CXI
-Boisz się czegoś? - Cichy szept sprawił, że cały drgnął.
Uniósł zmęczone spojrzenie, by w odbiciu lustra zobaczyć białowłosego chłopaka, o cerze nieskazitelnej i bladej, jak u porcelanowej lalki. Jedynym kolorem, którym emanował znajomy-nieznajomy był wściekły fiolet jego tęczówek.
Starał się zmyć strużkę krwi, która kilka chwil temu pociekła z jego nosa. Szybko się jednak zorientował, że woda lecąca w kranie, zastygła w swoim strumieniu. Zupełnie tak jakby ktoś zatrzymał trwający film. Do tego ten ogłuszający dźwięk tykającego zegarka wewnątrz głowy, który skutecznie mącił każdą próbę racjonalnego myślenia. Był w pułapce.
-On... On naprawdę działa - stwierdził z przestrachem, wyjmując z tylnej kieszeni przedmiot, który ostatnio ich połączył. - Kihyun nie pamięta, że moja mama miała raka... Nikt nie pamięta.
Dopiero teraz zdecydował się, by odwrócić się w kierunku swojego rozmówcy. Bał się patrzeć mu prosto w twarz. Jej bezbarwność, brak jakiegokolwiek wyrazu, czy przejawu emocji wzbudzała w nim silny niepokój. Z każdą kolejną chwilą żałował coraz bardziej z powodu zawartego układu.
-Czy to jakiś problem?
-Ja... - Urwał. - Od ostatnich kilku dni czuje się naprawdę fatalnie, nie mam pojęcia dlaczego.
-Doskonale znasz odpowiedź.
Chwila ciszy.
-Naprawdę umieram?
-Obwiniasz mnie o to? To jest los, który sam sobie wybrałeś. Nie zmuszałem cię do użycia zegarka, ja tylko stworzyłem okazję.
Ta osoba... To coś, miało pełną rację. Nawet przez chwilę nie zmuszał go do czegokolwiek. Sam w swoje drżące dłonie ujął złoty przedmiot, który zawisł przed nim w momencie największej tragedii. W jego głowie echem odbijały się słowa lekarza prowadzącego, który poinformował ich o śmierci osoby, za którą tak uparcie walczyli. W tamtym momencie nie liczyły się żadne konsekwencje. Mógł ją naprawdę uratować! I zrobił to... Czy wyobrażacie sobie jakie to było łatwe? Wystarczyło, zgodnie z instrukcją, ustawić w odpowiednim miejscu wskazówki i wcisnąć. A potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, już nic nie było takie samo. W jednej chwili znalazł się w kompletnie innym życiu. Jego matka była zdrowa, pełna sił, szczęśliwa. Siostra, która usychała na jego oczach odzyskała dzieciństwo poświęcone na opiece nad chorą matką.
Czy w rzeczywistości miał prawo do narzekania? Wszystko się dzięki niemu ułożyło, ocalił ich wszystkich. Poświęcają jedynie tą „jedną minutę z życia" z która nieznajomy miał prawo zrobić co tylko zechce. Szybko się jednak przekonał, że nie można zmienić przeszłości, nie oddziałowując w jakikolwiek sposób na przyszłość.
Kihyun opuścił jego dom zaledwie kilka minut temu. Sam nadal nie potrafił się uspokoić po tym jak z własnej woli roztrzaskał swoje serce o podłogę. Jego odłamki nieopatrznie zraniły także Yoo. Musiał jednak wierzyć, że zrobił to dla jego dobra. Cierpiałby zdecydowanie bardziej, gdyby był świadkiem tego, co niewątpliwie nadejdzie. Dlatego użył zegarka, dlatego powstrzymał pocałunek, dlatego musiał skłamać.
Bał się myśli, które teraz pojawiły się w głowie Kihyuna. Doskonale wiedział, że wybrał najgorszy możliwych sposobów na odsunięcie go od siebie. Widział w tym jednak najszybszą drogę do osiągnięcia swojego celu. Byłoby zdecydowanie gorzej, gdyby chłopak zaczął angażować się w to znacznie bardziej. A zapowiadało się, że od teraz właśnie tak będzie się działo. To miał być prawdziwy początek opowieści o nich... O ich wspólnym życiu, wspólnych radościach i smutkach. Dobrowolnie wypisał się z tej historii, wymazał swoją obecność.
-Czy on będzie szczęśliwy? Czy to, że go zostawiłem sprawi, że będzie mniej cierpiał? - Zapytał cicho.
Tutaj nie potrzeba było dodatkowy wyjaśnień. Białowłosy nieznajomy, w którego tożsamość nadal nie potrafił uwierzyć, siedział w jego głowie, znał każdą myśl.
-Nie - nie potrzebował nawet sekundy na zastanowienie się.
To słowo było jak wyrok, siarczysty policzek, strzał z broni palnej. W jednym momencie zdał sobie sprawę, że jego wysiłek poszedł na marne...
-Będzie myślał, że jest szczęśliwy, być może nawet w to uwierzy - kontynuował. - Ale z tobą związane jest jego przeznaczenie. Już zawsze będzie mu czegoś brakowało. Nie ważne w jakim miejscu, by nie zasypiał, nie ważne w czyich objęciach się znalazł...
-Możesz to zmienić? Zmień przeznaczenie - jego ton momentalnie brzmiał zbyt błagalnie, by móc uznać to za przesłyszenie.
-Nikt nie może zmienić przeznaczenia.
Wszystko momentalnie wrócił do normy, powrócił dźwięk lejącej się wody w zastępstwo za uporczywe tykanie zegarka. Tak jak za każdym razem, po Białowłosym nie pozostał nawet najmniejszy ślad, a cała ich wymiana zdań z każdą chwilą zdawała się skrywać za coraz większą mgłą.
Nieco chwiejnym krokiem wyszedł z łazienki, gdzie z miejsca wpadł na swoją mamę, która uchroniła go przed niechybnym upadkiem. Całe zajście skwitowała jedynie cichym śmiechem i czułym zmierzwieniem czupryny swojego syna.
-Uważaj kawalerze - zaśmiała się. - Chyba nie chcemy żebyś zrobił sobie krzywdę, prawda? - Pocałowała go czule w czoło.
-Kocham cię mamo - wtulił się w nią.
Kobieta z początku nieco zaskoczona, ostatecznie odwzajemniła ten gest.
-Też cię kocham synku, i już zawsze będę.
Zapewne przyszłość zweryfikuje czy jego wybór był słuszny. Dzisiaj, ciesząc się chwilą był tego niemalże pewien, ale czy będzie mógł to samo powiedzieć jutro? Zegarek zdecydowanie pozwoliłby mu zatrzymać Kihyuna, zmienić plan działania. Ale on wcale nie chciał tego robić. Już zdecydował jak to wszystko będzie wyglądało.
-Kihyun nie miał do nas dzisiaj wpaść?- Zagadnęła, nieco się odsuwając. - Myślałam, że jak wrócę to go zastanę - posmutniała.
Shownu zawahał się zaledwie przez chwilę.
-Coś mu wypadło, dlatego przełożył spotkanie - uśmiechnął się lekko. - Na pewno go spotkasz jak przyjdzie innym razem
***
Delikatnym, motylim ruchem odgarnął włosy z czoła chłopaka, który nieustannie pogrążony był w głębokim śnie. Wydawało się, że absolutnie nic nie jest w stanie go z niego wybudzić. Ślady po niedawnym wypadku odchodziły już w niepamięć, zostawiając we wspomnieniach nieprzyjemną bliznę. Wiedział, że nie uda mu się jednak wyzdrowieć w całości.
Sam nie wiedział, dlaczego kolejny raz znalazł się w tej szpitalnej sali. Co było w tym chłopaku, którego każdy nazywał „Changkyun" że zjawiał się w jego pobliżu? Widok tej twarzy wprawiał w zawirowanie pustkę znajdującą się w klatce piersiowej. Oczy widzące przeznaczenie nie mogły odczytać go z tej twarzy... Tym razem, a także za każdym poprzednim i przyszłym.
Ten śpiący chłopak był niesamowitą tajemnicą, zagadką, której nie można rozwiązać, a jednocześnie kusił jakąś kojącą melodią... Przy nim, z jakiś powodów się zmieniał.
-Jestem - zaczął od progu Minhyuk, momentalnie skupiając swój wzrok na zwiędłych kwiatach, które przyniósł tutaj z samego rana, jeszcze przed szkołą.
~~~
Witajcie
Ten ałtor wita się z Wami wyjątkowo późno, ale mam nadzieje, że mu to wybaczycie ^ ^
Ci którzy obserwują mnie na snapie wiedza, że ten mój wyjazd nad morze był trochę spontaniczny
Bo najpierw płakałem, że nie mogę pojechać
A potem magicznie zmieniłem swoje plany :D
Tak więc
Ałtor, który przez całe życie nie był nad morzem
Był już tam dwa razy w ciągu jednego roku ^ ^
Ale jako, że moja mama... No jest moją mamą xD
To ona również była nad morzem pierwszy raz od 20 lat
Cały wyjazd się udał
Na całe szczęście :D
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro