, lecz nie było mi to dane, bo zostałam złapana i zręcznie przerzuca przez ramię.

– Hej! To nie fair! – nie mogłam przestać się śmiać.

Okladałam chłopaka po plecach, jednak ten był niewzruszony moim zachowaniem.

– Lepiej przyznaj się, że nie potrafisz przegrywać.

Z dołu straciłam orientację, w którym kierunku mnie niesie, aż zauważyłam, że znaleźliśmy się w męskiej łazience. Wreszcie postawił mnie na ziemi. Zamoczył kawałek papieru pod kranem i z rozbawieniem wymalowanym na twarzy delikatnie starł mi farbę z nosa. Jego ruchy były tak delikatne, a podczas tego nie patrzył na nic innego niż moje oczy.

Czułam, jak moje serce przyspiesza w momencie, gdy lekko zbliżył swoją twarz do mojej i złapał mój podbrudek. Jego usta były milimetry od moich, mogłam wyczuć jego oddech, a ręce jakoś same opadły mi na jego umięśnione ramiona. Z transu na ziemię szybko przywrócił nas rozbrzmiewający, irytujący dźwięk dzwonka. Zamrugałam nerwowo, a dwóch nieznajomych chłopaków weszło do łazienki. Gdy zobaczyli nas, kiedy tak staliśmy blisko siebie zaczęli się głupkowato chichotać.

Daniel zamknął oczy na kilka sekund. Wypuścił powietrze z ust, potem wyprostował się, a ja włóżyłam pasmo włosów za ucho i poprawiłam wygniecioną koszulkę. Krótko mówiąc frustracja i niezręczność.

– Jake na mnie czeka, by mnie podrzucić do domu – odsunęłam się od niego i powiedziałam skrępowana.

– Jasne – wzruszył ramionami.

Ruszyłam w stronę drzwi przetwarzając w głowie to, co właśnie się wydarzyło. Do cholery, PRAWIE-POCAŁOWAŁAM-SIĘ-Z-DANIELEM. Rany.

– Ronnie.

Odwróciłam się w stronę chłopaka, który nadal stał w tym samym miejscu. Znów tak uroczo się uśmiechał, a mi po prostu zmiękły pieprzone kolana.

– Do zobaczenia jutro – puścił mi oczko.

***

W środę na naszej lekcji w-f'u Adams zaplanował dodatkowy trening dla drużyny. Cheerleaderki wykorzystały lekcje również na trening układu, ponieważ za niecały tydzień miał odbyć się mecz.

Ja z Sophią, Harrym, Hannah i całą resztą, która nie zaliczała się do cheerleaderek, ani drużyny siedzieliśmy na trybunach. Miała z nami siedzieć również Kayle, ale zerwała się z lekcji i coś mi podpowiadało, że powodem była oczywiście Hannah i ich nierozwiązane sprawy.

Właśnie Harry dyskutował z Sophią o tym, kto w ostatniej klasie powinien dostać miano najseksowniejszego, kiedy na boisko wbiegli faceci w klubowych, czerwonych strojach. Daniel gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko w ten swój typowy, niesamowity sposób i pomachał do mnie, na co odpowiedziałam tym samym. Nie uszło to uwadze Nialla, który zdziwiony podniósł jedną brew i zablokował ze mną spojrzenie.

– Woah, mam wrażenie, że jest coś między tobą, a Danielem – powiedział Harry i nachylił się nade mną, jakbym miała wyjawić mu niesamowity sekret.

Sophia pokiwała zgodnie głową, a ja zrobiłam to, co miałam w zwyczaju - przewróciłam na nich oczami.

– Po prostu się lubimy, co w tym niezwykłego? – wzruszyłam ramionami.

Okej, nienawidziłam mówić o sobie i starałam się robić wszystko, by tylko tego uniknąć.

– Nie pierdol, przecież widać jak cieszy się na twój widok. Nawet ty jak go zobaczyłaś zaczęłaś się wdzięczyć! – przyznała Soph.

– Wcale się nie wdzięczę – skrzywiłam się.

– Jake wspominał, że znikneliście razem z ogniska, więc się już nie wybronisz– Harry wciąż dążył temat.

Dramatycznie westchnęłam, a oni przybili sobie piątki jakby właśnie wygrali ten pojedynek.

– Tylko proszę o dyskrecję! – zmierzyłam ich morderczym wzrokiem.

Oboje unieśli dłonie w obronnym geście.

– Pierwszego dnia szkoły, kiedy siedziałam w stołówce uśmiechał się do mnie tak przyjaźnie. Po niecałych dwóch tygodniach przyszedł czas na wybieranie tych zajęć dodatkowych, a gdy usłyszał, że wybieram te prowadzone przez Zayna też się na nie zapisał – zaczęłam.

– Kurwa, naprawdę mu się spodobałaś i to od samego początku – przyznał Harry i chowając się nieco za mną i Soph, by nie zauważył go trener odpalił papierosa.

– Podczas ogniska jakiś koleś mnie zaczepiał, a Daniel stanął w mojej obronie. Po wszystkim odprowadził mnie do domu, dał bluzę żebym nie zmarzła, a wczoraj prawie mnie pocałował.

Specjalnie pominęłam dodanie osoby Nialla do tej historii, by nie budzić w nich kolejnych pytań.

– Powinniście się do siebie zbliżyć jeszcze bardziej, od razu widać, że mu się podobasz – przyznała Sophia zabierając z ręki Harry'ego papierosa.

Rozmowa o mnie i Danielu przeszła na eksytacje Harry'ego nadchodzącą imprezą w jednym z klubów w Port Angeles, co mnie osobiście cieszyło. Moją uwagę odwróciły wibracje telefonu oznaczające, że dostałam sms'a.

Niall: Spotkajmy się za pięć minut w szatni.

Zamrugałam kilkakrotnie, żeby się upewnić, czy się aby na pewno nie przewidziałam.

Ronnie: Nie będę jak mała suka latać i robić ciągle to, co chcesz.

Nie byłabym sobą, gdybym się nie odgryzła chociaż w najmniejszym stopniu.

Spojrzałam na Nialla, kiedy ukratniem spoglądał na telefon i kiedy przeczytał moją wiadomość przewrócił oczami.

Niall: Nie bądź złośliwa. Chcę porozmawiać.

Miałam jedynie ochotę sprzedać mu uderzenie z pięści w twarz, jednak byłam trochę ciekawa co ma mi do powiedzenia.

Ronnie: Nie poświęce ci więcej, niż kilka minut, więc lepiej zastanów się co masz do powiedzenia.

Uśmiech wygranej zawitał na jego twarzy. Obserwowałam, jak podchodzi do trenera, a ten macha na niego jedynie ręką nie zbyt zainteresowany w tym momencie jego osobą. Odczekałam jakąś minutę i korzystając z nieuwagi Adamsa przemknęłam niezauważalne do budynku.

Weszłam do męskiej szatni, gdzie Niall stał już oparty o ścianę i palił papierosa. Chciałam wskazać na czujnik dymu zaskoczona, że jeszcze nie włączył alarmu ani zraszaczy, lecz zdążyłam zauważyć, że został on zasłonięty prezerwatywą. Grunt to kreatywność.

Stanęłam przed blondynem w sporej odległości i skrzyżowałam ręce na piersi. Oczekiwałam wyjaśnień. Naprawdę dobrych wyjaśnień, jeśli chciał zamienić ze mną w przyszłości chociaż słowo.

– Ładnie wyglądasz – wskazał na moją spódniczkę.

– To mi właśnie chciałeś powiedzieć? Świetnie, a więc wychodzę – odwróciłam się na pięcie w kierunku drzwi.

– Poczekaj –podszedł do mnie. – Nie wychodź.

Dzieliło nas kilka centymetrów, ale nikt nie myślał o odsunięciu się. Patrzył na mnie z góry, lustrując nieprzerwanie moją twarz wzrokiem. Szczególną uwagę skupił na moich oczach oraz ustach.

– Dobra, słuchaj, w piątek Sean dał mi jakiś trefny towar, który bez wahania wziąłem, a potem bez przerwy się awanturowałem, miałem ochotę jedynie się kłócić i komuś napierdolić. Nie planowałem nad sobą.

– I myślisz, że to wszystko załatwi? – prychnęłam. – Kilka marnych słów, że straciłeś kontrolę? To, że nad sobą nie panowałeś, bo wziąłeś jakieś dragi to jedno i nawiasem mówiąc to świadczy jedynie o twojej głupocie ale uważasz, że ciągle wytykanie mi tego, co wydarzyło się w twoim domu po imprezie było w porządku? To było poniżej pasa! – podniosłam ton.

Przewrócił oczami i zgasił butem papierosa.

– Okej, przepraszam – wzruszył ramionami. – Zadowolona?

– Boże jak ja cię nienawidzę – mruknąłam.

Wzbudzał we mnie jedynie agresję i furię. To działało na mnie destrukcyjnie.

– Taa, nie ty jedna – powiedział obojętnie.

– W takim razie, skoro usłyszałam to co chciałam mogę wyjść.

Odwróciłam się i skierowałam do wyjścia. Gdy byłam przy samym drzwiach powiedział coś, co sprawiło, że stanęłam w miejscu.

– Może mnie nienawidzisz, ale wiem, że ci się podobam. Jeszcze będziesz za mną szalała – wypowiedział słowa tym swoim twardym, pewnym siebie tonem z nutką cynizmu.

Moje pięści automatycznie się zacisęły. Nie mogłam pozwolić by ktoś wmawiał mi co czuję. Szczególnie ktoś taki jak Niall. To była istna kpina.

– Jesteś bezczelny – parsknęłam sfrustrowana.

– Ale ci się podobam. Przyznaj to.

– Nie przyznam – oznajmiłam twardo.

Dostrzegłam błysk w jego oczach. Zrujnował dystans między nami, położył rękę na moim karku i powoli wplątał palce w moje włosy. Mój oddech automatycznie przyspieszył, kiedy jego twarz byla milimetry od mojej. To było łamanie wszystkich pieprzonych zasad.

– W sumie nie musisz nic mówić. Wystarczy, że widzę jak twoje ciało reaguje na mnie. Dreszcze i przyspieszony oddech cię zdradzają. Pragniesz mnie, ale nie chcesz tego przyznać. Znam prawdę – szepnął w moje wargi.

Nachylił się, mając nadzieję, że spotka moje wargi ale w ostatnim momencie opanowałam się i odepchnęłam go od siebie.

– Musisz sprawdzić w słowniku hasło nienawiść, Horan – warknęłam.

Przygryzł wargę, próbując ukryć uśmiech. Nie mogłam na niego patrzeć, więc wyszłam z szatni i wróciłam prosto na trybuny, gdzie Sophia i Harry nadal planowali wypad do Port Angeles.

***

W piątek wieczorem akurat kończyłam się szykować, gdy słyszałam uporczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Zbiegłam pośpiesznie po schodach, niemal nie tracąc zębów podczas zeskakiwania z ostatnich stopni.

– Ja otworzę, mamo! – krzyknęłam, jednak zdążyła mnie uprzedzić i już z szerokim uśmiechem otwierała drzwi.

– O! DZIEŃ DOBRY KAREN!!! GDZIE TA MAŁA SUCZKA? To znaczy pani córka! – do pomieszczenia wparował Jake w swoich skórzanych spodniach i różowym swetrze i chyba nigdy nie wyglądał bardziej gejowsko.

Moja mama nic nie powiedziała na jego słownictwo tylko się zaśmiała co było cholernie dziwne ale stwierdziłam, że to przemilczę. Chwila, od kiedy on mówi do Karen po imieniu?!

– Już wychodzimy – powiedziałam ostrzegawczo, by nie rozgadał się zbytnio z Karen na temat nowych modowych trendów.

Ubrałam pośpiesznie buty oraz jesienną kurtkę (nie ma to jak pierwszy dzień października) i wypchnęłam Jake'a za drzwi.

– Okej, od kiedy zwracasz się do mojej matki po imieniu?

– Doszliśmy do wniosku, że wygląda tak młodo, że aż szkoda mówić na nią "pani". Suko, sms'ujemy czasem – machnął ręką w taki gejowski sposób po czym otworzył drzwi samochodu.

Wpakowałam się do samochodu odnotowując w głowie, że muszę później zapytać o to Karen.

– Nie uważasz, że to bez sensu brać samochód na mecz, podczas którego wypijesz z litr piwa?

– Nie przemądrzaj się – zahamował gwałtownie i ledwo udało mi się złapać rękami fotela (okej, znowu nie zapiełam pasów). – Ja dochodzę tylko w seksie, nie będę męczyć nóg nawet dla najlepszej imprezy.

Przewróciłam oczami na jego głupi tekst. Podłączyłam swój telefon dzięki czemu mogłam puścić swoją piosenkę i po chwilę głos Miley Cyrus w utworze "Malibu" rozbrzmiał w samochodzie. Jake radośnie krzyknął i zaczął śpiewać tekst.

Byliśmy już w połowie drogi, kiedy uświadomiłam sobie, że nie zaliczyliśmy naszego typowego przystanku.

– Czekaj, czemu nie stajemy po Sophie? – zmarszczyłam nos.

– Liam jest u niej i prawdopodobnie ją zawiezie – uśmiechnął się w szalony sposób.

– Jak to Liam?! – zamrugałam kilka razy. – Czemu nic nie wiem?

– Też bym nie wiedział gdybym nie wyciągnął tego od niej szantażem –uśmiechnął się dumnie. – Szantaż to moja mocna broń, bo mam haki na każdego dzieciaka w tej szkole. W każdym razie Liam chyba tęskni za jej cipką i zapragnął wreszcie porozmawiać.

– Nie rozumiem po co te podchody, skoro widać, że chcą być razem. Myślą, że nienawiścią uda im się stłumić wszystkie inne uczucia – w tym samym momencie zbladłam, bo w mojej głowie pojawił się obraz Nialla sprzed dwóch dni i to po prostu było złe, więc zrobiłam wszystko by wyłączyć myślenie.

Jake zaparkował na szkolnym parkingu, oczywiście najbliżej wejścia na boisko.

– Muszę lecieć się przebrać, masz narobić niesamowitą ilość zdjęć i życzyć mi powodzenia! – klepnął mnie w tyłek, dał buziaka w policzek i pobiegł w stronę wejść do szatni.

Weszłam na teren boiska, gdzie przy trybunach rozciągały się już cheerleaderki. Przywitałam się z Jesy, Perrie i Katherine, które nerwowo przystąpiły do powtórzenia układu. Zabawne było to, że nie zauważyłam Mini, która prawdopodobne po konflikcie z Kath zrezygnowała z bycia kapitanem.

Na trybunach dołączyłam do Harry'ego, Dylana i Kayle, którzy trzymali miejsce dla mnie i Sophii.

– Hej, Ronnie! – krzyknęła radośnie Kayle.

Zauważyłam w jej ręce małą piersiówkę za pewne wypełnioną wódką. Wszyscy oprócz mnie byli ubrani na czerwono zgodnie z kolorem drużyny. Ja natomiast nawet o tym nie pomyślałam.

– Mam pomysł! Wzięłam czerwoną szminkę – Kayle zaczęła poszukiwania w swojej torebce. – Zrobimy sobie takie paski na policzkach, jak to robią zawsze kibice!

Jak powiedziała tak zrobiła i cała nasza czwórka była gotowa do kibicowania. Harry z plecaka wyciągnął butelkę wódki i podał ją mi. Wzięłam spory łyk i podałam ją Dylanowi. Całe trybuny wesoło krzyczały nazwę drużyny, robiąc wesoły klimat, a nawet ja byłam trochę podekscytowana. Lubiłam to, jak podczas jakiegoś meczu wszyscy jednoczyli się i tworzyli jedność.

Zauważyłam Sophię zmierzającą w nasza stronę. Miała wypieki na twarzy i czerwoną klubową bluzę z nazwiskiem Payne. O cholera.

– Hej – kiwnęła niezręcznie. – Coś mnie ominęło?

Wskazałam palcem na jej bluzę nadal mając rozdziawioną buzię.

– Tak się złożyło, że nie miałam nic czerwonego w szafie i Liam mi pożyczył – niezręcznie schowała pasmo blond włosów za ucho.

I to, co najbardziej mnie szokowało to fakt, że była czysta. Byłam pewna, że nie wzięła nawet odrobiny kokainy.

– A więc o czym rozmawialiście? – szepnęłam by zachować dyskrecję.

– Tak po prostu wpadł... po drodze – wzruszyła ramionami i odpaliła sobie papierosa, a trzy dziewczyny siedzące przed nami odwróciły się, krzywiąc się na co pokazała im środkowy palec.

– Chyba sobie żartujesz! Nie kupuje tego, więc lepiej mów prawdę – skrzyżowałam ręce na piersi.

Ciężko westchnęła.

– Dobra, pieprzyliśmy się – przyznała, a mnie zamurowało.

– Że co?! – powiedziałam trochę głośniej, niż zamierzałam, czym zwróciłam uwagę kilku osób.

Uciszyła mnie morderczym spojrzeniem.

– Nie mów nic Jake'owi, zaraz rozniesie to dalej w przypływie emocji, a chcę żeby to pozostało tajemnicą. Liam napisał mi dzisiaj wiadomość, że chciałby ze mną porozmawiać, więc odpowiedziałam, żeby przyjechał, a nie było moich rodziców, więc tak jakoś wyszło, że skończyliśmy w mojej sypialni.

– Woah, a ta bluza? Boże, przechodzę przez szok – złapałam się za głowę. – Przecież wy się nienawidzicie!

– Tak po prostu wyszło – uśmiechnęła się gorzko. – Chyba go kocham. Kurwa, ale jednocześnie go nienawidzę. Czy ja postradałam zmysły?

Przełknełam ślinę. Nawet nie chciałam analizować swoich myśli w tym momencie, więc niech pozostaną moją tajemnicą.

– Myślę, że jest z tobą wszystko w porządku – potarłam jej ramie.

Jeśli ktoś tu postradał zmysły, to byłam to jedynie ja.

Z moich myśli wyrwały mnie dzikie, radosne okrzyki. Jak szybko zauważyłam drużyna naszej szkoły w czerwonych strojach wybiegła na boisko. Z Sophią szybko się przyłączyłyśmy do klaskania, gwiazdania i krzyczenia nazwy drużyny - Red Wolves. Zaraz za nimi wbiegły cheerleaderki z Perrie na czele i rozpoczęły swój układ, zagrzewając kibiców do dopingu. Zagwizdałam radośnie do Jesy i zrobiłam jej kilka zdjęć.

Niemal od razu dostrzegłam Daniela, który na mój widok cały się rozpromienił. Pokazałam do niego język przez co krótko się zaśmiał.

Jako ostatni wszedł na boisko Niall, jako kapitan drużyny. Podał rękę sędziemu oraz kapitanowi drużyny Portland, a w tle na boisku było słychać tylko okrzyki "Horan, Horan!".

Wszyscy rozeszli się na swoje pozycje i mecz oficjalnie się rozpoczął. Razem z Sophią w międzyczasie popijania wódki prosto z butelki dopingowałyśmy Jake'a, a gdy strzelił pierwszą bramkę poderwałyśmy się na równe nogi i niemal oszalałyśmy ze szczęścia.

– DAWAJ SUKO! TY PRZYSTOJNY KUTASIE! – wybełkotała Sophia po czym zaczęła się głupio śmiać, co oznaczało, że jest już wystawiona.

Zwróciła swoim zachowaniem uwagę każdego w koło, nawet samego Liama grającego na boisku, więc dla jej dobra posadziłam ją obok siebie i starałam się zabierać butelkę Absolut z ręki.

Najbardziej kulminacyjnym momentem był ten, kiedy Niall otrzymał piłkę i zręcznie wymijając wszystkich biegł na bramkę. Wszyscy z zapartym tchem oczekiwali gola, a gdy piłka uderzyła w siatkę na trybunach zawrzało. Wszyscy w koło wykrzykiwali nazwisko kapitana, trener Adams krzyknął głośne 'TAK, KURWY!' (nie zwracając oczywiście uwagi na obecność innych nauczycieli), a sam Niall ściągnął swoją koszulkę i z radości przejechał po boisku na kolanach jak to zawsze robią piłkarze po zdobyciu bramki.

Kiedy emocje lekko ustały rozejrzał się po trybunach, jakby szukał czyjejś twarzy, aż wreszcie zobaczył... mnie. Cholera, wyszczerzył się w taki beztroski sposób i puścił do mnie oczko. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu i z pewnością, gdybym teraz stała, kolana by się pode mną ugieły. Zdradzieckie ciało.

– Niall puścił do ciebie oczko? – wybełkotała Sophia i spojrzała na mnie badawczo, a ja się cała spiełam.

– Przewidziało ci się, jesteś pijana – wybrnęłam, a dziewczyna wzruszyła ramionami.

***

Mecz zakończył się wygraną 2:0. Na sam koniec drużyna wzięła na ręce Jake'a i Nialla, a trener wyglądał jakby właśnie wstąpił do nieba. Pomogłam Sophii wstać z miejsca i zejść z trybun, by udać się do wyjścia, jednak dobiegł do nas Dylan.

– Louis wysłał mi sms'a, że jedziemy do niego opić wygrany mecz. Spotkamy się wszyscy na parkingu.

Zgodziłam się i wyprowadziłam zalaną Sophię z terenu boiska.

– Ronnie.

– Hm?

– Musze siku.

Przewróciłam oczami bo prowadziło się ją niezwykle ciężko, a toaleta była w środku szkoły, czyli w drugą stronę niż parking, ale ostatecznie zlitowałam się podprowadzając ją pod drzwi szkoły. Stało już tam sporo pijanych nastolatków, którzy wesoło krzyczeli piłkarskie przygrywki.

– Idź, a ja w tym czasie zadzwonię do Jake'a, żeby na nas poczekali.

Pokiwała głową i weszła do szkoły, a ja starałam się dodzwonić do Jake'a, który oczywiście nie odbierał telefonu. Znając jego zamiłowanie do alkoholu pewnie był już w drodze do Louisa z flaszką w ręce, nie pamiętając kompletnie o mnie i Soph.

Rozłączyłam już czwarte nieodebrane połączenie, a z dala usłyszałam spłoszone piski i krzyki dziewczyn. Rozejrzałam się skonsternowana. Z dala biegli w stronę szkoły faceci w kolorach przeciwnej drużyny. Bili wszystkich napotkanych po drodze kibiców naszej drużyny, uważając to za pewne za odwet. Jedna wielka panika ogarnęła moje ciało, ale usłyszałam znajomy głos.

– Ronnie! – dobiegł do mnie Niall.

Chwycił mnie za rękę i pociągnął, bym zaczęła za nim biec.

– Niall, Sophia jest w środku! – stawiłam opór. Nie było mowy żebym zostawiła ją samą, kiedy banda debili wyżywała się na wszystkim, co się ruszało.

– Liam już po nią poszedł, nie martw się tylko biegnij!

Pociągnął mnie jeszcze raz. Biegłam całą siłą, którą posiadałam w nogach, aż zatrzymaliśmy się za rogiem budynku, tuż przy parkingu. Zaraz mogliśmy usłyszeć dźwięk syren policyjnych. Czułam się jak w dzień koncertu, gdzie razem z Niallem uciekałam przed policją.

Podczas ciężkiego łapania oddechu, oparta ręką o ścianę nagle zaczęłam się histerycznie śmiać. Niall spojrzał na mnie jak na nie do końca normalną.

– No co? – wzruszyłam ramionami. – To trochę zabawne, że zawsze jak potrzebuje pomocy zjawiasz się z nikąd i ratujesz mnie z opresji.

– Podziękowanie załatwiłoby sprawę – wzruszył ramionami i odpalił papierosa.

– Nie będę Ci dziękować. Nie zapominaj, że cię nie lubię – puściłam mu oczko i z chytrym uśmiechem zabrałam mu papierosa z ręki.

Trochę wódki i robiłam się niesamowicie odważna. Brawo Ronnie!

– Ktoś tu dawno nie miał orgazmu.

Cmoknął, zabrał mi z ręki papierosa i popchnął mnie bezczelnie na ścianę. Jego krocze właśnie wbijało się w moje, aż wypuściłam stłumiony jęk z ust.

– I jest kapryśny – dodał przesuwając palcem po mojej dolnej wardze. – Ale mogę to zmienić, jeśli chcesz, kotku.

Skamieniałam pod wpływem nacisku jego ciała i mimo, że mój mózg krzyczał, bym go od siebie odepchnęła, po czym sprzedała mu uderzenie z pięści w twarz oraz kopniaka z kolana w krocze, to moje ciało prosiło o więcej dotyku.

Usłyszeliśmy zbliżające się głosy Sophii i Liama, co mnie momentalnie ocuciło. Odepchnęłam blondyna od siebie.

– Jeszcze dzisiaj dokończymy tą rozmowę – szepnął.

Na samą myśl o tym, co miał w głowie moje ciało zadrżało. Nie miałam nad sobą żadnej kontroli, kiedy tylko Niall był w pobliżu i to było naprawdę niebezpieczne.

Sophia i Liam wyszli zza rogu. Opowiedzieli nam, że policja złapała wszystkich, a im samym cudem udało się wyjść tylnym wyjściem. Ja przez całą drogę nie zamieniłam już słowa z z Niallem. Tak jak myślałam, wszyscy już pojechali na imprezę nie czekając na nas. Wsiedliśmy zatem do samochodu Liama i ruszyliśmy na imprezę, która miała odbyć się w domu Louisa pod nieobecność jego rodziców.

Louis mieszkał na obrzeżach Forks w najnowocześniejszym domu w całym mieście i prawdopodobnie okolicy. Wiedziałam, że jego rodzina należy do tych bardzo zamożnych ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Budynek był cały oszklony, na podjeździe stały dwa drogie samochody, a na podwórku znajdował się basen oraz jacuzzi.

Przeszliśmy przez ogród, gdzie z tyłu domu nad basenem byli już wszyscy. Nie była to taka impreza jak podczas koncertu Nialla. Było znacznie mniej ludzi, czyli cała drużyna, kilka cheerleaderek, ogólnie cała "grupa", do której należałam już od miesiąca mieszkania w Forks.

– Ronnie!

Obok mnie pojawił się rozochocony Daniel. Położył dłoń na mojej talii, na co się nieco spiełam, jednak nie protestowałam.

– Dzwoniłem do ciebie kilka razy ale nie odbierałaś. Już myślałem, że zrezygnowałaś z imprezy.

– Były pewne komplikacje ale już wszystko w porządku – uśmiechnęłam się słodko.

– Napijesz się czegoś?

Jego uprzejmość była rozbrajająca i dzięki temu czułam się świetnie w jego towarzystwie.

– Jasne – posłałam mu szeroki uśmiech.

– Zrobię Ci drinka.

Dotyk na talii zniknął, Daniel odszedł do wnętrza budynku przygotować trunek. Podeszłam do Jake'a, który właśnie z Louisem pili kolorowe shoty. Pogratulowałam mu strzelonegono gola, a Louis nalegał bym wypiła z nimi przynajmniej dwie kolejki, więc się ostatecznie zgodziłam i kiedy akurat odstawiłam drugi kieliszek obok mnie pojawił się Daniel z kolorowym drinkiem.

– Stary, nie chwaliłeś, że potrafisz takie cuda – wybełkotał Louis wskazując na mój napój.

Daniel roześmiał się na słowa bruneta i oplutł mnie ramieniem. Kiedy Jake to zobaczył jego oczy były wielkości spodków, a uśmiech rozciągnął się na pół twarzy. Musiałam zareagować, zanim ten zacząłby swoje chore ekscytacje, więc złapałam Daniela za rękę i pociągnęłam na bok. Mieliśmy dzięki temu trochę prywatności i z boku domu znajdowała się huśtawka ogrodowa dla dwóch osób.

– Podobał Ci się mecz? Aktywnie kibicowałaś – przygryzł wargę i przejechał palcem po moim policzki. Na jego palcu pozostał czerwony ślad, przez co przypomniałam sobie, że nadal miałam te ślady po szmince.

– Ugh, zapomniałam to zmyć – skrzywiłam się.

– Nie martw się, praktycznie nie widać – uśmiechnął się, a jego szczęka jeszcze mocniej się zarysowała.

– Prawie bym zapomniała – przypomniałam sobie nagle o czymś i sięgnęłam po torbę.

Wyciągnęłam z niej czerwoną klubową bluzę, którą tydzień temu dał mi, bym nie zmokła. Wręczyłam ją mu.

– Dzięki za ratowanie przed deszczem –zażartowałam.

– Wyglądasz w niej zdecydowanie lepiej – oddał mi czerwony materiał. – Chciałbym, żebyś ją zatrzymała.

Wzruszyłam ramionami.

– W zasadzie spodobała mi się.

▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️

▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️▫️

Hej kochani x

Dajcie znać jak nowy rozdział. Jak podoba wam się Daniel? Uwielbiam go 😂💗

Mam dla was świetny układ. 300 komentarzy i następny. Wiem, że potraficie ładnie komentować. Deal? Deal. 😈😈😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro