▲▼ ROZDZIAŁ 2 ▼▲
Zamknęła drzwi, pogwizdując pod nosem. Było już późno i ciemno, w dodatku Natalia miała spory kawałek drogi do domu. Tak więc poprawiła kurtkę i żwawo ruszyła przed siebie. Nawet o tej godzinie - gdy jest już prawie północ - miasto wciąż tętni życiem. Jednak dla tych, którzy jej szukają nie ma to żadnego znaczenia. Tłumy zwykłych ludzi w żaden sposób jej nie uchronią, mogą jedynie zamaskować zapach, a i tak z marnym skutkiem. Mijają już cztery lata odkąd się tu zadomowiła i póki co - całe szczęście - nic nie wskazuje na to, aby znajdowała się w niebezpieczeństwie. Ale lepiej mieć się na baczności, bo kto wie kiedy ten spokój runie.
Oczywiście, że się bała. Starała się tego nie okazywać, ale to nie zmieniało faktu, że czuła wręcz obezwładniający strach tam w środku. Ty głupia babo, uspokój się. - Karciła się w myślach. - To ty go stworzyłaś, nie możesz się go bać. To idiotyczne. - Była na siebie wściekła. - Zmiękłaś. Stałaś się za bardzo ludzka. - Choć ciągle to sobie wypominała, to jakoś nie śpieszyła się, aby to zmienić. Dalej tkwiła na ziemi, pośród tych marnych istot. Było jej tu dobrze. - Powinnaś była go zniszczyć już dawno temu, gdy miałaś okazję. Dlaczego tego nie zrobiłaś? - Już zapomniała od jak dawna właściwie zadaje sobie to pytanie. Tamte wydarzenia miały miejsce w bardzo dalekiej przeszłości, ledwo co je pamiętała. Ale jednego była pewna: skoro wtedy nie starła go na proch, to już od dawna musiała być taka słaba. Żałosna.
Dobiegło ją ciche warczenie gdzieś z zaułku, który właśnie mijała. Nie zatrzymuj się. - Upomniała się w myślach, przyśpieszając kroku. Spojrzała w górę; światła latarnii zaczęły mrygać. - Bardzo niedobrze - kiedy tak się dzieje, to nie zawsze oznacza to, że nie zapłaciło się rachunku za prąd, albo, że żarówka się przepala. Czasami takie skoki energii mogą świadczyć o obecności duchów lub demonów, co w jej przypadku było akurat bardziej niż pewne. Nie odwracała się do tyłu, bo doskonale wiedziała, że coś uporczywie podąża jej śladem. Odgłos warczenia nie ucichł nawet na chwilę, a co gorsza - stawał się głośniejszy. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że wydaje je więcej niż jedna istota. Jej oddech przyśpieszył, gdy ktoś za plecami wychrypiał:
- Natalia - ogarnęła ją taka panika, że aż przystanęła. - Nareszcie cię znalazłem - poczuła jego zimny oddech na karku. Nie odezwała się ani słowem. - Troszku się nie widzieliśmy - zaczął bawić się kosmykiem jej czarnych włosów. - Moja Pani - uśmiechnął się szeroko.
- Czego chcesz, Fene? - Zapytała beznamiętnie. Nie może się go bać, jest od niego potężniejsza.
- Hm - prychnął. - Pytasz jakbyś nie wiedziała - chłonął jej zapach.
- Nie dotarło do ciebie, że masz spadać? - Odwróciła się twarzą do niego, zakładając ręce na piersiach. - Powinieneś być mi wdzięczny, że pozwoliłam ci żyć. - Warknęła.
- Wykorzystałaś mnie! - Ryknął. - Nie zostawię tak tego. - Dodał, nieco spokojniej. - I nie udawaj, że się nie boisz - uniósł podbródek fioletowookiej.
- Mam się bać? - Jedna z jej brwi powędrowała do góry. - Niby kogo? Ciebie? - Zaśmiała się, na co ten skrzywił się niezadowolony. - To JA cię stworzyłam. - Chciała mu pokazać, że nie ma z nią szans, nawet jeśli sama doskonale wiedziała, że aktualnie by sobie z nim nie poradziła.
- Gdybyś się nie bała, to byś przede mną nie uciekała - uśmiechnął się zwycięsko. On wiedział i próba zwodzenia go była daremna, ale cóż, zawsze warto spróbować. - Więc lepiej ze mną nie pogrywaj - nachylił się nad nią; był od niej dużo wyższy. Nawet nie zauważyła kiedy tak wyrósł.
- Całe życie to robię - uśmiechnęła się, a następnie zniknęła mu sprzed nosa, a z jego ust padło soczyste przekleństwo.
Przeniosła się w kompletnie inną część miasta, która była znacznie oddalona od miejsca, w którym spotkała swojego dawnego znajomego. Mimo to zaczęła biec, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Gdyby nie fakt, że wzniosła wokół niego barierę ochronną, to przeteleportowałaby się tam od razu. Co jakiś czas obracała się, sprawdzając, czy aby za nią nie biegnie. W pewnym momencie poczuła silne zderzenie; tylko tego mi brakowało - pomyślała.
- Nic ci się nie stało? - Zapytał, trzymając ją za ramię tak, aby się nie przewóciła.
- Nie - odparła. - Dziękuję - popatrzyła na niego. Już go gdzieś widziała. - Gonił mnie jakiś wściekły pies, ale wygląda na to, że go zgubiłam - obejrzała się, mając nadzieję, że ma rację. - Przepraszam, że na ciebie wpadłam - posłała mu delikatny uśmiech.
- Nic się nie stało - odwzajemnił gest. To była ta sama dziewczyna, która obsłużyła go w tamtym barze.
- Raz jeszcze dziękuję - skinęła głową, chcąc go wyminąć, ale brunet ponownie złapał ją za rękę. Spojrzała na niego pytająco.
- Słyszałaś to? - Szepnął, rozglądając się wokół.
- No nie - szepnęła. Już chciała pociągnąć chłopaka za sobą, ale coś wielkiego rzuciło się w jego stronę, przygniatając go do ziemi.
- Zostaw go! - Odepchnęła Fene tak mocno, że ten uderzył o ścianę, zostawiając w niej siatkę pęknięć. Oczywiście nie zrobiła tego własnymi rękoma. Następnie pomogła Dipperowi się podnieść i biegiem ruszyła przed siebie, trzymając nadgarstek bruneta. - Musimy go zgubić. - Wysapała.
- Mam pewien pomysł - mruknął. - Ale nie jestem pewien czy mi się uda - zaznaczył.
- Wszystko jedno! Próbuj! - Rozkazała. Oczywiście, że mogłaby ich gdzieś przenieść, ale jak potem mu to wytłumaczy? Nawet jeśli zmieniłaby mu wspomnienia, to kto wie co jej niegdyś podwładny sobie pomyśli? Jeszcze zacznie go ścigać, a ona chyba nie chciała mieć dwudziestoośmiolatka na sumieniu.
Pociągnął ją w jeden z zaułków, po czym nakazał być cicho. Zasłonił jej cały widok, więc nawet nie mogłaby go ostrzec. Zaczął szeptać coś pod nosem i gdy już chciała go pośpieszyć, to na jego rękach pojawiły się połyskujące w mroku wzorki, jakby tatuaże. To wprawiło Natalię w osłupienie, ale nie miała czasu na to, aby o cokolwiek zapytać, bo tuż obok nich pojawiła się szczelina, w którą Pines ją wciągnął. Tego się kompletnie nie spodziewała, ale z drugiej strony była wdzięczna, że trafiła akurat na niego.
- Co to było? - Postanowiła udawać zaskoczoną, nawet jeśli nie było to dla niej nic niezwykłego. Chociaż te ślady... Czegoś takiego jeszcze nie widziała.
- Sztuczka - znaleźli się w jego hotelowym pokoju. Teraz miał okazję lepiej jej się przyjrzeć; wyglądała na zszokowaną. Poza tym nic jej chyba nie było.
- Sztuczka? - Zakpiła. - Kim ty jesteś? Jakimś demonem czy coś? - Zmierzyła go od góry do dołu. Ot zwyczajny chłopak; ciemne włosy i oczy, żadnych widocznych na pierwszy rzut oka znaków szczególnych. Nie wyglądał na kogoś takiego jak ona. Zdała sobie sprawę, że nie wyczuła od niego żadnej demonicznej energii, gdy na niego wpadła. Czyżby była słabsza niż jej się wydawało? Nie, niemożliwe. Nawet teraz niczego od niego nie czuła.
- Nie. Nie jestem. - Odparł nieco oschle. Czyżby czuły punkt? - Uśmiechnęła się w myślach.
- Więc jak niby to zrobiłeś? - Uniosła do góry jedną brew, zakładając ręce na piersiach. Była ciekawa jak z tego wybrnie.
- Wybacz, ale to tajemnica - oznajmił, na co ona odpowiedziała mu głośnym prychnięciem.
- Że co proszę? - I tylko tyle zdążyła powiedzieć nim odpłynęła. Nie mógł pozwolić na to, aby ktokolwiek się o tym dowiedział, dlatego postanowił po prostu usunąć jej pamięć. Niemniej jednak na pewno zajmie się tamtym psem, bo miał ogromne wątpliwości co do ziemskiego pochodzenia zwierzęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro