CX
Prawdopodobnie naprawdę ze sobą skończyli. Minhyuk przestał odpowiadać na jego połączenia, kompletnie zlewał wysyłane wiadomości. Hyungwon również znajdował się z nim w jakimś dziwnym konflikcie, więc ostatecznie Lee dostał dokładnie tego czego chciał... Został absolutnie sam.
Czy to był dobry wybór? W oczach Kihyuna, przyjaciel obrał jedną z najbardziej niebezpiecznych dróg, jakie tylko mógł. Wielokrotnie w przeciągu ostatniego tygodnia starał się go z niej zawrócić, za każdym razem ponosząc coraz to bardziej spektakularną porażkę. Chłopak najwyraźniej musiał sobie doskonale radzić bez niczyjej pomocy.
Najdziwniejsze było, że Yoo wcale nie cieszył się z tego powodu, choć z pewnością powinien to robić. Momentalnie poczuł się niepotrzebny i osamotniony. Widok Minhyuka samego na szkolnych korytarzach wywoływał nieprzyjemne odczucia. Był jak kwiat, którego nie można było dotknąć w obawie, że może się uszkodzić.
Naprawdę czuł się samotny w tych dniach. Musiał więc udać się do osoby, która jako jedyna potrafiła tej samotności zaradzić. Zgodnie ze słowami Minhyuka, udał się do Hyunwoo.
-Nadal się do ciebie nie odzywa? - Zapytał.
-Nawet na mnie nie patrzy - przewrócił oczami, starając się zrównać z Hyunwoo, który dzisiejszego dnia naprawdę szybko parł przed siebie.
-Pewnie niedługo mu przejdzie.
-Boje się, że tym razem może być zupełnie inaczej - mruknął. - Widziałem coś w jego oczach i... Pierwszy raz w życiu doświadczyłem takiego czegoś, wiesz? Nie wiem skąd, ale wiem, że on mówił te wszystkie słowa naprawdę. Sam nie zmieni swojego zdania.
-To może poproś Chae o pomoc? Z tego co opowiadałeś, to on robi za głos rozsądku.
-Myślisz, że już na to nie wpadłem? - Prychnął. - Ale wychodzi na to, że między nimi doszło do jakiegoś spięcia, przez które Minhyuk odciął się od niego... Przynajmniej dobrze, że ci dranie, którzy chcieli go pobić dostali za swoje - westchnął, odchylając głowę do tyłu.
-Oni nie zniknęli - przypomniał mu. - Nawet jeśli zostali teraz ukarani, to wcale nie znaczy, że stali się bezbronni, może być zupełnie odwrotnie. Dopiero teraz będą chcieli zrobić prawdziwą krzywdę twojemu przyjacielowi.
-Dlaczego mnie straszysz? - Jęknął.
-Nie straszę, po prostu cię uświadamiam w tym, że nie możesz sobie jeszcze odpuścić.
Kihyun cicho prychnął.
-Nawet przez chwilę nie myślałem, żeby sobie odpuścić. Minhyuk tyle razy walczył o tę znajomość, więc teraz moja pora.
Shownu lekko się uśmiechnął, wyraźnie zadowolony w takich słów. Wbrew wszystkim oczekiwaniom, szczerze zależało mu, by ta przyjacielska kłótnia jak najszybciej dobiegła końca. Zazwyczaj to właśnie Son zaczynał temat Minhyuka, szczerze zainteresowany dopytując się o przebieg sytuacji. To było zdecydowanie coś innego, niż to do czego mógł przywyknąć Kihyun. Nie byli co prawda w żadnym związku, ale dla Hyunwoo, Minhyuk nadal stanowił swego rodzaju rywala.
W tym chłopaku naprawdę nie było ani grama zawiści... Oczywiście kiedyś zdarzył mu się pewien incydent, ale Kihyun już ledwo o nim pamiętał.
-Tak właśnie myślałem - zmierzwił włosy chłopakowi, siedzącemu naprzeciwko niego, na nieco wysłużonej już kanapie.
Chwila milczenia, w której wszelką aktywność ograniczyli do rzucania nieśmiałych spojrzeń, Kihyun czasami na sekundę uciekał gdzieś wzrokiem, Shownu niekiedy posłał mu lekki uśmiech, oblizał usta, kiedy tylko jego wzrok spoczął na wargach Yoo. Tutaj nie potrzeba było zbędnych słów. Obydwoje wiedzieli to, co jeszcze nie padło z ich ust, a co w myślach przerabiali już setki, a niektórzy, nawet tysiące razy.
To była ta chwila, moment, w którym Kihyun, szarpnięty dziwnym przypływem energii postanowił przełamać ostatnią tamę, zadecydować o swoich dalszych losach i zakwestionować cały swój dotychczasowy światopogląd.
Z niesamowitą sprawnością przysunął się bliżej Sona, który coraz bardziej rozbieganym spojrzeniem analizował każdy, nawet najmniejszy gest swojego towarzysza. Ten starszy, nieco groźniejszy i postawniejszy chłopak był tutaj zdecydowanie na przegranej pozycji. Każdy milimetr jego ciała, każdy mięsień, czy myśl namawiały go, by wziął Kihyuna w objęcia, smakując jego różanych warg. Jedynie ostatkami sił trzymał się zdrowego rozsądku, który okazywał się być niezwykle cennym sprzymierzeńcem, kiedy dookoła czaiło się tyle pokus.
Nigdy w życiu przecież nie chciałby skrzywdzić tego chłopaka.
Dlatego w tej sytuacji miał tylko jedno wyjście...
-Przepraszam - szepnął, odwracając głowę.
Kihyun, którego wargi nieomal musnęły policzek Sona, wycofał się całkowicie zawstydzony.
-To ja powinienem cię przeprosić - zaśmiał się nerwowo, przeczesując nieco rozczochrane włosy. - Myślałem, że ty też tego chcesz i dlatego... Ale się wygłupiłem - ukrył twarz w dłoniach.
-Wcale się nie wygłupiłeś - zareagował szybko. - Ja... - Zamilkł, w jednej sekundzie pozwalając by dominującą rolę przejął dziwny żal. - W zasadzie to już dawno chciałem ci o tym powiedzieć - specjalnie odwrócił wzrok, by nie musieć patrzeć na coraz bardziej zaniepokojoną twarz Yoo.
-To brzmi poważnie... - Uśmiechnął się smutno. - Coś się stało?
-Nie powinieneś robić tego więcej... Nie chce żebyś robił to więcej.
-A...Ale dlaczego? Myślałem, że... O co tutaj chodzi?
-Myślałem, że jestem w tobie zakochany - zaczął. - Ale nie jestem - wyznał. - Jesteś naprawdę dobrą osoba, więc nie chce cię okłamywać, ani mieć cię na sumieniu, gdyby miedzy nami miało do czegoś dojść.
Dlaczego ten chłopak w jednym momencie zachowywał się jak zupełnie ktoś inny? Dlaczego wszystko znowu obróciło się przeciwko niemu? Czy to miała być sprawiedliwość? Stracił Minhyuka, a teraz okrutny los chce wydrzeć mu z rąk także Shownu?
-Jeżeli coś zrobiłem...
-Nie zachowuj się żałośnie - poprosił. - Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej - bezsilnie starał się powstrzymać drżenie dłoni, splatając razem palce.
-Myślę, że muszę już iść - wypalił, szybko podnosząc się z miejsca. - Ja... Kompletnie nic z tego nie rozumiem - szepnął. - Przecież...- Shownu również wstał, nadal utrzymując bezpieczną odległość. - Dlaczego mam wrażenie, że wcale tego nie chcesz?
Dalsza konwersacja i tak nie miała najmniejszego sensu. Hyunwoo wcale nie zamierzał zmienić zdania, a uzyskanie jakichkolwiek wyjaśnień prawdopodobnie graniczyła z prawdziwym cudem. Dlatego musiał opuścić tamto miejsce.
To było naprawdę zabawne... Przez cały czas się przed tym wzbraniał, ale kiedy ostatecznie mu odmówiono, naprawdę czuł się jakby ktoś kolejny raz roztrzaskał jego delikatne serce o podłogę. Ile czasu zajmie mu pozbieranie wszystkich odłamków? Ile razy zrani się podczas próby skompletowania na nowo samego siebie?
Nie powinien być zawiedziony... Przecież otrzymał właśnie to czego chciał. Mimo wszystko tak niesamowicie nagła zmiana nastawienia Shownu... Jego spojrzenie pełne boleści, żalu i ten drżący głos zakrawający o szloch... W tym wszystkim musiało być coś jeszcze.
Do tego ten niecodzienny przedmiot jakim był złoty zegarek, znajdujący się tuż koło Sona. Było w nim coś niepokojącego, a zarazem uwodzącego.
~~~
Witajcie
Pod ostatnim rozdziałem zawiadamialiście mnie o braku powiadomień
Więc niech każdy upewni się, że przeczytał poprzedni rozdział ^ ^
Uh, uh, uh
Pamiętam jak pisałem ten tekst powyżej?
Pamiętacie jak chwaliłem się, że odpisywałem na komentarze o 4 rano?
Yup
To jest dziecko z tamtej właśnie nocy
Teraz patrząc na ten tekst
Mam takie
"Mogłem to zrobić inaczej... Ciul, może nie zauważą"
To jest jak z kranem, wiecie?
Jeżeli przez długi czas się go nie odkręca, to z początku leci bardzo brudna woda
I dopiero potem leci ta czystsza
Myślę, że z rozdziałami pisanymi po przerwie jest dokładnie tak samo ^ ^"
Pod ostatnim rozdziałem zostałem zganiony za to, że zapomniałem o osobach, które mimo wszystko kibicowały naszym ShowKi
Dzisiaj pochylam głowę i przepraszam o tym niedopatrzeniu
I jednocześnie w ramach zemsty, dekonstruuje nam ten ship C:
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro