LXVI
„Chcę być przy tobie" - Te słowa brzmiały niezaprzeczalnie pięknie. Każdorazowo gasiły płomienie wątpliwości, które pozostawione same sobie z pewnością spopieliłby serce Minhyuka. Prawdopodobnie właśnie takiego zapewnienia potrzebował, by móc odżyć. Prawie niczym kwiat podczas pierwszego od dłuższego czasu deszczu.
-Między wami coś się stało...? - Hyungwon wcale nie wyglądał dobrze. Można powiedzieć, że wyglądał nawet gorzej niż zazwyczaj. Dwójka przyjaciół nawet nie musiała pytać, by wiedzieć, kto spowodował u niego taki stan. Shin Hoseok. - Wyglądacie jakoś inaczej - jego piękny uśmiech tracił swój blask w zestawieniu z licznymi obrażeniami. Dzisiejszego dnia Hyungwon odpuścił sobie makijaż, decydując się na spotkanie w swoim domu.
Kihyun i Minhyuk wymienili się zaskoczonymi spojrzeniami. Oni jakoś nieszczególnie potrafi zauważyć zmianę, która zaszła między nimi. Oczywiście było nieco lepiej. Trudno było zaprzeczyć, że w jakiś sposób ponownie odczuwali lekkość podczas swoich spotkań. Momentalnie przestały być one czymś wymuszonym z obowiązkiem podtrzymania znajomości w tle, a stały się prawdziwą przyjemnością. Bawili się razem naprawdę świetnie! Nawet jeśli Kihyun nie kochał Minhyuka w ten sposób, nawet jeśli Minhyuk był gejem.
-Musi ci się wydawać - zbył go. Kihyun na tego typu odpowiedź zareagował jedynie łagodnym uśmiechem i lekkim przytaknięciem głowy. Widząc taką zgodność, Hyungwon postanowił więcej nie drążyć tego tematu- stwierdzając, że znajomi widocznie nie chcą zaznajomić go ze szczegółami.
-Widzieliście ostatnio Jooheona? - Zapytał, przy okazji obserwując jak bardzo Yoo spina wszystkie mięśnie na dźwięk imienia dawnego przyjaciela. Jak na dłoni było widać, że niezbyt dobrze radzi sobie radzi z widmem niechybnie zbliżającej się konfrontacji. Przez chwilę czuł się nawet winny, ponieważ to właśnie on ostatecznie wydał ich przed Joo. Zrobił wtedy to, co było trzeba. Fakt, że jeszcze ich nie dopadł był naprawdę dobrą wróżbą. Mocno trzymał kciuki za Changkyuna, bo jeśli istniał ktoś, kto mógł trzymać Joo na smyczy, to był to właśnie on.
-A powinniśmy? - Lee widocznie zmienił tryb z „miękkiej kluchy obrzucającej każdego szerokim uśmiechem" na „Agresywną kluchę gotową przegryźć komuś tętnicę". - Ostatnio byłem z nim tylko wybrać prezent dla Changkyuna, i to wszystko. Jakoś niespecjalnie się z nim kontaktuje w ostatnim czasie - przyznał bez nawet cienia skruchy. Nie było w tym absolutnie nic zaskakującego. Im więcej czasu spędzonego z Joo, tym większa szansa na popełnienie gafy i wydanie się.
-Na mnie się nie patrz - uniósł dłonie do góry w poddańczym geście. - Nie widziałem się z nim od momentu, w którym przyszpilił mnie do muru.
-To ty powinieneś mieć z nim najlepszy kontakt - zaatakował kolejny raz Minhyuk. - Pewnie dalej dajesz się wykorzystywać, jako wymówkę dla jego spotkań. - Przez chwilę zdezorientowanie wykwitające na twarzy Kihyuna wyglądało niebywale komicznie. Biedy chłopak nie został jeszcze zaznajomiony ze wszystkimi trikami Joo.
-Masz mi za złe, że ciągle mu pomagam? - Przechylił głowę lekko w bok. Jego usta momentalnie ułożyły się w grymas niezadowolenia, co stanowiło wystarczające ostrzeżenie dla chłopaka. Minhyuk pokiwał przecząco głową, dając do zrozumienia, że nie to miał na myśli. - Taką właśnie miałem nadzieję.
-Czasami jesteś straszny, wiesz?
-Ja mogę być straszny, ale wtedy warto się zastanowić, czy wy nie jesteście dużo gorsi ode mnie. Jooheon jedyne, co chciał zrobić to cię chronić - wbił zmęczone spojrzenie w Minhyuka. Wcale nie uśmiechało mu się tłumaczenie tego wszystkiego raz jeszcze. Niestety, dla powodzenia jego planu, obie strony musiały poczuć się winne tej sytuacji. - Sam wiesz jak strasznie przejmuje się, kiedy ktoś z jego bliskich cierpi. Wszyscy to wiemy! - Być może niepotrzebnie się uniósł. Podkreślało to jednak emocje, jakie w nim się gotowały, gdy tylko kolejny raz był zmuszony do przemyślenia tej sytuacji. - Mimo to masz go za potwora, który chce was rozdzielić - uspokoił się, spoglądając w stale zasłonięte okno. Już sam nie pamiętał, kiedy ostatnio pozwolił światłu słonecznemu zawitać do tego pokoju. Miał piękny widok, ale zawsze był zbyt zajęty by go podziwiać. - Nawet przez myśl ci pewnie nie przeszło, żeby z nim porozmawiać i wyjaśnić, spróbować przekonać... On nie jest jasnowidzem, nie wie wszystkiego, co się dzieje na świecie. Czasami też potrzebuje, by coś mu wyjaśnić.
-Ale on mnie zabije, jeżeli się o nas dowie! - Wypalił. Bardzo zmiękł od początku wypowiedzi Chae. Miał jednak uprzedzenia, z którymi sam nie potrafił się uporać. Wszyscy doskonale wiedzieli, co się stanie, jeżeli dojdzie to tej konfrontacji. Jooheon był jak wielki i stary okręt - bardzo trudno było go nakłonić do zmiany swojego kursu. Właśnie, dlatego Hyungwon podjął odpowiednie środki już stosunkowo wcześniej.
-I myślisz, że ukrywanie przed nim prawdy jak najdłużej jest najlepszym wyjściem z tej sytuacji? Według mnie rozwścieczysz go jeszcze bardziej takim zachowaniem - czasami już naprawdę nie miał do nich wszystkich siły. Kochał ich, zajmowali naprawdę szczególne miejsce w jego sercu. Ale jak miał zająć się swoimi własnymi problemami, kiedy oni stale generowali nowe? - A ty? - Przeniósł wzrok na Kihyuna, który jedynie podskoczył, zaskoczony, że ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Prawdę mówiąc, to wolał być dzisiaj pozostawiony w roli obserwatora. Zniecierpliwiony wzrok Hyungwona niestety nie dawał mu żadnej możliwości wyboru. - Co tym wszystkim myślisz?
Chłopak zagryzł dolną wargę. Lekko spanikowane spojrzenie przeniósł na Minhyuka, który wcale nie zamierzał dodawać mu otuchy. Patrzył na niego, oczekując opinii, której od niego wymagał. To tak jakby postawić żelkowego misia między młotem, a kowadłem.
-Ja...- urwał. - Przepraszam Minhyuk, ale naprawdę myślę, że Hyungwon ma rację - spuścił głowę, zawiedziony własnymi słowami. Nie chciał rozczarowywać przyjaciela, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że jedynie droga, którą wskazał im Chae może doprowadzić do pogodzenia się z Jooheonem. On sam nie żywił do niego żadnego żalu. Był mu wdzięczny, że przynajmniej on nie starał się zranić Minhyuka.
-To możesz sam pójdziesz i mu powiesz? - Lee wyglądał na coraz bardziej przestraszonego. Wszyscy w jednym momencie przyparli go do muru, odcinając drogę ucieczki. A prawda była taka, że w nim samym było zbyt mało odwagi, by podjąć się wypełnienia narzuconego mu zadania. Nie chciał tego robić. Powinien, ale nie chciał.
Przyglądając się temu wszystkiemu z boku można doskonale zauważyć smutną prawdę o ich przyjaźni. Wszyscy kochali siebie nawzajem i w znaczniej ilości przypadków zrobiliby dla siebie wszystko. W pewnym momencie postawiona jednak jest ostra, nieprzekraczalna granica, i nagle cała sielanka całkowicie znika. Okazuje się, że nie ufają sobie, obawiają się własnych uczuć. Jooheon jest ich najbliższym przyjacielem, ale oni na siłę wykluczyli go z tego grona. Nikt nawet nie pokusił się o zaproszenie go na dzisiejsze spotkanie.
-Nie musisz robić tego sam - Kihyun ułożył dłoń na ramieniu chłopaka, tym samym skupiając na sobie jego uwagę. - To dotyczy nas obydwóch... To ja jestem winny tej całej sytuacji - przeniósł swoje spojrzenie na Hyungwona, na którego twarzy coraz bardziej malowała się duma. - Ja to zrobię, Hyungwon. Porozmawiam z nim.
~~~
Witajcie
Ostatnio nawet wiele się u mnie zadziało >.>
Wróciłem do domu
Po dwóch tygodniach >.>
I z miejsca wydałem... Dużo pieniążków .-.
A dzisiaj na przykład byłem u fryzjera, gdzie znowu wydałem pieniążki xD
Lubie wydawać pieniążki
Czuje się jakbym pisał pamiętnik
>.<
Ci którzy mają mnie na snapie
Pewnie wiedzą, że ostatnio powiedziałem mojej mamie o mojej orientacji
Skubana nawet strzeliła kto jest moim chłopakiem xD
Trochę mnie to przeraziło
Ale ogólnie to jest dobrze!
Mogę mieszkać we własnym domu
A ona nie syczy jak tylko mnie zobaczy ^ ^
Mam nadzieje, że dzisiejszy rozdział Wam się podobał!
Dziękuje za Waszą obecność
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro