Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI




Tamtego dnia, kiedy Kihyun u niego był, odczekał, aż chłopak zaśnie i dopiero wtedy pozwolił sobie, by słone łzy nakreśliły mokre ślady na jego policzkach. Wtulił wtedy twarz w poduszkę i łkał... godzinę, dwie. Trudno mu było dać upust swojemu żalowi, ale chyba sam skazał się na to cierpienie. Zdecydował o tym, wpuszczając chłopaka do swojego domu, choć Jooheon wyraźnie ostrzegał go przed takimi scenariuszami.

Miał rację.

To wszystko zaczynało boleć coraz bardziej, a mimo to następnego ranka udawał jakby nic się nie stało. Kihyun powitał go lekkim uśmiechem, przeciągając się na łóżku, które mu odstąpił po małej sprzeczce, a Minhyuk odpowiedział mu praktycznie tym samym, rozumiejąc coraz bardziej dlaczego Hyungwon zawsze chowa się za uśmiechami.

Tak jest po prostu łatwiej.

-Wyglądasz strasznie- stwierdził Hyungwon.

Minhyuk, uniósł zirytowane spojrzenie

-Spójrz na siebie- warknął, może nieco zbyt agresywnie, bo Chae wyglądał na naprawdę zmieszanego taką reakcją- znowu dałeś się pobić, co?- Prychnął.

Hyungwon, jakby odruchowo zakrył dłonią, policzek, który nadal pozostawał zaczerwieniony po licznych uderzeniach jakie zostały wymierzone w jego kierunku. Mimo wszystko Minhyuk i tak odczuwał ulgę, że to wszystko skończyło się i tak bardzo nieźle. Wyzywanie i ciosy z otwartej dłoni były w arsenale Hoseoka jedną z najlżejszych broni.

-Co cię ugryzło, co?- Wtrącił się Jooheon. - Od samego rana zachowujesz się nieznośnie.

Wiedział, że przyjaciele zauważyli jego sińce pod oczami będące niejaką nagrodą za noc spędzoną na płakaniu. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien się tak zachowywać, jeżeli chciał zachować wizytę Kihyuna w tajemnicy, nie potrafił jednak tego zrobić, kiedy jego myśli raz za razem powracały do tamtej rozmowy.

-Kihyun do mnie pisał.

Odezwał się surowo Hyungwon, czym skupił na sobie uwagę przyjaciół. Joo momentalnie wyglądał na znacznie bardziej zdenerwowanego niż był przed usłyszeniem tych słów, również i Minhyuk wyglądał na spiętego słowami przyjaciela.

-Wczoraj wieczorem- doprecyzował, spoglądając wymownie na Minhyuka.

Wiedział.

Kihyun najprawdopodobniej poinformował go w jakim miejscu się znajdował, gdy pisał tamte wiadomości, a to z miejsca przekreślało Minhyukowi na jakąkolwiek szansę na usprawiedliwienie się z tego wszystkiego. Już w uszach słyszał kolejne kazanie pochodzące od Jooheona.

-Przeprosił mnie za wszystko- kontynuował, odpuszczając wgapianie się w Minhyuka.

-Nie kupuje tego- stwierdził Joo. - Jeżeli naprawdę chciał cię przeprosić, to nie powinien zrobić tego osobiście?- Zapytał, krzyżując ręce na piersi. - Co myślisz?- Skierował swój wzrok w stronę Minhyuka.

-Ja...- Urwał, wodząc wzrokiem po znajomych. - Myślę, że Jooheon ma racje, powinien to zrobić osobiście- stwierdził na jednym wdechu.

-Trzeba doceniać każdy przejaw dobrej woli- westchnął Chae. - Ale jeżeli wam tak na tym zależy to umówię się z nim niedługo i...

-Hola, hola- przerwał mu. - Nie uważasz, że to on powinien ubiegać się o spotkanie z tobą? Przecież to on ma cię przepraszać, nie?

-Jestem zwolennikiem szybkiego załatwiania spraw- stwierdził. - Dlatego sam zaproponuję spotkanie.

-W takim razie, dlaczego szybko nie zajmiesz się sprawą Wonho, co?- Prychnął.

Minhyuk, który dotąd biernie przyglądał się wymianie zdań swoich przyjaciół, mógł bardzo dotkliwie odczuć jakie napięcie się między nimi wytworzyło. Ostatnio istniała jakaś nić nieporozumienia i Lee obawiał się, że to właśnie z jego powodu. Bał się, ponieważ mógł sprowokować Jooheona do agresji względem ich przyjaciela, który raz za razem odkładał konfrontacje ze swoim oprawcą. Kihyun w tej sytuacji wyglądał jak wymówka do wszczęcia kłótni, choć zapewne grał tutaj znacznie ważniejszą rolę.

Czy ta przyjaźń również zaczęła się sypać, nie mogąc sobie poradzić z wyzwaniami jakie narzucił na nią los? Naprawdę łączyło ich tak niewiele?

-Możecie przestać?- Westchnął ciężko.

- Ja i tak nie mam już nic do powiedzenia- Joo uniósł ręce w geście obronnym. - Zresztą i tak muszę już lecieć- stwierdził, wstając pośpiesznie z krzesła. - Changkyun zawsze mi grozi, że mi coś urwie jeżeli jeszcze raz się spóźnię.

Trudno było ocenić, czy przyjaciel naprawdę musiał koniecznie iść na swoją randkę, czy po prostu to był jego sposób na ominięcie konfliktu, przy okazji rezygnując z przepraszania, czy przyznania racji drugiej stronie. Niemniej zostawianie sprawy tak rozgrzebanej nie wróżyło nic dobrego.

-Ty wiesz, prawda?-Zagadnął Lee, gdy zostali już sami.

-Oczywiście, że wiem- stwierdził sucho. - Kihyun wysłał mi nawet twoje zdjęcie, jak pakujesz sobie do buzi kolejną kanapkę.

-Świnia...-szepnął. - I co o tym myślisz?

-Powinieneś jeść wolniej, możesz się kiedyś zadławić i będzie problem.

-Chodziło mi bardziej o Kihyuna w moim domu.

-Wiem dlaczego nie poruszyłeś tego tematu przy Jooheonie- spojrzał w kierunku drzwi, jakby zaraz miały się one otworzyć, odsłaniając postać wspomnianego chłopaka. - Chyba nie od dzisiaj wiemy, że jak sobie coś ubzdura, to naprawdę ciężko jest mu potem to wyperswadować.

-On ma racje... Nie możemy się już więcej z nim przyjaźnić.

Hyungwon zamilkł na chwilę.

-Znowu cię zranił, prawda?- Zapytał cicho. -Kihyun.

-Myślę, że zrobił to całkiem nieświadomie, ale... Bolało... Nawet bardzo- uśmiechnął się słabo. - Było naprawdę fantastycznie! Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i leżeliśmy w jednym łóżku- urwał. - Tak jak kiedyś- stwierdził smutno. - A potem rzucił, że między nami nie może już nic być, bo nie chce być kojarzony z... „Tym".

Chae spuścił na chwilę wzrok, postanawiając jeszcze moment pozostać w ciszy. Chyba sam Minhyuk wolałby już tego tematu nie kontynuować, ale szczerze wątpił, by udało mu się zakończyć to w taki sposób.

-I tak zamierzam się z nim spotkać- stwierdził.

-Powinieneś- pokiwał głową ze zrozumieniem. - Jesteście przecież przyjaciółmi, prawda? Powinieneś dać mu chociaż okazję się wytłumaczyć. To by było fair.

-Co masz zamiar zrobić?

Minhyuk zaśmiał się sztucznie zauważając jak przygnębiony w tamtej chwili był jego rozmówca, widocznie zbyt bardzo udzieliła mu się powaga tematu na jaki rozmawiali.

-Nic nie zrobię- wzruszył ramionami. - Rozumiem jego obawy i zamierzam zaakceptować jego wybór, ale... Naprawdę nie wiem jak powinienem się zachowywać, kiedy kolejny raz znajdziemy się w takiej sytuacji- przeniósł dłoń na swoją klatkę piersiową. - Przez ten cały czas serce waliło mi jak oszalałe i kompletnie na niczym nie mogłem się skupić - żalił się. - Dostawałem szału, kiedy przypadkiem mnie dotknął lub klepał, kiedy się czymś podekscytował.

-Myślę, że wy też powinniście sobie to wyjaśnić.

-Sam nie wiem czy tego chcę - mruknął. - Niby rozumiem, że tak będzie lepiej i w ogóle, ale... Wtedy już nigdy więcej go nie zobaczę takim, prawda? Nie chce rezygnować z czegoś takiego... Jeszcze nie teraz.

-Kochasz go, prawda?

-Chciałbym powiedzieć, że jesteś chory na głowę, ale po wczorajszym... - urwał. - Myślę, że to raczej ja jestem chory.

~~~

Witajcie

Ten ałtor znowu jest chory

Tym razem zostały mu nawet leki przepisane

Zabawne

Cały grafik psu w...

*klaszcze w dłonie*

Dobrze!

Moje samopoczucie się czołga, ale mam nadzieje, że Wy przynajmniej dobrze się bawicie

Dbajcie o siebie misie cukrowe

(Powaga, będę sprawdzał i wystawiał mandaty)

(To jest ten moment, kiedy ałtor zdaje sobie sprawę, że przez całą notkę gadał o rzeczach, o których tak w sumie to nie powinien)

*Macha ręką*

Niech zostanie

Może to mnie trochę uczłowieczy

W końcu skoro Wy nie jesteście internetowymi duszkami, to ja również ^ ^

Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność

Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał

Do zobaczenia!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro