15. Wypełniona żalem
-Sans, będzie dobrze-Frisk siedziała obok Sansa w laboratorium Alphys i uspokajała go. On tymczasem kurczowo ściskał w swojej ręce szalik swojego brata. Siedział na krześle, a po jego policzkach płynęły pojedyncze łzy.
-Dlaczego nie pozwolisz mi go pomścić?-zapytał szkielet.
-Mówiłam ci, to niebezpieczne-powiedziała Frisk.
-Nie obchodzi mnie to!-krzyknął Sans.
-Sans, nerwy w niczym nie pomogą, więc uspokuj się-powiedział do niego spokojnie Flowey. Sans trochę się uspokoił.
-Na pewno jesteśmy tu bezpieczni?-zapytała niepewnie Chara. Po tym, jak odkryli, że Sonny zabiła Papsa, postanowili ewakuować wszystkich do laboratorium Alphys. Oni aktualnie ukrywali się w Prawdziwym Laboratorium za pozwoleniem Alphys.
-Jak na razie tak. Dopóki Undyne żyje, wszyscy są bezpieczni. A nawet jeśli Sonny uda się dostać do labu, to na jej drodze stoi jeszcze Mettaton-odpowiedziała jej Frisk. Undyne zaproponowała, że będzie pilnować drogi do Hotlandu z Waterfallu, a Mettaton zgłosił się do ochrony wejścia do laboratorium. Na razie wszyscy ukrywali się w laboratorium, a w nagłym wypadku wszyscy mieli udać się do Rdzenia. To był pomysł Frisk. I choć Alphys błagała, aby tego nie robić, bo to zbyt wielkie ryzyko, to Frisk pozostawała nieugięta. W końcu Alphys zgodziła się na to. Ona również ukrywała się w Prawdziwym Laboratorium. Siedziała przy kamerach i obserwowała uważnie Hotland i Waterfall.
-Mam nadzieję, że Sonny się tu nie dostanie-powiedział Flowey. W jego głosie słychać było niepewność.
-Też mam taką nadzieję. Ale nie możemy się poddawać. Jeśli coś się stanie, to schronimy się w Rdzeniu-odpowiedziała Frisk. Starała się, by jej głos brzmiał pewnie, ale sama odczuwała podobną niepewność i strach.
-Sonny jest w Waterfall!-zawołała przerażona Alphys. Wszyscy, łącznie z Sansem, który nadal trzymał przy sobie szalik Papsa, pobiegli do pomieszczenia, w którym była Alphys. Faktycznie było widać Son na kamerach. Wyglądała na smutną.
-Trzeba ostrzec Undyne, by była gotowa-powiedział Sans.
-Już to zrobiłam-odparła Alphys. Frisk i reszta z zapartym tchem patrzyli na Sonny idącą powolnym krokiem przez Waterfall.
Sonny szła powoli ścieżką przez Waterfall. Wiedziała, że jej znajomi widzą ją na kamerach. Alphys jej o tym powiedziała, gdy odwiedzała ją w laboratorium. Na szczęście Alphys nie powiedziała jej nic o Rdzeniu. Son była teraz inaczej ubrana. Miała na sobie błękitną sukienkę do kostek i lekki czerwony sweterek, w którym Sonny podwinęła sobie trochę rękawy, aby jej nie przeszkadzały. W ręce dalej kurczowo ściskała nóż. Obraz zmieniającego się w pył Papyrusa nie umiał zniknąć sprzed jej oczu. Zlewało się to że wspomnieniami przeszłości. Jej ojciec...dusza potwora...wypadek...
Gdy Sonny upewniła się, że kamery już jej nie widzą, pobiegła przed siebie tak szybko jak umiała. Po chwili takiego biegu padła na kolana, a z jej oczu popłynęły łzy. Upuściła nóż i zakryła twarz rękami. Chciała powiedzieć Frisk i przyjaciołom, że nie chce tego robić, że nigdy nie chciała żeby to się tak potoczyło, że chce wszystko naprawić, ale...nie potrafi. Jej poprzednie ja pewnie by to zrobiło, ale jej teraźniejsze ja już nie. Czuła się uwięziona we własnym ciele, bez możliwości ucieczki. Jej nowa dusza potrafiła przejąć nad nią kontrolę, a ona nie umiała jej odzyskać. Jak na przykład teraz. Czuła się teraz sobą. Ale bała się, że zaraz straci kontrolę, a później jej nie odzyska. Po jakiś 10 minutach płaczu dziewczyna otarła łzy ręką. Wzięła nóż z powrotem i wstała. Jej nogi trzęsły się delikatnie. Pomimo, że próbowała się powstrzymać, mimowolnie zrobiła krok w przód. Potem następny. Czuła, że traci kontrolę. Obraz przed oczami zaczął jej się zamazywać. Dotknęła policzka i poczuła, że znowu płacze. Wbrew swojej woli zaczęła iść przed siebie. Szła tak cały czas płacząc.
-Przestań...Nie chcę...Proszę...-mówiła cicho do siebie łamiącym się głosem. W końcu zaczęła stawiać coraz pewniejsze kroki. Zaczęło jej się robić ciemno przed oczami. Zanim straciła kontrolę, jedyne, co udało jej się zobaczyć, to lekko zamazany zarys sylwetki stojący w oddali...
No siemka! Jejku, jak dawno nie było tu rozdziałów. Przepraszam za tak długą przerwę, naprawdę. Nagle jednak dopadła mnie wena i postanowiłam napisać coś. Mam nadzieję, że się podobało i rzuciłam wam światło na to, jak tak naprawdę czuje się Sonny i jak to wygląda z jej perspektywy. Napiszcie mi, co sądzicie. Do następnego!
PS. Do napisania tego rozdziału zmotywowała mnie też chyba w największym stopniu Doktor_Akina, którą serdecznie pozdrawiam❤. Jesteś tym, co mnie najbardziej motywuje. Zaglądnijcie do niej, bo naprawdę jest warto. Plus, jest wspaniałą osóbką🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro