XXII
-Słuchaj...- Zaczął, rozglądając się nerwowo. - Naprawdę nie wiem, czy to jest taki dobry pomysł bym tam z tobą szedł- mruknął cicho, mimo wszystko podążając za przyjacielem. - To ty miałeś z nim pogadać i w ogóle...
-Przepraszam, że cię na to narażam,Minhyuk- odezwał się Chae. - Ale naprawdę uważam, że powinieneś być przy tej rozmowie.
-Ale ja tak nie uważam- jęknął.
-Wiem- westchnął. - Wiem, że staram ci się teraz pomagać na siłę, ale być może tracisz ostatnią szansę na uratowanie czegokolwiek z tego co było między tobą i Kihyunem.
-Przecież już powiedział, że nie możemy być przyjaciółmi- stwierdził ponuro. - Według mnie wszystko jest jasne.
-Właśnie takie nie jest- zatrzymał się przed jedną z firmowych kawiarni. - Kihyun wie, że cię zranił, zdaje sobie sprawę jak zabrzmiała jego wypowiedź i czuje się z tym źle.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Ponieważ codziennie z nim pisze- odezwał się chłodno, co kazało Minhyukowi nieco przystopować. - On jest naprawdę samotny, tęskni.
-Boje się- wyznał, kiedy tylko przyjaciel pchnął drzwi do lokalu, ignorując tym samym jego wspomnienie o stanie Yoo.
-Wyjdziemy kiedy tylko będziesz chciał, obiecuję.
-A możemy to zrobić teraz?
-Prawie kiedy tylko będziesz chciał- doprecyzował.
Pocieszające w tym wszystkim było chyba to, że osoby, w których towarzystwie niedługo spędzi najbliższe X czasu, nie wybrały kawiarenki, w której pracował Changkyun. Nie chciał nikogo wskazywać palcem, ale coś czuł, że to właśnie Chae stał za wyborem lokalu, do którego się udali.
Zastanawiał się kto tak właściwie czuł się w tej chwili bardziej niezręcznie... On, czy może jednak Kihyun, który co jakiś czas rzucał mu nerwowe spojrzenia.
-Nie mówiłeś, że zabierzesz Minhyuka- zaśmiał się cierpko.
-Przepraszam, to wypadło jakoś spontanicznie.
To wcale nie było spontaniczne! Hyungwon już wczorajszego dnia informował go, że taka sytuacja będzie miała miejsce, przy okazji zaznaczając o braku możliwości jakiegokolwiek wymigania się od tego spotkania, co zapewniało dodatkową dawkę stresu.
Hyungwon robi dokładnie to, co Minhyuk chciał zrobić z nim. Pomóc na siłę.
-Rozumiem- mruknął. - Ja...- Zamilkł, dość zauważalnie okazując swoje zdenerwowanie. - Chciałem cię... Przeprosić, tak trochę.
-Nie przyjmuje twoich przeprosin- odezwał się rzeczowo Hyungwon.
-Ej... Przecież to było szczere- wtrącił się Lee. - Przecież sam mówiłeś...
-Nie broń go- poprosił. - Wydaje mi się, że on sam wie, co musi zrobić- stwierdził, powracając wzrokiem do coraz to bardziej skruszonego Kihyuna.
-Jestem głupi... Wiem- spuścił głowę. - Zdaje sobie sprawę, że was zraniłem i że to wszystko naprawdę głupio wyszło...- Zamilkł na chwilę, podczas której Hyungwon i Minhyuk, zdążyli wymienić się spojrzeniami. - Nie planowałem tego... Naprawdę nie chciałem żadnego z was zranić. Czuje się strasznie z tym wszystkim, ale...- Spojrzał wilgotnymi oczami w kierunku Minhyuka, który starał się w tamtym momencie patrzeć na cokolwiek innego niż Kihyun. - Jednocześnie wiem, że nie mogę traktować cię tak jak poprzednio- te słowa były skierowane jedynie do Minhyuka i każdy zdawał się to doskonale wyłapywać. - To ostatnio... Kiedy byłem u ciebie- spojrzał na kamienną twarz Hyungwona, w poszukiwaniu wsparcia. - Nie chciałem, żeby zabrzmiało to w ten sposób, ale powiedziałem wtedy to co naprawdę myślę.
-Przecież ja się nie zmieniłem...- Odezwał się cicho. - Hyungwon... Ja naprawdę chcę wyjść- skierował drżące słowa w kierunku swojego przyjaciela, który z cichym westchnięciem podniósł się z miejsca.
Zostanie w tym miejscu choć chwilę dłużej z każdą chwilą zwiększało ryzyko rozklejenia się na oczach wszystkich tych ludzi. To byłoby już zdecydowanie zbyt wiele. Nawet w obecnej chwili, kiedy czuł się mniej więcej stabilny, to i tak zdawał sobie sprawę z tego, co z jego twarzy wyczytał zarówno Kihyun, jaki drugi z przyjaciół
Był naprawdę zły na Hyungwona, że doprowadził do takiej sytuacji, od samego początku było jasne, że to musi się skończyć w tak mało przyjemny sposób. Minhyuk to wiedział. Jednak nijak nie umiał powstrzymać wydarzeń, które następowały po sobie. Powinien być bardziej zaborczy i już wtedy odmówić przyjacielowi towarzyszenia w tym spotkaniu. Dlaczego więc się zgodził? Czy nie było właśnie po to, by mieć wymówkę do zobaczenia Kihyuna? Był naprawdę straszny w swojej miłości, która do reszty pozbawiła go rozumu.
-Już idziecie?- Yoo wstał z miejsca, wyciągając rękę w kierunku Hyungwona tak, jakby chciał go zatrzymać, chłopak był jednak zbyt daleko by to się udało. - Przecież dopiero przyszliście i...
-Będzie lepiej jeżeli dzisiaj skończymy tutaj naszą rozmowę- westchnął, podchodząc do coraz bardziej rozdygotanego Lee. - Nie mogę zmusić się do tolerancji, ale jednocześnie żaden z nas nie powinien nikogo karać za bycie sobą - podsumował.
-Przecież...- Odezwał się, poruszony. - Znowu zrobiłem coś źle? Ja naprawdę...
-Porozmawiamy później- uciął rozmowę.
Kihyun zamilkł w pół słowa, spuścił głowę, nerwowo oblizując wargi. To dawało jakieś dziwne przeczucie, że chłopak faktycznie nie zdawał sobie sprawy z tego, co właściwie dało się wyczytać z jego wypowiedzi.
-Przepraszam,Minhyuk- wyszeptał.
Ulotnienie się z lokalu nie było czymś niezwykle wymagającym i już dosłownie chwilę po tych cichych przeprosinach ze strony Yoo, Minhyuk znów mógł obserwować zachodzące ciemnymi chmurami niebo, a także krzywić się, kiedy raz za razem zimny wiatr smagał jego twarz.
-Mówiłem, że tak będzie- mruknął, chowając dłonie do tylnich kieszeni w swoich spodniach.
-To było najszybsze spotkanie, jakie kiedykolwiek miałem- mruknął ponuro. - Nawet nie zdążyłem zamówić kawy- skrzywił się. - Dobrze się czujesz? W pewnym momencie wyglądałeś jakbyś miał się rozpłakać.
-Już mi trochę lepiej- mruknął.
-Przepraszam, że powiem coś tak brutalnego, ale... Wiesz, że Kihyun w zasadzie nie powiedział nic tak bardzo złego, prawda? Zareagowałeś naprawdę emocjonalnie i...
-Wiem - przerwał mu. - Wiem... Ale to boli wiesz? Nie chodzi o same słowa, ale o sposób w jaki je wypowiada i to jak mnie widzi... Brzydzi się mną-jego głos brzmiał naprawdę słabo, zupełnie tak jakby został pozbawiony całej energii. - Nie może zaakceptować prawdziwego mnie i to chyba dlatego ja również nie mogę go słuchać. To boli bardziej niż mogłem się spodziewać.
-Wiesz po co cię dzisiaj tutaj zabrałem?- Zagadnął, kiedy starał się złapać jedną z przejeżdżających taksówek.
-Żeby zebrać moje łzy i doprawić nimi swoją ulubioną herbatę?
-Prawie- odezwał się, nieco rozbawiony. - Powiedzmy, że chciałem dać pewną lekcje Kihyunowi- powiedział tajemniczo. - Żaden z was się nie zmienił i obydwoje jesteście strasznymi kluskami, które się do siebie lepiły.
-Do czego zmierzasz?- Zmarszczył brwi.
-Czy jest coś gorszego niż widok łez osoby, która jest dla nas tak niesamowicie ważna? Pamiętasz jak zawsze skakałeś obok Kihyuna, kiedy tylko zdarzyło mu się rozpłakać?
-Muszę znaleźć sobie głupszego przyjaciela- stwierdził, zniechęcony. - Kompletnie nie rozumiem twojego toku myślenia.
Hyungwon przewrócił oczami zrezygnowany.
-Zobaczysz...
-Ale... Nie powiesz Jooheonowi, że spotkaliśmy się z Kihyunem, nie?
-Nie jestem samobójcą, a tym bardziej wariatem -skomentował.
~~~
Witajcie
Dwie wizyty u lekarza w ciągu jednego tygodnia, to nawet dla mnie trochę zbyt dużo
...
ALE NIE MARTWCIE SIĘ O MNIE
Serio
Ta była tylko kontrolna, a nie że stało mi się coś nowego
Więc zluzujcie szeleczki
*Spogląda na poprzednie notki*
Ostatnio załączył mi się jakiś dziwny tryb depresanta >.<
Niestety trzeba to przetrwać, ale hej!
Wczoraj w nocy widziałem pierwszy śnieg! Ci którzy znają mnie nieco lepiej, zapewne wiedzą, że jest to jeden z moich ulubionych widoczków
Tak, było pięknie
Tak, wyszedłem na dwór, żeby sobie lepiej pooglądać
Tak, miałem czapeczkę i szaliczek
Tak, było zimno, bo to była jakaś...północ/ pierwsza
Tak, jestem głupi
Jeszcze jakieś pytania?
Dobrze!
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał~
W razie jakichkolwiek uwag, nie krępujcie się tylko śmiało piszcie ^ ^
Jestem do Waszych usług~
Do zobaczenia~
Chociaż raczej, do napisania(?)
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro