14. Papyrus...
Sonny szła przez Snowdin ze spuszczoną głową. Jej włosy i oczy dalej były fioletowe. Po drodze do Snowdin zabiła jeszcze kilka potworów w Ruinach, więc jej ubranie było całe w pyle. Wiatr zwiewał trochę pyłu z dziewczyny i unosił go na wietrze. W ręku dziewczyna trzymała nóż, również pokryty pyłem. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Gdy w końcu znalazła się w miasteczku, zastała tylko pustkę.
-"Czyli już wiedzą"-pomyślała Sonny. Starła odruchowo trochę pyłu ze swojej spódniczki.
-"Nie mogę tak chodzić. Te ubrania są całkowicie zniszczone. Może w jakimś domu będą nowe ubrania"-zastanawiała się Son. Od razu wpadła na pomysł, że może pójść do domu Sansa i Papsa i weźmie jakieś ubrania od Frisk. Jak pomyślała, tak zrobiła. A raczej chciała zrobić, bo nie zdążyła zrobić nawet kilku kroków w stronę domu braci, gdy nagle zobaczyła kogoś zmierzającego w jej kierunku. Jej ręka zacisnęła się na nożu. Na początku nie umiała rozpoznać postaci zmierzającej w jej kierunku, lecz z każdym jej krokiem postać była coraz bardziej widoczna. W końcu rozpoznała postać. To był Papyrus. Teraz stał kilka metrów od niej.
-Sonny, posłuchaj, nie wiem co się stało, że nagle zabijasz wszystkich, ale jeśli wydarzyło się coś złego, to możemy o tym pogadać-powiedział Pap na wstępie. Sonny popatrzyła tylko na niego obojętnym wzrokiem. Podniosła swoją broń wyżej.
-Jeśli chcesz mi pomóc to lepiej zejdź mi z drogi Paps, zanim zamienię cię w kupkę pyłu. No chyba że chcesz walczyć za swoich przyjaciół-powiedziała drwiąco Sonny.
-Nie przyszedłem tu walczyć!-zawołał Papyrus.-Przyszedłem pogadać.
-Rozmowa tu nic nie pomoże. Moja siostra nie chce wrócić ze mną na Powierzchnię. A skoro nie chce po dobroci, to muszę sprawić, aby zechciała ze mną wrócić-wyjaśniła Son.-Jeśli wiesz co mam przez to na myśli.
-Wydaje mi się, że wiem. Ale i tak nie będę z tobą walczył!-zawołał ponownie Pap.
-W takim razie odsunę cię siłą-powiedziała tylko Sonny i z nożem w ręku rzuciła się na Papyrusa. Pap z niezwykłą zwinnością zrobił unik. Niechętnie posłał w stronę Sonny kilka kości. Dziewczyna uniknęła ich bez najmniejszego problemu.
-Nie chcę z tobą walczyć Sonny!-krzyknął Pap.
-Mów to tyle razy ile będziesz chciał, ja i tak będę walczyć-odpowiedziała mu Sonny i zadała kilka ciosów. Niestety pudłowała. Paps złapał jej duszę swoją magią i rzucił na bezpieczną odległość. Sonny zauważyła, że Papyrus robi się coraz bardziej zmęczony.
-Ledwie walka się zaczęła, a ty już się zmęczyłeś?-zapytała Sonny śmiejąc się.
-Nie! Nigdy się nie poddam!-odkrzyknął Pap i znowu posłał w stronę Son kilka kości. Dziewczynie jednak udało się je odtrącić nożem. Po chwili zrobiła niespodziewany ruch i zadała Papyrusowi cios. Tym razem nie pudłowała. Głowa Papsa znalazła się na ziemi, podczas gdy reszta ciała zamieniła się w pył, który zmieszał się ze śniegiem.
-S-sonny...N-nie ważne co się wydarzyło...J-ja nadal będę twoim przyjacielem...J-ja...JA W CIEBIE WIERZĘ SONNY!-wykrzyczał Papyrus. To były jego ostatnie słowa, bo po chwili jego głowa zaczęła zamieniać się w pył. Wkrótce po Papsie nie zostało już nic, tylko kupka pyłu. Jedyne, co po nim zostało to jego czerwony szalik. Sonny sama nie wiedząc czemu, wzięła jedną z kości Papyrusa, którą wyczarował podczas ich walki i wbiła ją w ziemię, gdzie przed chwilą jeszcze stał szkielet. Potem wzięła jego szalik i zawiązała na kości. Przez chwilę klęczała przyglądając się swojemu dziełu.
-Przepraszam-powiedziała Son niemal niesłyszalnie, a po jej policzku popłynęła łza. Dziewczyna po chwili jednak ją starła, wstała i poszła dalej przed siebie.
-Gdzie on może być?-zapytał przerażony Sans.
-Skąd mam to wiedzieć? Ze Snowdin na pewno nie wyszedł-odpowiedziała mu Frisk.
-Może poszedł spotkać się z Sonny?-podsunęła Chara.
-Nawet o tym nie myśl-warknął Sans. On, Frisk i Chara szukali Papyrusa po całym Snowdin, ale nigdzie nie umieli go znaleźć.
-Nosz cholera, gdzie on jest?!-zdenerwował się Sans.
-Jest trochę za wysoki na zgubienie się w takim małym miasteczku, które jest w dodatku puste-zauważyła Chara.
-Ludzie...chyba coś znalazłam-powiedziała powoli Frisk.
-To Pap?-zapytał z nadzieją Sans.
-No...można tak powiedzieć...-odpowiedziała Frisk i wskazała reką przed siebie. W ziemię była wbita kość z przewiązanym czerwonym szalikiem.
-Papyrus...PAPYRUS!-zawołał rozpaczliwie Sans. Podbiegł do kości i odwiązał szalik. Ścisnął go w ręce i przytulił do siebie. Z jego oczodołów popłynęły łzy. Frisk również zaczęła płakać. Po chwili Sans wstał i odwrócił się do Frisk i Chary ze świecącym oczodołem.
-Twoja siostra już nie żyje za to co zrobiła...
No siemka duszyczki! W końcu pojawił się rozdział. Nie jestem zbyt dobra w opisywaniu scen walk, ale i tak mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Przyznam, że lecimy z fabułą jak burza. Teraz będzie dużo scen walk, a potem...Cóż, musicie czytać dalej by się przekonać. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro