VII
-Minhyuk...- Zaczął cicho Hyungwon. - Siedzisz u mnie już od godziny i nie odezwałeś się do mnie ani słowem- mówił zmartwiony. - To do ciebie niepodobne.
Lee w odpowiedzi westchnął ciężko, przenosząc zmęczone spojrzenie na twarz przyjaciela, który bezustannie świdrował go wzrokiem.
-Kihyun- zaczął. - Jak dzisiaj tutaj był, to zachowywał się podobnie do ciebie –kontynuował. - No... Może był ciut bardziej zdenerwowany, ale... Co się stało, Minhyuk? Powiedz mi.
-Powinieneś zmyć sobie ten makijaż z twarzy- zauważył czujnie. - Wyglądasz jak klaun.
Hyungwon skrzywił się nieznacznie, natychmiast sprawdzając swoje odbicie w telefonie, a następnie rzucając się na łóżko z cichym jękiem bezradności.
-Muszę jakoś zamaskować siniaki - zauważył. - Co mam innego zrobić?
-Pociągnąć Wonho za jaja do odpowiedzialności za to co ci robi - warknął. - Byłeś w ogóle w szpitalu? Miałeś jakieś badania, czy coś?
-Mhm- mruknął, przewracając się na plecy.- Pani Oh zaciągnęła mnie siłą do szpitala –wyjaśnił. - Byli tam nudni ludzie, którzy robili mi jeszcze nudniejsze badania- przewrócił oczami. - No i pytali co się stało...- Powiedział niechętnie.
-I? Co im odpowiedziałeś?- Zapytał zaciekawiony, choć przeczuwał jaka może być odpowiedź.
-No...-Zaczął. - Że spadłem ze schodów.
-Naprawdę strome i długie musiały być te schody- prychnął.
-Daj spokój - poprosił. - Przecież nic wielkiego się nie stało, nie? Nadal żyję, oddycham, a prześwietlenie wykazało, że nic poważniejszego mi się nie stało.
-A skąd wiesz co może zdarzyć się następnym razem?- Zirytował się.-Skąd wiesz, czy nie odwali mu na tyle, by... Na przykład zrzucić cię z dachu, co?
Chae poderwał się do siadu, ostro patrząc na przyjaciela. Był ewidentnie zły, ale Lee nie mógł stwierdzić z jakiego konkretnie powodu, ponieważ Hyungwon nie był głupim dzieckiem, które nie wiedziało, co się dzieje dookoła niego. Był... Nawet ponadprzeciętnie inteligentny, ale... Takie zachowanie absolutnie do niego nie pasowało.
-Takie coś się nie zdarzy- uparł się.
-Nie?- Uniósł wysoko brew. - A pamiętasz, jak rok temu zaciągnął cię na dach i niby to żartował, że chce cię zrzucić? Człowieku... Wystarczyła chwila, a musielibyśmy cię zbierać z ziemi, bo ten psychol sobie coś ubzdurał.
Hyungwon opuścił nieco wzrok, splatając razem palce swoich dłoni. Skończyły mu się argumenty, by w jakikolwiek sensowny sposób móc dalej prowadzić dyskusję.
-Nie wiem dlaczego go bronisz - westchnął zmęczony. - Ale powinieneś przestać to robić, nim naprawdę stanie ci coś poważnego.
-To nie takie łatwe,Minhyuk- mruknął zmęczony. - Jeżeli to zgłoszę to zniszczę mu życie- zauważył. - Nie chce robić czegoś tak strasznego.
-Jesteś mądry- stwierdził. - Sam powinieneś widzieć, że to co robisz nie jest dla ciebie dobre - westchnął. -Ten śmieć nawet tego nie doceni, ba! Wątpię by to chociaż zauważył, a ty? Za każdym razem będziesz kończył z podbitym okiem, czy złamanymi żebrami.
Sam nie wiedział, czy przejmuje się tym wszystkim tak bardzo dlatego, że martwi się o swojego przyjaciela, czy to z powodu tych wszystkich myśli, które nawiedzają stale jego głowę, a które... Dotyczą tej całej sytuacji z Kihyunem i jego zachowaniem. Zdecydowanie nie było łatwo to wszystko przełknąć. Nie było jednak żadnych realnych szans, by cokolwiek uratować z tych ruin.
-Pokłóciliście się, prawda?- Zapytał Hyungwon, zmieniając temat.
-Można tak powiedzieć...
-Bardzo?
-Zdecydowanie za bardzo-westchnął. - Hyungwon...- Zaczął.
-Hm?
-Co się z nami stało, co? Z naszą przyjaźnią, wspólnymi wyjściami, siedzeniem do późna i oglądaniem dram, kiedy nazajutrz czekał na nas super ważny sprawdzian... Gdzie to wszystko jest?
-Nie mam pojęcia- przyznał. - Myślałem, że możemy przetrwać razem wszystko, ale... Chyba się pomyliłem.
-Chyba obydwoje się pomyliliśmy- uśmiechnął się słabo. - Nie będę się już więcej spotykał z Kihyunem- oświadczył.
Hyungwon jednak wcale nie dopytywał się o powody podjęcia tak drastycznej decyzji. Wydawało mu się, że Chae i bez wyjaśnień, doskonale wszystko rozumiał, a co za tym idzie, nie próbował na siłę forsować swoich racji. Kihyun zawiódł ich obu, naprawdę trudno było w tej sytuacji znaleźć cokolwiek, co mogłoby usprawiedliwić takie zachowanie.
-To będzie dla ciebie naprawdę trudne-zauważył Hyungwon.
-Wiem- westchnął.- Przecież siedzi zaraz za mną, ty będziesz z nim przecież utrzymywał kontakt -wymieniał. - Unikanie go jest niemożliwe, ale muszę przynajmniej spróbować to robić, wiesz- uśmiechnął się słabo. - Ostatnio jego widok... Jakoś tak dziwnie ściska mi serce, a z każdym jego słowem czuję się coraz gorzej z powodu, że się w nim zakochałem... Z powodu, że... Jestem taki...
-Nie rób tego- odezwał się cicho Chae. - Nie pogrążaj się w takim myśleniu
Minhyuk w odpowiedzi uśmiechnął się smutno, spoglądając na swoje splecione dłonie. Przyjaciel oczywiście miał rację, ale w tamtej chwili, nie sposób było odgonić od siebie te wszystkie czarne myśli, które niczym chmara natrętnych owadów, atakowała jego głowę. To było okrutne. Zupełnie jakby z każdą sekundą, na jego barki był dokładany kolejny ciężar, mający za zadanie wgnieść go w ziemie. Nie było możliwości uniesienia ich wszystkich.
Obiecał sobie, że wszystko to weźmie na spokojnie... Że będzie silny i pokaże Kihyunowi co stracił. Jednak ostatecznie trudno było stwierdzić kto padł ofiarą tego kłamstwa. Yoo wyrzucił go jak zwykłego śmiecia, jakby te wszystkie lata bycia razem... Zniknęły jak zwykła bańka mydlana. To było tak absurdalne, że równie dobrze mogłoby dziać się wewnątrz snu.
Tak jednak nie było.
-Miłość jest do kitu- stwierdził po chwili
To był kolejny raz, w którym Hyungwon nie mógł odezwać się nawet słowem. Minhyuk doskonale zdawał sobie sprawę, że ich doświadczenie odnośnie związków jest na niemalże tym samym poziomie... A ten jest zdecydowanie gdzieś pod powierzchnią wód oceanu, jakoś tak na samym dnie. Zdecydowanie nie mieli szczęścia w miłości.
-To nie koniec świata.
-Może dla ciebie- mruknął. - Ja nawet nie wiem, co dalej mogę ze sobą zrobić... Jak teraz o tym myślę, to Kihyun był całym moim życiem.
Hyungwon niewidocznie się skrzywił, dobrze wiedząc, że takie myślenie zdecydowanie nie pomoże jego przyjacielowi.
-Nie mam pojęcia jak mogę cię wesprzeć - stwierdził, całkowicie szczerze. - Kiedy Kihyun miał złamane serce, to zawsze ty się nim zajmowałeś, skakałeś dookoła niego i czasami miałem wrażenie, że tylko czekasz, aż kolejna łza spłynie mojego policzku, byś mógł ją szybko zetrzeć.
Minhyuk uśmiechnął się lekko na te wspomnienia. Przynajmniej tam mógł odnaleźć swoje utracone szczęście. Nawet jeżeli powroty do rzeczywistości stawały się przez to jeszcze bardziej brutalne.
-Możesz o nim nie mówić?- Poprosił, poważniejąc. - Nie wiem jak, ale chce o nim zapomnieć, przynajmniej nie będę słuchał, że jestem jakimś obrzydliwym pedałem...
~~~
*Na szybko zmienia notkę*
Miałem dzisiaj mówić do Was o czymś zupełnie innym
Ale oczywiście ktoś musiał pokrzyżować moje plany
Pokrzyżować, rozumiecie?
Bo Monsta X
Nieśmieszne...?
NIE ZNACIE SIĘ!
ZAWSZE RANICIE MOJE MALUTKIE, AUTORSKIE SERDUSZKO ;-;
...
Już mi lepiej
O czym to ja...
*Spogląda w notatki*
Monsta X mają swoje pierwsze trofeum z "Shoot Out"
Co z tego, że Wonho już je rozwalił
Ale to nie wszystko!
Widok fana, który śpiewał razem z Jooheonem "red carpet" jakoś mnie tak rozczulił
Meh
Jestem z tych co uważają, że tego chłopaka powinno się kochać i doceniać >.<
(Sorry Hyungwon, Ciebie każdy kocha i docenia)
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność
Naprawdę wspaniale jest Was spotykać przy okazji każdej publikacji
Wasze gwiazdki i komentarze
Wy
Jesteście niesamowitą motywacją
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro