[097]
Jungkook zostawił na stole u Namjoon'a kartkę, że niedługo wróci. Starszy przez ostatni dzień i noc siedział z nim, aby nie uciekł również od niego. Nie mógł nic poradzić na to, że w pewnym momencie zwyczajnie zasnął na kanapie.
Nastolatek zabrał jego czarną kurtkę i latarkę, gdyż po 21 było ciemno jak w dupie. Znał swojego przyjaciela na tyle dobrze, aby wiedzieć, że zawsze chowie klucze od mieszkania w kieszeni tej kurtki. Po zamknięciu mieszkania biegł po schodach i powolnym krokiem ruszył w kierunku starego miejsca swojej pracy. Gdy chodził tymi mniej uczęszczanymi uliczkami zarzucił na głowę kaptur od bluzy przyjaciela.
Po prawie godzinie dreptania Jungkook znalazł się przed spaloną, nieczynną restauracją. Na swoim zegarku sprawdził ile czasu zostało do tego cholernego spotkania. Jedynie pięć minut zostało do zobaczenia tego psychopatycznego chłopaka. Przed restauracją mignęła nastolatkowi ciemna postać, która zniknęła w ciemnych odmętach budynku.
– To on? – mruknął sam do siebie chłopak. Wziął głęboki wdech, po czym szybko przemknął przez ulicę i wszedł do budynku. Wszystko stało tak jak ostatniego dnia, tylko było czarne i spalone na węgiel. Chłopak zręcznie przemknął do głównej sali, ponieważ spodziewał się, że Lee tam może być. Nie mylił się, chłopak w ciemnych ubraniach siedział na schodkach prowadzących do wyższych stolików.
– Jungkookie! – chłopak wstał i podbiegł do nastolatka, który zacisnął pięści – Nie cieszysz się, że wreszcie mnie widzisz?
Jungkook był zdziwiony, że w głosie starszego nie słyszał sarkazmu, tylko szczere pytanie. Niestety, młodszy nie planował być tutaj długo i chciał jak najszybciej uciec, jednak trzeba było wyjaśnić kilka spraw.
– Lee.. – nastolatkowi nie dane było skończyć zdania, ponieważ starszy chłopak niemal rzucił się na niego i pocałował go. Jungkook próbował go odepchnął, jednak nie miał na tyle siły, a jego prześladowca złapał go za głowę i przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej. Młodszy cały czas uderzał go pięściami w klatkę piersiową, ale on nie ustępował.
Jungkook'owi udało się wydostać gdy brakło powietrza. Jak najszybciej oddalił się od chłopaka i dłońmi wytarł usta.
– Oj, Jungkookie. – starszy podchodził bliżej nastolatka, który cały czas się cofał, lecz najgorsze w tym wszystkim było to, że w pewnym momencie uderzył plecami w ścianę – Nie spodziewałem się, że rzucisz tego kretyna, więc wybacz, że tak bardzo musiałem zmienić swoje plany.
Dopiero po tych słowach młodszy zorientował się o co mu chodziło. Chłopak trzymał w dłoniach pistolet.
To jestem w jeszcze większej dupie jak się spodziewałem.
– Chcesz mnie zabić –to nawet nie było pytanie retoryczne. Chłopak stojący naprzeciwko niego zaśmiał się. –A już myślałem, że nie jesteś psychopatą.
– Jeśli ja nie mogę z tobą być, to już nikt nie będzie mógł tego zrobić.
Uniósł broń i wycelował nią w nastolatka, który stał tam jak słup soli. Nie tak miały wyglądać ostatnie chwile jego życia! Jungkook mocno zacisnął powieki i czekał już na ten głupi wystrzał. Nie trwało to długo, gdy powieki chłopaka rozluźniły się i jedyne co mógł zobaczyć, to czerwona plama na jego własnym brzuchu. Nastolatek zjechał po ścianie i zapewne zostawił tam wielki czerwony ślad. Nawet nie mógł wydobyć z siebie jęku bólu, który był okropny. Tak się umiera?
– Jungkook?! – znajomy głos doszedł do chłopaka z góry, by po chwili ktoś chwycił lekko jego głowę i skierował do góry. – Żyj dzieciaku, karetka już jedzie.
– Nam..hyung – jedyne słowo które był w stanie wydusić nastolatek. Namjoon starał się, aby jego głos nie drżał, jednak to było zbyt trudne.
Jungkook bał się, że umrze z grymasem bólu, więc jedyne czego chciał, to uśmiechnąć się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro