CIII
Czuł się naprawdę dziwnie. Miał wrażenie, jakby każdy wykonany przez niego ruch był dokładnie analizowany przez całą resztę uczniów w jego szkole. Nie był przecież głupi, widział ich krótkie spojrzenia, do jego uszu docierały niezrozumiałe szepty, kiedy tylko przechodził.
Coś zdecydowanie było nie tak.
-Hyungwon - zaczął, przysiadając się do przyjaciela.
Dzisiaj było wyjątkowo ciepło, więc mogli sobie pozwolić na spędzenie przerwy na szkolnym placu, gdzie poustawiane były liczne ławki i stoliku, przy których zazwyczaj kłębili się inni uczniowie. Tam gdzie siedział Chae jednak zawsze pozostawało pusto. Większość ludzi odrzucało jego zdystansowanie, oceniające spojrzenie i pieniądze rodziców, paradoksalnie.
-Coś się stało? - Zamknął książkę, kiedy tylko przyjaciel usiadł tuż obok niego.
-Wydaje mi się, że ludzie się na mnie gapią - spojrzał w tłum, który stał niedaleko. Jak na złość teraz nikt nie zachowywał się zgodnie z jego obawami.
Hyungwon również powiódł wzrokiem po zebranych. Chwilę lawirował między kolejnymi osobami, zdarzyło mu się nawet zmarszczyć brwi, czy zasznurować usta w wyrazie niezadowolenia. Całą procedurę podsumował jednak beztroskim wzruszeniem ramion.
-Musiało ci się wydawać - lekko się uśmiechnął.
Lee skrzywił się lekko na te słowa. Miał nadzieję usłyszeć potwierdzenie swoich własnych obserwacji. Zwłaszcza, że reakcja Hyungwona sprzed chwili zdecydowanie właśnie na to wskazywała.
-Taa... - Mruknął ponuro.
Nadal miał w pamięci rozmowę, którą przeprowadzili jeszcze przed tym wszystkim. Wtedy największym problemem wydawało się zobaczenie w Hyungwonie geja, czy zachęcenie, by przełamywał kolejne bariery, które utrudniały zrozumienie go... Patrząc na niego z tej pozycji, nigdy by nie pomyślał, że może być nieszczęśliwe zakochany. Absolutnie nie zdradzał żadnych niepożądanych emocji, choć zdecydowanie dręczyło ich bliźniacze uczucie nieodwzajemnionej miłości. Podziwiał go, chciał umieć sobie radzić z tym wszystkim równie dobrze.
Tamta rozmowa... Przyniosła ona naprawdę wiele zmian, które brutalnie zostały wstrzymane przez tragedię, która dotknęła ich wszystkich. Byli inni, ale jednocześnie jakby wrócili się do punktu wyjścia. Sam Minhyuk nieco odczuwał, że zbliżyli się nieco do siebie, prawdopodobnie Chae w jakimś stopniu zaczął ufać mu nieco bardziej, mianując go powiernikiem swoich tajemnic. To było miłe... Mimo niejakiego obowiązku.
-Rozmawiałem o tym niedawno z Kihyunem - zaczął leniwie. - Powinniśmy niedługo odwiedzić Changkyuna, chciałbym zobaczyć jak sobie radzi i w ogóle.
Hyungwon nieznacznie się skrzywił, co wzbudziło w Minhyuku poważne obawy. Najgorsze było to, że były one w pełni uzasadnione.
-Nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy pomysł - stwierdził cicho.
-Dlaczego? Mówiłeś, że wszystko z nim dobrze.
Chae milczał przez chwilę.
-Bo było... Nawet nieźle - stwierdził tajemniczo, nieco uciekając wzrokiem. - Dzisiaj podobno dostał ataku histerii po tym jak jego matka zwróciła mu telefon - cała mimika Hyungwona wskazywała, że wybiórczo dzielił się swoją wiedzą, chcąc darować przyjacielowi te mniej pozytywne aspekty historii. - Podobno taką reakcje wywołały u niego zdjęcia Joo, które miał w galerii. Zgodnie z tym co mówiła mi moja mama, podali mu leki uspakajające.
W pierwszej chwili nawet nie miał pojęcia jak mógłby odnieść się do tych słów. Wszystko wydawało mu się w tamtym momencie absolutnie niewłaściwe. Nawet nie czuł satysfakcji, choć racja leżała po jego stronie. Przecież jeszcze nie tak dawno temu tłumaczyć Kihyunowi sytuację Lima, będąc niemalże pewnym, że chłopak nie będzie w stanie poradzić sobie z tym wszystkim samotnie.
-A...Ale wszystko z nim dobrze?
-Jest na lekach - powtórzył. - Uwierz mi, że po nich nie ma prawa być mu źle... Chociaż zależy jak na to patrzysz - westchnął. - Wiem co mu podali, rozmowa z nim nie będzie w tym momencie możliwa.
-To straszne... - Szepnął. - Nie uważasz, że on nas teraz potrzebuje? Jest tam sam i...
-Wiesz czego się boję? - Wtrącił się. - Że nasz kontakt z nim nie będzie już możliwy.
-Co? Dlaczego?
-Nie sądzisz, że my także możemy mu przypominać o Joo? To on nas przecież sobie przedstawił.
Hyungwon miał całkowitą rację. Jeżeli każde ich spotkanie miałoby sprawiać Limowy ból... Chyba lepiej będzie po prostu odpuścić. Nie była to zbyt kolorowa opcja, ale czy mieli jakieś inne wyjście? Tak naprawdę żaden z nich nie miał pojęcia jak powinni się teraz zachowywać.
-Przecież nie możemy go tak zostawić.
-Niestety, wydaje mi się, że musimy to zrobić. Dla jego dobra - i jemu zdecydowanie nie podobał się sens tych słów. - Przynajmniej na razie.
***
Nie potrafił się pogodzić z tym, co usłyszał od Hyungwona. Ponownie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia? Czy naprawdę byłoby tak strasznie gdyby po prostu poszli tak do niego i okazali swoje wsparcie? Mihyuk miał wrażenie, że w tej chwili Changkyun może potrzebować naprawdę... Cząstki Joo, która żyje w jego przyjaciołach. Potrzebował przyjaciół, którzy staną koło niego i zapełnią ten krater, który pojawił się w miejscu jego serca.
Hyungwon jednak uważał zupełnie inaczej. Wszyscy mieli swoją własną wizję pomocy temu chłopakowi. Która z nich ostatecznie okaże się tą właściwą? Nie będzie już zbyt późno, kiedy zapadnie ten werdykt?
Wracając po szkole do domu, niezmiennie miał wrażenie, że ktoś idzie po jego śladach. Zatrzymywał się kilka razy, odwracał przez ramię i... Dopiero za którymś z kolei razem zauważył grupkę chłopaków ubranych w mundurki charakterystyczne dla szkoły, do której chodził. Nie znał ich, ale widocznie oni musieli znać jego. Kiedy tylko zorientowali się, że zostali zauważeni, całkowicie porzucili grę pozorów. Minhyuk widział w ich oczach wszystkie ich zamiary.
Zaczął uciekać na tyle, na ile pozwalała mu siła w nogach. Biegł bocznymi uliczkami, licznie skręcał w nadziei na zgubienie pościgu. Wszystko to było całkowicie daremne. W międzyczasie starał się dobić do któregoś ze swoich przyjaciół.
Kihyun... Odrzucił połączenie po zaledwie trzech sekundach...
Hyungwon... Nie odebrał połączenia w ogóle
Jooheon...
Zbyt późno zorientował się, że ten ostatni już nigdy nie będzie mógł odebrać.
Dopadli go, boleśnie przyszpilając do ściany. Byli równie zmęczeni, co on, ale wszystko rekompensowała im satysfakcja ze złapania swojej ofiary. Jeszcze nie wiedział, czego chcieli, ale skoro postanowili ścigać go tyle czasu... Zapewne mieli coś niezwykle ważnego do przekazania.
Powinien krzyczeć? Błagać o litość? Walczyć?
Mieli przecież przewagę liczebną. Było ich czterech, a Minhyuk był przecież sam jeden... Nawet gdyby podjął walkę, zakończyłaby się ona jeszcze większymi stratami. Musiał się im poddać.
-Skoro uciekałeś to chyba musi być prawda - stwierdził samozwańczy lider. Ten, który w tak mało delikatny sposób trzymał Minhyuka przy brudnej ścianie budynku. - Jesteś tym pedałem, o którym mówiła Sojin.
W tle usłyszał szydercze śmiechy.
-Myślę, że trzeba dać mu nauczkę, żeby nie próbował więcej dopierać się do czyjegoś tyłka - rzucił ktoś w tle.
Przymknął oczy...
-Patrzcie! Popłakał się - prychnął- Jakie żałosne...
~~~
Witajcie
Kiedyś już o tym wspominałem
Wasz ałtor strasznie długo się aklimatyzuje po powrotach do swojego domu
Bo tak, ostatnio mnie w nim nie było
A konkretnie jakiś tydzień temu do niego wróciłem xD
I od tamtego czasu nie potrafię niczego napisać .-.
Serio
Zapewne mi niedługo przejdzie, ale to nie zmienia faktu jak niebywale wkurzające to jest
Wczoraj na ten przykład
Poszedłem spać o północy
Rozumiecie?
W Łodzi poszedłem spać o północy
Nieźle
Chyba się starzeje .-.
Dobrze!
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieje, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro