XLVII
Siedem nieodebranych połączeń od Hyungwona, a coś czuł, że lada chwila ta liczba może się zwiększyć. Chłopak strasznie się nakręcał, kiedy nie odbierało się od niego telefonów za pierwszym, czy drugim razem. Minhyuk miał jednak zdecydowanie ważniejsze rzeczy do roboty, niż zajmowanie się rozszalałym ze zmartwienia przyjacielem.
Spojrzał lekko w bok na twarz Kihyuna, który z lekkim uśmiechem patrzył przed siebie. Ta postawa nieco się różniła od tego co pokazał jeszcze chwilę temu. Niby nadal nic sobie nie wyjaśnili, o niczym nie wiedzieli. Działała na niego sama świadomość, że Minhyuk kolejny raz postanowił stanąć po jego stronie. Nawet jeżeli wszyscy ludzie... Nawet jeżeli cały świat nakazywał mu zrobić coś innego.
-Przepraszam - zaczął. - Nie powinienem cię przytulać, skoro masz teraz chłopaka. Mogłeś poczuć się niezręcznie.
Milczał. Co powinien zrobić w tym momencie? Kihyun nadal nie zdawał sobie sprawy z tego, jak perfidnie został okłamany przez byłych przyjaciół. Wyjawienie mu prawdy... Czy to by cokolwiek zmieniło? Kolejny raz znaleźli się na linii startu, ale przecież znali dalszą drogę, wszystkie jej etapy i finalny efekt. Nie mogli być razem i nic nie tego nie zmieni. Prawda, czy kłamstwo...
-Nie...- zaczął. - Nie jestem z nikim w związku - wyznał, kuląc się w sobie. - Fakt, spotykam się z takim jednym chłopakiem, ale... To tylko znajomy, którego przedstawił mi Changkyun. Nic więcej.
Yoo obserwował go czujnym spojrzeniem, po czym najzwyczajniej w świecie uśmiechnął się lekko. Może nawet trochę z ulgą.
-Czyli zostałem okłamany, tak? - Zaśmiał się.
-Przepraszam.
-Nie musisz mnie przepraszać - zaczął szybko. - Ja przecież też nie byłem w stosunku do ciebie fair.
-Kihyun... Co teraz z nami będzie? Przecież sam widzisz, że to wszystko nie ma sensu - spojrzał na niego
-Nie wiem co dalej - wzruszył ramionami. - Obecnie siedzimy wieczorem na placu zabaw, jest nam cholernie zimno, a ja boję się, że jeżeli zaczniemy się bujać na tych huśtawkach, to prędzej czy później skończymy z czymś złamanym.
Trudno mu było ukryć rozbawienie na taką odpowiedź. Chłopak zdawał się emanować szczęściem, jakim skutecznie zarażał Minhyuka, którego sytuacja wyraźnie do tego nie zachęcała. Doskonale pamiętał tekst zapisany na podarowanym mu przez Hyungwona, żurawiu. Mieli być szczęśliwi. On był. Tylko na jak długo? Kiedy znowu będzie zmuszony do ronienia łez z powodu jednej i tej samej osoby?
-Nasze życie ostatnio jest pochrzanione- westchnął. - Okazało się, że cię kocham, zacząłeś mnie wyzywać, pogodziliśmy się, przez Shownu zrobiłem ci straszną dramę, znowu zacząłeś nie...
-Przez Shownu? - Przerwał mu, marszcząc brwi. - A nie przez Jooheona?
-Pierwszy podszedł do mnie Son - wyjaśnił spokojnie. - To on mi powiedział, co o mnie mówiłeś, nagrał filmik i w ogóle. Joo tylko to potwierdził.
-Ja... Nie wiedziałem - wyznał. - Minhyuk, on cię okłamał - stwierdził stanowczo. - Hyunwoo cię okłamał. Nigdy nie było żadnego filmiku, a ja nie życzyłem ci śmierci, czy wyzwałem od dziwek.
Wierzył mu. Może również i tym razem nie powinien tego robić, ale wierzył mu. Byli przecież tylko nastolatkami, prawda? Dziećmi, które za wszelką cenę chcą udowodnić jacy to dorośli oni nie są. Mają prawo być głupi i popełniać błędy. Największym z nich prawdopodobnie będzie danie kolejnej szansy Kihyunowi, ale hej! To jego życie. Nawet jeżeli sam je sobie utrudnia, to nadal pozostaje ono w jego własnych rękach
-Nie bądź na niego zły - poprosił. - Teraz wiem, dlaczego to zrobił i myślę, że mogę go zrozumieć.
-Ale ja nie mogę - zirytował się. - Skłócił nas ze sobą i...
Już kiedyś w przeszłości tak było, że Kihyun stawiał własnego przyjaciela wyżej niż swoje miłości. Do dzisiaj pamiętał pewną sytuację, która zdarzyła się już spory kawałek czasu temu. Yoo był wtedy zakochany po uszy w pewnej dziewczynie i właśnie obchodził z nią pierwszą rocznicę. Rok związku, to było naprawdę coś ważnego, ponieważ mówił o tym od dobrego tygodnia. Sam Minhyuk pomagał mu wszystko przygotowywać, by wszystko wypadło jak najlepiej. I co się stało? Lee dostał straszliwej gorączki, będąc kompletnie sam w domu. Kihyun nie potrzebował zaproszenia. Wyszedł z własnej randki mimo sprzeciwów tamtej dziewczyny, resztę wieczoru spędzając ze swoim przyjacielem. Nigdy potem nie obwiniał Minhyuka, że przez tą sytuację ten związek się rozpadł. Nigdy.
A teraz? Kihyun może chcieć zrobić dokładnie to samo. Zrezygnować ze szczęścia u boku kogoś, kto mógłby mu je naprawdę dać.
-Nie musisz rezygnować z Shownu ze względu na mnie - wyjaśnił. - Nie musisz być na niego zły ze względu na mnie...
-Nie łączy mnie z nim taka relacja - podkreślił. - Ja... Nie wiem co do niego czuję - wyznał po zaciętej walce z własnymi myślami.
-Nie chcesz nawet spróbować?
-On jest facetem... Nigdy nie byłem zakochany w facecie - skrzywił się. - Jakoś mnie to nie kręci.
-Ale z dwoma się już całowałeś - zażartował.
-Moje życie się ostatnio strasznie skomplikowało... Nagle mam wrażenie, że otaczają mnie sami geje.
Minhyuk zaśmiał się wiedząc, że dawny przyjaciel ma wiele racji w tym, co mówi. Tylko ze względu na obietnicę zachowania sekretu Joo w tajemnicy, nie potwierdził jego słów.
-To musi być trudne dla kogoś takiego jak ty.
- Właśnie... Tylko na ciebie tak źle zareagowałem - wyznał. - Z Shownu jakoś bardziej naturalnie to poszło.
-Mówisz mi właśnie, że to ze mną jest problem? - Zmarszczył brwi.
-Tak... Nie! Matko... Nie - poprawił się szybko. - To nie miało tak zabrzmieć - ukrył twarz w dłoniach. - Dlaczego zawszę muszę cię obrażać...?
-Nic się nie stało.
-To po prostu... - zaczął. - Może dlatego, że ciebie znam dłużej? Może dlatego, że na tobie bardziej mi zależy? Wszystko posypało się tak szybko. Wy opuściliście mnie tak szybko... Ja naprawdę nie wiem już, co powinienem robić. Gdzie tak właściwie się znajduje i kto stoi obok mnie - żalił się. - Oczywiście... Masz pełną racje twierdząc, że zachowywałem się nie fair... Ale nie możesz też zrozumieć tego, jak ja się czułem? Zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Mój wybór polegał na tym, że go nie miałem, ponieważ nagle wszyscy dookoła uparli się, żebym cię pokochał, a ja...
-Nie kochasz mnie - dokończył za niego. - Już to zrozumiałem... przyjacielu.
Na to określenie, oczy Kihyuna jakby bardziej zalśniły. On sam zaś wyglądał tak, jakby ktoś właśnie sprawił mu największy komplement na świecie. Uśmiechnął się lekko, wzdychając przy okazji.
-I co z tym wszystkim zrobimy? - Zapytał ostrożnie. - Skoro już tyle razy kończyliśmy naszą znajomość i ani razu się nie udało...
-Jesteśmy naprawdę źli w kończeniu ze sobą - zaśmiał się krótko.
-Masz racje - skrzywił się.
-Normalnie teraz użyłbym telefonu do przyjaciela, ale... Chyba wiem, co trzeba zrobić.
-Tak? - Wyglądał na naprawdę zdziwionego.
- W sumie to nie... - przyznał. - Ale za to wiem, co ja chcę zrobić.
~~~
*Odczekuje, aż pewien wariat przestanie wiercić wiertarką*
Robi to już od 9
*Czeka dalej*
Witajcie
Na końcu, i tak wszyscy umierają
(Ale spoiler uuuuu~)
Więc ja bym się nie przywiązywał zbyt mocno
Bo potem będzie przykro i w ogóle
Dobra!
Tego jeszcze Kihyukami nazwać nie można, ale hej! Przynajmniej ze sobą rozmawiają
Doceńcie to ;-;
Ale teraz tak poważniej
Jak myślicie, za ile się pokłócą?
2 rozdziały?
6?
Za 25489?
Ostatnio mi się trochę ponarzekało, co? ^ ^
Nie będę za to przepraszał, bo znowu dostanę po głowie
A to boli
Pragnę Was jednak uświadomić, że chyba już mi przeszedł ten "kac literacki"
Wczoraj napisałem LIV rozdział
(Zabawne, bo LV napisałem wcześniej)
I patrząc na to jak gładko mi się go pisało
Tak, zdecydowanie powoli wracam do formy
Jeszcze tylko uzupełnić zapasik, do tej żelaznej 10 i będę mógł spać spokojnie
I co?
Nie było tak strasznie
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał
Do napisania niebawem~
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro