Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXIX

Nawet sobie nie wyobrażacie jak niesamowicie dotkliwie odczuł skutki swojej rozmowy z Hoseokiem. Chłopak po otrzymanym ciosie wpadł w jakąś furię, która na chwilę odebrała mu resztki człowieczeństwa. Jego wzrok... Minhyuk miał wrażenie, że jeszcze długo nie zapomni tej czystej furii, którą w nich dojrzał tamtego dnia.

Bardziej niż jego własne obrażenia, bolała go sens słów wypowiedzianych uprzednio przez Shina. Zgodnie z oczekiwaniami powodowały one niesamowite spustoszenie nie tylko w jego głowie, ale i sercu. Wątpliwości zostały poddane wszystkie czyny i słowa. Prawdopodobnie, dlatego nie zadzwonił do Hyungwona o pomoc. Jeżeli istniał choć cień szansy na to, że Hoseok nie skłamał wtedy ani razu...

Pośpiesznie otarł spływające po jego policzkach łzy. Nie chciał, żeby Kihyun widział jak się maże. Już miał dość jego ataków paniki, po tym jak zobaczył go jako pierwszy zaraz po zdarzeniu... A raczej zderzeniu.

-Boli mnie - szepnął, pociągając nosem. - A Hyungwon musi znosić coś takiego praktycznie codziennie - ukrył twarz w dłoniach. - Co ze mnie za przyjaciel? Dlaczego jestem taki do dupy? Dlaczego... - Głos mu się urwał. - Dlaczego wszystko idzie nie tak? - Uniósł załzawione oczy na Kihyuna, który akurat w tamtym momencie odkładał telefon na biurko. Ruszył do niego powolnym krokiem, siadając tuż obok na łóżku. - Dlaczego nic nie mówisz? - Zapytał, jednocześnie starając się nie zwariować od dotyku Kihyuna, który stwierdził, że genialnym pomysłem będzie przejechanie palcem wskazującym po jego nieco wilgotnym policzku.

-Przepraszam, że nie było mnie przy tobie - wyszeptał. - To w ogóle nie powinno się wydarzyć...

-Ale się zdarzyło - mruknął, odwracając wzrok. - Teraz to i tak jest bez znaczenia.

Nawet jeśli teraz tego nie okazywał to był naprawdę wdzięczny przyjacielowi, że rzucił wszystko i przybiegł, żeby posiedzieć z nim w domu. Potrzebował teraz chociaż minimalnego wsparcia od kogokolwiek. Kihyun wydawał się być w tej sytuacji najlepszym z możliwych wyborów.

-Co powiesz swojej mamie? - Zapytał patrząc prosto w jego oczy.

-Chyba powinienem powiedzieć prawdę, nie? - Prychnął. - Nie jestem jak Hyungwon, nie mam zamiaru puścić mu tego płazem.

Czy wina leżała również po jego stronie? Zapewne w jakiejś mierze tak. Nie ważne jakby nie spojrzeć na to wszystko, to to właśnie Minhyuk, jako pierwszy wymierzył cios w stronę chłopaka. Trudno ukryć licznych prowokacji, których dopuścił się w tamtym czasie. Wiele z nich oczywiście było głupich, nieprzemyślanych i absolutnie zbędnych. Niestety nie można było już zmienić tamtych wydarzeń.

-Gdzie ty w ogóle byłeś przez ten cały czas?

Kihyun odsunął się na niewielką odległość. Wyraźnie to pytanie nie było z gatunku tych, na które chciałby odpowiadać w tej sytuacji. Na jego twarzy jednak wcale nie malowało się zaskoczenie. Musiał już od jakiegoś czasu oczekiwać tych słów.

-Z Hyunwoo - jego głos był spokojny, ale można było w nim wyczuć pewien niepokój. Chłopak ewidentnie bał się reakcji przyjaciela.

-Tak długo? - Zapytał, lekko zmieszany. - Przecież od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni...

-Nocowałem u niego - wszedł mu w zdanie. - Potrzebował mnie i... Tak jakoś po prostu wyszło, że spędziłem noc w jego domu.

Świat musiał wyjątkowo się na niego uwziąć.

-Nie musisz wyglądać na aż tak przestraszonego - opuścił wzrok. - Przecież to nic złego, że spotkałeś się z przyjacielem.

Ewidentnie przegrywał już na wszystkich możliwych frontach. Wonho miał niesamowicie wiele racji w swoich słowach. Kihyuna już stracił... Ale czy naprawdę kiedykolwiek miał Hyungwona? Chłopak przecież trzymał ich wszystkich na wystarczający dystans, nie dając nikomu dostępu do prawdziwego siebie. Wszyscy widzieli go takiego, jakim on chciał żeby go widzieli.

A może to wszystko było tylko złudą, która miała ich wszystkich poróżnić? Hoseok... Ten człowiek i jego zamiary naprawdę były czymś, czego Minhyuk nie był w stanie pojąć. Potrzebował panicznie skonsultować się z Hyungwonem. Jedynie jego wyjaśnienia mogłoby nieco rozwiać tą przeraźliwą mgłę, która otoczyła go od tamtego niefortunnego spotkania. Problem w tym, że owe spotkanie nie było w żaden sposób możliwe. Nie teraz.

-Prawda? Nie ma w tym nic złego - odetchnął.

-Mam nadzieję, że naprawdę dobrze się bawiłeś - skrzywił się lekko, i to wcale nie z powodu odniesionych obrażeń.

-Minhyuk - zaczął miękko, zauważając zmianę na twarzy przyjaciela. - Nic mnie z nim nie łączy, obiecuję - złapał go lekko za dłoń. Minhyuk w pierwszym odruchu chciał uniemożliwić ten gest, porzucił jednak ten pomysł. - Domyślam się jak bardzo musisz się bać tego, że cię zostawię, zapomnę. Ale zrozum, że to jest całkowicie niepotrzebnie - lekko, może nieco nieśmiało przytulił się do niego. - Nie potrafię z ciebie zrezygnować, pamiętaj o tym.

Minhyuk nie zdecydował się na odpowiedź. W ramach zastępstwa odwzajemnił gest przyjaciela.

Nie był nawet pełnoletni, więc dlaczego życie posyłało tyle kłód pod jego nogi? Zostawił go ojciec; jest gejem; zakochał się w przyjacielu; okazało się, że nie jest dość dobry dla Hyungwona.

To było zdecydowanie zbyt wiele dla kogoś tak delikatnego i kruchego jak on. W życiu nie pisał się na takie atrakcje. Wiele by oddał, by móc wrócić do czasów, kiedy wszystko wydawało się być takie radosne i beztroskie. Teraz nie potrafił już doszukiwać się żadnych pozytywów, zwłaszcza mając w pamięci liczne wydarzenia ostatnich dni.

Zaczął lekko drżeć w ramionach Kihyuna. Był już zmęczony tym, że życie bez przerwy dawało mu po tyłku.

-Znowu się nad sobą użalam - zaśmiał się lekko. - Pewnie masz już dość słuchania tego wszystkiego - pociągnął nosem, nie decydując się na spojrzenie przyjacielowi w oczy.

-Wcale nie - ułożył podbródek na czubku jego głowy. - Użalaj się, płacz, krzycz i wyzywaj. Jestem tutaj, więc nie bój się okazywać swoich uczuć. Nigdy więcej już tego przy mnie nie rób - poprosił spokojnie. - Jesteś ważną częścią mojego życia i mam nadzieje, że bez względu na to co się stanie, będziesz o tym pamiętał.

-Obiecuję - mruknął, wtulając się mocniej w jego klatkę piersiową. Czuł jego szybko bijące serce i przyśpieszony oddech.

Właśnie z tego powodu nigdy nie mógł zrezygnować z Kihyuna. Tutaj już nie chodziło o jakieś bzdurne uczucie miłości. Yoo reprezentował sobą wszystko to czego mu brakowało. Był brakującym elementem układanki, która nosiła wdzięczną nazwę „życie" Bez niego nie byłby po prostu kompletny. Wiele razy przyszło mu już twierdzić, że ten niezwykle ciepły i opiekuńczy chłopak nie jest mu do niczego potrzebny. Nie wiecie nawet jak straszne były to kłamstwa.

Niemalże w tym samym momencie przenieśli swój wzrok na drzwi, które otworzone zostały z niemałym impetem. W progu, opierając się o własne kolana stanął zdyszany Hyungwon, który natychmiast odnalazł spojrzeniem Minhyuka.

~~~

Witajcie

*Spogląda na rozdział*

Ktoś chyba w komentarzach chciał trochę Kihyuków

Proszę bardzo

Nie musicie dziękować

(Musicie, albo naliczę Wam dodatkowe opłaty)

(Nie ta kartka)

(Sorry)

O NIE

SKĄD TU SIĘ WZIĄŁ HYUNGWON?!

Przecież to było takie niespodziewane

No...

Przyszedł sobie

Ma nogi

To przyszedł

No chyba nie przyleciał

...

Wasz ałtor dzisiaj jest trochę niedysponowany

Musiałem wybrać się na imprezę imieninową do mojego chłopaka

(Co z tego, że on o moich imieninach całkowicie zapomniał)

(Co z tego, że w ramach odwetu nie kupiłem mu prezentu)

(Co z tego, że w ogóle nie chce mi się ruszać mojego kościstego tyłka)

(TAK)

Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro