XVIII
-Powinieneś z tym skończyć- jego głos był cichy i skruszony.
Czuł się winny, że jedyne, co mógł robić w tej sytuacji, to być obserwatorem. Hyungwon bowiem nie pozwalał, by ktokolwiek mógł zaingerować w jego spór z Wonho. Nawet nie chciał słyszeć o donoszeniu na niego, a co dopiero o postawieniu mu się.
Szum wody ucichł, a Minhyuk chwilę potem mógł dojrzeć zmęczone spojrzenie Hyungwona, którego twarz, zroszona zimnymi kroplami, odbijała się w lustrze, ostatecznie zamiast do pielęgniarki, udali się właśnie tutaj, do męskiej toalety i nigdy nie zgadniecie kto wpadł na ten pomysł... A jakże, Chae Hyungwon.
-Nie widzisz jak cię to wyniszcza? Jak z każdym kolejnym incydentem, stajesz się coraz bardziej kruchy? Obydwoje wiemy jaki jesteś silny, nie musisz tego nikomu udowadniać- mówił, coraz bardziej zirytowany. - Ale nie ważne jak długo będziesz trzymał głowę w górze- zamilkł na chwilę, przysłuchując się w przyśpieszony oddech swojego przyjaciela. - W pewnym momencie nie będziesz mógł dużej wytrzymać, a wtedy będzie już za późno.
-Minhyuk- zaczął spokojnie, prostując się i odwracając w kierunku swojego rozmówcy. - Poradzę sobie z tym sam- uśmiechnął się lekko. - Naprawdę nie musisz się tym przejmować.
-Poradzisz sobie?- Prychnął. - Jeżeli miałbyś coś z tym zrobić, to już dawno Wonho powinien siedzieć w zakładzie, za to wszystko wyczynia.
-I co dalej?- Przymknął oczy. - Co by było dalej?
-Żyłbyś długo i szczęśliwie, bez obaw, że każdego dnia ktoś może ci coś złamać- skrzyżował ręce na piersi, opierając się o ścianę.
-Dla ciebie wszystko jest takie łatwe- stwierdził ze smutkiem. - A wiesz jak ja to widzę? Zniszczyłbym mu życie, a on przez to by mnie jeszcze bardziej nienawidził. Ja...-Urwał. - Nie chce być takim człowiekiem- szepnął. - Nie chce mieć na sumieniu czyjejś przyszłości.
-W takim razie chyba nie powinieneś zostawać lekarzem, co?- Prychnął.
-A myślisz, że chce nim być?!- Wybuchł. - Myślisz, że skacze z radości na widok tych cholernych podręczników, albo kiedy kolejny raz matka organizuje mi miejsce przy autopsji? Naprawdę myślisz, że to jest to o czym marze? Nie... Ja...- Głos mu się załamał, spojrzał gdzieś w bok, starając się ukryć swoje łzy.
-Hyungwonnie- zaczął miękko. - Nie chciałem- szepnął skruszony.
Chłopak momentalnie zmiękł.
-Ja po prostu chce żyć- odezwał się w końcu, spoglądając na swojego przyjaciela. - Po prostu...
To był pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy Hyungwon zachował się w ten sposób... Kiedy pokazał komukolwiek, że potrafi być wściekły... Że jest zdolny do płaczu. Ta dwójka znała się już dłuższy czas, sam Minhyuk nie mógł już do końca stwierdzić ile tak naprawdę spędzili u swojego boku, było to zdecydowanie wystarczająco, by znać wszystkie swoje sekrety. Jednak to był pierwszy raz, kiedy Chae reagował w ten sposób i to dlaczego? Z powodu Hoseoka? A może czegoś jeszcze? Czego Lee nie potrafił dojrzeć...
Chyba nie mógł postąpić inaczej, jak tylko powoli podejść do przyjaciela i ostrożnie go objąć. Nie chciał go zranić swoimi słowami, nigdy nie chciał jego krzywdy, ale zawsze wychodziło to jakoś tak, że Minhyuk sprawiał ból wszystkim, którzy go otaczali.
To musiała być jakaś klątwa.
-Przepraszam- wyszeptał, kiedy Hyungwon tylko odwzajemnił czuły gest. - Jestem taki głupi.
-Nie- odezwał się cicho. – Trochę mnie poniosło-westchnął. - Przepraszam.
Wszystko w ich życiu ostatnio przybierało bardzo nieoczekiwany obrót, nie mogli sobie pozwolić, by w takim momencie coś mogło ich poróżnić. Minhyuk zawsze miał jeszcze swoją matkę, ale Chae... On do diabła nie miał nikogo, kto mógłby się do niego uśmiechnąć, otrzeć łzę i sprawić, by poczuł się otoczony ciepłem.
Na co dzień nie myślało się o takich rzeczach, ponieważ chłopak nie dawał po sobie poznać, jak ciężko jest mu przeżywać każdy kolejny dzień. Mimo, że każdego chciał uszczęśliwić, to sam nie umiał taki być. Nie potrafił się do tego przyznać, a to powodowało, że jego smutek się jedynie pogłębiał.
-Powinniśmy wracać- rzucił. - Poza tym, jeżeli ktoś tutaj wejdzie, to może odnieść naprawdę mylne wrażenie o tym, co tak właściwie robimy.
Minhyuk odsunął się na niewielką odległość.
-Wybacz, ale nie jesteś w moim typie- zażartował.
Chłopak jedynie wzruszył ramionami, w ten sposób pokazując, że jakoś będzie musiał żyć ze świadomością bycia nieatrakcyjnym dla swojego najlepszego przyjaciela. W praktyce nie wyglądał na jakkolwiek przejętego tymi słowami.
-Poszukajmy Jooheona- zaproponował.
-Pewnie jest właśnie na etapie odbierania pokłonów od tamtych idiotów- zażartował.
Musiał się wycofać, ponieważ dalsze przekonywanie Hyungwona, by w końcu zaczął działać w sprawie Wonho, było całkowicie bezsensowne. Miał wrażenie, jakby ten temat zawsze zmierzał ku kłótni. Może to było głupie, ale przez chwilę to wyglądało, jakby Chae tak naprawdę kompletnie nic nie chciał robić z tym faktem. Tu już nie chodziło tylko o niszczenie komuś życia, bardziej o celowe chronienie Shina i usilne wynajdywanie coraz to nowszych powodów, którymi można by usprawiedliwić jego destrukcyjne zachowania.
Była jednak osoba, do której Minhyuk mógł się zwrócić, a której prawdopodobnie nadal zależało na dobru wspólnego przyjaciela... Przynajmniej w to chciał wierzyć. Wszystko inne i tak było już stracone. Chodziło oczywiście o samego Kihyuna, który dzisiejszego ranka wykazał naprawdę szczere chęci odnowienia relacji z chociaż jednym z nich. Gdyby tylko udało się go przekonać...
-Wyglądasz jakbyś planował podbój świata- odezwał się Hyungwon.
-Zastanawiam się właśnie gdzie uderzyć najpierw- wzruszył ramionami.
Widząc ten lekki uśmiech na twarzy przyjaciela, chciał go widzieć tam zawsze, ale nie tą sztuczną wersję, której używał zawsze, kiedy szło coś nie tak. Momenty, w których Hyungwon był prawdziwie szczęśliwy, sprawiały, że był jeszcze piękniejszy niż zazwyczaj. Było więc coś złego w tym, że Minhyuk sam zadecydował zająć się tą sprawą? W swoim mniemaniu działał najlepiej jak tylko mógł.
Nawet jeśli Kihyun nie będzie chciał otwarcie pomóc, to zawsze istniała szansa, by dowiedział się dlaczego tak naprawdę Shin zachowuje się tak potwornie względem ich przyjaciela, to zawsze stanowiłoby jakiś punkt wyjścia w całej tej historii.
Przecież zawsze musiał być jakiś powód, nie?
-Ugh! Ale mnie tej jego paskudny ryj denerwuje- Minhyuk uniósł wzrok, przenosząc go na zirytowaną twarz Joo. - Gdybym nie był w szkole, to dobrałbym mu się do tyłka...
-Myślę, że Changkyun mógłby być zazdrosny- rzucił Chae, uśmiechając się lekko.
Jednak Minhyuk doskonale wiedział, że tym sposobem chciał skierować uwagę ich wspólnego przyjaciela, gdzieś z dala od strefy Wonho, Shownu i Kihyuna
~~~
Witajcie
Zauważyłem, że mam problem z wielokropkiem
Serio
Jestem od niego uzależniony xD
W tym rozdziale jest ich jakoś dwanaście
Meh...
(Trzynaście)
Jestem dziwny xD
*Spogląda na kartki*
No tak
RM wbiło czterdzieści tysięcy wyświetleń~
Znacie to głupie uczucie, kiedy chcieliście o czymś powiedzieć, ale nagle zapomnieliście?
To ja...
(Czternaście)
Ugh
Nie bijcie mnie!
T-T
Dziękuje za Waszą obecność~
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro