Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLV

Zazwyczaj nie zajmował się czymś tak przyziemnym jak otwieranie drzwi. Odzywki typu „Mam od tego ludzi" choć ociekały pychą, to w pełni zgadzały się z rzeczywistością. Jednym z obowiązków Pani Oh było wychodzenie naprzeciw wszystkim potencjalnym odwiedzającym posiadłość, a że nie była to specjalnie wymagająca czynność, więc kobieta niespecjalnie na nią narzekała. Tamtego dnia, postanowił ją jednak wyręczyć. Stwierdził, że skoro gospodyni i tak już męczy się z posprzątaniem po kolacji, to nie będzie jej odrywał od tej znienawidzonej czynności. Owszem, był wspaniałomyślny.

-Tym razem nie wciśniesz mi żadnych dokumentów ze schroniska - zagroził, gniewnie marszcząc brwi.

Za jego plecami Pani Oh, zaciekawiona wychyliła się na chwilę z kuchni. Nieczęsto panicz raczył z kimkolwiek rozmawiać, porzucając formalny ton, a już na pewno nie robił tego w kontakcie z gośćmi przychodzącymi do jego rodziców.

-Wpuścisz mnie...?- Zapytał.

Tak po prostu zadał pytanie, nie było w tym żadnej pogardy, złości, irytacji, jedynie przenikliwe zmęczenie. To zdziwiło Hyungwona bardziej niż wszystkie wymierzone z zaskoczenia ciosy, na przestrzeni ich znajomości.

Chłopak na dosłownie pół sekundy, odwrócił się w stronę swojej gosposi. Ona jednak w dalszym ciągu niczego nie rozumiała.

Otworzył mu te drzwi. Sam nie wiedział jeszcze w jakim celu, ale po prostu je otworzył.

-Może iść już Pani do domu, Pani Oh - polecił kobiecie.

-Jeszcze nie skończyłam - kiwnęła głową w kierunku kuchni. - Kto to? - Zagadnęła.

Chae zamilkł na chwilę, by na szybko znaleźć pasującą odpowiedź. Teoretycznie nie musiał się jej tłumaczyć, ale w praktycznie była dla niego jak matka. Musiał jej to wyjaśnić.

-Taki... - Zaczął. - Znajomy.

Oboje usłyszeli ciche puknięcie w drewnianą powierzchnię drzwi, Hyungwona nieco rozbawił fakt, że chłopak nie użył dzwonka, który zamontowany był gdzieś obok. Nie przeszkodziło mu to jednak w pokonaniu bariery i wejściu do środka, wraz z Hoseokiem, wślizgnęło się zimne powietrze, które nieprzyjemnie popieściło nagą skórę na rękach Hyungwona.

Bacznie przyglądał się swojemu gościowi. Kaptur naciągnięty na głowę był chyba u niego standardem. Zresztą... Ta bluza wydawała się być częścią samego Wonho, ponieważ naprawdę często widział go właśnie w niej. Był to chyba jeden z ostatnich razów, ponieważ jego czujne oko, natychmiast wyłapało rozdarcie materiału. Wyglądało tak jakby ktoś porządnie nią szarpnął.

-To już drugi raz w miesiącu, kiedy tutaj jesteś - przypomniał mu. - Hoseok...

-Hoseok? - Wtrąciła się nagle Pani Oh. - Ten chuligan, który...

-Mówiłem, że może iść Pani do domu - jego głos brzmiał władczo, ale jednocześnie nadal pozostawał uprzejmy. - Nie musi się Pani nim martwić, naprawdę.

-Chłopcze... - upomniała go. - Nie zostawię cię z... nim.

Spuścił głowę w chwilowej bezradności, po czym odwrócił się w stronę swojej rozmówczyni. Nie był na nią wściekły, bo doskonale rozumiał jej obawy. To nie jego rodzice, a właśnie ona była świadkiem tych wszystkich siniaków i otarć. Ona smarowała bolące miejsca maściami, opatrywała go i przynosiła tabletki, kiedy ból stawał się nieznośny. Rozumiał ją.

-Proszę... W takim razie niech Pani wróci do swoich obowiązków, dobrze? Jeżeli coś będzie się działo to z pewnością Panią zawołam.

Kobieta wahała się chwilę i zdecydowała się przystać na takie rozwiązanie, obrzuciła jeszcze gościa, kilkoma nienawistnymi spojrzeniami, po czym na dobre zniknęła. Obydwoje poczuli, jakby ktoś zdjął im z barków wyjątkowo upierdliwy kamień.

-Dlaczego tutaj jesteś? - Zapytał.

- Nie wiem.

Trudno było to wytłumaczyć, ale coś w Hyungwonie wiedziało, że ten chłopak, któremu zaufanie, każdy mu odradził... Jakoś czuł, że tym razem mówi prawdę. Nie „trochę prawdę" albo „półprawdę". Był krystalicznie, niewinnie szczery. Naprawdę nie wiedział, dlaczego ze wszystkich możliwości, jego nogi przywiodły go właśnie tutaj. Do miejsca, w którym mieszkała osoba, z którą nie łączyło absolutnie nic poza wspólną tajemnicą i wieloma ciosami, których już nie można cofnąć.

Ostrożnie sięgnął ku niemu, by pozbyć się z jego głowy kaptura, który zadziwiająco skutecznie, zakrywał znaczną część jego twarzy. Hoseok nie zareagował w żadnym momencie. Jego dłonie swobodnie zwisały wzdłuż tułowia, kiedy Hyungwon chwytał za materiał, a także, kiedy delikatnie zsuwał go w tył.

Odwrócił speszony wzrok, wiedząc, że i tak nie zdoła ukryć tego, co chował przez ten cały czas.

-Hoseok...

-Zamknij się w końcu... - Warknął.

Szczerze? Zemdliło go. Hyungwon widział wiele rzeczy będąc u swoich rodziców w szpitalu, czy na autopsjach i takie rzeczy nie robiły już na nim wrażenia. Tym razem naprawdę go zemdliło, a nogi zdawały się uginać pod ciężarem tego, co zobaczył.

Rozcięta warga? Podbite oko? To był dopiero przedsmak. Cała jego twarz była poobijana, naznaczona śladami po uderzeniach, pokolorowana zaschniętą już krwią. Zaczerwienione oczy, zapewne musiały niedawno wylać morze łez. Wszystko to było widoczne, zakryte absolutnie niczym.

Tego nie mógł mu zrobić człowiek, czy chociażby jakieś zwierze. To musiał być prawdziwy potwór.

Jeżeli Hyungwon był czegoś pewny na temat tego chłopaka, to to że umiał się on bić. Widział go już w akcji, a także zdarzyło mu się oczywiście parę razy od niego oberwać. Ktoś z jego umiejętnościami nie powinien tak wyglądać. Wniosek nasuwał się jeden. Hoseok nawet się nie bronił.

-Co się tak gapisz? - Warknął, coraz bardziej zdenerwowany.

-Nie gapie się - odpowiedział szybko. - Chodź za mną - polecił, ruszając w kierunku schodów.

-Gdzie? - Zapytał, mimowolnie ruszając za jedyną życzliwą mu osobą w tym domu.

-Do mojego pokoju - wyjaśnił, kiedy Hoseok podziwiał liczne osiągnięcia, uhonorowane powieszonymi na ścianie ramkami.

Dlaczego znowu zamierzał mu pomóc? Powinien wystawić go za drzwi i kazać radzić sobie samemu. Tymczasem zapraszał go do własnego pokoju. Jakoś przez myśl mu nawet nie przeszło, żeby mu odmówić. Nie mógł tego zrobić.

Hoseok natychmiast po wkroczeniu do sypialni Hyungwona, spostrzegł wiszące pod sufitem papierowe żurawie. Wiedział niby, że chłopak jest dziwny, ale teraz przebił nieco skale.

-Co to? - Zapytał, wskazując na jednego z ptaków.

A jakże... Zielonego.

-Śmieci - odpowiedział krótko. - Siadaj - polecił, umieszczając obrotowe krzesło mniej więcej na środku pokoju.

Niczym grzeczny, wytresowany zwierzak, Hoseok doskonale wypełnił polecenie, nadal z zaciekawieniem rozglądając się po pomieszczeniu. Ze smutkiem przyznał, że było większe od największego pokoju w jego mieszkaniu. Nie był to jakiś szczególny wyczyn, ale zawsze.

Chwilę musiał poczekać za następnymi wytycznymi, ponieważ chłopak zniknął za jednymi z trojga drzwi, które zdążył już zaobserwować.

-Zdejmij bluzę i koszulkę - Polecił, gdy tylko wrócił wraz z apteczką i innymi dziwnymi rzeczami, leżącymi na niej.

-No chyba cię popieprzyło...

Hyungwon zatrzymał się, obrzucając swojego pacjenta ostrym spojrzeniem.

-Dla mnie też nie jest to komfortowa sytuacja, zważając na to, że w każdej chwili możesz się na mnie rzucić - wyjaśnił. - Ale jeżeli mam ci pomóc, to współpracuj, dobrze?

-No... Ale dlaczego akurat mam się przed tobą rozbierać? - Dał nieco za wygraną, chociaż nadal pozostawał przy swoim.

-Myślę, że ktokolwiek ci to zrobił, nie był cię jedynie po twarzy - westchnął. - Boje się, że mógł ci coś złamać, więc po prostu daj mi to sprawdzić - poprosił. - Nie wiem, czy nie będę musiał wysłać cię do szpitala.

-Nie jadę do żadnego szpitala - zaprotestował, pozbywając się górnej części garderoby. - Zapomnij.

Chae szybko obrzucił spojrzeniem cały tors chłopaka. Tylko i wyłącznie w celu diagnozy, poświęcił na to trochę więcej czasu, chciał najzwyczajniej w świecie wiedzieć, jak bardzo rozległe są jego obrażenia. To wszystko.

Odchrząknął zawstydzony.

-Chcesz żebym najpierw opatrzył ci twarz, czy sprawdził twoje żebra?

-Znasz się na tym w ogóle? - Zmarszczył brwi.

-Mówisz do syna dwójki lekarzy... - Przypomniał mu. - Umiałem rozpoznawać marskość wątroby jeszcze zanim nauczyłem się poprawnie wymawiać słowo „mama".

-Zacznij od żeber - poprosił wyraźnie speszony.

-Może boleć - uprzedził.

~~~

Witajcie

Dziękuje za te wszystkie szalenie miłe słowa, które otrzymałem od Was pod poprzednim rozdziałem

Nawet nie wiecie, jak Wasze wsparcie dodaje mi skrzydeł

Dziękuje

Naprawdę

Chociaż jeszcze nie przemogłem swojej blokady twórczej i to co widzicie jest efektem korzystania z mojego zapasu rozdziałowego

(Tak, jestem przygotowany na różne wypadki, kiedy bym zaniemógł, a publikacja by się zbliżała)

Dobra!

Hyungwon i Wonho

Takie trochę hyungwonho

Ale jednak nie

:P

Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał

Do zobaczenia już niebawem~

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro