23. "Jesteś wrogiem"
-Sonny...? Wszystko w porządku?-Sonny nagle usłyszała znajomy głos kwiatka. Wstała, usiadła na łóżku i położyła ręce na głowie.
-Cześć Flowey...-wymamrotała dziewczyna. Flowey przechylił główkę zdziwiony.
-Na pewno wszystko gra?-zapytał zatroskany.
-Tak...Po prostu źle spałam...-skłamała Sonny. Nie chciała mówić że nie spała całą noc.
-No...skoro tak mówisz-powiedział Flowey. Sonny odetchnęła z ulgą. Wstała z łóżka i chwiejnym krokiem zaczęła iść.
-Sonny, a co ze mną?-zapytał Flowey zdziwiony.
-Ah...wybacz-powiedziała Son trochę zawstydzona. Wystawiła rękę przed siebie. Po chwili poczuła oplatające ją korzenie kwiatka.
-Teraz się odwróć i idź dopóki ci nie powiem żebyś stanęła-polecił Flowey. Sonny bez słowa wykonała polecenie. Gdy Flowey dał jej znać, by stanęła, bez żadnego słowa stanęła. Po chwili słychać było otwieranie drzwi. Sonny przeszła przez przejście i dotykając ściany ręką pokierowała się do schodów. Przez cały czas milczała. W końcu kwiatek nie wytrzymał.
-Sonny?
Dziewczyna gwałtownie stanęła.
-Tak Flowey?
-Dlaczego jesteś taka cicha? Od rana praktycznie się nie odzywasz.
-No bo...trochę obawiam się spotkania z...Frisk i Sansem. Skoro mnie pamiętają...i to co zrobiłam...to jak zareagują na mój powrót?
-Cóż...nie wiem. To spotkanie pewnie nie będzie należało do najmilszych, przede wszystkim po tym co zrobiłaś, ale musisz przez to przejść. Znam ich jak mało kto. Sans nie zaufa ci tak szybko, ale Frisk pewnie da ci drugą szansę.
-Dlaczego? Bo jestem jej siostrą? Czy dlatego że będzie jej szkoda złamanej dziewczyny takiej jak ja i się nade mną zlituje?
Flowey nie odpowiedział na to pytanie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nagle Sonny potknęła się o coś. Szybko złapała się pierwszej możliwej rzeczy. Dotykając jej poczuła że to poręcz. Więc byli przy schodach. Dziewczyna zaczęła powoli z nich schodzić. W końcu nie poczuła żadnego schodka i domyśliła się, że zeszli na dolne piętro.
-Teraz trzeba znaleźć Toriel. Albo bardziej czekać żeby ona znalazła nas-zauważył Flowey. I słusznie, bo chwilę potem słychać było skrzyp podłogi, a potem znajomy głos.
-Oh, witaj Sonny. Widzę że wstałaś. Jak się czujesz?-zapytała Toriel podchodząc do dziewczyny. Sonny poczuła jej łapę na swoim policzku. Odruchowo chciała się odsunąć, ale tego nie zrobiła.
-Dobrze...tak myślę-odpowiedziała Son.
-To dobrze. Prawdopodobnie chcesz wyjść, prawda?-spytała Tori. Dziewczyna pokiwała głową.
-Jesteś pewna? Nie chcesz zostać jeszcze jeden dzień żeby odpocząć?-zaproponowała Toriel. Sonny pokręciła głową.
-Nie, nie trzeba. Mam Flowey'a, będzie...sprawował nade mną opiekę-Sonny szybko wymyśliła jakąś wymówkę. Flowey posłał jej zdziwione spojrzenie, ale po chwili potwierdził kiwając energicznie głową.
-No dobrze. Chodź za mną-Toriel złapała Sonny za rękę i poprowadziła ją schodami na dół, a potem korytarzem. Gdy w końcu stanęły, Son zgadła że są już na miejscu. Toriel puściła rękę Sonny.
-No dobrze Flowey, oddaję ci Sonny w twoje rękę. Ale pamiętajcie, że gdybyście mnie chcieli odwiedzić, to te drzwi zawsze stoją dla was otworem-powiedziała Toriel. Po chwili słychać było skrzypnięcie. To Tori otworzyła drzwi.
-Dziękujemy Toriel...-podziękowała Sonny, po czym ona i Flowey zniknęli Toriel z pola widzenia.
Pierwsze co Sonny usłyszała po wyjściu z Ruin było skrzypnięcie pod jej stopami. Potem czuć było zimno i spadające co jakiś czas płatki śniegu.
-Brrr, ale tu zimno-skomentował Flowey.
-Wiem, ale musimy znaleźć Frisk i Sansa-odpowiedziała Sonny.
-Nadal obawiasz się spotkania z nimi?-zapytał Flowey.
-No...tak. Ale mówiłeś, że muszę przez to przejść-odpowiedziała Son. Nagle słychać było głośną rozmowę. Sonny zrobiła zdziwioną minę. Z każdym krokiem głosy stawały się wyraźniejsze. W końcu je rozpoznała, to byli Frisk i Sans. Sonny stanęła w znacznej odległości, by usłyszeć o czym mówią.
-...Mówię ci że to nie ja!-krzyknęła Frisk.
-Jak nie ty?! Tylko ty masz zdolność do resetowania!-odkrzyknął jej Sans.
-Ale ile razy mam ci powtarzać?! Mój plan nie wypalił, a miałam zresetować jak pozbędę się Sonny! Ale nie udało mi się, więc tego nie zrobiłam. Potem obudziłam się w naszym domu, zupełnie jakby nic się nie stało. Nie wiedziałam co się dzieje. Najdziwniejsze jest to, że nie mam moich przycisków-wyjaśniła Frisk. Milczenie Sansa dało do myślenia, że jest zaskoczony.
-Jak to nie masz przycisków? Żadnego? Mercy, Fight? Items? Nic?-zapytał szkielet.
-Żadnego. Nawet ZAPISU, RESETU i WCZYTU-odpowiedziała Frisk. Po chwili zapadło milczenie. Sonny uznała że to najlepszy moment aby wkroczyć. Zrobiła kilka kroków do przodu, co chyba zwróciło uwagę Frisk i Sansa, bo od razu zawołali:
-Sonny?!
Son gwałtownie stanęła.
-T-tak...to ja-odpowiedziała nieśmiało posyłając dwójce fałszywy uśmiech.
-Co ty tu robisz? I czemu wyglądasz tak jak cię zapamiętaliśmy?-zapytał Sans podejrzliwie. Sonny wzięła głęboki oddech i powiedziała:
-J-ja wam wszystko wytłumaczę, tylko chodźmy może do-
-Nie-Sans jej przerwał.
-N-nie?
-Nie, nigdzie nie idziemy. Dla innych jesteś nową przyjaciółką, ale dla nas...jesteś wrogiem. Nie możemy ci znowu ufać po tym co zrobiłaś. Tym bardziej że słyszałem że zabiłaś Frisk.
Serce Sonny zabiło szybciej. Do tej pory starała się o tym nie myśleć, ale teraz gdy Sans o tym wspomniał...znowu sobie o tym przypomniała.
-T-to był wypadek! Nie chciałam by to się tak potoczyło! Chcę teraz wszystko naprawić-powiedziała zgodnie z prawdą Son.
-Jasne, i jak niby-
-Czekaj Sans-Frisk nagle przerwała szkieletowi. Sans i Sonny spojrzeli na nią.
-...Posłuchajmy co Sonny ma do powiedzenia.
Siemanko! To jest rozdział który pierwotnie miał pojawić się jeszcze wczoraj, ale niestety nie zdążyłam go opublikować, więc macie go dzisiaj. Czemu wczoraj się nie pojawił? Bo byłam zmęczona. A, i sorki że rozdział jest taki przeciętny, ale byłam praktycznie na wyczerpaniu. Plus, jechałam autem, więc trochę się nad nim nie skupiłam. Ale mam nadzieję że i tak się podobał. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro