Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Shadaze

     Tails po poinformowaniu Sonica poinformował Shadowa. Razem z Blaze szli przez jakąś dżungle. Nie wygladała dobrze, a wulkan był 14 kilometrów dalej.

- Shadow - mówił lis do krótkofalówki - Zmieniły się plany. Jednakże nadal poszukujcie kryształów o które prosiłem. Wyślę wam zdjęcie na waszych zegarkach-odbiornikach. Odbiór!
- Dobra! - mówił czarny jeż - Poinformuje księżniczkę. Ale szmat drogi przed nami.
- Powiedz "odbiór". Odbiór!
- No dobra, powiem odbiór. Odbiór! - powiedział zdenerwowany Shadow.

Kiedy skończyli i ten powiedział kotce, ona nic się nie odezwała. Szła tylko przed siebie. On próbował powtórzyć jej to co powiedział, ale ona nadal nie słuchała. Zapytał się czemu tak robi. Blaze nadal nic, lecz Shadow postanowił złapać ją za ramie i powtórzyć.
- Czemu się nie odzywasz?! Zrobiłem ci coś czy jak?!
- Sory, ale się zapatrzyłam. Po prostu nie chce mi się iść tak daleko. Rozumiesz?
- Rozumiem. Ej, kiedy stałem z Sonickiem daleko od ogniska, to co to był za wybuch płomieni?
- Ah, czyli już wiesz? - powiedziała zrozpaczona - To jest takie moje przekleństwo. Jak byłam mała dowiedziałam się o tym, że mam moc ognia... Nie kontrolowałam mojej jej i dzieci się mnie bały. Dostałam tą oto pelerynę i póki mi jej nikt nie zdejmie to umiem się powstrzymywać, ale to i tak wkurza. Kiedyś moją jedyną przyjaciółką była Marine, aż tu nagle poznałam was. Ty pewnie nie wiesz jak to jest kiedy nikt nie chce się z tobą przyjaźnić...

Wtedy Shadow zarumienił się. Wiedział bardzo dobrze co czuje księżniczka. Sam był nie lubiany. Blaze po prostu miała pecha - jeż miał tak przez swoje nastawienie do świata. Jednak chce pomagać, lecz nie wychodzi mu to.

Przez chwile zapomniał, że najważniejszy jest on. Ale nie ja długo. Potem znowu zrobił się gburowaty. Znów złapał kotkę za ramie i zezłoszczony powiedział, aby szli szybciej. Okolica nie była za ładna. Wszędzie było błoto, a nawet ruchome piski, przez które nikt nie mógł przebrnąć. Oboje jednak zauważyli liany. Pomyśleli o tym samym. Mieli zamiar wspiąć się na nie i przedostać się na drugą stronę, ale Blaze nie dała rady. Shadow spokojnie wszedł, lecz kotka próbując złapać się za roślinę, wpadła do piasków. Ciagle wolała o pomoc. Czarny jeż wiedział co robić - złapał ją za rękę i podciagnął do siebie. Było to strasznie trudne, aż nawet przerażajaco trudne. Nareszcie się wydostała. Oboje bujali się na lianie, a kotka patrzyła na Shadowa z zaciekawieniem. Oboje się zaczerwienili i już gdy sceneria była jak z filmu - odpowiednie światło, ptaki śpiewały - wyglądali jak z filmu Indiana Jones. Niestety nagle dobili w drzewo. Obije spadli i stracili przytomność.

Dziewczyna obudziła się, gdy nagle zauważyła, że jest związana. Shadow w sumie też. Przed sobą widzieli już wulkan. Niepokojące było jedynie to, że wokół nich stały jakieś humanoidalne lemingi, które miały na sobie szamańskie maski i śpiewały jakieś niesamowite, ludowe pieśni.
- K-kim oni są?! - zapytał się Blaze, czarny jeż
- O nie... To są lemingi z plemienia Chichiuata... Między innymi legenda głosi, że zamieszkiwali naszą wyspę sto lat temu. Nie spodziewałam się, że chcą kontynuować tradycje.

Oboje zacichli z przerażenia. Nagle nastała cisza i zwierzaczki, który był chyba wodzem, ponieważ był większy od innych i bardziej udekorowany przemówił:
- Witajcie moi mili. Zebraliśmy się tu, aby złożyć księżniczkę w ofierze. To jej ród zgładził nasze plemię, więc teraz za to zapłaci. Po za tym i tak mieliśmy kogoś złożyć w ofierze, bo za niedługo nastanie święto plemienia. A ten... wymoczek... Jakiś taki czarny... Jego zostawcie!

Wtem lemingi zabrali kotkę, a Shadowa odwiązali. Ona błagała go o pomoc, ale ten prowadził ze sobą monolog wewnętrzny:
- "Przecież Blaze chce pomocy... Ale jak oni ją sprzątną, to ja nie będę miał wyrzutów sumienia, kiedy zdobędę kryształy i tworząc przejście między wymiarowe wykiwam wszystkich, a ja dostanę się do domu. Ale za to ona może zdobyć kamienie. Sam po nie wrócę!" No to asta lavista baby! - krzyknął

- Shadow! Ty pieprzony tchórzu!!! - wrzasnęła kocica

Szedł tak i wciąż myślał, czy iść czy nie. Był już kilometr od miejsca, w którym był wulkan. Myślał "dobrze zrobiłem. Ona mi na nic. Ale ona by mi pomogła..." Wtem się zatrzymał. Myślał i nagle ruszył sprintem do wioski. Widział jak byli już na szczycie. W te pędy był już na górze. Rzucił się na nich i załatwiał wszystkich po kolei. Jeden jednak zepchnął kotkę do wulkanu.

Shadow poleciał za nią, zahaczył się pazurami o krawędź, złapał Blaze i wziął kawałek kryształu. Uciekł jak szybko tylko mógł.

Była godzina 21. Niebo było jeszcze jasne. Oboje siedzieli na wysuniętej przez fale kłodę i się nie odzywali. Nagle Blaze powiedziała:
- Czemu mnie nie chciałeś uratować?!
- Po postu się wahałem. W końcu doszłam do rozumu i cię wydostałem...
- Mogłeś mnie zostawić! Skoro przyjaciele się dla ciebie nie liczą! Ale skoro mnie uratowałeś, to musiałeś mieć ważny powód.

Spoglądała wtedy na niego bardzo zalotnym spojrzeniem. Ten się zarumienił i nie mógł siebie wydusić ani słowa. Chwytał się karku, a Blaze nagle na niego poleciała i go pocałowała. Oboje się zaśmiali i w dobrym humorze postanowili wrócić do domu. Nadal byli przyjaciółmi.

Wiem, że rozdział był przewidywalny. Co się wydarzy dalej? Czy ktoś się zezłości na Blaze za to co zrobiła? Dowiecie się już wkrótce ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro