
LXV
Czy było coś z czym nie mógłby sobie poradzić? Spełniał wszystkie wygórowane ambicje swoich rodziców, starał się być oddanym przyjacielem, a także bronił człowieka, który z pewnością któregoś dnia zrujnuje mu życie... A może już to zrobił? Kiedy kolejny cios w policzek, szarpnięcie za włosy, czy podbite oko stały się codziennością? Kiedy każdy kolejny dzień zaczynał słowami „Ah... Ciekawe w co dzisiaj mnie uderzy"? Zdecydowanie ten stan rzeczy nie powinien zaistnieć. Powinien już dawno podjąć odpowiednie kroki, by Hoseoka dopadła sprawiedliwość i by została wymierzona mu odpowiednia kara za bezduszność. A jednak stał w miejscu. Nie ruszył się choćby o krok od czasów początku tego terroru... Wydawało się jakby dreptał w miejscu. Od tych trzech lat niewiele się zmieniło w ich relacji.
-Po prostu mnie zabij - poprosił cicho, przymykając oczy. Od wymierzonych ciosów bolała go cała twarz. Dzisiaj musiał mieć wyjątkowego pecha, bo Hoseok dopadł go w miejscu, gdzie nikt nie usłyszy krzyków ofiary... Zresztą Hyungwon już dawno zdał sobie sprawę, że wydawanie z siebie jakichkolwiek dźwięków nic nie zdziała. Ten świat pozostawał głuchy na prośby słabszych. Jeżeli sam nie umiałeś się obronić, to nikt tego nie zrobi.
Shin zatrzymał pięść w niewielkiej odległości od twarzy Hyungwona. Jakiś czas temu wplótł palce w jego włosy, by brutalnym szarpnięciem móc odchylić ją do tyłu, zmuszając swoją ofiarę do patrzenia mu prosto w oczy... Te oczy, które nieprzerwanie wypełnione były jakimś dziwnym żarem i goryczą. Nienawiść zdawała się z nich wprost parować, a każdy kolejny cios jedynie podsycać.
-Co ty pierdolisz? - Warknął. Hyungwon już dawno został powalony na ziemię, zmuszając tym samym Hoseoka, by przykląkł na jednym kolanie i złapał Chae za kołnierz jego białej koszuli, która obecnie naznaczona była szkarłatnymi plamami krwi.
-Po prostu mnie zabij - powtórzył spokojnie. W jego oczach zalśniły łzy, a on sam wbrew jakiemukolwiek racjonalnemu myśleniu poprawił rozczochraną grzywkę Hoseoka. Byli na tyle blisko, by dosięgnięcie jego włosów nie sprawiło mu wielkich problemów.
-Jesteś do reszty popieprzony - nadal trwał zastygły w tej niecodziennej pozie. Słowa chłopaka sprawiły, że nie potrafił dokończyć swojego dzieła zniszczenia, a paląca go złość zdawała się zostać ugaszona zaledwie pierwszymi dźwiękami jego głosu. Teraz sam nie do końca wiedział, dlaczego wymierzył pierwsze ciosy.
-Nie - uśmiechnął się. Chociaż był to bardziej grymas, który miał go przypominać. - Jestem po prostu zmęczony - stwierdził, wycofując swoją dłoń, by powoli odłożyć ją na ziemię.
Brutalnie cisnął nim w bok. Obolałe i zmęczone ciało Hyungwona nie stawiało oporu nawet przez chwilę. Skończył leżąc policzkiem przytulonym do brudnej ziemi. Sam Hoseok wstał, wyprostowując się przecierał knykcie, które w wyniku ciosów były całe poranione i czerwone. Mu również musiało sprawiać to niemały ból.
-Skończyłem - stwierdził łaskawie, zbierając swoją torbę z ziemi i zarzucając ją na jedno ramię. - Możesz spierdalać - Obserwował go jeszcze chwilę i dopiero potem ruszył swoją drogą.
Wcale się nie poruszył. Nie miał na to ani siły, ani ochoty. Leżenie na ziemi wydawało mu się znacznie ciekawszą perspektywą, niż podrywanie i zmuszanie ciała do kolejnego wysiłku. To nie pierwszy raz, kiedy pozwalał sobie na tego typu odpoczynek. Będąc w tej pozycji doskonale widział oddalającego się Hoseoka; Hoseoka, który nagle się zatrzymał, wplótł dłonie we własne włosy -prawdopodobnie za nie pociągając; Hoseoka, który warczy coś pod nosem i ostatecznie zawraca w jego stronę. Czyżby jednak jeszcze raz chciał się z nim rozprawić?
-Dlaczego? - Zapytał, kucając przed nim. - Dlaczego to wszystko znosisz? Nie wierzę, że jesteś tak pogrzany. Nie ważne ile razy się nad tym zastanawiam - nie mam pojęcia, co siedzi ci w głowie. Jeżeli brakuje ci mocnych wrażeń, to dlaczego się po prostu nie puścisz z kimś poznanym w klubie?
Próbował podnieść się tak, by móc przynajmniej siedzieć. Chciał reprezentować sobą chociaż jakiś minimalny poziom. Nie wyszło mu to jednak zbyt dobrze, i gdyby nie prawie natychmiastowa pomoc Hoseoka, to z pewnością z tego planu by nic nie wyszło. Shin stale patrzył na niego jakimś dziwnym, miękkim, ale i wyczekującym spojrzeniem. Prawie jak dziecko, które zadawało jedno z tych swoich „Poważnie, mega, superaśnie ważnych" pytań.
-Nigdy nie chciałem się puścić - zaznaczył. - Jeżeli znowu mówisz o tym, co było w styczniu...
- Więc dlaczego?
-A ty, dlaczego mnie bijesz?
-Bo mnie wkurwiasz- rzucił, wzruszając ramionami. Przy okazji wyjął małą wodę ze swojej torby, odkręcił ją, a nawet pomógł Hyungwonowi wziąć z niej łyka. Samemu trzymając butelkę, której chłopak zapewne i tak nie dałby rady utrzymać.
-Też siebie wkur... wkurzam - poprawił się szybko.
-Chyba siebie musisz wkur...wkurzać bardziej niż mnie - stwierdził błyskotliwie, chowając butelkę z powrotem do torby. Uprzednio oczywiście upewnił się, czy chłopak nie będzie chciał skraść z niej jeszcze jednego łyka. Hyungwon przecząco kręcący głową był wystarczającą odpowiedzią. - A tak poważnie?
-A mogę coś z tym zrobić? - Uśmiechnął się, wpatrując się wprost w brązowe tęczówki swojego rozmówcy. Hoseok niezbyt długo wytrzymał kontakt wzrokowy, niemalże natychmiast odwracając głowę w bok. Przygryzł na kilka sekund dolną wargę. Ostatecznie i tak powrócił do twarzy Hyungwona. - Nie chce cię skrzywdzić - przechylił głowę lekko w bok. W głowie Shina zawitała jedna śmiertelnie niebezpieczna myśl.
-Nie pierdol! - Zdenerwował się, w ostatniej chwili powstrzymując się przed kolejnym złapaniem za kołnierz zdobiony śladami krwi. - Nie wciskaj mi bajeczek, że nie chcesz mi zrobić krzywdy! Nie wierze, że czujesz wdzięczność za to, że nie pozwoliłem cię wtedy zgwałcić! - Wybuchł. Powoli zaślepiała go furia, zasłaniając jego pole widzenia gęstą mgłą i wprawiając niemalże każdy mięsień w drganie. - Chce usłyszeć prawdę!
Dolna warga Hyungwona zaczęła lekko drgać, a te piękne, pełne szczerości oczy - zaszły nagle łzami. Mimo wszystko nadal starał się utrzymać na twarzy ten znienawidzony uśmiech.
-Nie wiem - szepnął. - Zawsze staram się myśleć racjonalnie, doradzać wszystkim mądrze i robić wszystko dobrze, ale... - zawahał się. - Ty mnie jakoś zmieniasz.
Wonho jedynie zacisnął usta w wąską kreskę. Odpowiedź, którą usłyszał zapewne niezbyt go satysfakcjonowała. Jednak pozwolił sobie jeszcze przez chwilę patrzeć na oblicze Hyungwona, dopiero po chwili decydując się na ostateczne odstąpienie od niego i odejście w swoim kierunku. Jeszcze na koniec rzucił mu coś w stylu „Nie powinieneś mówić takich rzeczy".
-Może i masz rację - westchnął, doskonale zdając sobie sprawę, że osoba, do której kierował te słowa, i tak ich nie usłyszy. - Nie mogę nic na to poradzić - powiódł za nim wzrokiem, uśmiechając się lekko.
~~~
Witajcie
Wybaczcie temu ałtorowi
Ale naprawdę lubię ten rozdział ^ ^"
Może zabrzmi to całkiem dziwnie, ale nie wszystkie rozdziały, które napisałem podobają mi się na tyle bym mógł powiedzieć "WoW"
Nie znaczy to, że uważam je za złe
Po prostu niektóre podobają mi się na tyle, bym mógł to wyrazić w dość dosadny sposób >.>
Mam nadzieje, że nikt nie weźmie tego za swoistą reklamę tekstu, o którym właśnie mówię
*Patrzy na suflera*
*Chrząka*
Ten ałtor czasami potrzebuje się odchamić ^ ^
Ostatnio miałem całkiem dużo czasu wolnego
(Tak naprawdę to olałem pisanie rozdziałów)
Więc włączyłem sobie żołnierzy wracających do domu
T-T
A potem jak żony ogłaszały swoim mężom, że są w ciąży
T-T
Ale mam sukces!
Po
232345264563473575367
Filmiku
Miałem takie "Uh, okej... Ale ten koleś ma fajny mundur, chciałbym takiego kolesia w mundurze *Patrzy na zdjęcia swojego chłopaka* Taaa... On i wojsko"
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieje, że dzisiejszy rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro